sobota, 20 sierpnia 2016

Malarz - rozdział trzynasty (Obie perspektywy)

Kocha mnie…


Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, ponieważ chłopak zasnął z delikatnym uśmiechem. W jakim sensie mnie kocha? Przecież to niemożliwe, że darzy mnie tym typem miłości, którym obdarza się kochanka.


Wpatrywałem się w niego i szybko coś postanowiłem. Chwyciłem szkicownik i ołówek, mimo panującej wokół ciemności, byłem w stanie dostrzec co robię. Zacząłem szkicować śpiącego Ciela. Wydawał się być w tym momencie taki mały i bezbronny, choć za dnia był zupełnie inny. Uwielbiałem w nim to, że potrafi być silny, naraz będąc delikatnym jak płatek róży. Coś mi błysnęło w jego dłoni, którą zaciskał przy piersi. Podszedłem bliżej i ukucnąłem przy łóżku. W dłoni kurczowo ściskał srebrny medalion. Uśmiechnąłem się delikatnie. Ostrożnie, opuszkami palców, pogłaskałem jego policzek.


Zmarszczył lekko nos, przez co szybko zabrałem dłoń, w obawie, że go przebudziłem. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, a po chwili grymas zniknął z jego twarzy. Westchnąłem i wróciłem do szkicowania. Nie wiem ile czasu minęło odkąd zacząłem, ale chciałem, by ten szkic był idealny.


Gdy skończyłem, na dworze już świtało. Przetarłem oczy i wstałem z miejsca. Przeciągnąłem się i ruszyłem w stronę łóżka. Przez chwilę myślałem nad tym, czy się rozebrać, czy pozostać w ubraniu. W końcu rozebrałem się do bielizny i wślizgnąłem pod kołdrę obok chłopaka. Niepewnie go objąłem i wtuliłem twarz w jego włosy. Truskawki. Pachniał tak cudownie truskawkami. Przeczesałem miękkie kosmyki i myślałem. Mogłem go już nigdy nie zobaczyć. Nigdy się nie dowiedzieć jak się ma. Czy jest zdrowy, szczęśliwy, czy dobrze się odżywia i pilnie uczy. Tak niewiele brakowało, bym już nigdy nie mógł go przytulić i poczuć ciepło jego ciała.


Głaskałem jego włosy, poczułem nagłe zmęczenie i ogarniający mnie spokój. Wtuliłem twarz w poduszkę i przymknąłem oczy. Chciałbym, żeby nigdy nie nadszedł ranek. Teraz jest mi przyjemnie i ciepło.


~Ciel~


Niósł mnie na rękach w stronę pokoju, a ja w tym momencie, mimo okropnego zmęczenia, postanowiłem mu wyznać to, co uświadomiła mi moja przyjaciółka. Gdyby ktoś spytał, czy się denerwowałem, odpowiedziałbym, że umierałem ze strachu.


-...Chciałem ci tylko coś wyznać…- zawahałem się, a mój głos zadrżał. Zamilkłem, próbując się uspokoić. Obserwowałem jak otwiera łokciem drzwi, a potem zamyka je za nami kopnięciem. Niósł mnie w stronę łóżka, przez moment zauważyłem, że na mnie zerka. Ułożył mnie na materacu i okrył pierzyną, następnie przysiadł bokiem na łóżku. Obserwowałem jego bladą, przystojną twarz. Wziąłem głęboki wdech.


A co jeśli mnie wyśmieje? Albo wyjdzie i zostawi? Boże czy on może poczuć coś głębszego do takiego szczeniaka jak ja? Czy to ja wiruję, czy pokój?


Złapałem mocno jego dłoń i ścisnąłem.


-Bo ja… chyba cię pokochałem, wiesz?- uśmiechnąłem się, a emocje opadły i znów dopadło mnie zmęczenie.


Miałem nadzieję, że rano porozmawiamy o tym, co właśnie mu wyznałem.


Obudziłem się dość wcześnie, czemu winne były promienie słoneczne wpadające przez okno. Czułem na plecach coś przyjemnie ciepłego. Odwróciłem się w stronę tego czegoś, a raczej kogoś.


Sebastian leżał tuląc mnie do siebie. Spał, a spomiędzy jego ust uciekało cichutkie chrapanie, bardziej kojarzące się z mruczeniem. Uśmiechnąłem się, ale zaraz potem poczułem jak zalewa mnie fala gorąco. Moje policzki wręcz paliły. Byłem nagi.


-Masz gorączkę, Ciel?- usłyszałem przy swoim uchu, ten przyjemny głos, a moje ciało przeszły ciarki. Jak nie przestanie to naprawdę będę miał gorączkę jak nic.


-N-nie… wszystko w porządku…- mój głos wydawał mi się być bardzo zachrypnięty, więc odchrząknąłem. Czułem na sobie jego wzrok, ale nie chciałem się odzywać.


-Ja chyba ciebie też…-wyszeptał a moje oczy rozszerzyły się w szoku. Czy on mówi…- Bardzo dobrze wiesz o co mi chodzi. Obserwowałem cię bardzo długo Ciel. Jakoś od początku grudnia. Malowałem cię niezliczoną ilość razy. Myślę o tobie średnio co dwie sekundy. To musi być to, prawda?


Obserwowałem go uważnie, jakby czekając aż zacznie się ze mnie śmiać i powie, że żartował. Ale nie zrobił tego. Minęło kilka minut, w ciągu których czekałem aż to zrobi. On jednak uśmiechał się do mnie delikatnie i powoli przeczesywał długimi palcami moje włosy.


-Ty… nie żartujesz, prawda?- zapytałem, wciąż nie dowierzając w to, że mówi zupełnie poważnie.


-Czemu miałbym żartować? Z miłością nie ma żartów, Ciel. Nie wolno jej wyśmiewać.- zmarszczył nieco brwi, ale po chwili uśmiechnął się i złożył na moich wargach delikatny pocałunek. Zupełnie inny niż ten w nocy, który przepełniony był strachem i jakimś dziwnym rodzajem tęsknoty. Gdy się ode mnie oderwał, mógł podziwiać moje czerwone policzki.


Uśmiechnąłem się szeroko w jego stronę. Mojego szczęścia nie dało się opisać słowami.


-A teraz chodźmy na dół. Zrobimy śniadanie, Ann pewnie już jest w szpitalu.- pocałował mnie w policzek i podniósł się. Otworzyłem usta z wrażenia i obserwowałem jego umięśnione plecy. Gdy się odwrócił w moją stronę szybko zamknąłem usta.


-Możesz… podać mi coś do ubrania?…-powiedziałem cicho. Po jakimś czasie zeszliśmy na dół. Oboje byliśmy już w pełni ubrani i gotowi przywitać nowy dzień. Zjedliśmy przepyszne śniadanie, które przygotował czarnowłosy i wróciliśmy do naszej małej pracowni.


-Malujesz coś?- zapytałem, siadając na łóżku. Uśmiechnąłem się gdy przytaknął i chwycił sztalugę.-A co takiego?


-...hmmm… Coś pięknego… - uśmiechnął się ciepło w moim kierunku i położył na sztalugę nowe płótno.


-Chciałbym ci kiedyś pozować, wiesz? To by było ciekawe doświadczenie.- zaśmiałem się i wstałem podbiegłem do niego i chwyciłem mój szkicownik, który mi podarował, bym mógł ćwiczyć.- Nigdy nie próbowałem rysować, ale ty mnie nakłoniłeś i patrz, jednak umiem coś robić dość dobrze.


Przytuliłem się do niego i zajrzałem do jego szkicownika, który właśnie otworzył. Zerknąłem na niego w górę.


-To ja? Kiedy to naszkicowałeś? Jest idealny!- krzyknąłem rozemocjonowany. Naprawdę szkic był przepiękny. Można było z niego odczytać panujący wtedy spokój w sypialni.


Sebastian najwyraźniej nieco się zmieszał, podrapał się po karku, unikając moich oczu. Mogłem przysiąc, że jego policzki się lekko zaróżowiły. To było słodkie, moja kuzynka na pewno wpadłaby w, typowy dla niej, szał spowodowany zbyt dużą ilością słodyczy w okolicy.


Obserwowałem jeszcze chwilę z uśmiechem szkic. Oddałem czarnowłosemu szkicownik i chwilę stałem obserwując widoki za oknem. W nocy śnieg lekko przyprószył calutki Londyn, który teraz wyglądał niczym z bajki. Wziąłem głęboki wdech.


-Sebastian? Naszkicowałbyś…- odezwałem się wciąż wlepiając wzrok w okno.- Naszkicujesz akt…?
*********************************************************************************
No dobra jest trzynasty, bardzo dziękuję za to, że ktoś jednak dał znak ^^  Zbliżamy się do końca coraz bardziej, przed nami jeszcze dwa, może trzy rozdziały i epilog. Chyba, że postanowię rozciągnąć trochę akcję ^^ Nadal proszę o komentarze i ewentualnie jeśli ktoś czyta na komputerze, a nie lubi komentować, niech zostawi chociaż znak w postaci oceny, jaką byście dali rozdziałowi. Wczoraj dodałam tę opcję :* Trzymajcie się i możliwe, że do jutra ^^ A w następnym...będzie się działo B)

piątek, 19 sierpnia 2016

Malarz - rozdział dwunasty (obie perspektywy)

Leżałem nieruchomo zakryty po uszy kołdrą. Nie wiedziałem, która jest godzina, ale musiało być już dość późno. Pod kołdrą miałem na sobie pełne ubranie. Przez cały wieczór, wiązałem ze sobą prześcieradła i sprawdzałem co jest dobre, by je przymocować. Postawiłem na to, by przywiązać końcówkę „sznura” do ramy ciężkiego łóżka, którego za żadne skarby bym nie przesunął. Po cichu wstałem i na palcach podszedłem do drzwi, ostrożnie przyłożyłem do nich ucho. Usłyszałem cichutkie chrapanie. Pilnujący zasnął. Idealnie!


Jeszcze raz sprawdziłem każde wiązanie i chwyciłem coś co wyglądało jak nożyce. Schowałem je do kieszeni i otworzyłem okno, szybko rozejrzałem się na boki, upewniając się że jest pusto i wyrzuciłem prześcieradła przez okno. Wziąłem głęboki wdech. Nigdy nie byłem jakoś odważny, rzekłbym, że jestem niemałym tchórzem, ale w tej sytuacji muszę pokonać każdy strach. Tu chodzi o osoby, które mi bardzo pomogły, musiałem chociaż się z nimi pożegnać… i porozmawiać z Sebastianem.


Dużo myślałem przez ten czas, który spędziłem leżąc i czekając na odpowiedni moment. Doszedłem do wniosku, że dzieje się ze mną coś, czego nie do końca rozumiem. Do tego, o dziwo, w ogóle się nie boję. Przez ten tydzień spędzony z Sebastianem, bardzo się do niego przywiązałem, zacząłem darzyć uczuciami, takimi jak jeszcze nigdy nikogo nie obdarzyłem. Gdy tylko rano się budziłem obok niego, moje serce przyspieszało, a wargi robiły się suche tak bardzo, że musiałem je ukradkiem zwilżać językiem. Biło od niego takie ciepło i zawsze się do mnie uśmiechał, chociaż ja często miewałem chwile, w których byłem oschły dla całego otoczenia. Chronił mnie, wiedziałem, że robił to przez cały czas. W nocy, gdy budziły mnie koszmary, budził się także on. Tulił mnie i uspokajał. Był cudowny.


Zarumieniłem się, gdy uświadomiłem sobie, jak bardzo się rozmarzyłem.


Spojrzałem w dół. Ponownie odetchnąłem i wszedłem na parapet, cały czas mocno ściskając prześcieradło w ręku. Po raz ostatni omiotłem wzrokiem pokój i odbiłem się od ściany. Czułem jak moje ręce się pocą ze strachu. Przełknąłem ślinę, a mój oddech przyspieszył.


Ciel… to tylko kilka metrów. Dasz radę. Nie zapominaj czemu to robisz. Jaki jest twój cel. Musisz zobaczyć Sebastiana, choćby to był ostatni raz!


Z tą myślą, odbijałem się od ściany nogami i zsuwałem coraz niżej. W końcu moje nogi dotknęły podłoża. Uśmiechnąłem się i omal nie upadłem na kolana i nie zacząłem całować ziemi. Spojrzałem w górę i zakręciło mi się w głowie. Jednak okno było BARDZO wysoko. Westchnąłem cicho i zwróciłem się w lewą stronę, pobiegłem w stronę sporego ogrodu. Wszystko było jak zawsze w nienagannym stanie. Aż przeszły mnie ciarki od tej perfekcji… a może to jednak było mroźne powietrze. Teraz to nie ma znaczenia. Podbiegłem do ogrodzenia. Szedłem ostrożnie przy nim. Co jakiś czas rozglądałem się na boki, czy nikogo, kto mógłby mnie przyłapać, nie ma.


Po kilku minutach dostrzegłem swój cel. W ogrodzeniu była wycięta, idealnej dla mnie wielkości, dziura. Przecisnąłem się przez nią i pobiegłem w odwrotną stronę niż do domu cioci Ann. Porzuciłem tam narzędzie ogrodnicze. Na moje szczęście, trafiłem na bardziej błotnisty teren, więc zostawiłem tam sporo mylących tropów. Jakiś czas później, ile sił w nogach, biegłem do Sebastiana. Byłem szczęśliwy jak nie wiem. Już wyobrażałem sobie jak rzucam się w jego ramiona.


Biegłem szybko, nie zważając na rany, które momentami wciąż były dokuczliwe. W oczach miałem łzy, a moje płuca paliły żywym ogniem, ale ja wciąż biegłem. Ignorowałem ludzi, którzy próbowali mnie zaczepić. Po prostu biegłem. Do Sebastiana.


W końcu na horyzoncie zamajaczył mi bardzo dobrze znany budynek. Widziałem w oknach mdłe światło, zapewne pochodzące od świec. Nie mogłem się doczekać. Czułem jak niewiele mi zostało, by go zobaczyć. Był tak cholernie blisko mnie.


Zacząłem walić w drzwi, ciężko oddychając i płacząc ze szczęścia. Dotarłem, to nie był sen, byłem pod drzwiami i czekałem aż mi otworzą.


~Sebastian~


Usłyszeliśmy z Ann szaleńcze pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie zszokowani, była godzina trzecia w nocy. Jedyną osobą, która mogła pukać o tej porze, był sam Szatan.


-Ann. Ja otworzę.- rzuciłem twardo, widząc, że kobieta wstaje. Zerwałem się i szybkim krokiem ruszyłem do drzwi frontowych. Gwałtownie je otworzyłem, gotowy atakować i… no właśnie nic. Zamarłem. Ale zaraz się zreflektowałem i porwałem chłopaka w swoje ramiona. Wszystkie zmartwienia, nagle odeszły jakby nigdy ich nie było.


Wystarczyło mi jedynie to, że trzymam te ciepłe ciało w swoich ramionach. Oddychając tym samym powietrzem co on.


-Ciel jesteś cały przemar….


Chciałem dokończyć, ale zostałem pozbawiony tej możliwości, gdy tylko poczułem jego delikatne wargi na tych, które należały do mnie. Uśmiechnąłem się. To było tak subtelne i nieumiejętne. Tak bardzo urocze i przepełnione tęsknotą.


-Bałem się Sebastian, bałem się, że nie zdążę się chociaż pożegnać.- szeptał gorączkowo w moje usta, uchylił lekko powieki, dzięki czemu widziałem łzy w jego pięknych oczach.


-Nigdy tak nie mów… zawsze cię ratuję, rozumiesz? Zawsze…- wplotłem palce w jego włosy i delikatnie je przeczesywałem. Były wilgotne od potu i bardzo zimne.- Zaraz się przeziębisz…- podniosłem go i zamknąłem drzwi. Gdy chciałem z nim ruszyć do salonu, dostrzegłem Ann stojąca z dumnym uśmiechem w drzwiach.


-Ciel, słoneczko… martwiłam się, że cię więcej nie ujrzę…- podeszła do niego i przytuliła mocno, całując oba jego policzki.


-Jak się tu dostałeś?- zapytałem spokojnie i poprowadziłem go na sofę, gdzie szybko go otuliliśmy kocem, wcześniej ściągając jego ubrania.


-Uciekłem z domu. Przez okno…- wymamrotał. Widziałem, że jest już zmęczony i wcale mu się nie dziwiłem.


-Ann wezmę go na górę… zobacz jaki jest zmęczony. Ty też idź już spać…-westchnąłem i wziąłem chłopaka na ręce.


-Dobrze, masz rację, jest środek nocy. Dobranoc kochani.- ruszyła do swojej sypialni, a ja poczułem jak Ciel wtula się w moje ramię. Po chwili zasypiał, a ja wchodziłem po schodach.


-Sebastian?- wyszeptał cicho, jednak zwrócił moją uwagę.


-Hm?-mruknąłem i pogłaskałem jego włosy, ruszyłem korytarzem do naszego pokoju.


-...Chciałem ci tylko coś wyznać…-słyszałem, jak się waha, a jego głos przy ostatnim słowie zadrżał. Otworzyłem drzwi łokciem, ponieważ obie ręce były zajęte, a zamknąłem je za nami nogą. Wciąż czekałem na kontynuację, ułożyłem Ciela na łóżku i okryłem go szczelnie kołdrą, nawet nie ubierając na niego koszuli nocnej. Usiadłem przy nim i uśmiechnąłem się. Złapał niepewnie moją dłoń.


-Bo ja… chyba cię pokochałem, wiesz?


Kocha mnie.
*********************************************************************************
No i dwunasty. A zaraz idę pisać kolejny (który zaczęłam dziś w nocy). Czeka nas pechowa trzynastka moi drodzy. Nie wiem ile nam zostało do końca, ale mam zaplanowany ostatni rozdział i epilog. Jest tylko jedna osoba, która zna cały mój plan i... a z resztą jeszcze się domyślicie xD Nie wykluczam tego, że uwinę się z Malarzem do poniedziałku. Obecnie na dworze jest piękna pogoda, a ja siedzę i piszę ;_; W sumie nie żałuję. No dobrze, proszę tylko o to, by czytelnicy dawali znać, że są. Komentarze napędzają do roboty, serio, wczoraj, gdy Roszpuncia skomentowała posty, uwinęłam się z tym rozdziałem o wiele szybciej, niż z jedenastym. Także, proszę, komentujecie. Będę wdzięczna i będę wiedzieć ile osób tak na naprawdę czyta. 

czwartek, 18 sierpnia 2016

Malarz - rozdział jedenasty (obie perspektywy)

Nic do mnie nie docierało nawet jak powoli ruszyłem do sypialni, kompletnie ignorując pokojówki, które radośnie mnie witały. Usiadłem na łóżku w swoim pokoju i schowałem twarz w dłonie. Było tu zimno i pusto. I choć ogień wesoło trzaskał w kominku, moje serce otulała gruba warstwa lodu, którą potrafił stopić tylko Tanaka… i Sebastian. Oddychałem głęboko przez usta. Co jakiś czas odganiałem łzy, które uparcie cisnęły mi się do oczu. Nie wierzyłem w to jak szybko moje szczęście odeszło, ale to było wiadome od początku. Przecież pokutuję za JEJ śmierć. Zabiłem ją. Jestem mordercą.


Powoli zszedłem z łóżka i uklęknąłem przy nim. Wyciągnąłem spod niego drewniane, ręcznie malowane, pudełko. Było białe, ale całość ozdabiały delikatne, czerwone róże. Ostrożnie otworzyłem kuferek, a pierwszym co rzuciło mi się w oczy był srebrny medalion. Założyłem go na szyję i chwyciłem w dłoń, delikatnie ściskając bok zawieszki. Usłyszałem cichutkie klik a potem ujrzałem twarz osoby, do której byłem tak bardzo podobny. Mama…


-Mamo…- wyszeptałem i ścisnąłem medalion.- Ja już nie chcę tak cierpieć… Wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina, ale błagam cię… ja już nie daję rady… pozwól mi umrzeć…- zapłakałem.-Ja nie chcę by ojciec mnie dotykał. To obrzydliwe. Kocham cię mamo…- szeptałem, bojąc się, że ktoś może wejść do pokoju. Szybko schowałem medalion pod koszulę i zamknąłem skrzynię, a następnie wsunąłem ją pod łóżko. Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem na chwilę oczy. Nie wiedziałem do końca jak można szybko zakończyć swoje życie, ale nie chciałem odchodzić bez podziękowania Sebastianowi i cioci Ann. To by było okropnie egoistyczne.


Położyłem się na łóżku. Musiałem obmyślić plan ucieczki. Raz mi się udało, ale teraz na pewno w nocy ktoś będzie pilnował wejścia do mojej sypialni. W dzień nie mam co próbować, bo zbyt wiele służby kręci się po korytarzach. Ale w nocy już nie. Wszyscy śpią. Tylko, że wciąż pozostaje sprawa osób pilnujących w nocy mojej sypialni. Zerwałem się prędko z łóżka i podbiegłem do okna, otworzyłem je i wychyliłem się lekko, oceniając na oko wysokość. Nie było źle, potrzeba mi było tylko czegoś, na czym zejdę.


-Myśl...szybko myśl…-drabina odpadała jak nic. To mogłoby być coś materiałowego, ale na tyle mocnego, by się nie zerwać pod moim ciężarem. Moja ucieczka musiała być dobrze zaplanowana… Musiałem się spotkać z Sebastianem.


~Sebastian~


Po tym, jak hrabia wyciągnął Ciela z domu, nagle zapanowała w nim, okropna, mroczna atmosfera. Byłem zszokowany i jeszcze dwie godziny stałem w drzwiach, wpuszczając do środka lodowate, zimowe powietrze. Jeszcze kilka godzin temu szczęśliwy tuliłem go do siebie i przekomarzałem z nim w naszej małej pracowni. Krew się we mnie zagotowała. Mój mały przyjaciel może znów zostać skrzywdzony, a ja mu obiecałem ochronę! Jestem beznadziejny!


Kopnąłem pierwszą lepszą rzecz, którą okazała się jakaś donica. Pobiegłem na górę wściekły, kopiąc i bijąc każdą ścianę po drodze. Wbiegłem do sypialni. Wciąż pachniało jego ulubionymi truskawkami oraz farbami.


-Nie wybaczę mu tego. Zabiję go do cholery! Boże… Ciel… obiecałem ci, że cię ochronię. Obiecałem!


W moich oczach były łzy. Bałem się o niego. Jego ojciec był nieobliczalny. Jestem pewien, że nie zawahałby się go zabić. Po moich plecach przeszły ciarki, gdy tylko wyobraziłem sobie nieruchome ciało chłopaka. Nie mogłem pozwolić na to, by stała mu się krzywda. Nie mogłem.


Szarpnąłem za swoje włosy i zaczesałem je do tyłu, zacisnąłem zęby i pozwoliłem łzom płynąć. Był to pierwszy raz od dłuższego czasu, gdy płakałem. Myślałem, że dobrze go ukryliśmy. A mogłem z nim wyjechać. Miałem w planach popłynąć do Ameryki. Planowałem to z Ann, która już szukała pracy w Nowym Jorku, miała nawet jedną na oku. Oboje chcieliśmy dla Ciela jak najlepiej.


Nie mogę pozwolić na to, by wszystko przepadło. Moja Muza nie może przepaść.


Kilka godzin później usłyszałem wołanie Ann.


-Ciel! Sebastian!- moje serce boleśnie się zacisnęło na dźwięk imienia chłopaka. - Chłopcy?! Co tu się stało?!


Wyszedłem powoli z pokoju i westchnąłem cicho. Szedłem w stronę schodów i zatrzymałem się na ich szczycie, patrząc na kobietę.


-Zabrał go.- zgarbiłem się i spojrzałem na nią. W jej oczach najpierw pojawiło się niedowierzanie, ale zaraz schowała twarz w dłoniach.


-Jak to?! Zabrał?! Zrobi mu krzywdę!


-Wiem. Ale nie mogłem mu przeszkodzić. Pokonałby nas obu, a Ciel miałby jeszcze gorzej. Nie mogłem na to pozwolić… Oh Boże… Musiałem go oddać temu potworowi…- usiadłem załamany na podłodze i spojrzałem na blizny, na rękach. Znów miałem ochotę zrobić sobie krzywdę, ale nie mogłem. Musieliśmy myśleć o tym jak uratować chłopaka, który zmienił moje dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni.


~Ciel~


Usłyszałem pukanie do drzwi, ale osoba za nimi nie czekała na odpowiedź, tylko prędko wślizgnęła się do pomieszczenia. Szybko rozpoznałem kim był „ten ktoś”.


-Paniczu… moje biedactwo, martwiłam się o ciebie, wiesz?- była zatroskana. Szybko zamknęła drzwi na klucz uśmiechając się do mnie. Jej rude włosy związane w kucyki podskoczyły, gdy się wyprostowała.- Mam coś dla ciebie. Zgodnie z przepisem.


Podeszła do mnie i odsłoniła tackę.


-Galaretka z owocami Tanaki…?- uniosłem na nią wzrok, jej ciepły uśmiech rozgrzał moje, zmarznięte od kilku godzin, serce.


-Owszem. Jesteś taki bladziutki…- westchnęła smutno i usiadła obok mnie.- Słyszałam o wszystkim… Ten mężczyzna cię porwał?- zmarszczyła brwi.


Zachłysnąłem się galaretką.


-Sebastian? W życiu by mnie nie skrzywdził! Chciałbym, żeby mnie porwał…-zarumieniłem się. Od kilku dni, w obecności Sebastiana czułem się nieco inaczej, a na moją twarz niezwykle często wstępowały rumieńce.


-Paniczu! Rumienisz się, ojejku! Mój maleńki panicz się zakochał!- wykrzyknęła rozemocjonowana klaszcząc w ręce. Chichotała.


-W cale nie jestem mały! A ty jesteś starsza tylko pięć lat! I do tego starsza od niego!- zajadałem się smakołykiem. Był wprost cudowny, dokładnie taki, jak pamiętam.


-Hahah… i tak to urocze… Ale paniczu… ON...kazał cię pilnować… co masz zamiar zrobić?


-Uciec.-wzruszyłem ramionami.- Chciałbym, żebyś również ze mną uciekła… Ciocia Ann i Sebastian zrozumieją…


Westchnęła ciężko i szybko otworzyła drzwi, wyjrzała na korytarz i zamknęła je z powrotem, przedtem coś podnosząc.


-Prześcieradła. Nie masz ich ode mnie. Wykradłeś je z suszarni, jasne?- pokiwałem głową, jej wesołość została zastąpiona powagą.- Słuchaj uważnie. Na lewo od twojego okna jest ogród, w ogrodzeniu jest dziura, idealnie na ciebie. Podała mi jakieś narzędzie ogrodnicze.-Porzucisz to kilka metrów od ogrodzenia. Ciel… Musisz robić wszystko, żeby twój ojciec nie dowiedział się o tym. Nie tylko ja na tym ucierpię, pomógł mi kucharz i ogrodnik.- westchnęła ciężko i przetarła czoło dłonią, w nieco teatralnym geście, a jej wesołość w mgnieniu oka powróciła. Uściskałem ją szczęśliwy- Nie możesz być w tamtym domu, gdzie znalazł cię hrabia… Zrobi to znów, a kolejnej szansy może nie być. To jest dobrze przemyślany plan. Musisz sobie poradzić… Ale ty jesteś zdolnym chłopcem.- zaśmiała się.


Ta noc mogła być moim ratunkiem lub ostateczną zgubą.
**********************************************************************************
Wszystko co chciałam, już powiedziałam, biorę się za kolejny rozdział  :,>

Post informacyjny

Jak pewnie zauważyliście niby jestem, a jednak mnie nie ma i rozdziałów również. Nie, to nie jest kolejny blog, na którym autorka pisze "Zawieszam, bo, bo tak, bo nie przemyślałam fabuły". Bloga nie zawieszę choćby nie wiem co. Po prostu się wypaliłam i potrzebuje inspiracji. Przez to rozdziały są okropne, za co bardzo przepraszam.

Jaki cel jest więc tego posta?

Już tłumaczę.

Postanowiłam, że będę kończyć serie po kolei, więc ten post to taki mini plan działania:
  • Teraz kończę Malarza, czuję że jesteśmy blisko końca, ale nie obiecuję happy endu :,)
  • Potem zajmiemy się kochaniutkim Yutą i jego przemilutkim psychologiem  :*
  • W tym punkcie pojawi się Human albo mój nowy projekt nad którym pracuję, jeśli chcecie mogę podać wam małą podpowiedź o czym będzie, ale będziecie musieli sami ją znaleźć. Taka mała zabawa :')
Te punkty mogą być przeplatane one shotami z zamówień, ale to już tak szczerze może być kaprys mojego humoru  :')

Bardzo Was przepraszam za brak rozdziałów, chociaż pewnie została tu tylko Roszpuncia, której bardzo dziękuję za wsparcie <3

A teraz oficjalnie plan działania Ozzy wchodzi w życie, kocham Was jak nie wiem, dajcie znać, że jesteście i mnie jeszcze nie opuściliście, a ja biorę się za rozdział, standardowe 1000 słów :*

P.S. : Co jeśli mam zamiar pisać drugiego bloga...niekoniecznie z BL? :')