poniedziałek, 16 stycznia 2017

Malarz - Epilog

EPILOG

Londyn, 1980r.

Młody chłopak, wszedł do biura w jednym z najstarszych domów w Londynie. Wszyscy śmiali się, ze mężczyzna mieszkający w nim jest zbyt cenny dla Stwórcy, by zbyt szybko odejść i wszystko co do niego należało, musiało być wiekowe.

Staruszek siedzący za ciężkim, dębowym biurkiem, miał sto dziewięć lat, a wciąż trzymał się na nogach i zarażał swoim optymizmem. Celem młodego mężczyzny był interes, który zaproponował mu starzec przez telefon.

Podszedł do mężczyzny żwawym krokiem i uścisnął jego dłoń.

-Witam… nazywam się…

-Wiem bardzo dobrze jak masz na imię, młodzieńcze - uśmiechnął się do niego stulatek.- Jestem może i starszy niż większość londyńskich kamienic, ale nie jestem głuchy. Ani ślepy- zaśmiał się.

Młody mężczyzna wydał z siebie „oh” i zaśmiał się wraz ze starcem.

-Ma Pan do mnie interes, prawda?- zapytał.

-A i owszem, posiadam takowy, panie Phantomhive – cmoknął i podniósł się z trudem, a młodzieniec obserwował go z podziwem i od razu rzucił się, by mu pomóc.- Udajmy się do mojej osobistej pracowni. Wiem, że nie mam w zwyczaju sprzedawać obrazów ze swojej kolekcji Malarza, który w tych czasach jest już legendą… ale poczułem, że powoli nadchodzi mój czas i nikt nie przejmie po mnie tego wszystkiego- pokazał dłonią półkole.- Pomyślałem, że ty, jako koneser sztuki zechcesz kilka dzieł w swoje ręce.

-Zna pan autora, tych obrazów?- zapytał chłopak, a mężczyzna zadumał się.

-Znałem go bardzo dobrze. Był mi… bliski. Ale jego imienia nie mogę zdradzić. Poza tym, mów mi Sebastian, młodzieńcze.

-Rozumiem, proszę Pa… znaczy Sebastianie.

Staruszek otworzył drzwi i wprowadził mężczyznę do pomieszczenia wypełnionego obrazami. Wciągnął powietrze zachwycony oglądali pejzaże i portrety. W końcu młodzieniec dostrzegł dwie zasłonięte sztalugi. Zdjął z nich ostrożnie materiał i niemal się zachłysnął, podziwiając kunszt wykonania obrazów.

-A te dwa? W jakiej są cenie?

-Te dwa nie są na sprzedaż, mój drogi. Są bardzo prywatne dla samego autora.

-Jaka się wiąże z nimi historia? Bo widzę, że to ten sam chłopak, ale… nie rozumiem czemu są tak warte… pod względem sentymentalnym, oczywiście.

Staruszek ponownie się zadumał i postukał palcem po brodzie, widać było, że posępniał.

-Krążą pogłoski, że autor tych obrazów był zakochany w młodszym od siebie chłopaku, arystokracie. Chłopak miał okrutnego ojca i jeszcze gorszą macochę. Poznali się w parku, ten moment symbolizuje Płaczący Chłopiec. W takiej sytuacji widział go po raz pierwszy… Podobno ojciec arystokraty rozdzielił ich i zamknął syna w pokoju. W dzień, w którym młody arystokrata miał wziąć ślub, popełnił samobójstwo. Powiesił się na pasku.

Młody mężczyzna obserwował stulatka jakby zmrożony jego słowami. Ta historia była tragiczna. Okropna.

-A co z Malarzem?

Mężczyzna westchnął cicho i podniósł z ziemi materiał, którym przykryte były obrazy.

-Malarz? Żył. Ożenił się z byłą pokojówką swojego kochanka, by ochronić ją przed deportacją. Co prawda w tym związku nie było głębszego uczucia, ale przyjaźnili się. Razem odwiedzali często grób chłopaka. Aż do 1918, kiedy Hiszpanka nie zabrała mu dwóch ostatnich bliskich osób.

-Dwóch?

-Tak. Miał jeszcze znajomą z dzieciństwa, u której mieszkał. Smutna historia.- powiedział.- Ah, po co się zasmucać, młodzieńcze. Myślę, że mogę ci oddać wszystkie obrazy. Oczywiście bez tych dwóch. Zapiszę je na ciebie w swoim testamencie. Umowa stoi?- wyciągnął dłoń, którą chłopak niepewnie uścisnął. Wymienili ze sobą kilka grzeczności i młody Phantomhive opuścił dom staruszka.

Mężczyzna westchnął i patrzył ze łzami w oczach na dwa obrazy. Chwycił pędzel i farbę. Podpisał oba obrazy, drżącą ręką i udał się z powrotem do biura, spisując dokładnie swój testament.

-Staruszek dokonał żywota po kilku miesiącach, dokładnie czternastego grudnia. Dopadło go zapalenie płuc, którego nie pokonał. Tego dnia, wszyscy poznali nazwisko sławnego Malarza, wreszcie historia jego tragicznego życia ujrzała światło dzienne. A sam Malarz wreszcie spotkał swojego ukochanego. Po niemalże stu latach ich dusze mogły się połączyć - młody Phantomhive przeczytał artykuł z gazety opisujący jego rozmowę ze sławnym Malarzem. Stał właśnie nad grobem Michaelisa, który spoczywał zaraz obok Ciela Phantomhive’a. Trzymał w dłoni złoty łańcuszek, który był w jego rodzinie o dawna. Uklęknął między nagrobkami i zakopał go pod ziemię, odmawiając cichą modlitwę.


**********************************************************************************
I jest. Koniec Malarza. Tragicznej historii dwóch kochanków pochodzących z zupełnie innych światów. Przyznam szczerze, że pisząc niektóre sceny płakałam. Pisząc cały epilog. Poprzedni rozdział. Płakałam jak bóbr. 
Dziękuję wam za wsparcie, w szczególności dziękuję Roszpunci ( uwielbiam cię kobieto <3 )

Koniec tej historii zamyka w moim życiu jakiś podrozdział. Oczywiście koniec Malarza nie oznacza końca  Ozzy. To dopiero początek. Mam teraz w planach szukac nowych czytelników, choć załamuję ręce, bo nie wiem jak tego dokonać i coraz częściej przez okres mojej nieobecności miewałam myśli, by bloga najzwyczajniej w świecie usunąć. Ale kiedyś wam coś obiecałam. Że nie będę kolejną ałtoreczką, która zamyka bloga, bo nie przemyślała fabuły. Dlatego tu jestem.

Co do dalszych planów: Zabieram się za pisanie one-shotów tych zamówionych, jak i tych, które sama sobie wymyślę. Mam ochotę napisac parę shotów, bo chce coś niezobowiązującego. Myślałam nad napisaniem od nowa Humana, ale na razie chwila wytchnienia. Nic na siłę. Mam nadzieję, że znajdę chwilkę w weekend (lub w tygodniu), by naskrobać pierwszego shota. 

Jeszcze raz wam dziękuje <3

niedziela, 15 stycznia 2017

Malarz - rozdział piętnasty (obie perspektywy)


Rudowłosa pokojówka przemierzała samotnie ulice Londynu ze skórzaną walizką w dłoni. Było już dość ciemno,a ona nie miała przy sobie żadnych pieniędzy. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, jedynym miejscem, które przyszło jej do głowy, był dom, w którym zamieszkał Ciel. Było jej głupio, że musi mu przeszkodzić.

Z ciężkim sercem ruszyła do domu, o którym opowiadał jej chłopak. Naprawdę nie chciała niszczyć mu tego, co powoli budował. Uniosła dłoń, by zapukać, ale usłyszała za swoimi plecami damski głos.

-Dobry wieczór. Coś się stało?- odwróciła się szybko w stronę głosu. Przed nią stała dość młoda kobieta. Dziewczyna rozpoznała w niej Ann, o której Ciel mówił z zamiłowaniem.

-Nie… A właściwie to tak… Mam sprawę do Ciela i pewnie również do Pani…- powiedziała zawstydzona pokojówka. Nie chciała być dla nikogo ciężarem. Naprawdę nie chciała.

~Sebastian~

Moją zadumę nad, skończonym już od jakiegoś czasu, obrazem przerwało pukanie do drzwi i głos Ann.

-Sebastian, Ciel? Śpicie?- szybko wciągnąłem spodnie i zarzuciłem koszulę na ramiona. Uchyliłem lekko drzwi i spojrzałem na nią. Stała jeszcze w płaszczu, a za nią stała jakaś dziewczyna.

-Ciel… ekhm…-zarumieniłem się.- Śpi. Coś się stało?

-Tak. A właściwie to nie.-zachichotała, zapewne z powodu mojego zakłopotania. Skrzywiłem się, wiedząc, że usłyszę na ten temat wiele docinek z jej strony.-Myślę, że Ciel zechce porozmawiać z naszym niepodziewanym gościem. Gdybyście mogli za dziesięć minut być na dole, byłabym zachwycona.

A potem odeszła razem z nieznajomą mi dziewczyną, która nie odezwała się nawet słowem. Pokręciłem głową i podszedłem do śpiącego Ciela. Uśmiechnąłem się, widząc jak przytula moją poduszkę, wciskając w nią nos. Delikatnie dotknąłem jego ramienia i potrząsnąłem nim.

-Ciel… Masz gościa… Nie znam jej, ale Ann ją wpuściła...I …

Chłopiec przetarł oczy krzywiąc się lekko, gdy się uniósł. Wiedziałem bardzo dobrze czemu, a to sprawiło, że na moje twarzy ponownie wykwitł rumieniec.

-Pomożesz mi się ubrać?-spytał cichutko. A ja przytaknąłem i znalazłem po omacku jego ciuchy. Gdy go ubrałem, doprowadziłem do porządku swoje odzienie. Powoli zeszliśmy na dół, gdzie czekała na nas Pani doktor wraz z tajemniczym gościem. Cóż tajemniczym dla mnie, bo Ciel podbiegł do dziewczyny i przytulił ją mocno.

~Ciel~

-Co tu robisz? I czemu tak późno? Wszystko w porządku?-zalałem przyjaciółkę lawiną pytań. Tak dawała mi krótkie odpowiedzi i poprosiła bym usiadł.
-Ciel… Twój ojciec się dowiedział, że to ja pomogłam ci uciec. Wyrzucił mnie i dlatego tu jestem… poza tym…-zamarłem gdy to powiedziała.

-Chwila-zaczął Sebastian zdziwiony równie mocno co ja.- Nikt cię nie śledził?

~Sebastian~

Najwyraźniej z moich ust padło pytanie, którego obawiali się wszyscy. Rudowłosa milczała, a Ciel zesztywniał i zdenerwowany wyjrzał przez okno.

Gdy była służka miała już otworzyć usta i powiedzieć coś, dostrzegliśmy na zewnątrz powóz i stukot ciężkich butów. Ta dziewczyna była śledzona. Przyszli za nią. Chciałem coś zrobić, ale drzwi otworzyły się z hukiem i wpadli przez nie rozjuszeni funkcjonariusze Yardu, a zaraz za nimi powolnym krokiem wszedł znany mi już mężczyzna. Czułem jak moje serce zamiera. Chciałem podbiec do Ciela, ale ten spojrzał na mnie spokojnym wzrokiem, jakby przeczuwał, że tak skończy się jego kolejna ucieczka. Ann ścisnęła moją rękę.

-Widzicie panowie? Ta mała chińska flądra i ten pedofil z ulicy ukartowali wszystko porywając mojego jedynego syna- odezwał się hrabia beznamiętnym głosem, wskazując powoli palcem na mnie i pokojówkę.

-Aresztujemy pana, panie Michaelis za…

-Sam uciekłem z domu. Nikt mnie tu nie trzyma na siłę.- przerwał funkcjonariuszowi spokojnym głosem Ciel. Policjanci opuścili broń, ale wciąż pozostali w gotowości, by zareagować.

-Niestety paniczu Phantomhive. Musi Pan wrócić z ojcem do domu- powiedział otyły mężczyzna i odchrząknął zażenowany. Widać było, że nie wie o poczynaniach ojca Ciela.

Chciałem zaprotestować, ale chłopak znów rzucił na nas smutnym wzrokiem, zatrzymał się na mnie dłużej i dostrzegłem w jego oczach łzy, jednakże on odwrócił twarz w stronę ojca i policjantów. Ruszył ku wyjściu z domu. Czułem, że to spojrzenie było pożegnaniem, ale wiedziałem, że gdybym zaprotestował, Ciel mógłby mieć większe problemy.

Nagle dom stał się cichy. Uświadomiłem sobie, że to wszystko tak szybko się stało. Chciałem wybiec z domu i krzyczeć…

Tylko jaki miałoby mieć to sens?

Kocham cię, mój Książę…

~Ciel~

Siedziałem w swojej sypialni. Od wydarzeń z domu Ann minęło parę bolesnych i długich miesięcy. Przez ten cały czas, dom był pilnowany przez całą dobę. Nie miałem żadnej możliwości ucieczki, a dzień mojego ślubu zbliżał się nieubłaganie. Nie sypiałem, nie jadłem. Skończyło się nawet na tym, że mój ojciec osobiście przyszedł mnie nakarmić. Nie było to przyjemne zważywszy na to, że stłukł talerz i przycisnął moją twarz do jedzenia wymieszanego ze szkłem. Każdy oddech był dla mnie torturą, choć nie sprawiał mi bólu fizycznego.

Siedziałem w sypialni kolejne długie, bolesne dni. W końcu nadszedł Wielki Dzień. Od raza do rezydencji zjeżdżali się goście, a ja zostałem ubrany w elegancki, tradycyjny strój. Oglądałem się w lustrze dokładnie i spojrzałem na zegar. Już czas.

Zamknąłem drzwi od środka i chwyciłem kawałek pergaminu. Nie wiedziałem co mógłbym napisać, ale w końcu postanowiłem zrobić inną rzecz. Chwyciłem z półki doskonale znany mi utwór i zacząłem spisywać zaznaczony przez siebie fragment


Julio! kochanko moja! moja żono!
Śmierć, co wyssała miód twojego tchnienia,
Wdzięków twych zatrzeć nie zdołała jeszcze.
Nie jesteś jeszcze zwyciężoną: karmin,
Ten sztandar wdzięków, nie przestał powiewać
Na twoich licach i bladej swej flagi
Zniszczenie na nich jeszcze nie zatknęło.
Tybalcie, tyż to śpisz pod tym całunem?
Mogęż czem lepszem zadość ci uczynić,
Jak, że tą ręką, co zabiła ciebie,
Przetnę dni tego, co był twoim wrogiem?
Przebacz mi, przebacz, Tybalcie! Ach, Julio!
Jakżeś ty jeszcze piękna! Mamże myśleć,
Że bezcielesna nawet śmierć ulega
Wpływom miłości? że chudy ten potwór
W ciemnicy tej cię trzyma, jak kochankę?
Bojąc się tego, zostanę przy tobie,
I nigdy, nigdy już nie wyjdę z tego
Pałacu nocy; tu, tu mieszkać będę
Pośród twojego orszaku — robactwa.
Tu sobie stałą założę siedzibę,
Gdy z tego ciała znużonego światem
Otrząsnę jarzmo gwiazd zawistnych. Oczy,
Spojrzyjcie po raz ostatni! ramiona,
Po raz ostatni zegnijcie się w uścisk!
A wy, podwoje tchu, zapieczętujcie
Pocałowaniem akt sojuszu z śmiercią,
Na wieczne czasy mający się zawrzeć!
Pójdź, ty niesmaczny, cierpki przewodniku!
Blady sterniku, pójdź rzucić o skały
Falami życia skołataną łódkę!
Do ciebie, Julio! Walny aptekarzu!
Płyn twój skutkuje. Całując — umieram.*”


Pisząc czułem się jak Romeo, który myśli, że jego żona jest martwa. Ja co prawda wiedziałem, że Sebastian żyje, ale wiedziałem również, iż nigdy więcej go nie ujrzę. To było niemal to samo uczucie. Pustka. Złamane serce.

Odłożyłem pióro i przeczytałem jeszcze raz przepisany fragment. Odłożyłem książkę na miejsce i chwyciłem pas z szafy, przewiesiłem go przez ramę łóżka, na której był zawieszony baldachim. Stanąłem ostrożnie na ramie zacisnąłem pas na swojej szyi, chwyciłem delikatnie medalion i ścisnąłem w drugiej dłoni szkicownik, w którym na ostatniej stronie był dokładny portret Sebastiana. Rysowałem go poprzedniego dnia. Z pamięci. A pamiętałem go bardzo dokładnie.

Policzyłem po cichu do trzech.

Raz…

Dwa…

Trzy...

Oderwałem nogi od ramy i zawisłem w powietrzu od razu zaczynając się dusić i wierzgać. Zaciskałem mocno dłoń na szkicowniku, nie chcąc go przypadkiem upuścić. Wiedza, że Sebastian w tej chwili w jakiś sposób jest ze mną, dodawała mi odwagi. Nie bałem się dzięki głupiemu rysunkowi.

Drzwi otworzyły się.

-Ciel!

Nie żałowałem swojego wyboru. To musiało się tak skończyć.


Kocham Cię...


* "Romeo i Julia" William Szekspir : Akt Piąty, scena trzecia (2865-2919)

***********************************************************************************
Oto ostatni rozdział, miałam nadzieję, że nim go wstawię poznam waszą opinię na temat rozdziału czternastego, ale niestety...
Jutro pojawi się epilog, a ja wciąż żyję nadzieją, że pojawi się chociaż jeden komentarz <3

sobota, 14 stycznia 2017

Malarz - rozdział czternasty (Perspektywa Sebastiana)

Po raz kolejny pas przeciął powietrze ze świstem opadając na obnażone plecy rudowłosej pokojówki. Kobieta klęczała naga przed całą służbą, która tylko patrzyła w przerażeniu jak ich koleżanka po fachu jest katowana przez pracodawcę.

-Ty suko! Jak mogłaś?! Dajemy ci dom i żarcie! A ty współpracujesz z moim synem?! Spiskujesz z nim, by mnie załatwić, tak?! Dziwka!- kolejne uderzenie. Plecy dziewczyny były już dawno śliskie od krwi, uderzenia wyglądały na niezwykle bolesne, ale ona milczała, jedynie wzdrygając się od czasu do czasu. Wlepiała jedynie spojrzenie pełne nienawiści w blondynkę, która nijak nie przejmowała się tym, że jej mąż tak traktuje innych ludzi. Oboje byli siebie warci. Dziewczyna nie mogła wyobrazić sobie bólu jaki musiał znosić chłopiec. Teraz była gotowa umrzeć, nie obchodziło jej to. Przynajmniej chłopak był bezpieczny, z osobą którą kocha.

Tylko jedna rzecz ją martwiła, jeśli ktoś się dowie o tym związku, nie mają szans. Aresztują Sebastiana za sam homoseksualizm i zapewne również za pedofilię.

-Gadaj gdzie jest!- wrzasnął po raz kolejny Vincent. Chwycił przy tym jej włosy i uniósł jej głowę.

-Zapewne już w drodze do Ameryki z moim przyjacielem. Wypływali dziś o czwartej nad ranem.- powiedziała udając przerażenie i cierpienie. Była dość wiarygodna i dziękowała Bogu, że jako nastolatka była aktorką i grała w kilku przedstawieniach teatralnych. Co do rejsu do Ameryki nie kłamała, rzeczywiście takowy statek odpłynął. Ale Ciela na nim nie było.

Phantomhive kopnął ją w brzuch i puścił, a ta osunęła się na posadzkę.

-Możesz się pakować i już tu nie wracać. Masz dwie godziny. Inaczej zamknę cie w piwnicy do czasu aż umrzesz z głodu albo zamarzniesz.

Dziewczyna w pośpiechu zebrała swoje ubrania zarzucając na siebie sukienkę. Reszta służby ruszyła biegiem posprzątać, a dwie kobiety pobiegły za nią do jej sypialni. Nie słuchała ich pytań. Jedynie wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować.


~Sebastian~

Obserwowałem go jak powoli rozpina za dużą koszulę umazaną farbą. Jego spodnie i bielizna już dawno leżały na podłodze.

Gdy rozpiął ostatni guzik i chciał już zrzucić z siebie materiał, chwyciłem jego dłoń delikatnie i uśmiechnąłem się. Uniosłem ją do i ucałowałem nadgarstek chłopca.

-Zostaw ją tak…

Ciel przytaknął, a ja stanąłem za sztalugą.

-Usiądź jak ci wygodnie, będziemy trochę tu siedzieć, mój słodki…- na moje policzki wkradł się rumieniec. Jego ciało było takie piękne w świetle dnia, byłem pewien, że stawało się jeszcze piękniejsze, gdy oświetlał je Księżyc.

Gdy on siadał niepewnie na łóżku, ja zasłoniłem okna grubymi kotarami i rozpaliłem świece, bym mógł widzieć dokładnie każdy szczegół. Podszedłem jeszcze do nieco spiętego chłopaka i pocałowałem go w czoło.

-Jesteś przepiękny, Ciel… Nie wstydź się swojego ciała. Jest…

-Pełne blizn. Ohydne.-przerwał mi słabym szeptem.

-Jest idealne. Blizny dodają ci uroku, ale gdybym mógł cofnąć czas… Nie pozwoliłbym ci cierpieć, skarbie.- zarumienił się, gdy go pieszczotliwie nazwałem, to było według mnie naprawdę urocze i nie odejmowało mu ani trochę męskości.- Jesteś pięknym, młodym mężczyzną…

Uniósł wzrok, gdy się podniosłem i uśmiechnął się.

-Chcę, by to była twoja najbardziej idealna praca.- powiedział cicho i oparł się o wezgłowie lekko rozkładając nogi.

Uśmiechnąłem się i wróciłem do sztalugi. Zacząłem od szkicu, a między nami trwała cisza. Nie jedna z tych niezręcznych, która ciążyła na wszystkich wokół. Ta była intymna i odpowiadała atmosferze panującej w pomieszczeniu.

Ciszę zakłócały jedynie nasze ciche oddechy i dźwięk ołówka ocierającego się o papier. Po jakimś czasie zacząłem przenosić wszystko na płótno farbami. Dałem bezgłośny znak Cielowi, że nie musi już siedzieć w bezruchu, jednak on siedział uważnie mi się przypatrując. W końcu usłyszałem szelest pościeli, co oznaczało, że ciemnowłosy się poruszył, podszedł do mnie i usiadł na stołku, na którym często przesiadywałem, szkicując. Wciągnął powietrze ze świstem.

-To jest cudowne, Sebastianie…-wyszeptał zwracając się do mnie pełnym powagi głosem. Odwróciłem się do niego, rezygnując z dopieszczania prawie ukończonego „dzieła sztuki”. Chłopak był bardziej absorbujący niż moje płótno. Dostrzegłem na jego policzkach kilka łez. Czyżby to, co namalowałem, wzruszyło go? Poczułem się mile połechtany.

Podszedłem do niego i otarłem jego łzy. Patrzyliśmy sobie w oczy w milczeniu.

Nawet nie wiem kiedy nasze usta złączyły się ze sobą, a ja chwyciłem chłopca za uda, unosząc go do góry i przyciskając do ściany.
Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na łóżku, całując się zachłannie. Nasze ciała ocierały się o siebie w namiętnym tańcu. Badaliśmy się dokładnie nawzajem, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Słyszałem jak przez mgłę, że Ciel szepcze do mnie coś cicho. Wydawał się nie wiedzieć do końca sam, że to robi. Obcałowywałem jego ciało znacząc go w kilku miejscach. Był mój, a ja jego. Mógł zrobić ze mną co chciał. Zrobiłbym dla niego wszystko i czułem, że on dla mnie również. Delikatnie obrysowałem każdą jego bliznę, składając na niej pocałunek i szepcząc przeprosiny.

Wszystko działo się powoli, byłem ostrożny, nie chcąc zrobić mu krzywdy. Nasze spocone ciała wciąż się o siebie ocierały, Ciel już nie szeptał, a cicho sapał do mojego ucha.

Byliśmy jednością. My. Razem. Już na zawsze do siebie należeliśmy. W pokoju roznosiły się ciche jęki, a co jakiś czas dało się słyszeć imię któregoś z nas. Świece powoli gasły jedna, za drugą, pogrążając sypialnię w mroku. My nie zwracaliśmy na to uwagi zbyt sobą zajęci. Każdemu z nas zależało na przyjemności drugiego. I oboje ją otrzymaliśmy. To było piękne uczucie, świadomość, że ukochanej osobie jest z tobą dobrze.

Późnym wieczorem leżeliśmy razem na łóżku wtuleni w siebie. Bawiłem się włosami chłopaka, podczas gdy on dokładnie oglądał palce mojej drugiej dłoni. Co jakiś czas któryś z nas kradł drugiemu pocałunek. Jeden z tysięcy, które podarowaliśmy sobie tego wieczora. Nie chciałem już nigdy tego kończyć. Chciałem, by ta chwila trwała wiecznie, nie zakłócona przez kogokolwiek.

-Sebastianie...obiecaj mi, że jeśli miałbym umrzeć...choćby jutro… Pozostaniesz na ziemi i będziesz dalej taki sam jak teraz.

Moja dłoń zamarła na kilka sekund, by po chwili znów zacząć przeczesywać jego granatowe kosmyki.

-Ciel gdybym widział, że na tym świcie ciebie już nie ma nigdy nie byłbym tym samym człowiekiem. Część mojej duszy odeszłaby razem z tobą. Jesteś powodem, dla którego wciąż oddycham.
Chłopak spojrzał w górę na mnie i westchnął cicho.

- Obiecaj mi jedynie, że będziesz żyć. Żyć dla mnie.

-To już inna kategoria, Ciel…- wyszeptałem. Czułem jak jego ciało rozluźnia się w moich ramionach, a oddech uspokaja się. Zasnął, był tak spokojny, jakbyśmy wcale nie rozmawiali o jego śmierci.

-Moja dusza umrze… Ale ciało spełni twoje życzenie, Moja Muzo…-wyszeptałem i wyplatałem się z jego uścisku, przykrywając go. Powróciłem do sztalugi, nie przejmując się takimi drobiazgami jak ubrania.


*********************************************************************************
Ta-dam! I oto on, przedostatni (tak myślę) rozdział. Mam nadzieję, że nie zbijecie mnie za to ok ;-; Biorę się za ostatni rozdział... a potem moi kochani... Epilog. I koniec. Koniec historii, do której mam ogromny sentyment, którą bardzo pokochałam i której szybko nie zapomnę. Mam nadzieję, że ktoś tu jest i zagląda jeszcze. Sama nie wiem czemu nie pisałam, miała tak, że szłam do szkoły, wracałam, kułam, a w weekend nie miałam ochoty pisać. Każda wolną chwilę miałam zapełnioną jakąś rozrywką, mającą na celu zniwelować stres. Mam też wrażenie, że mój styl pisania nieco się zmienił i mam nadzieję, że na lepsze widzimy się jutro, o ile ktoś pozostawi po sobie ślad, doceniam każdy. Poza tym wbijajcie na Wattpada, by gwiazdkować również tam, ponieważ to dla mnie ważne. No i na Wattpadzie możecie podziwiać moje zdjęcie we własnoręcznie wykonanym makijażu na Halloween ^^ Lubię się bawić w takie rzeczy, meh.


KONIEC CZASÓW CIEMNOŚCI!

TAK JAK MÓWI TYTUŁ...
POWRACAM
A tak serio serio po prostu siadam i piszę dalej Malarza, więc dziś w nocy, lub jutro jakoś będzie rozdział z tego co pamiętam przedostatni czy coś i generalnie to powiem tylko moi drodzy...
Chusteczki, lody, czekolada, ewentualnie jakaś odmóżdżająca muzyczka i może przeżyjecie... także lof ju gaaaaaaajs! <3
Ah i postanowiłam sobie wrzucać na wattpada ale to blog ma pierwszeństwo <3

sobota, 3 grudnia 2016

Wattpad

Pisałam o tym Wattpadzie już niedawno. Zastanawiam się czy nie przenieść całego bloga tam, powiem szczerze że jest mi tam łatwiej wszystko ogarniać. Robię ankietę, głosujcie proszę :*

niedziela, 20 listopada 2016

^^

Co wy na to?
Jak znajdę chwilę czasu w tym tygodniu to napisze jakiegoś miłego one shota, a od grudnia wracam do naszych ulubionych serii ? :*
Poza tym, wpadajcie na wattpada, gdzie publikuję to samo co na blogu (wybiórczo) Nazywam się tak samo jak na blogu ^^