czwartek, 18 sierpnia 2016

Malarz - rozdział jedenasty (obie perspektywy)

Nic do mnie nie docierało nawet jak powoli ruszyłem do sypialni, kompletnie ignorując pokojówki, które radośnie mnie witały. Usiadłem na łóżku w swoim pokoju i schowałem twarz w dłonie. Było tu zimno i pusto. I choć ogień wesoło trzaskał w kominku, moje serce otulała gruba warstwa lodu, którą potrafił stopić tylko Tanaka… i Sebastian. Oddychałem głęboko przez usta. Co jakiś czas odganiałem łzy, które uparcie cisnęły mi się do oczu. Nie wierzyłem w to jak szybko moje szczęście odeszło, ale to było wiadome od początku. Przecież pokutuję za JEJ śmierć. Zabiłem ją. Jestem mordercą.


Powoli zszedłem z łóżka i uklęknąłem przy nim. Wyciągnąłem spod niego drewniane, ręcznie malowane, pudełko. Było białe, ale całość ozdabiały delikatne, czerwone róże. Ostrożnie otworzyłem kuferek, a pierwszym co rzuciło mi się w oczy był srebrny medalion. Założyłem go na szyję i chwyciłem w dłoń, delikatnie ściskając bok zawieszki. Usłyszałem cichutkie klik a potem ujrzałem twarz osoby, do której byłem tak bardzo podobny. Mama…


-Mamo…- wyszeptałem i ścisnąłem medalion.- Ja już nie chcę tak cierpieć… Wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina, ale błagam cię… ja już nie daję rady… pozwól mi umrzeć…- zapłakałem.-Ja nie chcę by ojciec mnie dotykał. To obrzydliwe. Kocham cię mamo…- szeptałem, bojąc się, że ktoś może wejść do pokoju. Szybko schowałem medalion pod koszulę i zamknąłem skrzynię, a następnie wsunąłem ją pod łóżko. Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem na chwilę oczy. Nie wiedziałem do końca jak można szybko zakończyć swoje życie, ale nie chciałem odchodzić bez podziękowania Sebastianowi i cioci Ann. To by było okropnie egoistyczne.


Położyłem się na łóżku. Musiałem obmyślić plan ucieczki. Raz mi się udało, ale teraz na pewno w nocy ktoś będzie pilnował wejścia do mojej sypialni. W dzień nie mam co próbować, bo zbyt wiele służby kręci się po korytarzach. Ale w nocy już nie. Wszyscy śpią. Tylko, że wciąż pozostaje sprawa osób pilnujących w nocy mojej sypialni. Zerwałem się prędko z łóżka i podbiegłem do okna, otworzyłem je i wychyliłem się lekko, oceniając na oko wysokość. Nie było źle, potrzeba mi było tylko czegoś, na czym zejdę.


-Myśl...szybko myśl…-drabina odpadała jak nic. To mogłoby być coś materiałowego, ale na tyle mocnego, by się nie zerwać pod moim ciężarem. Moja ucieczka musiała być dobrze zaplanowana… Musiałem się spotkać z Sebastianem.


~Sebastian~


Po tym, jak hrabia wyciągnął Ciela z domu, nagle zapanowała w nim, okropna, mroczna atmosfera. Byłem zszokowany i jeszcze dwie godziny stałem w drzwiach, wpuszczając do środka lodowate, zimowe powietrze. Jeszcze kilka godzin temu szczęśliwy tuliłem go do siebie i przekomarzałem z nim w naszej małej pracowni. Krew się we mnie zagotowała. Mój mały przyjaciel może znów zostać skrzywdzony, a ja mu obiecałem ochronę! Jestem beznadziejny!


Kopnąłem pierwszą lepszą rzecz, którą okazała się jakaś donica. Pobiegłem na górę wściekły, kopiąc i bijąc każdą ścianę po drodze. Wbiegłem do sypialni. Wciąż pachniało jego ulubionymi truskawkami oraz farbami.


-Nie wybaczę mu tego. Zabiję go do cholery! Boże… Ciel… obiecałem ci, że cię ochronię. Obiecałem!


W moich oczach były łzy. Bałem się o niego. Jego ojciec był nieobliczalny. Jestem pewien, że nie zawahałby się go zabić. Po moich plecach przeszły ciarki, gdy tylko wyobraziłem sobie nieruchome ciało chłopaka. Nie mogłem pozwolić na to, by stała mu się krzywda. Nie mogłem.


Szarpnąłem za swoje włosy i zaczesałem je do tyłu, zacisnąłem zęby i pozwoliłem łzom płynąć. Był to pierwszy raz od dłuższego czasu, gdy płakałem. Myślałem, że dobrze go ukryliśmy. A mogłem z nim wyjechać. Miałem w planach popłynąć do Ameryki. Planowałem to z Ann, która już szukała pracy w Nowym Jorku, miała nawet jedną na oku. Oboje chcieliśmy dla Ciela jak najlepiej.


Nie mogę pozwolić na to, by wszystko przepadło. Moja Muza nie może przepaść.


Kilka godzin później usłyszałem wołanie Ann.


-Ciel! Sebastian!- moje serce boleśnie się zacisnęło na dźwięk imienia chłopaka. - Chłopcy?! Co tu się stało?!


Wyszedłem powoli z pokoju i westchnąłem cicho. Szedłem w stronę schodów i zatrzymałem się na ich szczycie, patrząc na kobietę.


-Zabrał go.- zgarbiłem się i spojrzałem na nią. W jej oczach najpierw pojawiło się niedowierzanie, ale zaraz schowała twarz w dłoniach.


-Jak to?! Zabrał?! Zrobi mu krzywdę!


-Wiem. Ale nie mogłem mu przeszkodzić. Pokonałby nas obu, a Ciel miałby jeszcze gorzej. Nie mogłem na to pozwolić… Oh Boże… Musiałem go oddać temu potworowi…- usiadłem załamany na podłodze i spojrzałem na blizny, na rękach. Znów miałem ochotę zrobić sobie krzywdę, ale nie mogłem. Musieliśmy myśleć o tym jak uratować chłopaka, który zmienił moje dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni.


~Ciel~


Usłyszałem pukanie do drzwi, ale osoba za nimi nie czekała na odpowiedź, tylko prędko wślizgnęła się do pomieszczenia. Szybko rozpoznałem kim był „ten ktoś”.


-Paniczu… moje biedactwo, martwiłam się o ciebie, wiesz?- była zatroskana. Szybko zamknęła drzwi na klucz uśmiechając się do mnie. Jej rude włosy związane w kucyki podskoczyły, gdy się wyprostowała.- Mam coś dla ciebie. Zgodnie z przepisem.


Podeszła do mnie i odsłoniła tackę.


-Galaretka z owocami Tanaki…?- uniosłem na nią wzrok, jej ciepły uśmiech rozgrzał moje, zmarznięte od kilku godzin, serce.


-Owszem. Jesteś taki bladziutki…- westchnęła smutno i usiadła obok mnie.- Słyszałam o wszystkim… Ten mężczyzna cię porwał?- zmarszczyła brwi.


Zachłysnąłem się galaretką.


-Sebastian? W życiu by mnie nie skrzywdził! Chciałbym, żeby mnie porwał…-zarumieniłem się. Od kilku dni, w obecności Sebastiana czułem się nieco inaczej, a na moją twarz niezwykle często wstępowały rumieńce.


-Paniczu! Rumienisz się, ojejku! Mój maleńki panicz się zakochał!- wykrzyknęła rozemocjonowana klaszcząc w ręce. Chichotała.


-W cale nie jestem mały! A ty jesteś starsza tylko pięć lat! I do tego starsza od niego!- zajadałem się smakołykiem. Był wprost cudowny, dokładnie taki, jak pamiętam.


-Hahah… i tak to urocze… Ale paniczu… ON...kazał cię pilnować… co masz zamiar zrobić?


-Uciec.-wzruszyłem ramionami.- Chciałbym, żebyś również ze mną uciekła… Ciocia Ann i Sebastian zrozumieją…


Westchnęła ciężko i szybko otworzyła drzwi, wyjrzała na korytarz i zamknęła je z powrotem, przedtem coś podnosząc.


-Prześcieradła. Nie masz ich ode mnie. Wykradłeś je z suszarni, jasne?- pokiwałem głową, jej wesołość została zastąpiona powagą.- Słuchaj uważnie. Na lewo od twojego okna jest ogród, w ogrodzeniu jest dziura, idealnie na ciebie. Podała mi jakieś narzędzie ogrodnicze.-Porzucisz to kilka metrów od ogrodzenia. Ciel… Musisz robić wszystko, żeby twój ojciec nie dowiedział się o tym. Nie tylko ja na tym ucierpię, pomógł mi kucharz i ogrodnik.- westchnęła ciężko i przetarła czoło dłonią, w nieco teatralnym geście, a jej wesołość w mgnieniu oka powróciła. Uściskałem ją szczęśliwy- Nie możesz być w tamtym domu, gdzie znalazł cię hrabia… Zrobi to znów, a kolejnej szansy może nie być. To jest dobrze przemyślany plan. Musisz sobie poradzić… Ale ty jesteś zdolnym chłopcem.- zaśmiała się.


Ta noc mogła być moim ratunkiem lub ostateczną zgubą.
**********************************************************************************
Wszystko co chciałam, już powiedziałam, biorę się za kolejny rozdział  :,>

1 komentarz:

  1. No, no, no! Całkiem fajnie. Akcja pędzi, a Ciel przestaje być cielakiem i przeistacza się w prawdziwego mężczyznę. Tylko mu pogratulować! Jak zawsze czekam na ciąg dalszy, śle mnóstwa weny i pozdrawiam cieplutko!

    Twoja R ♥.

    OdpowiedzUsuń