Po
raz kolejny pas przeciął powietrze ze świstem opadając na
obnażone plecy rudowłosej pokojówki. Kobieta klęczała naga przed
całą służbą, która tylko patrzyła w przerażeniu jak ich
koleżanka po fachu jest katowana przez pracodawcę.
-Ty
suko! Jak mogłaś?! Dajemy ci dom i żarcie! A ty współpracujesz z
moim synem?! Spiskujesz z nim, by mnie załatwić, tak?! Dziwka!-
kolejne uderzenie. Plecy dziewczyny były już dawno śliskie od
krwi, uderzenia wyglądały na niezwykle bolesne, ale ona milczała,
jedynie wzdrygając się od czasu do czasu. Wlepiała jedynie
spojrzenie pełne nienawiści w blondynkę, która nijak nie
przejmowała się tym, że jej mąż tak traktuje innych ludzi. Oboje
byli siebie warci. Dziewczyna nie mogła wyobrazić sobie bólu jaki
musiał znosić chłopiec. Teraz była gotowa umrzeć, nie obchodziło
jej to. Przynajmniej chłopak był bezpieczny, z osobą którą
kocha.
Tylko
jedna rzecz ją martwiła, jeśli ktoś się dowie o tym związku,
nie mają szans. Aresztują Sebastiana za sam homoseksualizm i
zapewne również za pedofilię.
-Gadaj
gdzie jest!- wrzasnął po raz kolejny Vincent. Chwycił przy tym jej
włosy i uniósł jej głowę.
-Zapewne
już w drodze do Ameryki z moim przyjacielem. Wypływali dziś o
czwartej nad ranem.- powiedziała udając przerażenie i cierpienie.
Była dość wiarygodna i dziękowała Bogu, że jako nastolatka była
aktorką i grała w kilku przedstawieniach teatralnych. Co do rejsu
do Ameryki nie kłamała, rzeczywiście takowy statek odpłynął.
Ale Ciela na nim nie było.
Phantomhive
kopnął ją w brzuch i puścił, a ta osunęła się na posadzkę.
-Możesz
się pakować i już tu nie wracać. Masz dwie godziny. Inaczej
zamknę cie w piwnicy do czasu aż umrzesz z głodu albo zamarzniesz.
Dziewczyna
w pośpiechu zebrała swoje ubrania zarzucając na siebie sukienkę.
Reszta służby ruszyła biegiem posprzątać, a dwie kobiety
pobiegły za nią do jej sypialni. Nie słuchała ich pytań. Jedynie
wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować.
~Sebastian~
Obserwowałem
go jak powoli rozpina za dużą koszulę umazaną farbą. Jego
spodnie i bielizna już dawno leżały na podłodze.
Gdy
rozpiął ostatni guzik i chciał już zrzucić z siebie materiał,
chwyciłem jego dłoń delikatnie i uśmiechnąłem się. Uniosłem
ją do i ucałowałem nadgarstek chłopca.
-Zostaw
ją tak…
Ciel
przytaknął, a ja stanąłem za sztalugą.
-Usiądź
jak ci wygodnie, będziemy trochę tu siedzieć, mój słodki…- na
moje policzki wkradł się rumieniec. Jego ciało było takie piękne
w świetle dnia, byłem pewien, że stawało się jeszcze
piękniejsze, gdy oświetlał je Księżyc.
Gdy
on siadał niepewnie na łóżku, ja zasłoniłem okna grubymi
kotarami i rozpaliłem świece, bym mógł widzieć dokładnie każdy
szczegół. Podszedłem jeszcze do nieco spiętego chłopaka i
pocałowałem go w czoło.
-Jesteś
przepiękny, Ciel… Nie wstydź się swojego ciała. Jest…
-Pełne
blizn. Ohydne.-przerwał mi słabym szeptem.
-Jest
idealne. Blizny dodają ci uroku, ale gdybym mógł cofnąć czas…
Nie pozwoliłbym ci cierpieć, skarbie.- zarumienił się, gdy go
pieszczotliwie nazwałem, to było według mnie naprawdę urocze i
nie odejmowało mu ani trochę męskości.- Jesteś pięknym, młodym
mężczyzną…
Uniósł
wzrok, gdy się podniosłem i uśmiechnął się.
-Chcę,
by to była twoja najbardziej idealna praca.- powiedział cicho i
oparł się o wezgłowie lekko rozkładając nogi.
Uśmiechnąłem
się i wróciłem do sztalugi. Zacząłem od szkicu, a między nami
trwała cisza. Nie jedna z tych niezręcznych, która ciążyła na
wszystkich wokół. Ta była intymna i odpowiadała atmosferze
panującej w pomieszczeniu.
Ciszę
zakłócały jedynie nasze ciche oddechy i dźwięk ołówka
ocierającego się o papier. Po jakimś czasie zacząłem przenosić
wszystko na płótno farbami. Dałem bezgłośny znak Cielowi, że
nie musi już siedzieć w bezruchu, jednak on siedział uważnie mi
się przypatrując. W końcu usłyszałem szelest pościeli, co
oznaczało, że ciemnowłosy się poruszył, podszedł do mnie i
usiadł na stołku, na którym często przesiadywałem, szkicując.
Wciągnął powietrze ze świstem.
-To
jest cudowne, Sebastianie…-wyszeptał zwracając się do mnie
pełnym powagi głosem. Odwróciłem się do niego, rezygnując z
dopieszczania prawie ukończonego „dzieła sztuki”. Chłopak był
bardziej absorbujący niż moje płótno. Dostrzegłem na jego
policzkach kilka łez. Czyżby to, co namalowałem, wzruszyło go?
Poczułem się mile połechtany.
Podszedłem
do niego i otarłem jego łzy. Patrzyliśmy sobie w oczy w milczeniu.
Nawet
nie wiem kiedy nasze usta złączyły się ze sobą, a ja chwyciłem
chłopca za uda, unosząc go do góry i przyciskając do ściany.
Nawet
nie wiem kiedy znaleźliśmy się na łóżku, całując się
zachłannie. Nasze ciała ocierały się o siebie w namiętnym tańcu.
Badaliśmy się dokładnie nawzajem, próbując zapamiętać jak
najwięcej szczegółów. Słyszałem jak przez mgłę, że Ciel
szepcze do mnie coś cicho. Wydawał się nie wiedzieć do końca
sam, że to robi. Obcałowywałem jego ciało znacząc go w kilku
miejscach. Był mój, a ja jego. Mógł zrobić ze mną co chciał.
Zrobiłbym dla niego wszystko i czułem, że on dla mnie również.
Delikatnie obrysowałem każdą jego bliznę, składając na niej
pocałunek i szepcząc przeprosiny.
Wszystko
działo się powoli, byłem ostrożny, nie chcąc zrobić mu krzywdy.
Nasze spocone ciała wciąż się o siebie ocierały, Ciel już nie
szeptał, a cicho sapał do mojego ucha.
Byliśmy
jednością. My. Razem. Już na zawsze do siebie należeliśmy. W
pokoju roznosiły się ciche jęki, a co jakiś czas dało się
słyszeć imię któregoś z nas. Świece powoli gasły jedna, za
drugą, pogrążając sypialnię w mroku. My nie zwracaliśmy na to
uwagi zbyt sobą zajęci. Każdemu z nas zależało na przyjemności
drugiego. I oboje ją otrzymaliśmy. To było piękne uczucie,
świadomość, że ukochanej osobie jest z tobą dobrze.
Późnym
wieczorem leżeliśmy razem na łóżku wtuleni w siebie. Bawiłem
się włosami chłopaka, podczas gdy on dokładnie oglądał palce
mojej drugiej dłoni. Co jakiś czas któryś z nas kradł drugiemu
pocałunek. Jeden z tysięcy, które podarowaliśmy sobie tego
wieczora. Nie chciałem już nigdy tego kończyć. Chciałem, by ta
chwila trwała wiecznie, nie zakłócona przez kogokolwiek.
-Sebastianie...obiecaj
mi, że jeśli miałbym umrzeć...choćby jutro… Pozostaniesz na
ziemi i będziesz dalej taki sam jak teraz.
Moja
dłoń zamarła na kilka sekund, by po chwili znów zacząć
przeczesywać jego granatowe kosmyki.
-Ciel
gdybym widział, że na tym świcie ciebie już nie ma nigdy nie
byłbym tym samym człowiekiem. Część mojej duszy odeszłaby razem
z tobą. Jesteś powodem, dla którego wciąż oddycham.
Chłopak
spojrzał w górę na mnie i westchnął cicho.
-
Obiecaj mi jedynie, że będziesz żyć. Żyć dla mnie.
-To
już inna kategoria, Ciel…- wyszeptałem. Czułem jak jego ciało
rozluźnia się w moich ramionach, a oddech uspokaja się. Zasnął,
był tak spokojny, jakbyśmy wcale nie rozmawiali o jego śmierci.
-Moja
dusza umrze… Ale ciało spełni twoje życzenie, Moja
Muzo…-wyszeptałem i wyplatałem się z jego uścisku, przykrywając
go. Powróciłem do sztalugi, nie przejmując się takimi drobiazgami
jak ubrania.
Ta-dam! I oto on, przedostatni (tak myślę) rozdział. Mam nadzieję, że nie zbijecie mnie za to ok ;-; Biorę się za ostatni rozdział... a potem moi kochani... Epilog. I koniec. Koniec historii, do której mam ogromny sentyment, którą bardzo pokochałam i której szybko nie zapomnę. Mam nadzieję, że ktoś tu jest i zagląda jeszcze. Sama nie wiem czemu nie pisałam, miała tak, że szłam do szkoły, wracałam, kułam, a w weekend nie miałam ochoty pisać. Każda wolną chwilę miałam zapełnioną jakąś rozrywką, mającą na celu zniwelować stres. Mam też wrażenie, że mój styl pisania nieco się zmienił i mam nadzieję, że na lepsze widzimy się jutro, o ile ktoś pozostawi po sobie ślad, doceniam każdy. Poza tym wbijajcie na Wattpada, by gwiazdkować również tam, ponieważ to dla mnie ważne. No i na Wattpadzie możecie podziwiać moje zdjęcie we własnoręcznie wykonanym makijażu na Halloween ^^ Lubię się bawić w takie rzeczy, meh.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz