piątek, 25 marca 2016

Rozdział piąty. Trudne rozmowy.

W efekcie tego, że mój mózg, zamiast pomóc mi się odprężyć zalewał moją głowę najgorszymi wspomnieniami, nie pospałem sobie zbyt długo i czas przed rozmową z lekarzem spędziłem na rozmyślaniu. W końcu wstałem i podtrzymując się ściany zszedłem do gabinetu mężczyzny. Zapukałem cicho, a na odpowiedź nie czekałem długo. Nacisnąłem klamkę i wślizgnąłem się po cichu.

-Usiądź Yuta… -wykonałem polecenie i spuściłem głowę.- Czeka nas ciężka rozmowa. Chcesz herbaty?- zerknąłem na niego, uśmiechał się do mnie delikatnie.

-Nie. Szczerze mówiąc… chcę mieć za sobą tą rozmowę.- wlepiłem wzrok w biurko, które nagle stało się niezwykle interesującym przedmiotem.

-Więc dobrze. Powiedz mi jak się zaczął twój problem.- jego żądanie sprawiło, że zamarłem. To wszystko we mnie odżyło.- Oczywiście rozumiem… nie musisz mi ufać. Jedynie mnie naprowadź na powód twojej przypadłości. Na wszystko mamy czas.- poklepał mnie po ramieniu, co nie dodało mi otuchy. Poczułem się gorzej, zrobiło mi się gorąco.

Zawahałem się. Yuu… on chce ci pomóc. A ty nie możesz sprawiać Hanie i Mike'owi więcej kłopotów.

-W mojej rodzinie wydarzyło się coś… tragicznego. Zacząłem przez to jeść…- miałem opór, by mówić mu co było dalej. To zbyt ciężkie.

Gimnazjum. Koszmar każdej osoby, która ma jakiś „defekt”. Na tym etapie w młodzieńczym mózgu wyłącza się coś takiego jak empatia. Każdego, kto choć trochę odstaje i próbuje być sobą, traktuje się jak błąd fabryczny. Przejebane. A kiedy to nie twój styl bycia jest „inny”, a wygląd. Zaczyna się piekło.

Niechętnie wstałem z łóżka. Ubrałem się, zjadłem śniadanie, umyłem, wyszedłem. Zwyczajny dzień z życia nielubianego gimnazjalisty. W drodze do szkoły towarzyszyły mi moje ulubione piosenki. Wszedłem na teren mojego gimnazjum i rozpoczął się mój koszmar. Obok mnie przeszył szepczące coś do siebie dwie blondynki. Co jakiś czas na mnie zerkały i wybuchały śmiechem. A ja miałem je głęboko w nosie.

Jak zwykle potem nastąpiła rewizja zawartości mojej torby, wykonana przez wspaniałego „króla” szkoły. Akurat, gdy pozbierałem wszystkie wysypanie na kafelki przedmioty zadzwonił dzwonek. Do klasy wbiegłem spocony i zdyszany, na szczęście jeszcze przed nauczycielką. W moją stronę poleciał papierowy samolocik. Od kilku dni po internecie krążył filmik, w którym mój pijany ojciec obmacywał jakieś laski. Tylko… czemu to ja za to dostawałem od życia po tyłku? Czemu on nie poniósł konsekwencji?

Tego dnia zjadłem jeszcze więcej niż zwykle.

Zamilkłem. W moim gardle pojawiła się jakaś gula, przez którą nie byłe w stanie wydusić z siebie ani słowa. Wspomnienia były takie żywe. Tak cholernie bolesne. Uniosłem wzrok na Asashi'ego. Obserwował mnie w milczeniu i kiwnął powoli głową.

-Okej. Słuchaj. Mam prośbę. Pójdziemy teraz na kolację. Zjesz chociaż troszeczkę, okej? Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale musisz przyzwyczaić organizm do regularnych posiłków. Do kolejny krok, do tego, byś wyzdrowiał.- uśmiechnął się, a ja poczułem, że byłbym w stanie mu zaufać. Zdusiłem to uczucie w zarodku, by przypadkiem nie mogło się rozwinąć. Wystarczyło mi już to, wciąż pamiętam jak mnie potraktował w tedy, gdy chciałem mu zaufać. Gdy pokazałem mu skrywane przez długie lata, uczucie.

-Jasne… Ale nie obiecuję, że skończy się to dobrze. Nie mogę jeść… Po prostu nie umiem. Wiem, że to głupio brzmi… ja po prostu nie potrafię jeść. Przynajmniej od jakiegoś czasu.

Mężczyzna zmarszczył brwi, ale wyraz jego twarzy pozostał nieodgadniony. Nawet teraz, gdy był w pełni skupiony, wyglądał olśniewająco oraz nieco zawstydzająco. Sam chciałbym móc się pochwalić tak genialnym wyglądem. Dobrze zbudowany, męskie rysy twarz, duże szare oczy i czarne, miękkie włosy, postawione na żel, co mogłem jedynie przypuszczać, ponieważ wyglądały naturalnie. No i do tego wyglądał w tym kitlu… oh boże. Powinienem przestać, jeszcze mi brakuje tego, bo się podniecić i dostać za to w ryj. Jedyne co się w nim od liceum zmieniło to oczy, które nie były takie surowe, teraz niemal czułem ciepło na sercu. Niemal, bo wciąż pamiętałem o tym, jaki ma do mnie stosunek. Pewnie gdyby był dla mnie obcy, inaczej bym do niego podszedł, bardziej ufnie.

-Od jakiegoś czasu?- podchwycił, tym samym wyrywając mnie z krainy marzeń. Skinąłem apatycznie głową.

-Wcześniej dużo jadłem… bardzo dużo. To naprawdę obrzydliwe. Byłem… jebanym tłuściochem…- przy ostatnim zdaniu, mój głos drżał. Nie wiem czemu zacytowałem jego własne słowa sprzed sześciu lat, z dnia, w którym postanowiłem schudnąć i zamknąłem się w swoim pokoju. Co mnie do tego podkusiło?

- Nie bądź dla siebie taki ostry. Słuchaj, ktoś kiedyś ci tak powiedział?

-Tak. Ktoś, kto był dla mnie niezwykle ważny. - czemu mu to wszystko mówiłem? Po co? Dla jego litości? Czy może dążyłem do tego, by lekarz przypomniał sobie jak przez podstawówkę, gimnazjum oraz liceum gnoił mnie i pogłębiał mój nałóg. Bo bez wątpienia, w tamtych czasach jedzenie było moim nałogiem, nie umiałem ujarzmić mojego głodu. Nie panowałem nad tym. Jadłem to co mi smakowało.

-Dziewczyna? Wiesz… Sam kiedyś nie byłem zbyt święty.

-Nie śmiem wątpić- mruknąłem cicho pod nosem i przeczesałem włosy.

-Coś mówiłeś?- zmarszczył brwi zdezorientowany.

-Nic takiego. Chodźmy już, co?- lekarz przytaknął i wstał. Zaprowadził mnie do dość dużego pomieszczenia, stały tam trzy stoliki czteroosobowe, nie wyglądało to jak zwyczajna stołówka. To miejsce miało w sobie coś… domowego. Nie wiem jak to określić. Po prawej stronie był kominek, podłogę wyłożono ciemnym drewnem, a białe ściany ozdabiały miłe dla oka obrazy. Kuchnia nie była zamknięta, a połączona z jadalnią i jedyne oddzielało oba pomieszczenia to czarno-biała wyspa kuchenna, przy której także stały krzesła. Dwa stoliki były czarne, a jeden, środkowy biały. Białe krzesła stały przy czarnych stolikach, a z kolei czarne- przy białych. W kuchni stała średniego wzrostu kobieta, która brązowe włosy spięła w wysoki kok. miała na sobie biały fartuch i czerwoną sukienkę. Na oko mogła mieć z czterdzieści lat i zapewne była kucharką. Przywitałem się z kobietą cicho, a ona odpowiedziała entuzjastycznie i podała nam dwa talerze. Na tym, który otrzymałem ja, były płatki musli wymieszane z jogurtem. Lekarz z kolei dostał talerz kanapek. Usiedli przy wyspie kuchennej, lekarz uciął pogawędkę z kobietą, która po kilku minutach zostawiła nas samych.- Nie jesz? Spróbuj zjeść tyle, ile możesz . Ale chociaż trochę. To jest potrzebne do nabrania sił. No i od czegoś tak lekkiego nie przytyjesz.

Uniosłem prędko głowę, nieco zdziwiony. Chwyciłem łyżkę i nabrałem odrobinę płatków. Zjadłem połowę porcji, którą otrzymałem i szczerze? Byłe z siebie dumny. Nie mogłem się doczekać, aż powiem Hanie i Mike'owi. Na pewno będą szczęśliwi.

**********************************************************************************
W bólach nareszcie skończyłam piąty rozdział, jestem z siebie taka dumna! :3 Od razu mówię, że mogłam gdzieś połknąć jakieś literki, a nawet zmienić narrację, za co przepraszam >.<
 Mam nadzieję, że teraz wszyscy, których lubią Humana się ucieszą, mam już jakąś jedną trzecią nowego rozdziału! Kto się cieszy?!  ^^ Trochę mi przykro, że ostatnio jedynie Roszpuncia skomentowała rozdział, ale mi to jestem szczęśliwa,że to właśnie ona skomentowała. Naprawdę sobie cienię twoje komentarze ^^ Malarz się pisze, Human się pisze. A ja pracuje nad nowiutkim projektem, który muszę jeszcze rozplanować. Co więcej! Niedługo mam zamiar wstawić pewien one-shot :3 Z resztą nie jeden, jeśli weźmie mnie wena :D Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że jutro uda mi się wstawić Malarza! A jeśli nie, to zawczasu: WESOŁYCH ŚWIĄT ^^