Wszedłem nadal bojąc się tego co ma
nastąpić. Nie chciałem znów patrzeć na jego twarz. Rany, które
mi zadał, wciąż wydawały mi się świeże. A co jeśli on mnie
pamięta? Shuji… błagam cię. Jeśli znów chcesz mnie wyśmiać,
obiecuję, że się zabiję. Czułem się jakbym szedł na ścięcie.
Znów powitała mnie młoda, uśmiechnięta miło kobieta i zaprosiła
do gabinetu doktora. Ścisnąłem pasek od torby i ruszyłem
niepewnie, jakby podłoga miała się pode mną zapaść. Serce
waliło mi jak oszalałe. Jakbyście się czuli oddając swoją osobę
pod opiekę swego długoletniego kata?
Szedłem powoli korytarzem, byłem
skulony i przerażony, nie chciałem, by te wszystkie dzieci na mnie
patrzyły. Właśnie wróciłem po śmierci matki do szkoły. W
głowie wciąż miałem obraz jej wiszącego bezwładnie ciała.
Usiadłem pod ścianą i schowałem twarz w dłoniach. Nigdy nie
byłem chłopcem takim jak inni. Byłem spokojny i grzeczny, nieskory
do bójek. Zdecydowanie lepiej gadało mi się z dziewczynkami,
ponieważ i one z reguły były spokojne, ale miały swoje „babskie
sprawy”, w które nie chciałem być przypadkiem wciągnięty,
dlatego często bywałem sam. Ale teraz… wszyscy dziwacznie na mnie
spoglądali, odwracali wzrok i mijali. Plotki. Mogą ugodzić
człowieka prosto w serce, prawda? Gdy zadzwonił dzwonek, dźwignąłem
się i wszedłem do klasy. Zająłem swoje stałe miejsce i
zapatrzyłem się w to, co znajdowało się za oknem. Wszystko w
moich oczach było smutne, przygnębiające i wprowadzało wisielczy
nastrój. Usłyszałem stukot obcasów nauczycielki, więc
pospiesznie wstałem i razem zresztą klasy powitaliśmy kobietę, ze
zdziwieniem odkryłem, że obok niej stoi chłopiec, którego
wcześniej nie widziałem.
-To Asashi Shuji. Od dziś będzie się
z wami uczył. Asashi, przywitają się ładnie.
-Jestem Asashi Shuji i przeprowadziłem
się właśnie z Ameryki razem z rodzicami. Lubię piłkę nożną i
koszykówkę.- uśmiechnął się szeroko, od razu wydał mi się
miły. Jakże się myliłem.
-Oh. Yuta. Miło nam, że się
pojawiłeś. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.-rzuciła
nieumyślnie i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z gafy jaką
popełniła, odchrząknęła i odwróciła się udając, że nic się
nie stało.
Na przerwie śniadaniowej siedziałem
sam w kąciku i patrzyłem na śniadanie. Dość obfite zresztą,
Ktoś rzucił na moja sylwetkę cień, więc odruchowo uniosłem
głowę do góry. Asashi. Na jego ustach czaił się wredny
uśmieszek.
-Co, zbijasz masę cioto?- kopnął
moją śniadaniówkę, a ja wystraszony wbiłem się w ścianę.
Nigdy nie słyszałem tego dziwnego określenia, ale czułem
podświadomie, że to obelga.- Haha! Pedał!
To był jeden z tych dni. A miało być
ich jeszcze więcej.
Wszedłem
powoli do gabinetu, ale moje nogi z każdym kolejnym krokiem powoli
odmawiały mi posłuszeństwa, trzęsłu się i zginały.
-Dzień
Dobry…- rzuciłem cicho. Miałem dreszcze i zrobiło mi się zimno,
chociaż na zewnątrz był zabójczy upał. Nie podniosłem wzroku.
-Witaj
Yuu… O mój Bo…!- nic więcej nie usłyszałem, przed oczami
zrobiło mi się ciemno, a w uszach rozległ się przeciągły,
okropny pisk. Upadłem na podłogę, uderzając w posadzkę
policzkiem.
Nie
wiele potem pamiętałem. Poczułem chwilowe ciepło, wtuliłem się
w obiekt, który tak mnie miło ogrzewał, a
potem najzwyczajniej odpłynąłem, zostawiając troski za sobą.
Otworzyłem
oczy i natychmiast je zamknąłem, gdyż podrażniło je ostre
światło.
-Witam
wśród żywych Yuta.- przyjemny, męski głos sprawił, że po moich
plecach przebiegł dreszcz. Ponownie rozchyliłem powieki i ujrzałem
nad sobą przystojną twarz Asashi'ego. Nie wyglądał na wesołego,
choć w jego głosie słychać było wyraźną ulgę.- Przespałeś
kilka dobrych godzin. Jak się czujesz?
-Mdli
mnie…- westchnąłem i chwyciłem za brzuch, nieprzyjemne
otępienie, opanowywało moje ciało. Nienawidziłem tych momentów,
ale zdawałem sobie przecież sprawę z tego, że szybciej dzięki
temu chudnę. To najszybsza droga. Zwłaszcza jak czasem zaszaleję i
zjem kilka paczek ciastek. Najszybciej zapychają mój żołądek.
Lekarz
pomógł mi wstać i zaprowadził do łazienki.
-Nie
pozwolę ci wymiotować...- nie słuchałem dalej jego przemowy,
rzuciłem się w kierunku muszli klozetowej i zwymiotowałem. Żółcią.
Po
kilku minutach było po wszystkim, umyłem twarz i opłukałem usta.-
Słuchasz mnie w ogóle?
Wzruszyłem
ramionami i oparłem o zlew, przez co moje włosy opadły na czoło i
oczy.
-Niespecjalnie.-
westchnąłem.- Mogę wiedzieć, gdzie mam spać?
-Tak…
Jasne… Mów mi Shuji. Po prostu.
-Mam się
do ciebie zwracać po imieniu? Śmiało i nietaktownie.*
-Jestem
nietaktownym człowiekiem.- zaśmiał się uprzejmie.
-Zdaję
sobie z tego sprawę.-mruknąłem pod nosem, z nadzieją, że nie
usłyszy.
-Coś
mówiłeś?- spytał, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
-Nic
takiego, doktorku.
Wyszliśmy
z toalety i udaliśmy na piętro. Przez cały czas mnie podtrzymywał,
bo moje nogi odmawiały posłuszeństwa. W końcu wprowadził mnie do
sporego pokoju i posadził na niezwykle, ku mojemu zdziwieniu,
wygodnym łóżku. Cały
pokój utrzymany był w jasnych kolorach. Meble były białe i widać
było, że praktyczne. Łóżko również było białe, ale pościel
na nim była czarna. Na ścianach wisiały jakieś miłe dla oka
obrazki.
-Nieskromnie
stwierdzę, że to nasz najlepszy pokój. Tutaj jest twój azyl,
Yuta. Kiedy nie będziesz mógł wytrzymać na badaniach i zajęciach,
będziesz mógł tu wejść i odpocząć. Dbaj o niego.
-Nie mam
zamiaru urządzać dzikiej imprezy, doktorku.- mruknąłem i
westchnąłem.- Ładnie tu i… wygodnie.
-Cieszy
mnie to. No dobrze, zaraz wniosę twoją torbę, a
za jakąś godzinę zawołam cię do mojego gabinetu. Czas na
pierwszą wspólną rozmowę, mój drogi pacjencie.- uśmiechnął
się serdecznie. Moje serce przyspieszyło. Ten uśmiech… taki
kochany i zarazem taki znienawidzony. Ciężko jest kochać kogoś
kto był twoim największym koszmarem, a teraz, o ironio! Jest kimś
kto ma mnie wyciągnąć ze stanu… do którego sam przyłożył
swoją rękę. I śmiem twierdzić, że to w dużej mierze, przez
niego tu siedzę.
-Jasne.
Pozwól, że się prześpię. Nie czuję się najlepiej.
-Obudzę
cię, jak będzie taka potrzeba.- wyszedł, zamykając cicho drzwi,
wyjąłem telefon i zadzwoniłem do brata. Powiedziałem mu że
wszystko w porządku. Nie wspomniałem o incydencie, który miał
miejsce na samym wejściu do gabinetu. Lepiej żeby nie wiedział o
tym, że jakiś facet mnie dotykał, podczas gdy ja byłem
nieprzytomny. Zdawał sobie sprawę z moich… preferencji. I cały
czas mi powtarzał, że się o mnie boi. Odłożyłem komórkę na
stolik nocny i skuliłem na materacu, leżąc tyłem do drzwi. Miałem
szczerą nadzieję, że podczas mojego pobytu w klinice, życie nie
postanowi znów wyruchać mnie w dupę. Auć. Stałem się ostatnio
zbyt wulgarny.
**********************************************************************************
*Jakby ktoś nie wiedział, w Japonii trzeba się dobrze znać, być przyjacielem kogoś, by móc zwracać się do siebie po imieniu
W końcu! ^^ Wczorajsze zakupienie 22 Kurosza i przeczytanie go dało mi siły xD Możliwe, że jutro też się zajmę pisaniem ^^ Pozdrowionka i liczę na duuużo komentarzy, by moja wena była najedzona ^^
Naraszcieeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! A myślałam, że kosmici Cię porwali, wiesz? No ale wróćmy do tematu. Rozdział jak dla mnie za krótki! No wiesz? Tak malutko po takiej długiej niebytności? No kurde, no! Dobra, pomińmy to. Ogółem fajnie się czytało, ale powiedz mi, co to jest „zjem”? Bo napisałaś „oparłem o zjem” i nie bardzo wiem, co miało tam być... Sam rozdzialik fajny, ale w zasadzie wiele się nie działo. Odżywające wspomnienia Yuty są z nami od początku i, chociaż tragiczne, powiem Ci, że już nie robią na mnie wrażenie, bo wiem, że ludzie to skur..... czy coś koło tego :D. Mam jedynie nadzieję, że doktorek będzie baaaaaaaaardzo zaskoczony, gdy dowie się, kogo leczy, a jego mina zrzednie, gdy dowie się, że to on stoi za obecnym stanem pacjenta. A co do Kuroszka, ja jeszcze nie mam 22 tomu. Aktualnie zbieram pieniądze na prenumeratę Fairy Tail. Ach! Moje Wróżki kochane ♥! No i to chyba wsio ode mnie :D.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno,
Twoja R ♥.
Byk poprawiony ;-; Tak to jest kiedy przegrywasz życie w Isaac'u i przed pisaniem nie zjesz ;-;
Usuń