Nic
do mnie nie docierało nawet jak powoli ruszyłem do sypialni,
kompletnie ignorując pokojówki, które radośnie mnie witały.
Usiadłem na łóżku w swoim pokoju i schowałem twarz w dłonie.
Było tu zimno i pusto. I choć ogień wesoło trzaskał w kominku,
moje serce otulała gruba warstwa lodu, którą potrafił stopić
tylko Tanaka… i Sebastian. Oddychałem głęboko przez usta. Co
jakiś czas odganiałem łzy, które uparcie cisnęły mi się do
oczu. Nie wierzyłem w to jak szybko moje szczęście odeszło, ale
to było wiadome od początku. Przecież pokutuję za JEJ śmierć.
Zabiłem ją. Jestem mordercą.
Powoli
zszedłem z łóżka i uklęknąłem przy nim. Wyciągnąłem spod
niego drewniane, ręcznie malowane, pudełko. Było białe, ale
całość ozdabiały delikatne, czerwone róże. Ostrożnie
otworzyłem kuferek, a pierwszym co rzuciło mi się w oczy był
srebrny medalion. Założyłem go na szyję i chwyciłem w dłoń,
delikatnie ściskając bok zawieszki. Usłyszałem cichutkie klik a
potem ujrzałem twarz osoby, do której byłem tak bardzo podobny.
Mama…
-Mamo…-
wyszeptałem i ścisnąłem medalion.- Ja już nie chcę tak
cierpieć… Wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina, ale błagam
cię… ja już nie daję rady… pozwól mi umrzeć…-
zapłakałem.-Ja nie chcę by ojciec mnie dotykał. To obrzydliwe.
Kocham cię mamo…- szeptałem, bojąc się, że ktoś może wejść
do pokoju. Szybko schowałem medalion pod koszulę i zamknąłem
skrzynię, a następnie wsunąłem ją pod łóżko. Wziąłem
głęboki oddech i zamknąłem na chwilę oczy. Nie wiedziałem do
końca jak można szybko zakończyć swoje życie, ale nie chciałem
odchodzić bez podziękowania Sebastianowi i cioci Ann. To by było
okropnie egoistyczne.
Położyłem
się na łóżku. Musiałem obmyślić plan ucieczki. Raz mi się
udało, ale teraz na pewno w nocy ktoś będzie pilnował wejścia do
mojej sypialni. W dzień nie mam co próbować, bo zbyt wiele służby
kręci się po korytarzach. Ale w nocy już nie. Wszyscy śpią.
Tylko, że wciąż pozostaje sprawa osób pilnujących w nocy mojej
sypialni. Zerwałem się prędko z łóżka i podbiegłem do okna,
otworzyłem je i wychyliłem się lekko, oceniając na oko wysokość.
Nie było źle, potrzeba mi było tylko czegoś, na czym zejdę.
-Myśl...szybko
myśl…-drabina odpadała jak nic. To mogłoby być coś
materiałowego, ale na tyle mocnego, by się nie zerwać pod moim
ciężarem. Moja ucieczka musiała być dobrze zaplanowana…
Musiałem się spotkać z Sebastianem.
~Sebastian~
Po
tym, jak hrabia wyciągnął Ciela z domu, nagle zapanowała w nim,
okropna, mroczna atmosfera. Byłem zszokowany i jeszcze dwie godziny
stałem w drzwiach, wpuszczając do środka lodowate, zimowe
powietrze. Jeszcze kilka godzin temu szczęśliwy tuliłem go do
siebie i przekomarzałem z nim w naszej małej pracowni. Krew się we
mnie zagotowała. Mój mały przyjaciel może znów zostać
skrzywdzony, a ja mu obiecałem ochronę! Jestem beznadziejny!
Kopnąłem
pierwszą lepszą rzecz, którą okazała się jakaś donica.
Pobiegłem na górę wściekły, kopiąc i bijąc każdą ścianę po
drodze. Wbiegłem do sypialni. Wciąż pachniało jego ulubionymi
truskawkami oraz farbami.
-Nie
wybaczę mu tego. Zabiję go do cholery! Boże… Ciel… obiecałem
ci, że cię ochronię. Obiecałem!
W
moich oczach były łzy. Bałem się o niego. Jego ojciec był
nieobliczalny. Jestem pewien, że nie zawahałby się go zabić. Po
moich plecach przeszły ciarki, gdy tylko wyobraziłem sobie
nieruchome ciało chłopaka. Nie mogłem pozwolić na to, by stała
mu się krzywda. Nie mogłem.
Szarpnąłem
za swoje włosy i zaczesałem je do tyłu, zacisnąłem zęby i
pozwoliłem łzom płynąć. Był to pierwszy raz od dłuższego
czasu, gdy płakałem. Myślałem, że dobrze go ukryliśmy. A mogłem
z nim wyjechać. Miałem w planach popłynąć do Ameryki. Planowałem
to z Ann, która już szukała pracy w Nowym Jorku, miała nawet
jedną na oku. Oboje chcieliśmy dla Ciela jak najlepiej.
Nie
mogę pozwolić na to, by wszystko przepadło. Moja Muza nie może
przepaść.
Kilka
godzin później usłyszałem wołanie Ann.
-Ciel!
Sebastian!- moje serce boleśnie się zacisnęło na dźwięk imienia
chłopaka. - Chłopcy?! Co tu się stało?!
Wyszedłem
powoli z pokoju i westchnąłem cicho. Szedłem w stronę schodów i
zatrzymałem się na ich szczycie, patrząc na kobietę.
-Zabrał
go.- zgarbiłem się i spojrzałem na nią. W jej oczach najpierw
pojawiło się niedowierzanie, ale zaraz schowała twarz w dłoniach.
-Jak
to?! Zabrał?! Zrobi mu krzywdę!
-Wiem.
Ale nie mogłem mu przeszkodzić. Pokonałby nas obu, a Ciel miałby
jeszcze gorzej. Nie mogłem na to pozwolić… Oh Boże… Musiałem
go oddać temu potworowi…- usiadłem załamany na podłodze i
spojrzałem na blizny, na rękach. Znów miałem ochotę zrobić
sobie krzywdę, ale nie mogłem. Musieliśmy myśleć o tym jak
uratować chłopaka, który zmienił moje dotychczasowe życie o sto
osiemdziesiąt stopni.
~Ciel~
Usłyszałem
pukanie do drzwi, ale osoba za nimi nie czekała na odpowiedź, tylko
prędko wślizgnęła się do pomieszczenia. Szybko rozpoznałem kim
był „ten ktoś”.
-Paniczu…
moje biedactwo, martwiłam się o ciebie, wiesz?- była zatroskana.
Szybko zamknęła drzwi na klucz uśmiechając się do mnie. Jej rude
włosy związane w kucyki podskoczyły, gdy się wyprostowała.- Mam
coś dla ciebie. Zgodnie z przepisem.
Podeszła
do mnie i odsłoniła tackę.
-Galaretka
z owocami Tanaki…?- uniosłem na nią wzrok, jej ciepły uśmiech
rozgrzał moje, zmarznięte od kilku godzin, serce.
-Owszem.
Jesteś taki bladziutki…- westchnęła smutno i usiadła obok
mnie.- Słyszałam o wszystkim… Ten mężczyzna cię porwał?-
zmarszczyła brwi.
Zachłysnąłem
się galaretką.
-Sebastian?
W życiu by mnie nie skrzywdził! Chciałbym, żeby mnie
porwał…-zarumieniłem się. Od kilku dni, w obecności Sebastiana
czułem się nieco inaczej, a na moją twarz niezwykle często
wstępowały rumieńce.
-Paniczu!
Rumienisz się, ojejku! Mój maleńki panicz się zakochał!-
wykrzyknęła rozemocjonowana klaszcząc w ręce. Chichotała.
-W
cale nie jestem mały! A ty jesteś starsza tylko pięć lat! I do
tego starsza od niego!- zajadałem się smakołykiem. Był wprost
cudowny, dokładnie taki, jak pamiętam.
-Hahah…
i tak to urocze… Ale paniczu… ON...kazał cię pilnować… co
masz zamiar zrobić?
-Uciec.-wzruszyłem
ramionami.- Chciałbym, żebyś również ze mną uciekła… Ciocia
Ann i Sebastian zrozumieją…
Westchnęła
ciężko i szybko otworzyła drzwi, wyjrzała na korytarz i zamknęła
je z powrotem, przedtem coś podnosząc.
-Prześcieradła.
Nie masz ich ode mnie. Wykradłeś je z suszarni, jasne?- pokiwałem
głową, jej wesołość została zastąpiona powagą.- Słuchaj
uważnie. Na lewo od twojego okna jest ogród, w ogrodzeniu jest
dziura, idealnie na ciebie. Podała mi jakieś narzędzie
ogrodnicze.-Porzucisz to kilka metrów od ogrodzenia. Ciel… Musisz
robić wszystko, żeby twój ojciec nie dowiedział się o tym. Nie
tylko ja na tym ucierpię, pomógł mi kucharz i ogrodnik.-
westchnęła ciężko i przetarła czoło dłonią, w nieco
teatralnym geście, a jej wesołość w mgnieniu oka powróciła.
Uściskałem ją szczęśliwy- Nie możesz być w tamtym domu, gdzie
znalazł cię hrabia… Zrobi to znów, a kolejnej szansy może nie
być. To jest dobrze przemyślany plan. Musisz sobie poradzić… Ale
ty jesteś zdolnym chłopcem.- zaśmiała się.
Ta
noc mogła być moim ratunkiem lub ostateczną zgubą.
**********************************************************************************
Wszystko co chciałam, już powiedziałam, biorę się za kolejny rozdział :,>
No, no, no! Całkiem fajnie. Akcja pędzi, a Ciel przestaje być cielakiem i przeistacza się w prawdziwego mężczyznę. Tylko mu pogratulować! Jak zawsze czekam na ciąg dalszy, śle mnóstwa weny i pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńTwoja R ♥.