sobota, 21 maja 2016

FNaF: Foxy x Bonnie "Nigdy więcej nie myśl..."

Minęło tyle długich, spędzonych w ciemnościach lat. Nie miałem już sam pewności czy kiedykolwiek byłem człowiekiem. Mimo tego pamiętałem dokładnie dzień, w którym została mi odebrana dziecięca niewinność, straciłem moją człowieczą powłokę. To było jedyne wspomnienie jakie posiadałem. Dzień w którym cię poznałem.

-Justin! Mam dla ciebie niespodziankę, kochanie!- zawołał ciepły i przyjemny głos blondynki, która weszła do dziecięcego pokoiku. Byłem podekscytowany, ponieważ tego dnia kończyłem dziesięć lat. To było wspaniałe, ciepłe uczucie, które zalewa całe ciało, a ty już nigdy nie chcesz żeby cię opuściło. Nie pamiętałem już dokładnie kim ta kobieta była, ale czułem, że to moja matka. Tak mi podpowiadał szósty zmysł.

Kobieta w zwiewnej, błękitnej sukience o ślicznym chabrowym odcieniu, uśmiechała się szeroko. Niestety, nie pamiętałem o niej nic więcej, ale wiedziałem, że mocno ją kocham, a ona darzy mnie tym samym uczuciem.

Po chwili szczęśliwy skakałem po całym pokoju, a moje niemalże czerwone włosy podskakiwały jak małe sprężynki. Mieliśmy się udać do najsławniejszej w mieście pizzerii, tam mieli być wszyscy moi przyjaciele. Freddy Fazbear' s Pizza miała opinię miejsca przyjaznego dzieciom oraz dorosłym. W tedy nie wiedziałem, że to wszystko kłamstwa. Że tego dnia już nie wrócę do domu i nie zostanę przytulony przez matkę na dobranoc, a ojciec nie przeczyta mi nowej książki.

Impreza trwała już jakiś czas i wszyscy byli sobą zajęci, a ja poczułem, że muszę iść do toalety. Nie powiadomiłem nikogo, gdzie się wybieram, a pewnie to zaważyłoby o moim losie. By dostać się do toalety, musiałem wyjść z głównej sali i przejść długim, niezbyt jasnym korytarzem, na którym jedyna działająca lampa mrugała co sekundę, napawając mnie strachem. Moja dziecięca duma zmusiła mnie do tego, bym poszedł w głąb. Ostrożnie ruszyłem. Nagle usłyszałem łoskot i podskoczyłem przerażony, dociskając plecy do zimnej ściany, wyłożonej czarno-białymi kafelkami. Czekałem aż coś się stanie, choć do końca nie wiedziałem, co takiego ma się stać. Sfrustrowany swoim tchórzostwem, pobiegłem do końca korytarza i wpadłem z impetem do toalety.

Oddychałem bardzo szybko, moje ciało opanowała adrenalina. Po chwili zacząłem się śmiać cicho. Niewinnie, jak dziecko. Otworzyłem oczy i zwróciłem się do lustra. Jedyne co spostrzegłem, to odziana w fioletową rękawicę dłoń, wyłaniającą się z ciemności korytarza. Spoczęła na moich ustach, nie pozwalając nawet pisnąć. Próbowałem się wyrwać. Moje ruchy były rozpaczliwie, drapałem powietrze i zaciskałem powieki, spod których nie wiadomo kiedy, zaczęły spływać łzy. Mój dziecięcy umysł, był zbyta zajęty uwolnieniem mnie z żelaznego uścisku, że nawet nie zarejestrował zmiany położenia. Moje ręce jak i nogi zostały związane. W usta wepchnięto mi szmatę, miała ona dziwaczny, metaliczny smak. Wtedy nie wiedziałem. I stwierdzam, że tamten ja powinien być z tego powodu szczęśliwy.

Stare drzwi trzasnęły, przez co podskoczyłem. Do moich nozdrzy dotarł obrzydliwy zapach. Zmarszczyłem nos i zacząłem się powoli czołgać, im bliżej byłem źródła tego okropnego fetoru, widziałem więcej pełzających, jak i latających owadów. Nagle zamarłem przerażony. To „źródło” nie było czymś, a raczej kimś. Wielkością przypominało dziecko, takie jak ja. Było zbyt ciemno, by dostrzec coś więcej. Zacząłem się rozglądać za jakimś włącznikiem światła, w końcu postanowiłem podsunąć się pod ścianę i za jej pomocą wstać, a następnie wymacać po ciemnu włącznik. Nie zajęło mi to wiele czasu, choć tak naprawdę nie mogłem być do końca pewien. Zapaliłem światło, było ono słabe, ale mogłem dokładnie dostrzec co przyciągało do siebie tyle much i tak okropnie śmierdziało. Na środku pomieszczenia leżało blade, jeszcze nie rozłożone ciało. Niewątpliwie był to chłopiec około w moim wieku. Miał szeroko otwarte usta, przez które wpadały chmary much, oraz wywrócone, białkami na wierzch, oczy. Odsłonięte części ciała odznaczały się niemal czarnymi liniami, które były jego żyłami.

To byłeś TY. Żałuję, że nie widziałem cię żywego, ale nawet martwy byłeś cudowny.

Wtedy, jako, że byłem dzieckiem, przeraziłem się. Miałem ochotę zwymiotować.

Po jakimś czasie ktoś wszedł do pomieszczenia.

-Widzę, ze poznałeś nowego kolegę. Będzie idealnie pasował do Bonniego, nieprawdaż? A ty… z twoimi włosami do Foxy'ego.- usłyszałem szaleńczy śmiech. W pomieszczeniu stał mężczyzna odziany w fioletowy strój. Miał zasłoniętą twarz, a jego ubranie przypominało strój strażnika w nietypowym kolorze. W dłoni odzianej we fioletową rękawiczkę trzymał błyszczący nóż kuchenny. Strach mnie paraliżował. Mężczyzna z szaleńczym uśmiechem podchodził do mnie. Pochylił się nade mną. Już wtedy byłem świadom długich tortur, które dla mnie zaplanował.

Czułem wszystko. Do samego końca.

Gdy znów zacząłem myśleć o TOBIE, poczułem się bardziej ludzki. Dlaczego mnie unikasz?

Ah, no tak. Jesteś przecież taki śliczny i dobry, inny niż ja. Ja jestem mordercą. Ty zawsze byłeś tylko straszakiem. A ja? Za każdym razem, w nocy. Zabijałem. W końcu teraz zamknęli pizzerię, przez te „wypadki” z animatronikami. A ty przestałeś ze mną rozmawiać. Przez to jestem bardziej agresywny. Myślą, że się zepsułem.

Opuściłem mechaniczne ciało animatronika. Nigdy nie pojąłem czemu nawet gdy wyglądam jak normalny człowiek, muszę mieć na sobie strój lisiego robota. Poszarpana koszula i spodnie, skórzane buty po kolana… Wyglądałem jak Kapitan Hak. No nie do końca. Nie miałem czarnych włosów. Ale czułem się jak on. Niekochany, samotny, a jego największy wróg ciągle go pokonywał.

Zawsze mnie dziwiło dlaczego po śmierci odczuwam wszystko jeszcze bardziej. I czemu wciąż rosłem? Teraz miałem ciało osiemnastolatka. A może ja jednak żyłem? Nie, to przecie niemożliwe, ale... nadzieja umiera ostatnia… ale moja chyba… już umarła. Po tym jak mnie opuściłeś… BonBon…

Zawsze wydawałeś mi się taki uroczy. Odkąd cię zobaczyłem martwego i obserwowałem jak rośniesz. Byłeś wspaniały. Pomagałeś każdemu. Kiedy Purple Guy (Bo tak nazywaliśmy naszego mordercę) sprowadzał kolejne dziecko, ty je ratowałeś. Tylko kilka razy ci się nie udało. Przez mnie. Nienawidziłeś mnie, prawda? Ty próbowałeś naprawiać, a ja wszystko niszczyłem.

BonBon. Chcę cię przeprosić.

Kotara osłaniająca moją samotność, czyli tak zwaną Zatokę Pirata, odsłoniła się. Spojrzałem w niebieskie oczy, blondwłosej dziewczynki w żółtej sukience.

-Foxy?- zapytała niepewnie, spojrzałem na nią i delikatnie się uśmiechnąłem.- Chcesz pizzę?

Pokręciłem głową, a ona tylko coś mruknęła i pożegnała się. Zostałem sam. Znów.

Pewnie sam to na siebie sprowadziłem.

-Bonnie, on odmówił. Wygląda na bardzo smutnego.- usłyszałem wysoki głosik dziewczynki. Bonnie kazał jej mnie odwiedzić? Gdyby moje serce potrafiło nadal bić, pewnie pobiegłoby w maratonie.

-Dziękuje Chica… leć do reszty…- jego głos by taki cudowny. Mógłbym go słuchać godzinami.

Ktoś zbliżył się do mojego małego, prywatnego skrawka tej pizzerii.

-Foxy… możemy porozmawiać? Wszyscy się o ciebie martwimy.

Wstałem powoli i na drżących nogach opuściłem Pirate Cove.

-Tak?- odwróciłem wzrok, bojąc się, że w jego oczach dostrzegę nienawiść.

-Spójrz na mnie…

Z ociąganiem spełniłem jego polecenie. Zamiast oczekiwanej przeze mnie nienawiści dostrzegłem zmartwienie i czułość.

-Co się z tobą dzieje? To moja wina, prawda? Foxy… ja przepraszam.- otworzyłem szerzej oczy. Jego słowa docierały do mnie bardzo, powoli. Gdy zrozumiałem ich sens oburzyłem się.

-To przecież ja zniszczyłem wam spokojne... życie.- zawahałem się przy ostatnim słowie, ale w końcu je wypowiedziałem.

BonBon wyciągnął do mnie powoli dłoń.

-Ale ja zniszczyłem ciebie… i nie zdążyłem uratować.

Splótł nasze dłonie i zadarł głowę lekko do góry.

-...Ty tam byłeś?- zapytałem powoli.

-Przecież wiesz, że tak Foxy… Dlatego jestem na siebie zły. Nie na ciebie. Myślałem, że jeśli przestanę z tobą rozmawiać… przestaniesz być agresywny, myślałem, że to moja wi…- schyliłem się szybko i pocałowałem go delikatnie. Jego policzki zaczerwieniły się.

-Nigdy już więcej nie myśl BonBon…- poczochrałem jego włosy.

Teraz czułem jakbym był człowiekiem, jakby moje serce biło, przez żyły toczyła się krew. Uratowałeś mnie Króliczku.

grafika bonnie x foxy**********************************************************************************
Malutka niespodzianka! Oneshot z Fnaf'a, bo... naszła mnie ochota. Przyjemnie mi się go pisało i w ogóle. Mogą być niedociągnięcia, bo wrzucam od razu po skończeniu. 

Mam nadzieję, że w końcu zacznę wrzucać rozdziały i ogólnie posty, regularnie. Jak skończymy Malarza, dokończymy naszą historyjkę o Yucie, a potem pewnie wrócimy to kochanego Humana :D Przy okazji, mam zamiar przez wakacje napisać kilka (a może dużo więcej)  oneshotów, a poza tym zacząć nowy projekt. Nic nie obiecuję kochani i nie wiem, czy np: tym razem na rowerze nie zjedzą mnie dziki ;-; Ja już chyba powinnam do śmierci siedzieć w swoim pokoju, bo co chwilę mi się krzywda dzieje ;-; Lece napisać wam coś jeszcze po krótkiej przerwie. 

Oczywiście weźcie udział w trwającej dwa tygodnie ankiecie w sprawie Oneshotów i witam nowych czytelników! ^^ A tych starszych mocno całuję :* Fajnie was mieć <3


czwartek, 19 maja 2016

Hejka!

 Przepraszam, że wszystko tak mi się przeciąga w czasie, ale ciągle gdzieś biegam i nawet oddechu nie mogę złapać.

Zaczęłam pisać One-Shota i jutro mam nadzieje go dokończyć. Przepraszam was straaaasznie, ale po prostu nawał roboty.

czwartek, 12 maja 2016

Kochani!

Ręka ma się coraz lepiej i już nie wygląda tak, jakbym miała na niej trzecie oko xD Ogólnie mam mało czasu, bo wiecie, ostatnia klasa, podciągam oceny itd. Ale mam nadzieję, że w ten weekend w końcu coś zrobię :D
Mam nadzieję, że czekacie cierpliwie <3

poniedziałek, 2 maja 2016

Przeczytajcie koniecznie!

Hej kochani...

wczoraj miałam mały wypadek przez co mam niesprawną do końca prawą dłoń. Postaram się coś napisać, ale sprawia mi to niemały ból. Z resztą ręka to jedna z wielu niedogodności, gdyż również ledwie chodzę.

Pozdrawiam was serdecznie :*