sobota, 31 października 2015

Rozdział czternasty

Poczułem uścisk na ramionach i po chwili wisiałem pół metra nad ziemią, patrzyłem prosto w oczy chłopaka z księgarni. Mój instynkt podpowiadał bym zaczął uciekać, ale jego oczy działały na mnie w niezrozumiały sposób, byłem wręcz niezdolny do poruszania.

-Biedna, głupia Alicja… Pobiegła za królikiem i wpadła do norki. Teraz dosięgnie ją ostrze królowej, bo królik nie chce jej pomóc…- zacmokał i pokręcił głową, jego oczy zabłyszczały przerażająco.

Sebastian… nie pozwól mnie skrzywdzić.

Poczułem się senny, zacząłem gwałtownie mrugać, a po chwili moja głowa swobodnie opadła na dół. Dookoła mnie zrobiło się ciemno.

*Sebastian*

Miałem dziwne przeczucia. Chodziłem zdenerwowany po sypialni, w końcu wybiegłem z niej i pobiegłem do pokoju Ciela, wbiegłem do niego.

-Ciel!... Ciel?

Rozejrzałem się, było ciemno, a chłopca nigdzie nie było. Zajrzałem jeszcze pod łóżko i do szafy.

-CIEL?! Gdzie jesteś?!- pobiegłem do salonu, łazienki. Szukałem go po całej rezydencji… i nic. Przerażało mnie to, że najpierw zachowywał się w tak dziwny sposób, a teraz… I ja nawet nie usłyszałem jak wychodził. Gdzie on teraz…

Sebastian.- usłyszałem spanikowany głos, ale nie pochodził on z domu lub z zewnątrz. Był w mojej głowie i brzmiał zupełnie jak Ciel.

Ruszyło mnie to, nie raz znak naszego kontraktu udowadniał nam, że łączy nasze umysły w jakiś dziwny, pokręcony sposób. A co jeśli Ciel odkrył kto jest mordercą i sam wyszedł mu na spotkanie? A może go porwano?

Zacisnąłem powieki i skupiłem się na chłopcu, myślałem o jego zachowaniach, głosie. W moich umyśle pojawiła się jednak kluczowa rzecz. Park. To tam kazał się zaprowadzić Ciel i to tam znaleźliśmy najważniejsze poszlaki. A jeśli tam poszedł?  Pytania nie chciały zniknąć z mojego umyśle, cały czas zadawałem sobie kolejne, a moja wyobraźnia odgrywała różne, czarne scenariusze. Z sekundy na sekundę, moje ciało drżało coraz bardziej to ze zdenerwowania, to ze strachu o chłopca.

Jakaż była moja radość, oraz jak bardzo spotęgowało się moje zmartwienie, gdy w moim umyśle znów odezwał się przerażony głosik: Sebastian… nie pozwól mnie skrzywdzić.

Nie miałem na co czekać, z miejsca ruszyłem w stronę parku, byłem tam w zadziwiającym, nawet jak na demona, tempie. Rozejrzałem się, wszędzie panowała grobowa cisza.

-Ciel!

*Książę*

-Biedny, mały hrabia… biedna, mała Alicja…- zaśmiał się szaleńczo i chwycił się za brzuch zginając wpół.- Twoja świadomość również wpadła do króliczej nory. Cudownie!- klasnął w ręce i powolnym krokiem odszedł, cały czas miał szeroki uśmiech na twarzy.

-Ah! Przedstawienie dla Królowej czas zacząć!

*Sebastian*

Usłyszałem śmiech. Bez zastanowienia ruszyłem w stronę z której on pochodził, gdy tam dotarłem, spostrzegłem, że ktoś leżał zwinięty na trawie, z każdym kolejnym krokiem, byłem coraz bardziej przekonany, że ten „ktoś”, to nikt inny jak mój panicz. Mój Ciel. Podszedłem do niego, nie ruszał się, ale oddychał spokojnie, a jego serce biło powoli i miarowo.

Ostrożnie wziąłem go na ręce i pogłaskałem kciukiem jego policzek.

-Ciel, zaraz wrócimy do domu i wszystko będzie w porządku…- pocałowałem go ostrożnie. Ruszyłem powoli w stronę rezydencji, co jakiś czas sprawdzając, czy chłopiec przypadkiem się nie budzi.

Nagle ktoś zaszedł nam drogę. Nie znałem tej osoby. Był to wysoki blondyn, miał na sobie śnieżnobiałą koszulę.

-No, no… muszę przyznać, że nie spodziewałem się iż diabelskich kontrahentów łączą, aż tak głębokie więzi. Co? Za twoje usługi daje ci dupy, czy jak? Może zakazał Ci przedwczesnego odebrania nagrody?

Chłopak widocznie musiał się bardzo dobrze bawić, ale jego słowa sprawiały, że kipiałem ze złości. On właśnie zasugerował, że Ciel to… Zmrużyłem dziko oczy, zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli na czas się nie opanuję mogę przybrać swoją demoniczną formę i przypadkiem skrzywdzić chłopca, którego trzymałem w ramionach. Starałem się opanować za wszelką cenę ale, to było takie cholernie trudne.

Blondyn nie przestawał się śmiać.

-Co? Mam rację, prawda?! Hahaha! Uśmiałem się niesamowicie.- odchrząknął.- Ale czas zająć się poważniejszymi sprawami. Alicja jeszcze dziś musi zginąć. A wraz z nią, jej świadomość.

W jego rękach pojawiła się broń. Od razu ją rozpoznałem. Ostrze Michała. To ona ciężko zraniła Lucyfera, to ona zabiła miliony moich pobratymców. Byłem nieco zaskoczony. Jakim cudem taka rzecz znalazła się w posiadaniu człowieka? Kim był ten chłopak?

-Działalność twoja i twojego kontrahenta w Anglii i nie tylko, zaczęła poważnie niepokoić tych z góry, dlatego wysłano mnie i pozwolono na wszystko. Wiedziałem doskonale co zrobić, by was do siebie zbliżyć, a niebiosa…- wskazał niebo palcem wskazującym.- doskonale o tym wiedziały, dlatego to ja zostałem wysłany. Nie jakiś tam inny śmiertelnik. JA!- zaśmiał się szaleńczo.-  I to JA zrobię wszystko, by wypełnić wolę niebios! A ty, Sebastianie Michaelis, oraz twój podopieczny, będziecie sobie spokojnie gnili pod ziemią, aż nie zeżrą was robale!

Stałem jak wryty, Ciel powoli otworzył oczy, uśmiechnąłem się do niego czule.

-Ciel… pozwól, że zniknę z twojego życia… Kocham cię.- wyszeptałem cicho, mój umysł zalało wspomnienie z pierwszych kilkunastu godzin naszej znajomości.

-Więc… to tutaj mieszkasz… paniczu?- zapytałem niepewnie, stałem z dzieciakiem przed, no właśnie… przed stertą gruzu. A jeśli te opowiastki o rezydencji, to były zwykłe bujdy dzieciaka mieszkającego od urodzenia w kanałach? Ehh, nie powiem zawiódłbym się.

-Tak, tamtego dnia, spłonęła cała rezydencja i tylko to z niej pozostało. Skoro jesteś demonem odbudujesz to bez większych przeszkód.

Uśmiechnąłem się nieco przebiegle i wymruczałem zadowolony:

-Czyżby to był rozkaz, mój panie?
Nie musiałem czekać na odpowiedź, przez te kilka godzin zdążyłem się na nim poznać, on nie sugerował, nie pytał, nie prosił. On tylko rozkazywał. Podobało mi się to w nim, był taki wspaniale władczy.

Ułożyłem go pod drzewem i okryłem porządnie swoją marynarką. Ruszyłem w stronę czegoś, co kiedyś miało być okazałą rezydencją, odbudowa wszystkiego zajęła mi kilkanaście minut, ale to wystarczyło, by mój kontrahent zasnął, nie mogłem mu się dziwić, pewnie nie mógł spokojnie spać od ponad miesiąca. Gdy go umyłem i przebrałem, uważając, by go nie zbudzić, ułożyłem go w jego sypialni i szczelnie okryłem skostniałe ciałko dziesięciolatka. Gdy chciałem go zostawić w sypialni coś mnie ruszyło. Usiadłem na krawędzi materaca i pogłaskałem granatowe włosy. Tłumaczyłem to przed sobą, że jest to jednorazowe zachowanie. Tłumaczyłem sobie, że chcę, by chłopiec mógł swobodnie przespać tę noc.


Teraz wiedziałem, że tego typy zachowania w przeszłości nie były przypadkiem, że kryło się za nimi coś innego. Ale teraz musiałem opuścić chłopca. Albo on… Albo ja.
*********************************************************************************
Heeej! ^^ Zdążyła *uff*. Rozdział na szybko, więc nie piszcie o błędach, jak będę miała chwilkę to wszystko przeczytam na spokojnie i sama poprawię ^^ Pisałam szybko, bo wiadomo- po cukierki się poszło xD Razem z Kuro Neko zresztą xD I nie, nie jestem za stara >.< No nic do zobaczenia (chyba) w środę, jak nie to w sobotę i mam nadzieję, że w końcu uda mi się usiąść do Halloween'owego one-shota ^^ Czujecie koniec tego opowiadania? Bo ja tak, może za dwa- trzy tygodnie będzie już pierwszy rozdział opowiadania o malarzu ^^ 

sobota, 24 października 2015

Rozdział trzynasty

-Witaj… mogę w czymś pomóc?- odwróciłem się gwałtownie, a moim oczom ukazał się chłopak zza lady.

-N-nie trzeba.- jąkałem się, aż zapragnąłem dać sobie w twarz za tak otwarte ukazywanie uczuć.

Chłopak nieznacznie uniósł kącik ust, ale ja i tak to zauważyłem. Moje dłonie drżały, dlatego szybko schowałem je za plecami.

-Może jednak?... Księżniczko?- jego uśmiech stawał się coraz bardziej widoczny, a ja zacząłem się coraz bardziej cofać.

Uspokój się Ciel. Sebastian stoi na zewnątrz, nie pozwoli cię skrzywdzić.

-Pomoc naprawdę nie jest konieczna. Ale skoro już tak bardzo tego pragniesz… Chciałabym „Alicję w Krainie Czarów”. Moja kuzynka dostała od swojego narzeczonego i dowiedziałam się, że można tutaj dostać bardzo ładne wydanie.- starałem się grać na czas, ale panika powoli sprawiała, że moje ciało wiotczało. W końcu natrafiłem na jedną z półek i wiedziałem bardzo dobrze co się stanie. Jedyna droga ucieczki znajdowała się za plecami chłopak, a nie miałem szans go wyminąć. Zacząłem żałować, że nie słuchałem Sebastiana w kwestii wzmacniania mojej sprawności fizycznej.

-Alicja bardzo do ciebie pasuje, księżniczko…- podszedł do mnie jeszcze bliżej, pochylił się nad moją twarzą, a po chwili czułem jak jego wargi napierają na moje. Otworzyłem szeroko oczy, próbowałem cokolwiek zrobić, ale mój umysł został w dziwny sposób obezwładniony. Czułem się jak żywy trup.- Teraz, droga Alicjo wyjdziesz na zewnątrz i powiesz swojemu kamerdynerowi, że to nie ja jestem mordercą, a w nocy przyjdziesz do parku. Tak, tego w którym węszyłeś, Alicjo.

Patrzyłem na niego tępo i przytaknąłem, a on powoli się odsunął. Ruszyłem ostrożnie, niewiadomo kiedy w moich rękach spoczęła „Alicja w Krainie Czarów”, wyszedłem z księgarni i rzuciłem do demona:

-To nie jest morderca.- wsiadłem do powozu, a po chwili zmartwiony kamerdyner usiadł naprzeciw mnie.

*Sebastian*

Ciel zachowywał się dziwnie, co martwiło mnie niezmiernie. Może jest podłamany tym, że chłopak z księgarni jednak nie jest mordercą? Ale… powiedział to w taki dziwny sposób. A jeśli coś się wydarzyło? Ten chłopak mógł mu coś zrobić. Skrzywdził go?

Chwyciłem delikatnie jego dłoń i pogłaskałem ją.

-Ciel…? Powiedz co się dzieje. Coś ci się stało? Zrobił ci coś?- chciałem pogłaskać jego policzek, ale odepchnął moją dłoń.

-Nic mi nie jest.- warknął i zmrużył oczy.- Taki tupet! Pozwoliłem ci się dotykać psie?!- krzyknął, słyszałem jak woźnica odchrząknął znacząco.

-Ciszej, Ciel.- było mi przykro przez to jak mnie potraktował. Wczoraj wieczorem… dziś rano… było zupełnie inaczej, co się zmieniło? Czy wszystko przemyślał i postanowił jednak trzymać mnie na dystans, bo stwierdził, że jego duma jest ważniejsza?

Wyprostowałem się i spojrzałem przez okno, zaczęło padać, co nie było jakąś nowością. Szare budynki, kostka brukowa… wszystko szare, smutne, przygnębiające. Może uda mi się kiedyś zabrać Ciela w jakieś kolorowe, piękne miejsce? Ale… jeśli zostanie taki jak teraz już do końca? Co ja w tedy zrobię? Zabiję go?

Moje serce ścisnęło się boleśnie, nie wyobrażałem sobie go zabić. Nie po tym wszystkim co stało się ostatnio, schowałem twarz w dłoniach.

Kolejnego godziny mijały mi bardzo powoli, podałem obiad, Ciel go zjadł, wykąpałem go, położyłem spać. Cały czas milczeliśmy. Ja nie miałem odwagi się odezwać, a on był najprawdopodobniej na mnie zły. Wszedłem do swojej sypialni i rzuciłem się na łóżko, nie obchodził mnie mój uniform, zakryłem oczy dłońmi.

Ciel… czemu taki jesteś…? Co się zmieniło? Ja tak bardzo cię pokochałem, to jest niewytłumaczalne. Przy tobie tak mocno bije moje czarne serce… dajesz mi powód do bycia na tym świecie. Gdyby nie ty, zabijałbym demony i ludzi. Ciel, co się stało?

Poczułem na dłoni wilgoć, po chwili jedna, samotna łza stoczyła się powoli po mojej twarzy. Jeśli Ciel się nie zmieni będę zmuszony go opuścić, nie dam rady być przy nim, służyć mu i się nim opiekować, podczas gdy on nie robi sobie zupełnie nic z tego co ja czuję.

Zmusiłem się do zapadnięcia w sen, udało mi się to dopiero, gdy wziąłem specjalny eliksir wyprodukowany w piekle. Miałem cudowny sen, w nim Ciel traktował mnie jak równego sobie. Tulił się do mnie i uśmiechał, a jego ząbki błyszczały wesoło pod wpływem promieni słonecznych.
-Sebuuuś! No Sebuś, no!- wołał mnie z naburmuszonymi policzkami, co uważałem za niezwykle urocze, podszedłem do niego i wziąłem go na ręce. Jego twarz, jak za dotknięciem magicznej różdżki, rozpromieniła się. Cmoknąłem go w nosek i pogłaskałem jego plecy.

-Już jestem, Ciel.- uśmiechnąłem się do niego i przeczesałem palcami jego jedwabiste włosy.- Wracajmy do domu…- uśmiechałem się do niego i ruszyłem w stronę rezydencji.

-Sebuś? Mogę ciasto…?- jego oczy zabłyszczały, a ja uśmiechnąłem się miło.

-Oczywiście…

*Ciel*
Wstałem i ubrałem na siebie suknię, którą miałem na sobie kilka godzin temu, po cichu wyszedłem z rezydencji, byłem boso i nie miałem na sobie żadnego okrycia. Czułem się okropnie, miałem zawroty głowy, ale moje nogi uparcie prowadziły mnie prosto do parku. Księżyc był już wysoko na niebie,  drzewa rzucały na piaszczystą alejkę złowieszcze cienie i zdawały się zbliżać do mej osoby. Tafla wody była przerażająco czarna, a podmuchy zimnego wiatru sprawiały, że ta falowała.

Co jakiś czas wywracałem się o wystające kamienie lub korzenie, dlatego moje kolana i dłonie oraz łokcie były zakrwawione, pozostawiałem po sobie małą ścieżkę z krwi. Coś mi mignęło miedzy drzewami, zaciekawiony zboczyłem z alejki i zacząłem biec za białym, szybko uciekającym punkcikiem. Nim się obejrzałem znalazłem się w miejscu, w którym drzewa były bardzo gęsto posadzone, a światło księżyca ledwo docierało na ziemię. Zdyszany i wykończony upadłem na poranione kolana, oddychałem nierówno, moja astma zaczęła dawać o sobie znać, wygładziłem powoli sukienkę, pozostawiając na niej czerwone smugi. Objąłem się ramionami i zacząłem się kołysać. Po chwili poleciałem na bok, uderzając policzkiem o ziemię.

Usłyszałem szelest. Najpierw za mną.

Zerwałem się i odwróciłem gwałtownie. Usłyszałem dziwaczny głos w głowie.
-Po prawej.- spojrzałem w prawo jednakże nic nie przyuważyłem. Niespodziewanie ktoś zasłonił moje usta dłonią i przyciągnął do siebie.

-To nie Alicja tym razem złapie królika, to królik złapie Alicję.- po moim policzku spłynęła łza, ta dziwna mgła zniknęła z mojego umysłu, a ja teraz zrozumiałem. Morderca nie jest człowiekiem, ale dlaczego spostrzegliśmy to tak późno?

Sebastian…- imię ukochanej osoby mimowolnie przemknęło przez mój umysł.


-Skoro Alicja jest taka nieudolna… Zostanie ukarana.
*********************************************************************************
Witajcie! ^^ Oczywiście ciężko mi szło (ostatnio jakoś tak mam), więc błagam nie piszcie co zrobiłam źle ;___________; Jestem padnięta rozdział skończyłam dwie minuty temu ;-; Także ten xD Do środy (może, bo mam nawał sprawdzianów) 
:* 

wtorek, 20 października 2015

Human - rozdział drugi

Samael zniecierpliwiony uderzył pięścią w stół.

- Jak to „nie znaleźliście go”?! Wyraziłem się niejasno? Miał klęczeć tu, przede mną!

Ten zniecierpliwiony demon, był mężczyzną o czerwonych jak krew oczach, oraz czarnych jak smoła włosach. Był to, rzecz jasna, władca Asnave. Morderca i najgorsze ścierwo tej krainy. Był znienawidzony nie tylko wśród ludzi, ale także członków innych kast. Obok groźnego mężczyzny stał bardzo młody demon, jego włosy miały kolor ognia, a oczy przypominały trawę, która rosła na łąkach jeszcze osiemdziesiąt lat wcześniej. Większość demonów po kątach naśmiewała się z przyszłego następcy, którym chłopak był.

-Fenir. Mój miecz.- powiedział zniecierpliwiony, a rudzielec przytaknął . Demon warknął zniecierpliwiony, a młodzieniec podreptał po miecz.

-Pójdziecie jeszcze raz. Macie mi go przyprowadzić. ŻYWEGO.- warknął i rzucił w jednego z demonów mieczem, który otrzymał właśnie od syna.- A to tak dla zasady. Jazda!

Zaatakowany rozsypał się na kawałki, a po chwili nie było po nim śladu. Pozostała dwójka w popłochu uciekła z sali tronowej.

-Tak kończą głupcy,  Fenir. Rozumiesz, że już niedługo mój czas się skończy.- westchnął.- I to ty będziesz władcą całego Asnave. Musisz im pokazać gdzie ich miejsce. Zostało zaledwie kilka miesięcy mojego panowania. Zmykaj, musisz jeszcze się pouczyć.

Rudzielec uśmiechnął się do ojca.

-Oczywiście tatku… pojedziemy na przejażdżkę konną?

Samael uśmiechnął się i kiwną głową na znak zgody. Młody demon w podskokach wrócił do swego nauczyciela.

Czarnowłosy westchnął i schował twarz w dłoniach. Wiedział, że rebelianci szkolą swoje niemałe wojska do wielkiej bitwy. Po stracie żony demon został sam ze swoim synkiem. Poświęcał mu tak dużo uwagi jak tylko mógł. Gdy przebywał sam na sam ze swoim dzieckiem, zmieniał się nie do poznania. Wszystkie złe uczynki, które popełniał były dla dobra rodziny.

 W tym samym czasie blondyn maszerował leśną drogą, zaczynało się ściemniać, a on nie wiedział jak sobie poradzić przez noc, jego wzrok co prawda był przyzwyczajony do ciemności, dzięki czemu miał jakieś szanse na przeżycie.  Niebo było już różowe, gdzieniegdzie przebijały się pomarańczowe akcenty. Droga nie była wydeptana, więc chłopak musiał pomagać sobie rękoma, by przedostać się przez gęstwinę. Nie raz musiał posłużyć się mieczem, gdyż drogę blokował mu trujący bluszcz lub jakieś niezidentyfikowane, kolczaste rośliny.

Po kilku kolejnych godzinach marszu poddał się. Usiadł pod drzewem i przeczesał włosy długimi palcami. Zamknął powieki, po chwili już sapał wymęczony podróżą.

Nie dane mu było jednak pospać długo, na wpół przytomny usłyszał jakieś krzyki:

-To on! Łap go! Ja go zwiążę! Nie ucieknie nam tym razem!

Nie rozumiał co się dzieje, rozeznał się w sytuacji dopiero, gdy ktoś złapał mocno jego ramiona i wykręcił na plecy. Po chwili wyczuł na swoich plecach gruby, szorstki sznur. Niebieskooki szarpnął się chcąc jakoś się uwolnić, ale trzymający go demon uderzył pomocno w tył głowy. Padł bezwładny i uderzył policzkiem o zimną ziemię.

Gdy na powrót otworzył oczy, znajdował się w jakimś chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. Od razu wyczuł, że nie jest sam. I nie pomylił się, bo w całym pomieszczeniu była około dwudziestka nagich, wychudzonych mężczyzn. Ci, którzy byli odwróceni od Valentina tyłem, na plecach mieli wyszyte tak dobrze znane mu, z opowieści rodziców, słowo.

Był przerażony, uniósł się gwałtownie i nagle wszyscy umilkli odwracając się w jego stronę, jeden z mężczyzn podszedł do Valentine’a i podniósł go.

-Musisz się pilnować… jesteś naszą nadzieją. Florence tak przepowiedziała. Uratujesz nas?- spytał szeptem ,a w jego przygaśniętych, smutnych oczach pojawił się cień nadziei. – Nie daj im się oszpecić.

Blondyn patrzył na nich zmieszany i zaskoczony. Przyjrzał się dokładniej rozmówcy. Miał on długie, kręcone włosy, które przez zaniedbanie i słabość, zmatowiały.  Mężczyzna był od niego nieco niższy, chociaż to nie było wielkie zaskoczenie, gdyż Valentine do niskich nie należał. Więcej nie było chłopakowi dane się przyglądać brązowowłosemu, gdyż do celi wtargnęły demony i chwyciły mocno ramiona chłopaka. Blondyn nie stawiał oporu, tylko patrzył na niemal płaczących mężczyzn i zastanawiał się dlaczego nie wstydzą się swoich łez, ale gdy zaczął przypominać sobie jak traktowani są ludzcy niewolnicy, aż zrobiło mu się głupio, że w ogóle o tym myślał.

W tej chwili poczuł, że to co jego matka przekazała mu w liście musi się spełnić. I to nie tylko dla jego własnej wygody, ale i dla tych wszystkich więzionych ludzi.
Demony prowadziły go bogato zdobionymi korytarzami, ale Valentine spoglądał na nie z obrzydzeniem. Wszystkie ściany ozdobione były pięknie namalowanymi freskami, ciężkie, czerwone kotary zasłaniały okna, a pod ich stopami leżał bordowy dywan, ze złotymi wzorkami. Gdzieniegdzie wisiały obrazy przedstawiające samego Samaela oraz jego rodzinę, ale chłopak oczywiście nie wiedział kim są ludzie z mijanych obrazów.

W końcu znalazł się przed ciężkimi, mahoniowymi drzwiami. Były pozłacane w niektórych miejscach. Jeden z demonów zapukał trzy razy.
-Wejść!- rozległ się głęboki, niski głos. Mężczyzna pchnął drzwi i wprowadził go do pomieszczenia. Było ono bardzo jasne, gdyż kotary w przeciwieństwie do tych na korytarzu, nie zasłaniały okien. Na niewysokim podwyższeniu  stał wielki fotel, w którym usadowiony był czarnowłosy mężczyzna. Gdy tylko ujrzał blondyna, uśmiechnął się półgębkiem.

-Pokłoń się przed litościwym władcą, człowieku.-ostatnie słowo wymówił z nieukrywaną pogardą i pewnie gdyby mógł splunąłby zaraz po wymówieniu go. Niebieskooki patrzył na niego hardo.

-Nie ma mowy bydlaku!- wykrzyczał. Czarnowłosy umilkł, a jeden z pilnujących dziewiętnastolatka demonów, uderzył chłopaka z pięści w twarz, a następnie „poprawił” waląc go w brzuch. Blondyn mimowolnie zgiął się wpół i kaszlnął, po chwili został powalony na kolana i przyciśnięty do marmurowej posadzki.
Czerwonooki wzruszył i zaśmiał się.

-Nie szczekaj tak, bo jeszcze się przestraszę.-westchnął- Nie chcesz po dobroci to nie. Oddawaj mój miecz. Wiem, że go masz.
-Nie wiem gdzie jest. Chociaż nawet gdybym wiedział, musiałbyś wyrwać go z moich martwych, zimnych ramion.

-W takim razie jesteś nieprzydatny. No zobacz.-zacmokał- A chciałem być miły. Zabierzcie mi go z oczu. Na jutro wyznaczam dzień jego naznaczenia. Tym razem Florence ci nie pomoże. Biedny dzieciak.- powiedział z kpiną i zaśmiał się.
Po chwili chłopak został wyprowadzony z pomieszczenia. Samael nie widział sensu, by ciągnąć tę rozmowę dłużej, nie chciał przypadkiem zabić tak cennego zakładnika w swojej trwającej osiemdziesiąt lat grze.

Podczas gdy władca prowadził konwersację z młodym człowiekiem, Fenir skrył się za jedną z kotar i wszystkiemu się przyglądał. Zaintrygował go blondyn o pięknych, niebieskich oczach. Zastanawiał się dlaczego jego ojcu tak bardzo zależało na głupim kawałku metalu. Westchnął i wybiegł zza ciężkiego materiału.

-Tato! Mogę iść na spacer po ogrodu?- uśmiechnął się, a demon zerknął na niego z ciepłym uśmiechem, który zupełnie nie pasował do stanu w jakim był jeszcze chwilę temu.

-Oczywiście, ale ostrożnie dobrze?- pogłaskał jego rude włoski.


-Oczywiście!- wybiegł z sali tronowej i pobiegł do swojej komnaty. 
*********************************************************************************
Witajcie! ^^ Rozdział pisany na szybko, niesprawdzony, brak sił i ogółem deprecha i rzyć do bani xD Także błagam o nie pisanie o mych licznych błędach ^^ No nic... z okazji, że wybiło 50 komentarzy i 2000 wyświetleń w niedalekiej przyszłości pojawi się one-shot Undertaker x Ciel :D A na razie macie o dzień wcześniej Humana ^^ Do zobaczonka w sobotę ^^

sobota, 17 października 2015

Rozdział dwunasty

*Sebastian*
Pośpiesznie uciekłem z sypialni chłopca. Westchnąłem i opuszkami palców dotknąłem swoich ust. Myślałem oczywiście o tym co miało przed chwilą miejsce. Miękkie, malinowe wargi chłopca były cudowne. Gdybym mógł całowałbym je dłużej, ale bałem się jego reakcji, dlatego też pozwoliłem sobie jedynie na delikatne muśnięcie warg. Zastanawiałem się nad tym czy postąpiłem dobrze, ale… nad czym tu się zastanawiać? Czułem się cudownie mogąc mieć go w taki intymny sposób przy sobie.
-Chyba zachowałem się głupio uciekając tak…
Oparłem się o ścianę delikatnie przejeżdżając kciukiem po górnej wardze. Szczęście rozpierało mnie od środka, dawno się tak nie czułem.
Przeczesałem palcami włosy i przymknąłem powieki. Oddychałem głęboko, chcąc jakoś opanować reakcje mojego ciała. Przyznam, że sam byłem nimi zdziwiony. W brzuchu czułem jakieś dziwaczne mrowienie, a serce wybijało niespokojny rytm.
*Ciel*
Wstałem szybko na nogi, które były niemal jak z waty. Gdy udało mi się opanować drżenie ciała, wybiegłem z sypialni w niemałej euforii.
-Sebastian! Ja… musze ci coś wyznać…!- Krzyknąłem z uśmiechem na twarzy, ale gdy wszedłem do jego pokoju moja mina zrzedła. Nie wyglądał mi na kogoś kto się cieszy. Mało tego. Wyglądał jakby czegoś żałował. Podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.
-Tak Ciel?- wstał i podszedł do mnie. Położył na moich włosach dłoń i zaczął delikatnie przeczesywać moje starannie rozczesane włosy. Nie wiedziałem już co myśleć o tym wszystkim.
-N-nie… to już nie ważne. Nie przejmuj się mną.- poczułem jak moją twarz oblewa rumieniec, zacisnąłem powieki i prędko odwróciłem się od niego. Jego dłoń cofnęła się.
-Co się stało…? Wybacz mi, że odebrałem twój pierwszy pocałunek.- wziął mnie na ręce, było to dla mnie niespodziewane. Pisnąłem zaskoczony.
-S-skąd wiedziałeś…?! Skąd wiedziałeś, że to był mój pierwszy pocałunek?!- krzyknąłem i patrzyłem na niego  szeroko otwartymi oczami. Było mi strasznie wstyd przez to jaki byłem zielony w tych sprawach.
-Raczej nie wyobrażam sobie twojego pierwszego pocałunku z panienką Lizzy. – zaśmiał się, ale bardzo szybko spoważniał.- Przepraszam cię.
-Nie masz za co przepraszać napra…!- nie zdążyłem dokończyć zdania, ponieważ moje usta zostały zajęte czymś innym. A mianowicie zacieśniały więzy z nieco większymi odpowiednikami.
Demon całował mnie z wyczuciem, lecz namiętnie. Objąłem ostrożnie jego szyję i zacząłem nieumiejętnie oddawać pocałunki. Po jakiejś minucie, kamerdyner odsuną się ode mnie, a ja w końcu złapałem oddech.
Duże dłonie mężczyzny gładziły moje plecy, podszedł do niewielkiego łóżka i położył mnie na nim. Oddychałem niespokojnie, czarnowłosy objął mnie w pasie jedną ręką, przez co byłem zmuszony lekko unieść biodra. Zdziwiło mnie postępowanie mężczyzny i chyba nie za bardzo chciałem się dowiedzieć co też on planował w stosunku do mnie.
Lewa ręka demona z zaskoczenia wsunęła się pod moją koszulę nocną. Otworzyłem szeroko oczy. Długie palce delikatnie obrysowywały moje lekko wystające żebra. Patrzyłem na niego czerwony ze wstydu. Wydawało mi się, że to co właśnie robi mężczyzna… ma miejsce zbyt szybko.
-Sebastian…- szepnąłem z paniką w głosie.- Nie wiem czy to dobry…
-Cii…- przerwał mi.- Nic ci nie zrobię… chcę tylko bardziej poznać twoje ciało…
Jego szczery uśmiech zadziałał na mnie uspokajająco, rozluźniłem się i dałem mu działać. Dotykał delikatnie moich żeber, obrysowywał miednicę opuszkami palców i sunął ostrożnie po boku. Po chwili zaczął sunąć palcami po moim brzuchu, aż dotarł do linii brzegowej moich spodenek, już miał wsunąć tam palce, ale ja chwyciłem jego nadgarstek.
-S-stop…- mój głos drżał, patrzyłem na jego twarz. Wyciągnął dłoń spod mojej koszuli i pochylił się nad moją twarzą, pocałował czubek mojego nosa.
Musiałem przyznać, że nigdy bym nie posądził go o taką czułość. Był naprawdę delikatny, co bardzo podobało się mojemu ciału.
-Nie zrobię niczego, czego nie będziesz sobie życzył…- położył się obok mnie i objął.-Teraz, gdy zbadałem twoje ciało… stwierdzam, że jest takie kruche jak myślałem. Proszę… uważaj na siebie przy „Księciu”. Ciel… jeśli coś ci się stanie… Nawet nie chcę o tym myśleć!
Ścisnął mnie mocniej i schował twarz w moim obojczyku, dyszał ciężko.
-Spokojnie. Sebastianie, nic mi się nie stanie.- szepnąłem, by go uspokoić.
Leżeliśmy tak dość długo. Cały czas bawiłem się jego włosami, podczas gdy on kreślił palcami wzorki na moich plecach.
-Czas iść spać Ciel… Wracasz do swojej sypialni?
Uniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Nie. Chcę zostać z tobą.-wyszeptałem, cieszyłem się, że ktoś kogo kocham traktuje mnie w taki czuły sposób.
Czarnowłosy zarumienił się, co wydawało mi się niezwykle urocze, wstał i zgasił świecznik. Położył się obok mnie i okrył nas kołdrą.
-Dobranoc mój drobny paniczu…
-Dobranoc Sebastianie.- ziewnąłem i ułożyłem głowę na jego klatce piersiowej. Po chwili zapadłem w głęboki sen.
Miałem naprawdę piękny sen, widziałem w nim swojego demona i siebie. Sebastian był taki kochany.
Obudziłem się rano wypoczęty w ramionach demona, od razu na powitanie pocałował mnie w policzek.
-Dzień dobry Ciel. Jak się spało?
-Huuh? Dobry.-przeciągnąłem się i ziewnąłem.
-Ubierzemy cię w twój strój i udamy do księgarni.- wstał i wziął mnie na ręce.- A na śniadanie tost francuski. No i wyśmienita Earl Gray.
Uśmiechnąłem się, po około godzinie stałem już kompletnie ubrany i najedzony.  Udaliśmy się do księgarni, Sebastian siedział w powozie, by sprzedawca go nie rozpoznał, a ja sam ruszyłem w stronę drzwi, gdy wszedłem do środka znów poczułem przyjemne ciepło tego miejsca. Jedyną zmianą jaka od razu rzuciła mi się w oczy był sprzedawca.
Nie był to ten sam mężczyzna. Za ladą stał miło uśmiechnięty blondyn o błękitnych oczach. Jego włosy były gęste i tworzyły na jego głowie artystyczny nieład.  Jego koszula idealnie dopasowywała się do ciała, a karnacja bardzo dobrze z nią kontrastowała.

Udałem, że się rozglądam, rzucając mu ukradkowe spojrzenia. Musiałem go uważnie obserwować. Jeden fałszywy ruch, a mogę wąchać kwiatki od spodu. Wszedłem w jedną z alejek, które tworzyły zapełnione książkami półki. Musiałem się upewnić czy na pewno mam przy sobie broń. Moja dłoń zawędrowała pod suknię i zaczęła szukać pistoletu po zewnętrznej stronie lewego uda. Poczułem jak moje gardło zaciska się ze strachu, a oczy wypełniają się łzami. Teraz czułem się zupełnie bezbronny.  Powoli wyciągnąłem rękę spod materiału i zacząłem się trząść, krew szybko odpłynęła z mojej twarzy. Stałem wśród wysokich półek bez broni, z mordercą na dokładkę. Nie byłem w stanie sobie poradzić. Zamarłem gdy usłyszałem stukot obcasa uderzającego o podłogę.
*********************************************************************************
Witojcie! xD Rozdziału nie sprawdzała, więc nie wiem ile mam byków, ale nie mówcie mi o nich, ten rozdział szedł mi opornie xD BARDZO OPORNIE ^^ No to do środy, w środy witam Was Humanem, a w soboty SebaCielem :D No i dziękuję za TYLE WYŚWIETLEŃ O-O DZIĘKI! ^^ Odwala mi. Ah... Miałam coś do przekazania Roszpunci, ale zapomniałam już xD No i rozdział powstał dziś tylko dzięki Kuro Neko, bo to ona siedzi przy mnie i każe mi pisać. No i nazywa mnie trollem za robienie nadziei napalonym na trzynastoletnich chłopców gwałconych przed demonicznych kamerdynerów xD *mówi o sobie* No to do środy. :*

środa, 14 października 2015

Human - rozdział pierwszy

Asnave niegdyś było piękną krainą, w której panowała zgoda i harmonia, większość ziem pokrywały lasy, w których zamieszkiwały oswojone zwierzęta. Miasta były niezwykle duże, ale żyjące w zgodzie z naturą. Kraina ta, była wolna od niezgody, wojny czy chorób, znajdowała się pod władaniem rasy ludzkiej. 

Ale każde imperium, nawet te najpiękniejsze i najbardziej zgodne, w końcu upadnie.

Było to w roku pięćsetnym „Złotej Ery”, król miał już ponad osiemdziesiąt lat, a jego ukochana żona przez całe swe życie nie powiła ani jednego potomka. Raz urodziła synka, ale ten niestety zmarł po kilku dniach. Mieszkańcy krainy uznawali to za zły omen i niestety… Nie pomylili się.

Był deszczowy wieczór, król dostał gorączki, więc musiał odpoczywać. Pałac nie był zabezpieczony, gdyż nikt nie spodziewał się tego, co miało zaraz się stać. Selan- królowa Asnave i ukochana żona Aarona- siedziała przy łożu męża z delikatnym uśmiechem i ściskała jego dłoń.

Wszystko działo się niezwykle szybko, do skromnej komnaty wpadła horda demonów. Nim Selan zdążyła zareagować długi miecz przeszył jej ciało, a jedyne co zdążyła zarejestrować przed swą śmiercią, to głowa ukochanego trzymana w silnej dłoni demona i radosny okrzyk.

Od tamtej pamiętnej nocy, ludzie stali się niewolnikami, a Asnave zyskało nowego władcę. Był on bezwzględny, a jego okrucieństwo było znane od morza Gene aż po pasma gór Agoli. Kraina zaczęła powoli obumierać, a na jej kościach powstało imperium, zwane przez zagranicznych Jahanamu.

Samael podzielił Asnave na kasty. Oczywistym było, że na najwyższym szczeblu znajdowały się demony. W pojedynkę były one niemal bezbronne, gdyż wystarczyło stu ludzi, by je pokonać.

 Zaraz pod demonami znajdywali się czarownicy, byli oni obdarzeni niezwykle potężną magią. Od początku działali w zmowie z piekielnymi istotami, ale nie kwapili się do przejęcia władzy.

 Inne stworzenia, którymi były między innymi wilkołaki, elfy, nimfy i wampiry, byli normalnymi obywatelami. Większość z nich była bardzo uboga, ale niektórzy posiadali majątek większy niż niejeden czarownik.

Ostatnią kastą byli ludzie. Posiadali oni fizyczne cechy większości istot żyjących w Asnave, dlatego po osiągnięciu dorosłości każdy z nich był poddawany naznaczaniu. Plecy każdego dorosłego człowieka pokrywało wyszyte słowo przedstawiające nazwę ich rasy. Po latach przestali oni być nawet nazywani ludźmi, a zostali przez najwyższą kastę określeni mianem „Naznaczeni”.

W roku sześćdziesiątym „Ery Śmierci” Asnave przypominało ogromny cmentarz, lasy jakby obumarły, a zwierzęta w nich mieszkające zamieniły się w dzikie bestie.  Niebo przez cały czas było szare i od lat nie pozwoliło słońcu dotrzeć na ziemię.

W mieście Calvanos stał mały domek, który również został dosięgnięty przez okrucieństwo  Samaela. Był on smutny, zbudowany z desek, które mogły pamiętać pradziada króla Aarona. Mieszkał w nim elf wraz ze swoją żoną. Oboje bardzo pragnęli mieć dziecko, lecz niestety odkąd na tronie zasiadł Samael, wiele istot nie mogło mieć dziecka, przez co populacja znacznie się zmniejszyła. Xavier, tak miał na imię owy elf, oraz jego małżonka Maria dwa miesiące wcześniej przyjęli pod swój dach brzemienną kobietę, która błagała ich o ratunek maleństwa przed naznaczeniem. Maria zareagowała niemal od razu i szybko ukryła ciężarną. Xavier chcąc nie chcąc również się zgodził i oboje pielęgnowali kobietę oraz jej nienarodzone dziecko.

 W końcu nadszedł czas rozwiązania. Urodził się zdrowy i silny chłopiec, ale matka niestety zmarła. Elfy przyrzekły sobie, że nigdy nie opuszczą dziecka i rzeczywiście tak było. Pilnowali go cały czas, Xavier mimo swego sędziwego wieku uczył go walki i samoobrony. Oboje wpajali mu najważniejsze prawdy oraz przedstawili historię Asnave.

*********************************************************************************

-Tato!- krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha Valentine.- Mama upiekła pyszne ciasto, wiesz, wiesz, wiesz?!- skakał radośnie po całym pomieszczeniu czym wywołał u Xaviera śmiech. Siwy, pomarszczony elf wstał powoli i podszedł do blondyna. Poczochrał jego włosy.

-No to trzeba koniecznie sprawdzić jak ono smakuje, nieprawdaż? Ale to po lekcji. Dziś nauczysz się walki mieczem.

Niebieskie oczęta dziecka rozbłysły.

-Naprawdę?! Będę mógł potrzymać twój miecz?!

Staruszek zachichotał, podszedł do skromnego kominka i ściągnął miecz.

-Nigdy go nie użyłem, ale wiem jedną rzecz o nim. Jest to miecz, którym Samael zabił króla Aarona. Od teraz należy do ciebie. Chodźmy na zewnątrz, tam poćwiczymy. Mama dostałaby zawał, gdyby zobaczyła co wyprawiamy.

Oboje założyli nieco cieplejsze ubrania i wyszli za domek, gdzie Maria miała mały ogródek. Stało w nim potężne drzewo, które od lat służyło im jako worek treningowy, co było widać po obdrapanej korze i licznych nierównościach. 

*Kilka lat później*

Blond młodzieniec obserwował ciało swojej matki, która właśnie zasnęła wiecznym snem. Na ustach miała delikatny uśmiech, Valentine trzymał delikatnie jedną jej dłoń, a Xavier drugą. Oboje nie byli w stanie hamować łez, ogień w osmolonym Koninku powoli dogasał i tracił ciepło, podobnie jak ciało leżącej na łożu kobiety.

-Jest teraz w lepszym miejscu.- przerwał ciszę siwowłosy. Niebieskooki otworzył zaczerwienione oczy.

-Tego nie wiemy. Pozostaje nam wiara. – skwitował wypowiedź ojca, delikatnie ucałował dłoń zmarłej i ułożył ją ostrożnie na jej ciele.

- Synu, muszę ci w końcu wyznać prawdę. Maria… błagała mnie byś dowiedział się po jej śmierci, taka była jej wola. Mam nadzieję, że nas zrozumiesz.

Chłopak uważnie obserwował ojca przenikliwym wzrokiem.

-Pamiętaj, nawet jeśli ta prawda będzie okropna. Nadal będę was kochał. Co chcesz mi powiedzieć ojcze?

Mężczyzna zawahał się i westchnął. Zacisną powieki i odłożył dłoń ukochanej. Valentine cierpliwie czekał. Nie czuł niepokoju, był wręcz przerażająco spokojny, co tylko odbierało elfowi  odwagę.

-Synu… Siedemnaście lat temu… Zawitała do naszego domu przerażona kobieta. Była ona w zaawansowanej ciąży. Maria i ja… zajęliśmy się nią. Ona… była twoją matką. –wyznał w końcu.

Chłopak tylko zadrżał i zacisnął zęby. Oddychał głęboko i powoli.

-Jak miała na imię? Kim była?

Starzec wstał, dało się usłyszeć chrzęst zastanych kości, podszedł do okna i zamknął okiennice.

-Miała na imię Florence. Była ludzką kobietą. Twój ojciec został zabity przez demony, jej udało się uciec, ale… była zbyt słaba. Zmarła podczas porodu. Jeśli chcesz… mam list, który napisała przed twoimi narodzinami.

Chłopak uśmiechnął się i przytulił ojca:

-Uważam, że dobrze postąpiliście. Mam rodziców. A nie jakiegoś Xaviera i jakąś Marię.

Mężczyzna uśmiechnął się i podał chłopakowi pożółkłą kopertę.

Następnego dnia wyprawili Marii pogrzeb, pochowali ją wśród jej ukochanych kwiatów, siedzieli przy jej grobie do czasu aż nie zmarzli i byli zmuszeni wracać do chatki.

Xavier zmarł dwa lata później. Umarł we śnie, tym samym pozostawiając chłopaka samego sobie.


Valentine wiedział, że jak najszybciej musi znaleźć schronienie, bo inaczej demony zrobią z niego niewolnika. Dziewiętnastolatek pochował ostatnią bliską osobę i spakował wszystkie rzeczy do dużej walizki. Usiadł przed kominkiem ze łzami w oczach i wyciągnął z kieszeni płaszcza list od swej biologicznej matki.

-Wypełnię twą wolę.
*********************************************************************************
No i oto pierwszy rozdział "Human". Przepraszam cię Roszpunciu, w tym opowiadaniu chciałam by czytelnik sam wyłapał jacy są bohaterowie, jak wyglądają i tak dalej :c Ale jeśli bardzo chcesz to można zawsze mnie złapać na GG ^^ No dobra, a teraz spadam i mam szczerą nadzieję, że ktoś to przeczyta ;-; Kocham Was wiecie? ^^
Ozzy - chan :3 (Tak, te nazwy są beznadziejne, Góry Agoli powstały gdy spojrzałam na podręcznik od Biologii, kto bogatemu zabroni? x,D)

poniedziałek, 12 października 2015

Nowe opowiadanie!

Tak jak w tytule. W środę rusza nowe opowiadanie, będzie się pojawiać w środy jak będę miała czas. Opowiadanie to nie wymaga znajomości paringów, więc Roszpunciu mam nadzieję, że będziesz czytać ^^  Opowiadanie będzie fantasy:

Świat dzieli się na kasty:
-Demony
-Czarownicy
-Inne stworzenia (to jest: elfy, wilkołaki, wampiry, nimfy itp.)
Każdy człowiek, by nie pomylić go z innym stworzeniem ma wyszyte na plecach słowo "człowiek". Ludzie w tym świecie to niewolnicy. Główny bohater- seme - zostaje jako niemowlę uratowany od tego upokarzającego "rytuału", a on sam trafia pod pieczę magicznych istot. Gdy dorasta jego życie zmienia się i wyrusza, by znaleźć ludzi "z podziemia", którzy są buntownikami walczącymi o ludzką niepodległość. Gdy udaje im się zdobyć główną siedzibę demonów (najwyższej kasty), zabijają przywódcę i sadzają na czele "świata" przywódcę. Niestety, żaden z nich nie przewidział, że najmłodszy syn poprzedniego władcy został ukryty w winnicy.

ZAPRASZAM ZAINTERESOWANYCH!  ^^

sobota, 10 października 2015

Rozdział jedenasty

Była dość ciepła jak na tę porę roku noc. Jasna strona Londynu zaczęła powoli zasypiać, a na jej miejsce wkraczała powoli ta ciemna, niespecjalnie chwalebna.  Na ulicach pojawiały się tamtejsze prostytutki, do których - jak ćmy do światła- przylegali obrzydliwie bogaci mężczyźni. Nie wspominając o tym, że przynajmniej osiemdziesiąt procent z nich zapewne miało żony, a do tego dzieci w wieku podobnym do kobiet  z jakimi chcieli sypiać. Dość cichy wieczór na obrzeżach miasta przerwały… dość dwuznaczne krzyki. Chłopięce krzyki:

-To boli! Uh! S-stop! Poczekaj!- krzyk się nasilał, towarzyszyły mu jęki, które wcale mogły nie być bolesne.- Za szybko! Daj mi się przyzwyczaić! Au!

-Pani… to jest Ciel, jeśli będziesz się tak wyrywać i miotać, będzie bolało bardziej. Chyba tego nie chcesz, co?

-Sebastian! Po co się na to zgadzałem?! Jeśli dzięki tobie nie będę w stanie chodzić to pożałujesz! Zrobię ci to samo, obiecuję!

A krzyki te, jak już pewnie niektórzy się domyślili należały do naszego młodego panicza.

*Ciel*

-Jeszcze tylko troszkę, wytrzymaj Ciel. – powiedział spokojnie Sebastian i dalej męczył moje biedne żebra błękitnym gorsetem.

-Jak już będę w stanie, to urządzę ci piekło!- krzyknąłem zdenerwowany, od kilkunastu minut stałem oparty o ścianę i czekałem, aż mój kamerdyner zakończy tortury.

-To bardzo miłe z twojej strony, że chcesz bym poczuł się jak w domu, ale to nie jest konieczne.- zaśmiał się.- Skończyłem. Teraz się wyprostuj i odwróć w moją stronę.

Byłem purpurowy na całej twarzy i nie uśmiechało mi się to, by demon mnie takim oglądał. Mimo moich oporów po kilku sekundach odwróciłem się, starając opanować. Czarnowłosy uśmiechnął się i pokrzepiająco pogłaskał moje ramię i podszedł do manekina, rozpiął guziki błękitnej sukni i ściągnął ją z niego.

-Unieś ręce.- wykonałem jego polecenie i po chwili stałem przed nim w moim nowym ubraniu. Zawiązał równo czarną kokardę i wziął pod pachy, usadził mnie na stołku i wsunął na moje stopy niebieskie pantofle. Po chwili na mojej głowie znalazła się starannie uczesana w kok peruka.- Gdybym mógł, to już dawno leżałbyś pode mną Ciel. Mało jak mężczyzna nie zwróciłby na ciebie uwagi. A połowa nawet, by nie patrzyła na twą płeć.

Zarumieniłem się ponownie i uśmiechnąłem się nerwowo oraz zachichotałem.

-Dobra, dobra… mogę już to zdjąć? – błądziłem wzrokiem po każdej części pokoju, byle tylko nie patrzeć na twarz kamerdynera. Mężczyzna przytaknął i jeszcze raz popatrzył na mnie. Z powrotem mnie rozebrał i uśmiechnął do mnie.

-W tej sukni jest ci zdecydowanie do twarzy.  Poproszę Ninę,  by następny komplet był zachowany w tej kolorystyce.

-Wątpię, by jeszcze kiedykolwiek się do ciebie odezwała. Obecnie w jej oczach jesteś jedynie zboczeńcem i pedofilem.

-No cóż… Muszę to jakoś przeżyć. Może to i lepiej, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Szczerze mówiąc nieszczególnie przepadam za takimi… hm… ŻYWYMI kobietami. Są niezwykle irytujące. Ale teraz czas już spać, życzysz sobie herbaty?-  założył suknię z powrotem na manekin.

Przytaknąłem, ale zaraz się zreflektowałem. Przecież Sebastian nie widzi mnie jak jest do mnie tyłem.
-T- tak. I przygotuj kąpiel… Jestem odrobinę obolały.


Czarnowłosy dość szybko znalazł się przy mnie i uklęknął, ubrał mnie w moje zwyczajne ubrania.

-Tak. Wszystko w porządku. Jestem tylko trochę zmęczony, po dzisiejszym dość owocującym dniu mam ochotę, nieelegancko mówiąc, rzucić się pod pościel i spać. Zrobisz mi herbatę z cytrusami, imbirem i miodem?- ziewnąłem, szybko zasłoniłem sobie usta i przymknąłem powieki, poczułem jakbym się unosił… Ale zaraz! Ja naprawdę się unosiłem, a to wszystko przez kamerdynera, który wziął mnie na ręce.- Co ty robisz?! P- postaw mnie! Umiem chodzić sam. Naprawdę.

-Jesteś zmęczony, nie chcę byś się przewrócił i zrobił sobie coś. To naprawdę nie jest nam w tej chwili potrzebne.

Westchnąłem cierpiętniczo, ale mimo wszystko zaśmiałem się i objąłem jego szyję ramionami, by nie spaść.

-Przygotuję ci ciepłą kąpiel, a przed snem podam herbatę, dobrze?- zaniósł mnie do sypialni i posadził na łóżku, przez dłuższą chwilę przypatrywał się z bliska mojej twarzy, niespodziewanie pochylił się jakby do pocałunku, ale w ostatniej chwili zrezygnował i jego wargi musnęły moje czoło. Mimo, że był to niezwykle subtelny i bardziej opiekuńczy pocałunek, moje policzki już któryś raz tego wieczoru stały się purpurowe. Nic nie powiedziałem, gdy wargi mojego demona jednak zrezygnowały z zaprzestania na pocałunku w czoło i delikatnie musnęły moje otwarte usta.

Gdy czarnowłosy powoli się odsunął oboje cichutko westchnęliśmy, patrzyłem na niego zszokowany, a on tylko się uśmiechnął i wstał.

-Przygotuję kąpiel paniczu… -uśmiechnął się  i po prostu wyszedł. Ja za to niezbyt inteligentnie wpatrywałem się w zamknięte drzwi.

On… właśnie mnie pocałował! O matko!

Ostrożnie dotknąłem swoich wargi i uśmiechnąłem się, czułem się szczęśliwy. Jakbym dostał coś, na co czekałem tyle czasu. Zamknąłem oczy u zaśmiałem się cichutko.

Sebastian mnie pocałował! Trzymajcie mnie, proszę, bo zaraz się przewrócę i już nie wstanę!

Tyle razy planowałem sobie tą chwilę i w końcu nadeszła! Tak sama z siebie! Czy to, że tak bardzo zapragnąłem zmienić się na lepsze pomogło mi w tym? Leżałem zarumieniony i dotykałem delikatnie swoich warg, w końcu postanowiłem zwlec się z łóżka i podreptałem boso do łazienki, podbiegłem do Sebastiana  i objąłem go od tyłu. Miałem gdzieś to, że mi tak nie wypada i, że najeżdżam na swoje wielkie ego. Liczyło się dla mnie to ile tak małym gestem zrobił dla mnie ten demon. Czułem się taki lekki. Tak bardzo brakowało mi tego uczucia.

Czarnowłosy powoli się do mnie odwrócił i uśmiechnął wesoło. Dla osób trzecich wyglądać to musiało niezwykle uroczo. Jakby ojciec właśnie się opiekował swym synem. I zapewne tylko my byśmy wiedzieli, że nasze relacje nie są na takim poziomie, by Sebastian traktował mnie jak syna, a ja jego jak ojca. Wiedzieliśmy bardzo dobrze, że łączą nas już zupełnie inne relacje. 

Mimo że powinniśmy się obawiać tego, w jakim kierunku toczy się nasza znajomość, z mojej strony nic takiego nie miało miejsca. Co prawda nie wiedziałem, na ile mogę ufać szatańskiej istocie, ale niezbyt chciałem się nad tym głowić.

W końcu kąpiel była gotowa, mężczyzna rozebrał mnie i posadził w gorącej wodzie, wymienialiśmy się delikatnymi uśmiechami. Żaden z nas nie chciał psuć tej idealnej, intymnej ciszy. Czułem się przy nim niezwykle dobrze.

Duże dłonie ostrożnie myły moje ciało oraz włosy, delikatnie przy tym masując skórę głowy. Wyciągnął mnie z wody dopiero gdy ta nieco się ochłodziła, ubrał mnie w koszulę, niemal z namaszczeniem zapinając jej guziki, po kilku minutach leżałem już pod kołdrą, a Sebastian całował moje czoło i wyszeptał:

-Dobranoc…

Gdy wyszedł mojej sypialni, uświadomiłem sobie coś, co od około godziny nie chciało do mnie dotrzeć.

ZAKOCHAŁEM SIĘ W SWOIM DEMONIE.
********************************************************************************
Hejka! ^^ Wiem, zrobiłam z Cielaka zakochaną nastolatkę, ale w jakiś chory sposób mi to przypasowało. Mama] nadzieję, że az tak gwałtownie go nie zmieniam, jeśli ktoś czuje, że zbyt zmieniam jego charakter to powiem, że o to mi chodziło od początku. O to, że Ciel przestanie być przerażającym hrabią, a stanie się troszku ciotką xD No nic, nie ględzę już ^^ Jakoś od przyszłego tygodnia mam zamiar wystartować z moim baaaardzo długim opowiadaniem :3 Będzie się pojawiał od czasu do czasu w środku tygodnia ^^ Zainteresowanych fantasy i w ogóle zapraszam do czytania, gdyż jest to historia w zupełności wymyślona przeze mnie. Jak ktoś chce poznać więcej szczegółów w zakładce "o mnie" jest mój numer GG. Piszcie śmiało! ^^
Pozdrawiam i całuję,
Ozzy-chan :*

sobota, 3 października 2015

Rozdział dziesiąty

*Sebastian*

Zamarłem słysząc słowa chłopca.

Czy on właśnie… powiedział, że mogę się do niego zwracać po imieniu?

Czułem jak na moje blade policzki wypływa rumieniec, co zawstydziło mnie jeszcze bardziej.

Wypuściłem powietrze z płuc, starając się szybko opanować. Nie byłem pewny czy mój panicz żartuje sobie ze mnie, ale sądząc po jego coraz bardziej niepewnej minie, mówił poważnie.

W końcu postanowiłem się odezwać:

-A więc… CIEL-zaakcentowałem jego imię.- musisz by niezwykle ostrożny. Pozwolisz mi przyglądać się z ukrycia i w razie gdyby coś Ci zagrażało, zabrać cię w bezpieczne miejsce nie patrząc na to, czy złapiemy „Księcia”, czy nie.

Widziałem jak przez jego twarz przechodzi cień niepewności, westchnął i uśmiechnął się delikatnie.

*Ciel*

Uśmiechnąłem się do niego.

-Oczywiście. Dziękuję, że zdecydowałeś się mi pomóc. Bez ciebie bym sobie nie poradził.- wstałem ostrożnie i wtuliłem się w jego umięśniony brzuch, objąłem go.- Bez ciebie już dawno wąchałbym kwiatki od spodu. Może zabrzmi to trochę… śmiesznie, ale postrzegam cię jako mojego anioła stróża. Wiem, że traktowałem cię jak najgorsze ścierwo… Ale zdaję sobie sprawę, że nie tylko ciebie tak traktowałem. Traktuję tak każdego. Sebastianie… pomóż mi być lepszym człowiekiem. Pomóż mi pokochać. Po śmierci mamy i taty…

Poczułem dużą, ciepłą dłoń mężczyzny na swoich włosach, od trzech lat myślałem, że otworzenie się przez kamerdynerem będzie najgorszym co zrobiłem wżyciu, tymczasem poczułem się dziwnie lekko. Poczułem na swoich policzkach łzy. W tym momencie przyrzekłem sobie, że już nigdy nie pozwolę, by Sebastian widział moje łzy. One są oznaką słabości, a ja nie mogę być słaby.

-To nie twoja wina, Ciel. W każdym człowieku jest cząstka zła, to u was naturalne.- czarnowłosy wziął mnie na ręce i usiadł na kanapie.- Jeśli to jest twój rozkaz wypełnię go. Ale na tym świecie to dobrzy ludzie są witani w Piekle.

-I tak zabierzesz mi duszę, więc to nie ma znaczenia. Nadal chcę dokonać zemsty, ale nie chcę zawodzić innych, w tym ciebie, demonie.

Mogłem sobie tylko wyobrażać jak na jego usta wypływa leniwy uśmieszek. Na głowie nadal czułem jego długie palce, dopiero teraz spostrzegłem, że nie ma na dłoniach rękawiczek. Nie skomentowałem jednak tego, zapatrzyłem się w trzaskający wesoło ogień, już nie bałem się płomieni tak jak kiedyś…

Był styczniowy wieczór. Siedząc zwinięty w kłębek na łóżku obserwowałem śnieżycę, która szalała za oknem. Było mi okropnie zimno, ale nie chciałem zawracać kamerdynerowi głowy. Od dwóch dni leżałem chory, a to wszystko za sprawą pewnej blondynki, która nic sobie nie robiąc z mojej niskiej odporności zmusiła mnie do spaceru, z którego wróciłem przemoczony i zmarznięty. Szczerze mówiąc to nic nie pamiętam z powrotu, gdyż podobno zemdlałem. Służba musiała mnie rozgrzewać, ponieważ gdy się ocknąłem Finnie właśnie rozmasowywał mi palce u dłoni, a za nim stała moja niezdarna pokojówka. Oboje byli zmartwieni. Westchnąłem cicho i pociągnąłem nosem, bolała mnie głowa i czułem nieprzyjemne łamanie w kościach, moim ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz, jednak wciąż nie miałem zamiaru wzywać demona. Miał ze mnie naprawdę niezły ubaw, gdy czegoś mi było trzeba. W końcu gdy kichnąłem po raz wtóry postanowiłem cichutko zawołać:

-Sebastian…?- w moim głosie była niepewność, a nawet można by rzec, że strach. Niemal od razu usłyszałem pukanie do drzwi.- …Wejdź.- wyprostowałem się, choć i tak zdawałem sobie sprawę ze swojego żałosnego wyglądu. Do sypialni wszedł odziany w czerń kamerdyner, widziałem na jego twarzy typowy dla niego uśmiech. Był on wredny i przebiegły, mimo swojej niepewności, nie odwróciłem wzroku i zacząłem z nim toczyć niemą bitwę.

W końcu odezwał się:

-Wzywałeś, paniczu?

-Przecież bardzo dobrze słyszałeś… demonie.-zaakcentowałem ostatnie słowo.-Jest mi zimno zrób coś z tym.

Czarnowłosy nie zmienił wyrazu swojej twarzy i podszedł do kominka, a ja uznałem, że ściana jest niezwykle interesująca i skupiłem na niej swój wzrok. Obserwowałem łodygi róż, które widniały na starej tapecie, mimo, że cały dom został na nowo wybudowany ledwie rok temu. Mimo tego, że nie darzyłem swojego kamerdynera sympatią, odbudował posiadłość po mistrzowsku. Do tej pory szukałem jakiejkolwiek różnicy, ale i tak poszukiwania za każdym razem kończyły się tak samo. Nagle sobaczyłem pomarańczową poświatę oraz usłyszałem trzaski, moje serce przyspieszyło, gwałtownie odwróciłem się w stronę kominka i zacząłem krzyczeć. Strach zżerał mnie od środka, wspomnienia z moich dziesiątych urodzin znów niechciane wkradły się do mojego umysłu.

-ZGAŚ TO!- wrzasnąłem, strach wziął górę nad osłabieniem. Byłem nim sparaliżowany, powoli trawił mnie od środka jak płomienie moich rodziców. Czarnowłosy nie wypełnił mojego nieoficjalnego rozkazu i po prostu podszedł do mnie, zwrócił mnie w stronę okna i ostrożnie zmusił moje ciało do położenia się. 

-Spokojnie paniczu, nic ci się nie stanie.. Nie pozwolę, by ogień cię skrzywdził.

Uśmiechnąłem się, nie wiedziałem ile czasu minęło odkąd tu razem siedzimy. Szczerze mówiąc niezbyt mnie to obchodziło.

-Co ty wyprawiasz zboczeńcu?! Nie dotykaj Ciela! – byłem zdezorientowany i jedyne co zarejestrowałem to moment, w którym Nina z całej siły uderzyła Sebastiana w głowę.- Wiedziałam, że faceci to beznadzieja!

Czułem jak kobieta wyrywa mnie z ramion czarnowłosego, po chwili mogłem doglądać sytuacji zza jej pleców.

- Pa-panno Nino…- próbował tłumaczyć się demon, ale kobieta przerwała kolejnym ciosem.
-Mnie nie oszukasz! Molestowałeś mojego małego klienta!

Zacząłem cicho chichotać, a czerwonooki patrzył na mnie z niemym wyrzutem, wyglądał trochę jak szczeniak, który prosi właściciela o chwilę uwagi.

-Nino, Sebastian nie dotykał mnie w nieodpowiedni sposób… ja… mi po prostu było zimno!- powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy.

Na powrót usiadłem na sofie. Kobieta wyglądała na nieco zbitą z tropu, ale najwidoczniej uwierzyła, gdyż zarumieniła się lekko i odchrząknęła.

-Hrabio twoje zamówienie jest gotowe… Miałam kilka już gotowych projektów, więc nie zajęło mi to aż tak dużo czasu. Czy przymierzysz?- jej oczy zabłyszczały groźnie, a czerwone usta wygięły się w uśmiechu przepełnionym satysfakcją.

-Wolę nie. Sebastianie, z-zapłać Ninie.- rzekłem i zasłoniłem sobie usta, by nie wybuchnąć śmiechem. Ta kobieta mnie zadziwiała za każdym razem, gdy ją gościłem.

Wstałem i poszedłem do pracowni brązowowłosej. Na białym manekinie wisiała błękitna suknia do kolan, rękawy i podszewki były białe. Całą spódnicę ozdabiały, wyszyte złotą nicią, róże, a w talii przewiązana była czarną szarfą, i zakończoną skromną kokardą. Kołnierzyk i rękawy również były uszyte z czarnego materiału. Przy nogach manekina stały czarne lakierki, a na stoliku leżała moja peruka, niebieskie kokardy do wpięcia w nią i (o zgrozo!) błękitny gorset. Poczułem jak blednę.

-To co paniczu? Może jednak zechcesz przymierzyć?
*********************************************************************************
Witajcie! ^^ Tak jak mówiłam od tego dnia rozdziały będą pojawiać się w soboty :3 Do zobaczenia za tydzień i proszę was bardzo o komentarze, bo mi smutno, że tak mało zostawiacie po sobie śladów ;-; Wyświetlenia też drastycznie spadły co mnie niezwykle martwi. Do zobaczenia ^^