czwartek, 28 kwietnia 2016
piątek, 8 kwietnia 2016
Malarz - rozdział dziewiąty (obie perspektywy)
Po
wspólnym, dość skromnym posiłku, pomogłem mojemu małemu
przyjacielowi założyć czyste ubranie. Doprawdy zabawnie wyglądał
w zbyt dużej koszuli i spodniach, jakby gdzieś tam się „utopił”.
Ułożyłem jego nieco niesforne włosy i posadziłem.
-Masz
ochotę coś poczytać, może porysować?- podrapałem się po karku,
niezbyt wiedziałem co mu zaproponować.
-...M-możesz
mnie nauczyć rysować?- spytał cicho i niepewnie jakby się czegoś
bał… mnie? Spojrzałem na niego i moje wątpliwości zostały
rozwiane, chłopak miał spuszczoną głowę i rumiane policzki.
Najzwyczajniej w świecie się wstydził. Postanowiłem go nie
trzymać dłużej w niepewności.
-Nie
ma sprawy, to będzie zaszczyt.- uśmiechnąłem się ciepło i
ukucnąłem przed niebieskookim. Uniósł lekko głowę, a kąciki
jego ust pomknęły ku górze, nagle jakby się zawahał.- Coś nie
tak?
-Sebastian…
ja wiem… robisz dla mnie bardzo dużo, ale… zabierzesz mnie w
pewne miejsce? Przepraszam! Masz pewnie mnóstwo na głowie, a ja
władowałem ci się w życie z buciorami, ale…
-Ciii…
nic nie mów. Oczywiście, że z tobą pójdę. Nie zostawię cię
samego.- poklepałem przyjacielsko jego kolano, delikatnie, gdyż
bałem się dotknąć jakiegoś siniaka, albo ranę.-Ale pójdziemy
jak już przeniesiemy się do nowego domu.
-...domu…-powtórzył
cichutko pod nosem.- To co , nauczysz mnie?- uniósł gwałtownie
głowę i szeroko się uśmiechnął, często mnie zaskakiwał.
Zaśmiałem się i wstałem, poszedłem po szkicownik i podałem go
chłopcu, potem przyniosłem mu ołówek. Był rozpromieniony, więc
albo bardzo dobrze ukrywał ból i smutek, albo naprawdę był taki
radosny. Możliwe jest to, że te dwie opcje się ze sobą łączyły.
Przez
kilkanaście minut tłumaczyłem mu na czym polega szkic. Oczywiście
z tej bardziej emocjonalnej strony. Szybko podłapał co mam na myśli
używając dziwnych porównań.
-To
teraz narysuj… no nie wiem… drzewo… Ale nie byle jakie! Takie,
które masz tu…- dotknąłem opuszkiem palca jego czoła, a
następnie przeniosłem go w okolice jego serca.- I tutaj…
Skupiony
zmrużył oczy i podrapał głowę końcówką ołówka. Po chwili
się ode mnie odwrócił i zaczął namiętnie coś nanosić na
czystą kartkę. Przyglądałem mu się uważnie, starając
zapamiętać każdy szczegół mojej Muzy… Wyglądał tak cudownie
z tym skupieniem na twarzy. Usiadłem obok niego, nie próbowałem
nawet zaglądać mu przez ramię, nie bez powodu się odwrócił.
Musiałem to uszanować. Siedzieliśmy w ciszy, którą przerywały
jedynie wesołe krzyki dzieciaków z zewnątrz i ciche westchnienia
chłopaka. Po dość długim czasie przycisnął szkicownik do piersi
i odwrócił w moją stronę. Niepewnie odsunął swoje dzieło i
spojrzał na nie krytycznie. Zarumienił się i podał mi je.
Zamarłem w szoku. Szkic był smutny, drzewo, nagie, chore,
obumierające. Obrazy artysty są odzwierciedleniem jego duszy. Jego
w takim razie była pogrążona w smutku i żałobie. Uśmiechnąłem
się, gdy dostrzegłem pewien skrzętnie ukryty element. Młody
listek na jednej z gałęzi. I słońce gdzieś w oddali.
Odłożyłem
jego pierwsze dzieło i objąłem go ramieniem. Jest przepiękny.
-Piękny…-
uśmiechnąłem się do niego, a on spojrzał na mnie w szoku.
-Jak
to? Przecież… gałęzie są krzywe, nagie, chore… już dawno nie
ma tam zwierząt… no i to drzewo jest samotne. Nie ma nic wokół…
-Ciel…
Między jego gałęziami prześwituje słońce, trawa wokół jest
zielona, błyszczy się… I wcale nie ma nagich gałęzi… jest
jeden malutki listek i zwiastuje odżycie tej rośliny…- spojrzał
mi w oczy zdziwiony.
-Zauważyłeś…?
-Zauważyłem.-uśmiechałem
się i przeczesywałem jego miękkie włosy. Siedzieliśmy w zupełnej
ciszy, aż usłyszałem charakterystyczny stukot, a po chwili
rozległo się pukanie do drzwi. - To pewnie Anna.- niechętnie się
odsunąłem i wstałem, otworzyłem drzwi lekarce.
-Gotowi
moi mili?- uśmiechnęła się pogodnie do Ciela i wykonała ręką
jakiś dziwny ruch w powietrzu.- Ptaszki rosną, kwiatki ćwierkają…
idealny dzień na zmianę otoczenia…
-Ale
Pani Anno… Jest zima…-powiedział nieśmiało niebieskooki, a ta
klasnęła w dłonie.
-Otóż
to! Żadnych alergii, widzisz? Idealny dzień!
Pokiwaliśmy
posłusznie głowami, oboje byliśmy skonsternowani. Wstałem szybko
i spakowałem najpotrzebniejsze dla nas rzeczy, Ubrałem chłopca w
płaszcz i wziąłem na ręce. Chyba czas go trochę utuczyć, jest
lekki… ale równie dobrze może być to spowodowane stresem.
Długotrwałym stresem. Uśmiechnął się do mnie i chwycił moją
koszulę. Okazało się, że na dole czekał powóz, więc zostawiłem
Ciela razem z Anną i pobiegłem na górę, udało nam się wziąć
wszystkie rzeczy i z ciężkim sercem opuściłem dom, w którym
spędziłem większość życia. Ale Anna miała rację. Nie mogę
dłużej żyć przeszłością. Muszę patrzeć w przyszłość, a do
tego teraz mam moją Muzę… muszę dbać o Ciela. Żeby miał
wszystko, czego mu potrzeba… by się rozwijał i nie bał każdego
kolejnego poranka, by nie zrywał się w nocy z płaczem i mnie nie
rozpoznawał. Teraz byłem za niego odpowiedzialny. Chroniłem go.
Jego
szczęście było teraz najważniejsze.
~Ciel~
Patrzyłem
przez okno zafascynowany, sypiącym z nieba śniegiem. Dziś rany już
aż tak nie dokuczały. Było znośnie i dość zabawnie. Lekarka,
która wczoraj mnie badała, opowiadała co jakiś czas śmieszne
żarty, z których śmiał się nawet woźnica. Zagadałem go na
chwilę, mówił mi gdzie dokładnie jesteśmy. Wtrącał zabawne
anegdoty, przez co niemal płakaliśmy ze śmiechu. Tylko Sebastian
wydawał się nieco apatyczny, nieobecny. Ściskał mocno znajomy mi
szkicownik. Aż tak go to zaciekawiło? A może szukał drugiego dna?
A przecież to zwyczajny rysunek, prawda? A może nie spełnił jego
oczekiwań? W końcu to też jakaś możliwość.
-Sebastian?
Wyjdziemy potem ulepić bałwana?- oderwał się od swoich myśli,
niemal drgnął. Przeniósł wzrok na moją twarz i szeroko się
uśmiechnął.
-Oczywiście,
hrabio…- zaśmiał się, a ja spaliłem buraka.
-Żaden
hrabia, Ciel. Powtórz! C-I-E-L. I koniec. Kropka.-naburmuszyłem się
niczym dziecko, co wywołało kolejną salwę śmiechu. Po chwili i
ja parsknąłem, gdyż nie mogłem wytrzymać. Było swobodnie,
przyjemnie. Zupełnie inaczej niż w moim rodzinnym domu. Tam
wszystko było sztuczne i sztywne. Albo ojciec i jego nowa żona byli
agresywni… jeśli nie w stosunku do mnie, to do reszty mieszkańców.
Postanowiłem
sobie już nie zawracać tym wszystkim głowy, niestety, nie mogłem
oprzeć się wrażeniu, że wkrótce znów zetknę się razem z
„rodzicami”. Nikomu nie miałem zamiaru tego mówić. Bałem się
tylko, co się stanie jeśli dowiedzą się z kim przebywam. Boję
się, że Pani Annie stanie się krzywda… albo Sebastianowi. A on
jest moim jedynym przyjacielem. Najlepszym… bo jest prawda? To mój
przyjaciel, prawda? Chyba tak właśnie jest. Sebastian to mój
przyjaciel do grobowej deski. Tak się mówi, nie?
**********************************************************************************
Witajcie!
Nie spodziewaliście się, nie? No cóż... ja też nie xd Jakoś mnie
wzięło, by usiąść i napisać ten rozdział, posłuchać płyt ukochanego
zespołu, po które ostatnio w ogóle nie sięgałam... poczuć się jak
dawniej c: Cóż troszkę, także postanowiłam celebrować skończone w
poniedziałek szesnaście lat. I powiem wam, że to genialne uczucie. Noc
wszyscy śpią, muzyka zespołu, który towarzyszy ci odkąd skończyłaś trzy
lata. Czuję się świetnie. Od razu muszę wam powiedzieć, że rozdziału nie
będzie aż do końca moich egzaminów, które zaczynają się w poniedziałek i
kończą w środę c: W czwartek i piątek raczej będę siedzieć w domu.
Stres będzie musiał spłynąć. Wybaczcie, rozdział niesprawdzony, prosto z
dokumentu tekstowego, którego nawet jeszcze nie zapisałam xD Literówki,
błędy- to wszystko w tym rozdziale znajduje się na pewno. Dziękuje
wszystkim czytelnikom <3 Widać momentami, ze jest was coraz więcej,
chociaż fajnie, gdybyście napisali coś na czacie, zagłosowali w
ankiecie, czy nawet dali króciutki komentarz ^^
Pozdrawiam was i ściskam <3
Ach! Osóbki, które czekają na Humana niedługo odeślę na bloga, gdzie mam zamiar go publikować ^^ Papa~
Jeśli ktoś chce podnieść mnie na duchu ( :,>) ale nie chce dawać znać o sobie na blogu, przekierowuję na moje GG: 34138961 ^^ Śmiało piszcie kiedy tylko chcecie, chętnie pogadam :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)