Jedyne co zobaczyłem, to wysoko uniesiona pięść mego ojca,
która po krótkiej chwili spotkała się z moim policzkiem. Poczułem ból, który
przeszył moje ciało na wskroś. Miałem wrażenie, że moje zęby zadzwoniły jak
dzwoneczki na wietrze, upadłem i wyplułem z ust krew wprost na kafelki koloru
kości słoniowej, całe moje ciało drżało, uniosłem wzrok na o wiele większego
ode mnie mężczyznę. Zawsze wiedziałem, że to nie po nim mam budowę ciała, a po
mojej nieżyjącej matce.
-Jeszcze raz odezwiesz się w taki sposób do swojej matki!
Zatłukę cię jak psa!- wrzeszczał na mnie mężczyzna. W moich oczach malowało się
skrajne przerażenie, choć wiedziałem, że tak na naprawdę ojciec mógł mnie pobić
do nieprzytomności, ale nigdy mnie nie zabije. I to pewnie tylko dlatego, że
jestem tak podobny do mamy.
Odwróciłem wzrok i patrzyłem przez okno. Zmrok zapadł już dwie
godziny temu i to właśnie wtedy stało się to, przez co teraz leżałem na posadzce i plułem krwią. Nie
wierzyłem, że przez tak błahą rzecz mój ojciec podniesie na mnie rękę. Przecież
to ta kobieta zaczęła! To ona mi podłożyła nogę! Przez nią mam teraz obite
kolana! Nie ona przeze mnie! Chciało mi się płakać, ale zagryzłem zakrwawione
wargi, nie pozwalając łzom wypłynąć. W pewnym momencie usłyszałem stukot butów
mojego ojca. Wyszedł, zostawiając mnie samego na ziemi, objąłem się ramionami i
w końcu w spokoju rozpłakałem. Nie zauważyłem nawet, gdy nasz kamerdyner- Pan
Tanaka- pomógł mi wstać i otarł białą chusteczką moje wargi. Uśmiechnął się do
mnie smutno i pomógł dojść do łazienki.
Pan Tanaka pochodził z dalekiej Japonii, ale wychował się w
Anglii, gdyż jego rodzice pracowali w naszym domu. Mężczyzna był już w
podeszłym wieku, nie miał żony, a co za tym idzie- żadnego potomka. Był niski,
ale i tak o wiele wyższy ode mnie. Widać było jego egzotyczne rysy twarzy oraz
karnację, która różniła się od tej, którą mieli mieszkańcy Anglii. Całą twarz miał pooraną zmarszczkami, oraz
bliznami, o których nigdy nie chciał mi mówić i reagował tylko miłym uśmiechem.
Pod nosem miał bujnego, siwego wąsa, którym lubiłem się bawić, gdy byłem
malutki. Jego włosy, niegdyś czarne i gęste, teraz przerzedzone, siwe. Mężczyzna zawsze nosił swój czysty i
dokładnie wyprasowany uniform. Tanaka, był dla mnie niczym dziadek. Tylko on w
tej wielkiej rezydencji interesował się mną, kochałem go z całego serca, nawet
jeśli nie zawsze mu to pokazywałem, ale gdy tylko widziałem, ż e jest
kamerdynerowi z jakiegoś powodu smutno lub ciężko, mówiłem mu: „Damy sobie
radę, dzidziusiu…”. Dostrzegałem wtedy jak jego oczy stają się zaszklone, a
usta wyginają się w szerokim uśmiechu, brał mnie na ręce i szliśmy do ogrodu, lub
(gdy było bardzo zimno) do kuchni, gdzie pokazywał mi jak robić różne ciasta.
Niestety, od kilku miesięcy dostrzegałem, że ma niekontrolowane
ataki kaszlu. Wiedziałem, ż zbliża się czas, w którym będę musiał się
usamodzielnić. Stracę jedynego przyjaciela. Jedyną osobę, która się o mnie
troszczy. Jedyną osobę, którą jestem w stanie nazwać RODZINĄ. Wiedziałem na co
cierpi staruszek. Czytałem wiele książek i czasem dorywałem się do białych
chustek, które wyrzucał, myśląc, że tego nie widzę. GRUŹLICA. Wcześniej, nie
interesowałem się tą chorobą, ale gdy dostrzegłem objawy Tanaki zacząłem się
zagłębiać w temat. Na samym początku chciałem wezwać lekarza, ale… nie ma leku
na gruźlicę.
-Cóż takiego się stało, Ciel? Wybacz, nie mogłem zareagować,
dopiero wróciłem. Bard powiadomił mnie o krzykach dochodzących z korytarza.-
uśmiechnąłem się do niego i zapewniłem, że wszystko w porządku i pół godziny
później leżałem w łóżku, zasnąłem, ale jak zwykle w snach prześladowała mnie
śmierć kamerdynera i wykrzywione w wyrazie kpiny twarze ojca i macochy. Bałem
się. Tak bardzo się bałem.
Następnego dnia, rano ubrałem się szybko i pobiegłem do
łazienki uczesałem swoje szare, połyskujące ciemnym granatem włosy, poprawiłem kołnierzyk,
który zbyt mocno uciskał moją szyję, grzywką i kilkoma kosmykami zakryłem
poparzone oko oraz ciemnego siniaka od wczorajszego uderzenia. Przyglądałem się
swojemu drugiemu oku. Duże błękitne, ale… mój wzrok sprawiał wrażenie, jakbym
nie miał piętnastu lat, wyglądał jak wzrok człowieka udręczonego swoim długim,
pełnym niepowodzeń, życiem. Odsunąłem się od lustra i napisałem szybką notatkę
panu Tanace, że wychodzę i wrócę wieczorem. Nie raz już tak robiłem, ale dziś
nie wybrałem Siudo pobliskiego lasu. Postanowiłem udać się do parku, w centrum
Londynu. Ubrałem swój czarno-złoty płaszcz i wciągnąłem na stopy ciepłe
lakierki.
Pogoda była piękna, ale nie byłem w stanie zachwycać się
promieniami życiodajnej gwiazdy, która z całych sił nie chciała dopuścić do
oziębienia tak ponurego miejsca jak Anglia. Mijałem bogate, wielkie rezydencje,
które nie były tak okazałe jak ta, w której przyszło mi się urodzić. Ale jedna
rzecz nie różniła mojego domu od tych mijanych po drodze. Mianowicie: chłód
bijący od nich. Widziałem smutnych, bogatych ludzi. Jedyna rzecz, która ich
cieszyła to dobytek. Taka była smutna prawda. Zatrzymałem się na chwilę na
umownej granicy dzielnicy bogaczy, a dzielnicy, którą zamieszkiwali ludzie
zwyczajni, o niewielkim dobytku, ale z wielkim ciepłem w sercach. Uśmiechnąłem
się do siebie i ruszyłem prosto do parku. Gdy się tam znalazłem zacząłem się rozglądać
nad ławką, na której usiądę i odpocznę. Znalazłem taką ławkę po kilkunastu
minutach. Stała ona pod nagim już drzewem, a naprzeciw znajdował się staw,
którego powierzchnia obsypana była liśćmi. Westchnąłem i spojrzałem na niebo,
gdzieniegdzie były widoczne chmury, ale po godzinie zniknęły. Przeniosłem wzrok
na koronę drzewa. Teraz wyglądała ona przerażająco. Jakby potężna roślina
stwierdziła, że teraz będzie jej łatwiej przebić ludzkie gardło.
Zacząłem w końcu myśleć nad sytuacją, w której obecnie byłem.
Moja matka zmarła podczas porodu, przez znaczną utratę krwi.
Z tego co wiedziałem to służba cały czas się mną opiekowała, a ojciec- wielki
hrabia Phantomhive- nie chciał mnie widzieć. Dorastałem otoczony służbą, która
wypełniała każdą moja zachciankę. Brak ojcowskiej miłości i wsparcia odbijał
się na moim zachowaniu. Gdy skończyłem pięć lat zbliżyłem się do Tanaki i w końcu
poczułem, że nie jestem sam na planecie. Zacząłem pomagać ludziom i pilnie się
uczyć. W końcu pięć lat temu Vincent Phantomhive, którego nazywałem ojcem z
wielkim obrzydzeniem, zawołał mnie do swego gabinetu i powiadomił mnie o tym, że
od teraz mam matkę. A raczej okropną macochę, którą matką musiałem nazywać. Na
początku byłem szczęśliwy, że wreszcie
tata zaczął się mną interesować, ale kiedy jego nowa żona skłamała, że stłukłem
jej ukochane perfumy, dostrzegłem w jakiej jestem okropnej sytuacji. Wolałem
już być dla ojca niewidoczny, niż gdyby
miał mnie tłuc i nazywać „tym czymś, co nie powinno się narodzić”.
Gdy zaczęło zmierzchać, wstałem i ruszyłem powolnym krokiem
do swojego „domu”. Całe miasto powoli zasypiało, a do życia budził się ta
haniebna część miasta. Po ulicach chodziły już pierwsze kurtyzany i zaczepiały
obleśnych bogaczy. Przyspieszyłem kroku, by nie wpaść na jakiegoś podejrzanego
człowieka. Gdy dotarłem do budynku, odetchnąłem z ulgą, zrzuciłem z nóg obuwie
i zdjąłem płaszcz. Podbiegła do mnie jedna z pokojówek, zapłakana i blada jak
ściana.
-Paniczu… Pan Tanaka…- ledwie usłyszałem resztę zdania,
upadłem na kolana i po chwili ukryłem twarz w dłoniach, nie hamując łez.
*********************************************************************************
No i macie niespodziankę! ^^ Mam nadzieję, że się podoba! Do środy! ^^
Yay! Ale fajna niespodzianka! Takie to chciałabym codziennie :D. No i cóż ja mogę powiedzieć? Jestem zaskoczona tym, że Vincent bije syna, chociaż jest owocem jego miłości do żony. Bo ją kochał, prawda? Zastanawia mnie, kim jest macocha Ciela, dlatego mam nadzieje, że wkrótce nam to zdradzisz :D. Co jeszcze? Oj, jak przeczytałam o tym "dziadziusiu", od razu się rozczuliłam. No serio, słodkie to takie, że ach! Ale teraz kochany pan Tanaka zmarł... I co będzie z Cielem? Aż boję się myśleć! Co jeszcze? Błędów wytykać nie będę, bo nie o to chodzi, a poza tym jestem taka szczęśliwa, bo jest nowa notka, że nie będę sapać :D. Mnóstwa weny i miłego niedzielnego wieczoru życzę!
OdpowiedzUsuńTwoja R :D.
Każdy się domyśla o co chodzi... Biedny Ciel. Nikt nie chciałby się znaleźć na jego miejscu. Okropna macocha, ojciec tyran i chory Pan Tanaka. Jednym słowem TRAGEDIA.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Lecę czytać dalej.