poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział czwarty. Początki

Wszedłem nadal bojąc się tego co ma nastąpić. Nie chciałem znów patrzeć na jego twarz. Rany, które mi zadał, wciąż wydawały mi się świeże. A co jeśli on mnie pamięta? Shuji… błagam cię. Jeśli znów chcesz mnie wyśmiać, obiecuję, że się zabiję. Czułem się jakbym szedł na ścięcie. Znów powitała mnie młoda, uśmiechnięta miło kobieta i zaprosiła do gabinetu doktora. Ścisnąłem pasek od torby i ruszyłem niepewnie, jakby podłoga miała się pode mną zapaść. Serce waliło mi jak oszalałe. Jakbyście się czuli oddając swoją osobę pod opiekę swego długoletniego kata?

Szedłem powoli korytarzem, byłem skulony i przerażony, nie chciałem, by te wszystkie dzieci na mnie patrzyły. Właśnie wróciłem po śmierci matki do szkoły. W głowie wciąż miałem obraz jej wiszącego bezwładnie ciała. Usiadłem pod ścianą i schowałem twarz w dłoniach. Nigdy nie byłem chłopcem takim jak inni. Byłem spokojny i grzeczny, nieskory do bójek. Zdecydowanie lepiej gadało mi się z dziewczynkami, ponieważ i one z reguły były spokojne, ale miały swoje „babskie sprawy”, w które nie chciałem być przypadkiem wciągnięty, dlatego często bywałem sam. Ale teraz… wszyscy dziwacznie na mnie spoglądali, odwracali wzrok i mijali. Plotki. Mogą ugodzić człowieka prosto w serce, prawda? Gdy zadzwonił dzwonek, dźwignąłem się i wszedłem do klasy. Zająłem swoje stałe miejsce i zapatrzyłem się w to, co znajdowało się za oknem. Wszystko w moich oczach było smutne, przygnębiające i wprowadzało wisielczy nastrój. Usłyszałem stukot obcasów nauczycielki, więc pospiesznie wstałem i razem zresztą klasy powitaliśmy kobietę, ze zdziwieniem odkryłem, że obok niej stoi chłopiec, którego wcześniej nie widziałem.

-To Asashi Shuji. Od dziś będzie się z wami uczył. Asashi, przywitają się ładnie.

-Jestem Asashi Shuji i przeprowadziłem się właśnie z Ameryki razem z rodzicami. Lubię piłkę nożną i koszykówkę.- uśmiechnął się szeroko, od razu wydał mi się miły. Jakże się myliłem.

-Oh. Yuta. Miło nam, że się pojawiłeś. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.-rzuciła nieumyślnie i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z gafy jaką popełniła, odchrząknęła i odwróciła się udając, że nic się nie stało.

Na przerwie śniadaniowej siedziałem sam w kąciku i patrzyłem na śniadanie. Dość obfite zresztą, Ktoś rzucił na moja sylwetkę cień, więc odruchowo uniosłem głowę do góry. Asashi. Na jego ustach czaił się wredny uśmieszek.

-Co, zbijasz masę cioto?- kopnął moją śniadaniówkę, a ja wystraszony wbiłem się w ścianę. Nigdy nie słyszałem tego dziwnego określenia, ale czułem podświadomie, że to obelga.- Haha! Pedał!

To był jeden z tych dni. A miało być ich jeszcze więcej.
Wszedłem powoli do gabinetu, ale moje nogi z każdym kolejnym krokiem powoli odmawiały mi posłuszeństwa, trzęsłu się i zginały.

-Dzień Dobry…- rzuciłem cicho. Miałem dreszcze i zrobiło mi się zimno, chociaż na zewnątrz był zabójczy upał. Nie podniosłem wzroku.

-Witaj Yuu… O mój Bo…!- nic więcej nie usłyszałem, przed oczami zrobiło mi się ciemno, a w uszach rozległ się przeciągły, okropny pisk. Upadłem na podłogę, uderzając w posadzkę policzkiem.

Nie wiele potem pamiętałem. Poczułem chwilowe ciepło, wtuliłem się w obiekt, który tak mnie miło ogrzewał, a potem najzwyczajniej odpłynąłem, zostawiając troski za sobą.

Otworzyłem oczy i natychmiast je zamknąłem, gdyż podrażniło je ostre światło.

-Witam wśród żywych Yuta.- przyjemny, męski głos sprawił, że po moich plecach przebiegł dreszcz. Ponownie rozchyliłem powieki i ujrzałem nad sobą przystojną twarz Asashi'ego. Nie wyglądał na wesołego, choć w jego głosie słychać było wyraźną ulgę.- Przespałeś kilka dobrych godzin. Jak się czujesz?

-Mdli mnie…- westchnąłem i chwyciłem za brzuch, nieprzyjemne otępienie, opanowywało moje ciało. Nienawidziłem tych momentów, ale zdawałem sobie przecież sprawę z tego, że szybciej dzięki temu chudnę. To najszybsza droga. Zwłaszcza jak czasem zaszaleję i zjem kilka paczek ciastek. Najszybciej zapychają mój żołądek.

Lekarz pomógł mi wstać i zaprowadził do łazienki.

-Nie pozwolę ci wymiotować...- nie słuchałem dalej jego przemowy, rzuciłem się w kierunku muszli klozetowej i zwymiotowałem. Żółcią. Po kilku minutach było po wszystkim, umyłem twarz i opłukałem usta.- Słuchasz mnie w ogóle?

Wzruszyłem ramionami i oparłem o zlew, przez co moje włosy opadły na czoło i oczy.

-Niespecjalnie.- westchnąłem.- Mogę wiedzieć, gdzie mam spać?

-Tak… Jasne… Mów mi Shuji. Po prostu.

-Mam się do ciebie zwracać po imieniu? Śmiało i nietaktownie.*

-Jestem nietaktownym człowiekiem.- zaśmiał się uprzejmie.

-Zdaję sobie z tego sprawę.-mruknąłem pod nosem, z nadzieją, że nie usłyszy.

-Coś mówiłeś?- spytał, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

-Nic takiego, doktorku.

Wyszliśmy z toalety i udaliśmy na piętro. Przez cały czas mnie podtrzymywał, bo moje nogi odmawiały posłuszeństwa. W końcu wprowadził mnie do sporego pokoju i posadził na niezwykle, ku mojemu zdziwieniu, wygodnym łóżku. Cały pokój utrzymany był w jasnych kolorach. Meble były białe i widać było, że praktyczne. Łóżko również było białe, ale pościel na nim była czarna. Na ścianach wisiały jakieś miłe dla oka obrazki.

-Nieskromnie stwierdzę, że to nasz najlepszy pokój. Tutaj jest twój azyl, Yuta. Kiedy nie będziesz mógł wytrzymać na badaniach i zajęciach, będziesz mógł tu wejść i odpocząć. Dbaj o niego.

-Nie mam zamiaru urządzać dzikiej imprezy, doktorku.- mruknąłem i westchnąłem.- Ładnie tu i… wygodnie.

-Cieszy mnie to. No dobrze, zaraz wniosę twoją torbę, a za jakąś godzinę zawołam cię do mojego gabinetu. Czas na pierwszą wspólną rozmowę, mój drogi pacjencie.- uśmiechnął się serdecznie. Moje serce przyspieszyło. Ten uśmiech… taki kochany i zarazem taki znienawidzony. Ciężko jest kochać kogoś kto był twoim największym koszmarem, a teraz, o ironio! Jest kimś kto ma mnie wyciągnąć ze stanu… do którego sam przyłożył swoją rękę. I śmiem twierdzić, że to w dużej mierze, przez niego tu siedzę.

-Jasne. Pozwól, że się prześpię. Nie czuję się najlepiej.

-Obudzę cię, jak będzie taka potrzeba.- wyszedł, zamykając cicho drzwi, wyjąłem telefon i zadzwoniłem do brata. Powiedziałem mu że wszystko w porządku. Nie wspomniałem o incydencie, który miał miejsce na samym wejściu do gabinetu. Lepiej żeby nie wiedział o tym, że jakiś facet mnie dotykał, podczas gdy ja byłem nieprzytomny. Zdawał sobie sprawę z moich… preferencji. I cały czas mi powtarzał, że się o mnie boi. Odłożyłem komórkę na stolik nocny i skuliłem na materacu, leżąc tyłem do drzwi. Miałem szczerą nadzieję, że podczas mojego pobytu w klinice, życie nie postanowi znów wyruchać mnie w dupę. Auć. Stałem się ostatnio zbyt wulgarny. 
**********************************************************************************
*Jakby ktoś nie wiedział, w Japonii trzeba się dobrze znać, być przyjacielem kogoś, by móc zwracać się do siebie po imieniu

W końcu! ^^ Wczorajsze zakupienie 22 Kurosza i przeczytanie go dało mi siły xD Możliwe, że jutro też się zajmę pisaniem ^^ Pozdrowionka i liczę na duuużo komentarzy, by moja wena była najedzona ^^ 

2 komentarze:

  1. Naraszcieeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! A myślałam, że kosmici Cię porwali, wiesz? No ale wróćmy do tematu. Rozdział jak dla mnie za krótki! No wiesz? Tak malutko po takiej długiej niebytności? No kurde, no! Dobra, pomińmy to. Ogółem fajnie się czytało, ale powiedz mi, co to jest „zjem”? Bo napisałaś „oparłem o zjem” i nie bardzo wiem, co miało tam być... Sam rozdzialik fajny, ale w zasadzie wiele się nie działo. Odżywające wspomnienia Yuty są z nami od początku i, chociaż tragiczne, powiem Ci, że już nie robią na mnie wrażenie, bo wiem, że ludzie to skur..... czy coś koło tego :D. Mam jedynie nadzieję, że doktorek będzie baaaaaaaaardzo zaskoczony, gdy dowie się, kogo leczy, a jego mina zrzednie, gdy dowie się, że to on stoi za obecnym stanem pacjenta. A co do Kuroszka, ja jeszcze nie mam 22 tomu. Aktualnie zbieram pieniądze na prenumeratę Fairy Tail. Ach! Moje Wróżki kochane ♥! No i to chyba wsio ode mnie :D.

    Ściskam mocno,

    Twoja R ♥.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byk poprawiony ;-; Tak to jest kiedy przegrywasz życie w Isaac'u i przed pisaniem nie zjesz ;-;

      Usuń