W efekcie tego, że mój mózg, zamiast
pomóc mi się odprężyć zalewał moją głowę najgorszymi
wspomnieniami, nie pospałem sobie zbyt długo i czas przed rozmową
z lekarzem spędziłem na rozmyślaniu. W końcu wstałem i
podtrzymując się ściany zszedłem do gabinetu mężczyzny.
Zapukałem cicho, a na odpowiedź nie czekałem długo. Nacisnąłem
klamkę i wślizgnąłem się po cichu.
-Usiądź Yuta… -wykonałem polecenie i
spuściłem głowę.- Czeka nas ciężka rozmowa. Chcesz herbaty?-
zerknąłem na niego, uśmiechał się do mnie delikatnie.
-Nie. Szczerze mówiąc… chcę mieć za
sobą tą rozmowę.- wlepiłem wzrok w biurko, które nagle stało
się niezwykle interesującym przedmiotem.
-Więc dobrze. Powiedz mi jak się zaczął
twój problem.- jego żądanie sprawiło, że zamarłem. To wszystko
we mnie odżyło.- Oczywiście rozumiem… nie musisz mi ufać.
Jedynie mnie naprowadź na powód twojej przypadłości. Na wszystko
mamy czas.- poklepał mnie po ramieniu, co nie dodało mi otuchy.
Poczułem się gorzej, zrobiło mi się gorąco.
Zawahałem się. Yuu… on chce ci pomóc.
A ty nie możesz sprawiać Hanie i Mike'owi więcej kłopotów.
-W mojej rodzinie wydarzyło się coś…
tragicznego. Zacząłem przez to jeść…- miałem opór, by mówić
mu co było dalej. To zbyt ciężkie.
Gimnazjum. Koszmar każdej osoby,
która ma jakiś „defekt”. Na tym etapie w młodzieńczym mózgu
wyłącza się coś takiego jak empatia. Każdego, kto choć trochę
odstaje i próbuje być sobą, traktuje się jak błąd fabryczny.
Przejebane. A kiedy to nie twój styl bycia jest „inny”, a
wygląd. Zaczyna się piekło.
Niechętnie wstałem z łóżka.
Ubrałem się, zjadłem śniadanie, umyłem, wyszedłem. Zwyczajny
dzień z życia nielubianego gimnazjalisty. W drodze do szkoły
towarzyszyły mi moje ulubione piosenki. Wszedłem na teren mojego
gimnazjum i rozpoczął się mój koszmar. Obok mnie przeszył
szepczące coś do siebie dwie blondynki. Co jakiś czas na mnie
zerkały i wybuchały śmiechem. A ja miałem je głęboko w nosie.
Jak zwykle potem nastąpiła rewizja
zawartości mojej torby, wykonana przez wspaniałego „króla”
szkoły. Akurat, gdy pozbierałem wszystkie wysypanie na kafelki
przedmioty zadzwonił dzwonek. Do klasy wbiegłem spocony i zdyszany,
na szczęście jeszcze przed nauczycielką. W moją stronę poleciał
papierowy samolocik. Od kilku dni po internecie krążył filmik, w
którym mój pijany ojciec obmacywał jakieś laski. Tylko… czemu to ja za
to dostawałem od życia po tyłku? Czemu on nie poniósł
konsekwencji?
Tego dnia zjadłem jeszcze więcej niż
zwykle.
Zamilkłem.
W moim gardle pojawiła się jakaś gula, przez którą nie byłe w
stanie wydusić z siebie ani słowa. Wspomnienia były takie żywe.
Tak cholernie bolesne. Uniosłem wzrok na Asashi'ego. Obserwował
mnie w milczeniu i kiwnął powoli głową.
-Okej.
Słuchaj. Mam prośbę. Pójdziemy teraz na kolację. Zjesz chociaż
troszeczkę, okej? Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale musisz
przyzwyczaić organizm do regularnych posiłków. Do kolejny krok, do
tego, byś wyzdrowiał.- uśmiechnął się, a ja poczułem, że
byłbym w stanie mu zaufać. Zdusiłem to uczucie w zarodku, by
przypadkiem nie mogło się rozwinąć. Wystarczyło mi już to,
wciąż pamiętam jak mnie potraktował w tedy, gdy chciałem mu
zaufać. Gdy pokazałem mu skrywane przez długie lata, uczucie.
-Jasne…
Ale nie obiecuję, że skończy się to dobrze. Nie mogę jeść…
Po prostu nie umiem. Wiem,
że to głupio brzmi… ja po prostu nie potrafię jeść.
Przynajmniej od jakiegoś czasu.
Mężczyzna
zmarszczył brwi, ale wyraz jego twarzy pozostał nieodgadniony.
Nawet teraz, gdy był w pełni skupiony, wyglądał olśniewająco
oraz nieco zawstydzająco. Sam chciałbym móc się pochwalić tak
genialnym wyglądem. Dobrze zbudowany, męskie rysy twarz, duże
szare oczy i czarne, miękkie włosy, postawione na żel, co mogłem
jedynie przypuszczać, ponieważ wyglądały naturalnie. No i do tego
wyglądał w tym kitlu… oh boże. Powinienem przestać, jeszcze mi
brakuje tego, bo się podniecić i dostać za to w ryj. Jedyne co się
w nim od liceum zmieniło to oczy, które nie były takie surowe,
teraz niemal czułem ciepło na sercu. Niemal, bo wciąż pamiętałem
o tym, jaki ma do mnie stosunek. Pewnie gdyby był dla mnie obcy,
inaczej bym do niego podszedł, bardziej ufnie.
-Od
jakiegoś czasu?- podchwycił, tym samym wyrywając mnie z krainy
marzeń. Skinąłem apatycznie głową.
-Wcześniej
dużo jadłem… bardzo dużo. To naprawdę obrzydliwe. Byłem…
jebanym tłuściochem…- przy ostatnim zdaniu, mój głos drżał.
Nie wiem czemu zacytowałem jego własne słowa sprzed sześciu lat,
z dnia, w którym postanowiłem schudnąć i zamknąłem się w swoim
pokoju. Co mnie do tego podkusiło?
- Nie
bądź dla siebie taki ostry. Słuchaj, ktoś kiedyś ci tak
powiedział?
-Tak.
Ktoś, kto był dla mnie niezwykle ważny. - czemu mu to wszystko
mówiłem? Po co? Dla jego litości? Czy może dążyłem do tego, by
lekarz przypomniał sobie jak przez podstawówkę, gimnazjum oraz
liceum gnoił mnie i pogłębiał mój nałóg. Bo bez wątpienia, w
tamtych czasach jedzenie było moim nałogiem, nie umiałem ujarzmić
mojego głodu. Nie panowałem nad tym. Jadłem to co mi smakowało.
-Dziewczyna?
Wiesz… Sam kiedyś nie byłem zbyt święty.
-Nie
śmiem wątpić-
mruknąłem
cicho pod nosem i przeczesałem włosy.
-Coś
mówiłeś?- zmarszczył brwi zdezorientowany.
-Nic
takiego. Chodźmy już, co?- lekarz przytaknął i wstał.
Zaprowadził mnie do dość dużego pomieszczenia, stały tam trzy
stoliki czteroosobowe, nie wyglądało to jak zwyczajna stołówka.
To
miejsce
miało w sobie coś… domowego. Nie wiem jak to określić. Po
prawej stronie był kominek, podłogę
wyłożono ciemnym drewnem,
a
białe
ściany ozdabiały miłe dla oka obrazy. Kuchnia
nie była zamknięta, a połączona z jadalnią
i jedyne oddzielało oba pomieszczenia to czarno-biała wyspa
kuchenna, przy której także stały krzesła. Dwa stoliki były
czarne, a jeden, środkowy biały. Białe krzesła stały przy
czarnych stolikach, a z kolei czarne- przy białych. W kuchni stała
średniego wzrostu kobieta, która brązowe
włosy spięła w wysoki kok. miała na sobie biały fartuch i
czerwoną sukienkę. Na oko mogła
mieć z
czterdzieści lat i zapewne była kucharką. Przywitałem
się z kobietą cicho, a ona odpowiedziała entuzjastycznie i podała
nam dwa talerze. Na tym, który otrzymałem ja, były płatki musli
wymieszane z jogurtem. Lekarz z kolei dostał talerz kanapek. Usiedli
przy wyspie kuchennej, lekarz uciął pogawędkę z kobietą, która
po kilku minutach zostawiła nas samych.- Nie jesz? Spróbuj zjeść
tyle, ile możesz . Ale chociaż trochę. To jest potrzebne do
nabrania sił. No i od czegoś tak lekkiego nie przytyjesz.
Uniosłem
prędko głowę, nieco zdziwiony. Chwyciłem łyżkę i nabrałem
odrobinę płatków. Zjadłem połowę porcji, którą otrzymałem i
szczerze? Byłe z siebie dumny. Nie mogłem się doczekać, aż
powiem Hanie i Mike'owi. Na pewno będą szczęśliwi.
**********************************************************************************
W bólach nareszcie skończyłam piąty rozdział, jestem z siebie taka dumna! :3 Od razu mówię, że mogłam gdzieś połknąć jakieś literki, a nawet zmienić narrację, za co przepraszam >.<
Mam nadzieję, że teraz wszyscy, których lubią Humana się ucieszą, mam już jakąś jedną trzecią nowego rozdziału! Kto się cieszy?! ^^ Trochę mi przykro, że ostatnio jedynie Roszpuncia skomentowała rozdział, ale mi to jestem szczęśliwa,że to właśnie ona skomentowała. Naprawdę sobie cienię twoje komentarze ^^ Malarz się pisze, Human się pisze. A ja pracuje nad nowiutkim projektem, który muszę jeszcze rozplanować. Co więcej! Niedługo mam zamiar wstawić pewien one-shot :3 Z resztą nie jeden, jeśli weźmie mnie wena :D Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że jutro uda mi się wstawić Malarza! A jeśli nie, to zawczasu: WESOŁYCH ŚWIĄT ^^