niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział piętnasty

*Ciel*
Patrzyłem tępo na twarz ukochanego demona. Czy on właśnie powiedział, że chce mnie opuścić? Zacząłem spazmatycznie oddychać, nie spodziewałem się takiego ciosu z jego strony.

-Sebastian…-zacząłem spanikowany.- Ty… nie możesz! Nie masz prawa!

Czarnowłosy uśmiechnął się przepraszająco i złożył na moim czole pocałunek, po chwili poczułem chłód bijący on podłoża. Po moim policzku spłynęła łza, szybko ją starłem przypominając sobie o stojącym przede mną blondynie.

-A teraz nikt mi nie przeszkodzi! –zaśmiał się szaleńczo i uniósł ognisty miecz nad głowę, wyszczerzył białe zęby. Skuliłem się, przygryzłem wargę tak mocno, aż poczułem w ustach metaliczny smak krwi. Chłopak śmiał się i drasnął moje ramię ostrzem, wrzasnąłem z bólu, który o dziwo nie płynął z draśniętej ręki, a od prawego oka, na którym miałem znak kontraktu łączącego mnie i Sebastiana.

*Sebastian*

Biegłem najszybciej jak tylko mogłem, gdybym miał ze sobą niebieskookiego mógłbym się spóźnić. Ten chłopak z księgarni był w posiadaniu całej anielskiej armii. Te brutalne stworzenia, chciały wykorzystać biednego chłopaka, by nie pobrudzić swoich kurewskich piórek! Ciel… musiał sobie poradzić, byleby tylko nie zwątpił w to, że po niego wrócę. Cudem udało mi się przedostać do centrum, nie mogłem biec za szybko, by nie wzbudzać niepotrzebnych sensacji. Wbiegłem do znanego sobie zakładu, a siwowłosy shinigami podniósł na mnie przerażone spojrzenie. Wiedział.

-Jednak one?- spytał i podniósł się, spostrzegł brak chłopca.- Gdzie hrabia?!

-Zostawiłem go. Gdybym go zabrał, nie byłoby zmiłuj się. Anioły ruszyłyby za nami i zaatakowały w centrum Londynu. A teraz Ciel ma choć odrobinę ochrony.

Długowłosy uniósł grzywkę, a jego zielone oczy, błyszczały niebezpiecznie, wiedziałem, że zna chłopca o wiele dłużej niż ja. Gdy tylko go poznałem, widziałem jak patrzył na mnie wilkiem. I teraz się to powtórzyło. Zielonooki zacisnął powieki i odetchnął.

-Ruszajmy, reszta jest w drodze. Przeczułem wszystko. Niestety nie znamy werdyktu, dusza chłopaka należy do skrzydlatych.- chwycił swoją kosę i wybiegliśmy z zakładu, znaleźliśmy się w parku w mgnieniu oka, widziałem swojego ukochanego panicza, skulonego, zakrwawionego. Wyglądał jak żałosna imitacja samego siebie. Poczułem narastającą wściekłość, widząc jak unosi głowę i zapłakany wyciąga do mnie swoje rączki.

-Shinigami jednak są łaskawi…- wyszeptał z delikatnym uśmiechem. Undertaker, położył mi dłoń na ramieniu.

-To twój panicz. Chroń go przed Michaelem i Gabrielem, są potężni, ale wy jesteś połączeni kontraktem. Biegnij nim ten chłopak naprawdę go skrzywdzi.

Przytaknąłem i pobiegłem do chłopca, przycisnąłem go do swojej piersi,  przeczesałem jego pozlepiane potem włosy. Moje oczy błyszczały demonicznym blaskiem, wlepiłem wzrok w blondyna i zawarczałem groźnie.

-Świadomość Alicji wróciła!- zaczął się śmiać szaleńczo i ślepo wymachiwać mieczem.- Takie małe, zabawne pomioty tego chuja, Szatana!- pchnął mieczem w naszą stronę, jakby chciał nas od siebie odciąć w dosłownym tego słowa znaczeniu. Czym prędzej przeturlałem się z hrabią po trawie, chroniąc jego głowę przed kamieniami. Ułożyłem go pod drzewem i objąłem czule.

-Ciel… zamknij oczy i nie otwieraj ich póki ktoś  po ciebie nie przyjdzie…- ucałowałem jego poranione, zapewne zębami, wargi.

-Sebastian… nie zostawiaj mnie…- wyłkał żałośnie, głaskałem go delikatnie i starałem się go uspokajać, używałem swojej demonicznej mocy, po chwili widziałem ja granatowowłosy zaciska powieki, a odwróciłem się w stronę chłopaka, który właśnie zamachnął się na nas anielskim mieczem.

*Ciel*

Spod moich zaciśniętych powiek wypłynęły łzy, schowałem twarz w dłoniach. Słyszałem okropne dzięki, wrzaski, skowyty… W końcu skupiłem się tylko na swoich myślach. Odkryłem, że moje życie nie za bardzo mnie obchodzi. Najbardziej mnie obchodziło to, co mogło się stać Sebastianowi. Mojemu ukochanemu.

Nie raz ktoś mnie szarpnął, prze co z moich ust wyrywał się wrzask, gdy wszystko ucichło, usłyszałem ciepły głos przy swoim uchu.

-Ciel… otwórz oczy.- po moim policzku przejechały delikatnie palce, ścierając przy tym mieszankę krwi i łez. Rozchyliłem powieki, tym samym odkryłem jak szybko i nierówno oddycham. Zgniotłem koszulę w swoich dłoniach i płakałem w jego pierś.

Sebastian, mój Sebastian. Cały i zdrowy.

Drżałem w jego ramionach i zacząłem obcałowywać jego policzki z uśmiechem na twarzy.

Od tych wydarzeń minęło już kilka tygodni, siedziałem właśnie w salonie i patrzyłem w ogień z uśmiechem.

To on mnie nauczył być dzielnym. To on pokonał mój strach. To on mnie ochronił… To on, Sebastian pokochał mnie takiego jakim jestem i nie miał zamiaru mnie opuszczać.

-O czym myślisz paniczu?- Sebastian wszedł do pomieszczenia i usiadł obok mnie, była niedziela, więc mogliśmy zachowywać się swobodnie, gdyż służba wyjechała do miasta.  Objąłem go w pasie z uśmiechem i cmoknąłem jego szczękę.

- O tobie. Sebastianie… wiesz… ja…- zdradziecki rumieniec wkradł się na moją twarz, odwróciłem wzrok i zapatrzyłem się na szalejące w kominku płomienie.

Niespodziewanie poczułem na swoich ustach wargi demona, nie był to zwyczajny całus, a prawdziwy, namiętny pocałunek, który został zakończony dopiero, gdy zabrakło mi tchu. Patrzyłem uważnie w burgundowe oczy ukochanego. Czułem, że on oczekuje ode mnie odpowiedzi na niezadane pytanie. A ja czekałem aż on je zada.

-Ciel… - cmoknął mój policzek.-…czy…-poczułem wilgotne usta na drugim policzku.- uczynisz mi ten zaszczyt…- kolejny pocałunek złożył na czubku mojego nosa.- …i pozwolisz…?- nachylił się i zatrzymał tuż przy moich ustach. Nie musiał kończyć, doskonale zdawałem sobie sprawę, z tego, o co chciał mnie prosić, a ja czułem, że tym razem nie będę go odpychać, nie po tym co przeżyliśmy jakiś czas temu. Ledwie kiwnąłem głową, a ten gest wyrwał zadowolony pomruk z gardła czarnowłosego. Moje usta zostały zaatakowane większymi odpowiedniczkami, a ja objąłem mocno jego szyję. Mężczyzna wziął mnie na ręce i nie przerywając pocałunku poszedł do mojej sypialni, gdy już się tam znaleźliśmy, zostałem delikatnie ułożony na łóżku. Sebastian umieścił się między moimi nogami, jego ręce niespodziewanie szybko znalazły się pod moją koszulą i nim się zorientowałem, zostałem jej pozbawiony, moje usta wciąż były atakowane raz czułymi, raz namiętnymi i brutalniejszymi, pocałunkami. Nie umiałem powstrzymać cichych westchnień, spowodowanych dłońmi czarnowłosego, które głaskały moje żebra i brzuch. Usta ukochanego oderwały się od moich, lecz tylko po to, by zacząć obsypywać pocałunkami moją szyję, pierś oraz brzuch. Niespodziewanie jęknąłem, na co zamarłem. Sebastian jedynie się uśmiechnął i potarł kciukiem mój policzek, na którym wciąż widniały blizny pozostawione przez Miecz Michała.

Demon „bawił” się ze mną w ten sposób przez dobre dwadzieścia minut. Gdy przestał czułem jego podniecenie przez materiał czarnych spodni. Moje dłonie powędrowały do krawatu  i nieumiejętnie go rozwiązały, nie spieszyliśmy się, Michaelis był czuły, dzięki czemu czułem spokój. W końcu oboje zostaliśmy bez ubrań, które obecnie lepiej czuły się na podłodze. Głaskałem skroń kochanka i uspokajałem oddech po naszym ostatnim pocałunku.

-Ciel… teraz… muszę cię trochę…- widziałem jego zmieszanie, co uważałem za niezwykle urocze.- Dzięki temu będzie mniej boleć…- pocałował mnie ostrożnie i wstał, wyszedł na chwilę, ale zaraz wrócił z małą buteleczką, jak się później okazało, oliwki. Wylał jej trochę na swoje palce i całując mnie długo wsunął we mnie jeden z nich. Czułem dyskomfort, co pokazałem mu nerwowym ruchem bioder. Po jakimś czasie zupełnie przestało mi to przeszkadzać, co więcej, jęczałem i wiłem się, podczas gdy on wyjął trzy palce, rozciągające mnie.

-Wiesz co teraz się stanie prawda?- zapytał niepewnym, drżącym od nadmiaru emocji głosem. Kiwnąłem i wyszeptałem cichutkie „tak”. Po chwili poczułem jak coś napiera na mnie, a potem z niemałym trudem wsuwa się w moje wnętrze.

Kochaliśmy się z samego początku powoli, ale z czasem zaczęliśmy poruszać się chaotycznie.

Po wszystkim leżałem na piersi Sebastianem obsypywaliśmy się pocałunkami i rzucaliśmy w swoją stronę delikatne uśmiechy.


Czuliśmy oboje to samo i doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
*********************************************************************************
Witajcie! Nadszedł czas zakończyć to opowiadanie. Wiem, są błędy, ale kiedyś je poprawię ^^ Czas się pożegnać ze światem baśni i rozpocząć nową historię. Dobranoc moi mili :D

2 komentarze:

  1. Kochana, Ty nawet nie wiesz jak czekałam na rozdział! Kurde, jak Ty go dodałaś, że nie dostałam powiadomienia, a Twoja tablica świeci pustką na temat tej notki, hę? W każdym razie, z racji tego, że jest późno, napiszę krótki. Rozdział ogólnie był przyjemny i aż nie wierzę, że to już koniec tej historii. Brakowało mi natomiast większej akcji, jeśli chodzi o Anioły. Myślałam, że ich walkę z Demonem i Shinigami opiszesz lepiej, zadbasz, by czytelnik wiedział, jak wyobrażasz sobie takową potyczkę. Hmm... Co jeszcze? Cieszę się, że pojawił się mój ulubiony Grabarz i za to duża buźka dla Ciebie. Co do zbliżenia Ciela i Seby liczyłam na coś dłuższego, ale jak na pierwszy raz jest spoko :D. I to chyba tyle na temat rozdziału. Mam nadzieję, że komentarz ma jako taki ład i skład, gdyż piszę go na śpiocha. A! I mam do Ciebie prośbę. Zapraszam na mojego bloga. Wiem, że o FT nie masz pojęcia, ale nie chodzi mi o czytanie. Chciałabym, żebyś wzięła udział w sondzie, bo im więcej osób zagłosuje, tym bardziej wiarygodne będą wyniki. A oto adres: http://fairytail-another-story.blogspot.com/.

    Pozdrawiam cieplutko i życzę dobrej nocy,

    Twoja R :D.

    Ps. Penie zastanawiasz się, czemu nie śpię. Otóż oglądałam film "Czarownica", który niezmiernie długo się ładował i który bardzo polecam, a w czasie, gdy czekałam na załadowaniem kolejnym minut, pisałam szocika na zamówienie :D. I tak zleciało. Dlatego teraz ledwo patrzę. Oyasumi!

    OdpowiedzUsuń