EPILOG
Londyn, 1980r.
Młody
chłopak, wszedł do biura w jednym z najstarszych domów w
Londynie. Wszyscy śmiali się, ze mężczyzna mieszkający w nim
jest zbyt cenny dla Stwórcy, by zbyt szybko odejść i wszystko co
do niego należało, musiało być wiekowe.
Staruszek
siedzący za ciężkim, dębowym biurkiem, miał sto dziewięć lat,
a wciąż trzymał się na nogach i zarażał swoim optymizmem. Celem
młodego mężczyzny był interes, który zaproponował mu starzec
przez telefon.
Podszedł
do mężczyzny żwawym krokiem i uścisnął jego dłoń.
-Witam…
nazywam się…
-Wiem
bardzo dobrze jak masz na imię, młodzieńcze - uśmiechnął się
do niego stulatek.- Jestem może i starszy niż większość
londyńskich kamienic, ale nie jestem głuchy. Ani ślepy- zaśmiał
się.
Młody
mężczyzna wydał z siebie „oh” i zaśmiał się wraz ze
starcem.
-Ma
Pan do mnie interes, prawda?- zapytał.
-A
i owszem, posiadam takowy, panie Phantomhive – cmoknął i podniósł
się z trudem, a młodzieniec obserwował go z podziwem i od razu
rzucił się, by mu pomóc.- Udajmy się do mojej osobistej pracowni.
Wiem, że nie mam w zwyczaju sprzedawać obrazów ze swojej kolekcji
Malarza, który w tych czasach jest już legendą… ale poczułem,
że powoli nadchodzi mój czas i nikt nie przejmie po mnie tego
wszystkiego- pokazał dłonią półkole.- Pomyślałem, że ty, jako
koneser sztuki zechcesz kilka dzieł w swoje ręce.
-Zna
pan autora, tych obrazów?- zapytał chłopak, a mężczyzna zadumał
się.
-Znałem
go bardzo dobrze. Był mi… bliski. Ale jego imienia nie mogę
zdradzić. Poza tym, mów mi Sebastian, młodzieńcze.
-Rozumiem,
proszę Pa… znaczy Sebastianie.
Staruszek
otworzył drzwi i wprowadził mężczyznę do pomieszczenia
wypełnionego obrazami. Wciągnął powietrze zachwycony oglądali
pejzaże i portrety. W końcu młodzieniec dostrzegł dwie zasłonięte
sztalugi. Zdjął z nich ostrożnie materiał i niemal się
zachłysnął, podziwiając kunszt wykonania obrazów.
-A
te dwa? W jakiej są cenie?
-Te
dwa nie są na sprzedaż, mój drogi. Są bardzo prywatne dla samego
autora.
-Jaka
się wiąże z nimi historia? Bo widzę, że to ten sam chłopak,
ale… nie rozumiem czemu są tak warte… pod względem
sentymentalnym, oczywiście.
Staruszek
ponownie się zadumał i postukał palcem po brodzie, widać było,
że posępniał.
-Krążą
pogłoski, że autor tych obrazów był zakochany w młodszym od
siebie chłopaku, arystokracie. Chłopak miał okrutnego ojca i
jeszcze gorszą macochę. Poznali się w parku, ten moment
symbolizuje Płaczący Chłopiec. W takiej sytuacji widział go po
raz pierwszy… Podobno ojciec arystokraty rozdzielił ich i zamknął
syna w pokoju. W dzień, w którym młody arystokrata miał wziąć
ślub, popełnił samobójstwo. Powiesił się na pasku.
Młody
mężczyzna obserwował stulatka jakby zmrożony jego słowami. Ta
historia była tragiczna. Okropna.
-A
co z Malarzem?
Mężczyzna
westchnął cicho i podniósł z ziemi materiał, którym przykryte
były obrazy.
-Malarz?
Żył. Ożenił się z byłą pokojówką swojego kochanka, by
ochronić ją przed deportacją. Co prawda w tym związku nie było
głębszego uczucia, ale przyjaźnili się. Razem odwiedzali często
grób chłopaka. Aż do 1918, kiedy Hiszpanka nie zabrała mu dwóch
ostatnich bliskich osób.
-Dwóch?
-Tak.
Miał jeszcze znajomą z dzieciństwa, u której mieszkał. Smutna
historia.- powiedział.- Ah, po co się zasmucać, młodzieńcze.
Myślę, że mogę ci oddać wszystkie obrazy. Oczywiście bez tych
dwóch. Zapiszę je na ciebie w swoim testamencie. Umowa stoi?-
wyciągnął dłoń, którą chłopak niepewnie uścisnął.
Wymienili ze sobą kilka grzeczności i młody Phantomhive opuścił
dom staruszka.
Mężczyzna
westchnął i patrzył ze łzami w oczach na dwa obrazy. Chwycił
pędzel i farbę. Podpisał oba obrazy, drżącą ręką i udał się
z powrotem do biura, spisując dokładnie swój testament.
-Staruszek dokonał żywota po kilku
miesiącach, dokładnie czternastego grudnia. Dopadło go zapalenie
płuc, którego nie pokonał. Tego dnia, wszyscy poznali nazwisko
sławnego Malarza, wreszcie historia jego tragicznego życia ujrzała
światło dzienne. A sam Malarz wreszcie spotkał swojego ukochanego.
Po niemalże stu latach ich dusze mogły się połączyć - młody
Phantomhive przeczytał artykuł z gazety opisujący jego rozmowę ze
sławnym Malarzem. Stał właśnie nad grobem Michaelisa, który
spoczywał zaraz obok Ciela Phantomhive’a. Trzymał w dłoni
złoty łańcuszek, który był w jego rodzinie o dawna. Uklęknął
między nagrobkami i zakopał go pod ziemię, odmawiając cichą
modlitwę.
**********************************************************************************
I jest. Koniec Malarza. Tragicznej historii dwóch kochanków pochodzących z zupełnie innych światów. Przyznam szczerze, że pisząc niektóre sceny płakałam. Pisząc cały epilog. Poprzedni rozdział. Płakałam jak bóbr.
Dziękuję wam za wsparcie, w szczególności dziękuję Roszpunci ( uwielbiam cię kobieto <3 )
Koniec tej historii zamyka w moim życiu jakiś podrozdział. Oczywiście koniec Malarza nie oznacza końca Ozzy. To dopiero początek. Mam teraz w planach szukac nowych czytelników, choć załamuję ręce, bo nie wiem jak tego dokonać i coraz częściej przez okres mojej nieobecności miewałam myśli, by bloga najzwyczajniej w świecie usunąć. Ale kiedyś wam coś obiecałam. Że nie będę kolejną ałtoreczką, która zamyka bloga, bo nie przemyślała fabuły. Dlatego tu jestem.
Co do dalszych planów: Zabieram się za pisanie one-shotów tych zamówionych, jak i tych, które sama sobie wymyślę. Mam ochotę napisac parę shotów, bo chce coś niezobowiązującego. Myślałam nad napisaniem od nowa Humana, ale na razie chwila wytchnienia. Nic na siłę. Mam nadzieję, że znajdę chwilkę w weekend (lub w tygodniu), by naskrobać pierwszego shota.
Jeszcze raz wam dziękuje <3