Minęło
tyle długich, spędzonych w ciemnościach lat. Nie miałem już sam
pewności czy kiedykolwiek byłem człowiekiem. Mimo tego pamiętałem
dokładnie dzień, w którym została mi odebrana dziecięca
niewinność, straciłem moją człowieczą powłokę. To było
jedyne wspomnienie jakie posiadałem. Dzień w którym cię poznałem.
-Justin!
Mam dla ciebie niespodziankę, kochanie!- zawołał ciepły i
przyjemny głos blondynki, która weszła do dziecięcego pokoiku.
Byłem podekscytowany, ponieważ tego dnia kończyłem dziesięć
lat. To było wspaniałe, ciepłe uczucie, które zalewa całe ciało,
a ty już nigdy nie chcesz żeby cię opuściło. Nie pamiętałem
już dokładnie kim ta kobieta była, ale czułem, że to moja matka.
Tak mi podpowiadał szósty zmysł.
Kobieta
w zwiewnej, błękitnej sukience o ślicznym chabrowym odcieniu,
uśmiechała się szeroko. Niestety, nie pamiętałem o niej nic
więcej, ale wiedziałem, że mocno ją kocham, a ona darzy mnie tym
samym uczuciem.
Po
chwili szczęśliwy skakałem po całym pokoju, a moje niemalże
czerwone włosy podskakiwały jak małe sprężynki. Mieliśmy się
udać do najsławniejszej w mieście pizzerii, tam mieli być wszyscy
moi przyjaciele. Freddy Fazbear' s Pizza miała opinię miejsca
przyjaznego dzieciom oraz dorosłym. W tedy nie wiedziałem, że to
wszystko kłamstwa. Że tego dnia już nie wrócę do domu i nie
zostanę przytulony przez matkę na dobranoc, a ojciec nie przeczyta
mi nowej książki.
Impreza
trwała już jakiś czas i wszyscy byli sobą zajęci, a ja poczułem,
że muszę iść do toalety. Nie powiadomiłem nikogo, gdzie się
wybieram, a pewnie to zaważyłoby o moim losie. By dostać się do
toalety, musiałem wyjść z głównej sali i przejść długim,
niezbyt jasnym korytarzem, na którym jedyna działająca lampa
mrugała co sekundę, napawając mnie strachem. Moja dziecięca duma
zmusiła mnie do tego, bym poszedł w głąb. Ostrożnie ruszyłem.
Nagle usłyszałem łoskot i podskoczyłem przerażony, dociskając
plecy do zimnej ściany, wyłożonej czarno-białymi kafelkami.
Czekałem aż coś się stanie, choć do końca nie wiedziałem, co
takiego ma się stać. Sfrustrowany swoim tchórzostwem, pobiegłem
do końca korytarza i wpadłem z impetem do toalety.
Oddychałem
bardzo szybko, moje ciało opanowała adrenalina. Po chwili zacząłem
się śmiać cicho. Niewinnie, jak dziecko. Otworzyłem oczy i
zwróciłem się do lustra. Jedyne co spostrzegłem, to odziana w
fioletową rękawicę dłoń, wyłaniającą się z ciemności
korytarza. Spoczęła na moich ustach, nie pozwalając nawet pisnąć.
Próbowałem się wyrwać. Moje ruchy były rozpaczliwie, drapałem
powietrze i zaciskałem powieki, spod których nie wiadomo kiedy,
zaczęły spływać łzy. Mój dziecięcy umysł, był zbyta zajęty
uwolnieniem mnie z żelaznego uścisku, że nawet nie zarejestrował
zmiany położenia. Moje ręce jak i nogi zostały związane. W usta
wepchnięto mi szmatę, miała ona dziwaczny, metaliczny smak. Wtedy
nie wiedziałem. I stwierdzam, że tamten ja powinien być z tego
powodu szczęśliwy.
Stare
drzwi trzasnęły, przez co podskoczyłem. Do moich nozdrzy dotarł
obrzydliwy zapach. Zmarszczyłem nos i zacząłem się powoli
czołgać, im bliżej byłem źródła tego okropnego fetoru,
widziałem więcej pełzających, jak i latających owadów. Nagle
zamarłem przerażony. To „źródło” nie było czymś, a raczej
kimś. Wielkością przypominało dziecko, takie jak ja. Było zbyt
ciemno, by dostrzec coś więcej. Zacząłem się rozglądać za
jakimś włącznikiem światła, w końcu postanowiłem podsunąć
się pod ścianę i za jej pomocą wstać, a następnie wymacać po
ciemnu włącznik. Nie zajęło mi to wiele czasu, choć tak naprawdę
nie mogłem być do końca pewien. Zapaliłem światło, było ono
słabe, ale mogłem dokładnie dostrzec co przyciągało do siebie
tyle much i tak okropnie śmierdziało. Na środku pomieszczenia
leżało blade, jeszcze nie rozłożone ciało. Niewątpliwie był to
chłopiec około w moim wieku. Miał szeroko otwarte usta, przez
które wpadały chmary much, oraz wywrócone, białkami na wierzch,
oczy. Odsłonięte części ciała odznaczały się niemal czarnymi
liniami, które były jego żyłami.
To
byłeś TY. Żałuję, że nie widziałem cię żywego, ale nawet
martwy byłeś cudowny.
Wtedy,
jako, że byłem dzieckiem, przeraziłem się. Miałem ochotę
zwymiotować.
Po
jakimś czasie ktoś wszedł do pomieszczenia.
-Widzę,
ze poznałeś nowego kolegę. Będzie idealnie pasował do Bonniego,
nieprawdaż? A ty… z twoimi włosami do Foxy'ego.- usłyszałem
szaleńczy śmiech. W pomieszczeniu stał mężczyzna odziany w
fioletowy strój. Miał zasłoniętą twarz, a jego ubranie
przypominało strój strażnika w nietypowym kolorze. W dłoni
odzianej we fioletową rękawiczkę trzymał błyszczący nóż
kuchenny. Strach mnie paraliżował. Mężczyzna z szaleńczym
uśmiechem podchodził do mnie. Pochylił się nade mną. Już wtedy
byłem świadom długich tortur, które dla mnie zaplanował.
Czułem
wszystko. Do samego końca.
Gdy
znów zacząłem myśleć o TOBIE, poczułem się bardziej ludzki.
Dlaczego mnie unikasz?
Ah,
no tak. Jesteś przecież taki śliczny i dobry, inny niż ja. Ja
jestem mordercą. Ty zawsze byłeś tylko straszakiem. A ja? Za
każdym razem, w nocy. Zabijałem. W końcu teraz zamknęli pizzerię,
przez te „wypadki” z animatronikami. A ty przestałeś ze mną
rozmawiać. Przez to jestem bardziej agresywny. Myślą, że się
zepsułem.
Opuściłem
mechaniczne ciało animatronika. Nigdy nie pojąłem czemu nawet gdy
wyglądam jak normalny człowiek, muszę mieć na sobie strój
lisiego robota. Poszarpana koszula i spodnie, skórzane buty po
kolana… Wyglądałem jak Kapitan Hak. No nie do końca. Nie miałem
czarnych włosów. Ale czułem się jak on. Niekochany, samotny, a
jego największy wróg ciągle go pokonywał.
Zawsze
mnie dziwiło dlaczego po śmierci odczuwam wszystko jeszcze
bardziej. I czemu wciąż rosłem? Teraz miałem ciało
osiemnastolatka. A może ja jednak żyłem? Nie, to przecie
niemożliwe, ale... nadzieja umiera ostatnia… ale moja chyba… już
umarła. Po tym jak mnie opuściłeś… BonBon…
Zawsze
wydawałeś mi się taki uroczy. Odkąd cię zobaczyłem martwego i
obserwowałem jak rośniesz. Byłeś wspaniały. Pomagałeś każdemu.
Kiedy Purple Guy (Bo tak nazywaliśmy naszego mordercę) sprowadzał
kolejne dziecko, ty je ratowałeś. Tylko kilka razy ci się nie
udało. Przez mnie. Nienawidziłeś mnie, prawda? Ty próbowałeś
naprawiać, a ja wszystko niszczyłem.
BonBon.
Chcę cię przeprosić.
Kotara
osłaniająca moją samotność, czyli tak zwaną Zatokę Pirata,
odsłoniła się. Spojrzałem w niebieskie oczy, blondwłosej
dziewczynki w żółtej sukience.
-Foxy?-
zapytała niepewnie, spojrzałem na nią i delikatnie się
uśmiechnąłem.- Chcesz pizzę?
Pokręciłem
głową, a ona tylko coś mruknęła i pożegnała się. Zostałem
sam. Znów.
Pewnie
sam to na siebie sprowadziłem.
-Bonnie,
on odmówił. Wygląda na bardzo smutnego.- usłyszałem wysoki
głosik dziewczynki. Bonnie kazał jej mnie odwiedzić? Gdyby moje
serce potrafiło nadal bić, pewnie pobiegłoby w maratonie.
-Dziękuje
Chica… leć do reszty…- jego głos by taki cudowny. Mógłbym go
słuchać godzinami.
Ktoś
zbliżył się do mojego małego, prywatnego skrawka tej pizzerii.
-Foxy…
możemy porozmawiać? Wszyscy się o ciebie martwimy.
Wstałem
powoli i na drżących nogach opuściłem Pirate Cove.
-Tak?-
odwróciłem wzrok, bojąc się, że w jego oczach dostrzegę
nienawiść.
-Spójrz
na mnie…
Z
ociąganiem spełniłem jego polecenie. Zamiast oczekiwanej przeze
mnie nienawiści dostrzegłem zmartwienie i czułość.
-Co
się z tobą dzieje? To moja wina, prawda? Foxy… ja przepraszam.-
otworzyłem szerzej oczy. Jego słowa docierały do mnie bardzo,
powoli. Gdy zrozumiałem ich sens oburzyłem się.
-To
przecież ja zniszczyłem wam spokojne... życie.- zawahałem się
przy ostatnim słowie, ale w końcu je wypowiedziałem.
BonBon
wyciągnął do mnie powoli dłoń.
-Ale
ja zniszczyłem ciebie… i nie zdążyłem uratować.
Splótł
nasze dłonie i zadarł głowę lekko do góry.
-...Ty
tam byłeś?- zapytałem powoli.
-Przecież
wiesz, że tak Foxy… Dlatego jestem na siebie zły. Nie na ciebie.
Myślałem, że jeśli przestanę z tobą rozmawiać… przestaniesz
być agresywny, myślałem, że to moja wi…- schyliłem się szybko
i pocałowałem go delikatnie. Jego policzki zaczerwieniły się.
-Nigdy
już więcej nie myśl BonBon…- poczochrałem jego włosy.
Teraz
czułem jakbym był człowiekiem, jakby moje serce biło, przez żyły
toczyła się krew. Uratowałeś mnie Króliczku.
**********************************************************************************
Malutka niespodzianka! Oneshot z Fnaf'a, bo... naszła mnie ochota. Przyjemnie mi się go pisało i w ogóle. Mogą być niedociągnięcia, bo wrzucam od razu po skończeniu.
Mam nadzieję, że w końcu zacznę wrzucać rozdziały i ogólnie posty, regularnie. Jak skończymy Malarza, dokończymy naszą historyjkę o Yucie, a potem pewnie wrócimy to kochanego Humana :D Przy okazji, mam zamiar przez wakacje napisać kilka (a może dużo więcej) oneshotów, a poza tym zacząć nowy projekt. Nic nie obiecuję kochani i nie wiem, czy np: tym razem na rowerze nie zjedzą mnie dziki ;-; Ja już chyba powinnam do śmierci siedzieć w swoim pokoju, bo co chwilę mi się krzywda dzieje ;-; Lece napisać wam coś jeszcze po krótkiej przerwie.
Oczywiście weźcie udział w trwającej dwa tygodnie ankiecie w sprawie Oneshotów i witam nowych czytelników! ^^ A tych starszych mocno całuję :* Fajnie was mieć <3