Leżałem
nieruchomo zakryty po uszy kołdrą. Nie wiedziałem, która jest
godzina, ale musiało być już dość późno. Pod kołdrą miałem
na sobie pełne ubranie. Przez cały wieczór, wiązałem ze sobą
prześcieradła i sprawdzałem co jest dobre, by je przymocować.
Postawiłem na to, by przywiązać końcówkę „sznura” do ramy
ciężkiego łóżka, którego za żadne skarby bym nie przesunął.
Po cichu wstałem i na palcach podszedłem do drzwi, ostrożnie
przyłożyłem do nich ucho. Usłyszałem cichutkie chrapanie.
Pilnujący zasnął. Idealnie!
Jeszcze
raz sprawdziłem każde wiązanie i chwyciłem coś co wyglądało
jak nożyce. Schowałem je do kieszeni i otworzyłem okno, szybko
rozejrzałem się na boki, upewniając się że jest pusto i
wyrzuciłem prześcieradła przez okno. Wziąłem głęboki wdech.
Nigdy nie byłem jakoś odważny, rzekłbym, że jestem niemałym
tchórzem, ale w tej sytuacji muszę pokonać każdy strach. Tu
chodzi o osoby, które mi bardzo pomogły, musiałem chociaż się z
nimi pożegnać… i porozmawiać z Sebastianem.
Dużo
myślałem przez ten czas, który spędziłem leżąc i czekając na
odpowiedni moment. Doszedłem do wniosku, że dzieje się ze mną
coś, czego nie do końca rozumiem. Do tego, o dziwo, w ogóle się
nie boję. Przez ten tydzień spędzony z Sebastianem, bardzo się do
niego przywiązałem, zacząłem darzyć uczuciami, takimi jak
jeszcze nigdy nikogo nie obdarzyłem. Gdy tylko rano się budziłem
obok niego, moje serce przyspieszało, a wargi robiły się suche tak
bardzo, że musiałem je ukradkiem zwilżać językiem. Biło od
niego takie ciepło i zawsze się do mnie uśmiechał, chociaż ja
często miewałem chwile, w których byłem oschły dla całego
otoczenia. Chronił mnie, wiedziałem, że robił to przez cały
czas. W nocy, gdy budziły mnie koszmary, budził się także on.
Tulił mnie i uspokajał. Był cudowny.
Zarumieniłem
się, gdy uświadomiłem sobie, jak bardzo się rozmarzyłem.
Spojrzałem
w dół. Ponownie odetchnąłem i wszedłem na parapet, cały czas
mocno ściskając prześcieradło w ręku. Po raz ostatni omiotłem
wzrokiem pokój i odbiłem się od ściany. Czułem jak moje ręce
się pocą ze strachu. Przełknąłem ślinę, a mój oddech
przyspieszył.
Ciel…
to tylko kilka metrów. Dasz radę. Nie zapominaj czemu to robisz.
Jaki jest twój cel. Musisz zobaczyć Sebastiana, choćby to był
ostatni raz!
Z
tą myślą, odbijałem się od ściany nogami i zsuwałem coraz
niżej. W końcu moje nogi dotknęły podłoża. Uśmiechnąłem się
i omal nie upadłem na kolana i nie zacząłem całować ziemi.
Spojrzałem w górę i zakręciło mi się w głowie. Jednak okno
było BARDZO wysoko. Westchnąłem cicho i zwróciłem się w lewą
stronę, pobiegłem w stronę sporego ogrodu. Wszystko było jak
zawsze w nienagannym stanie. Aż przeszły mnie ciarki od tej
perfekcji… a może to jednak było mroźne powietrze. Teraz to nie
ma znaczenia. Podbiegłem do ogrodzenia. Szedłem ostrożnie przy
nim. Co jakiś czas rozglądałem się na boki, czy nikogo, kto
mógłby mnie przyłapać, nie ma.
Po
kilku minutach dostrzegłem swój cel. W ogrodzeniu była wycięta,
idealnej dla mnie wielkości, dziura. Przecisnąłem się przez nią
i pobiegłem w odwrotną stronę niż do domu cioci Ann. Porzuciłem
tam narzędzie ogrodnicze. Na moje szczęście, trafiłem na
bardziej błotnisty teren, więc zostawiłem tam sporo mylących
tropów. Jakiś czas później, ile sił w nogach, biegłem do
Sebastiana. Byłem szczęśliwy jak nie wiem. Już wyobrażałem
sobie jak rzucam się w jego ramiona.
Biegłem
szybko, nie zważając na rany, które momentami wciąż były
dokuczliwe. W oczach miałem łzy, a moje płuca paliły żywym
ogniem, ale ja wciąż biegłem. Ignorowałem ludzi, którzy
próbowali mnie zaczepić. Po prostu biegłem. Do Sebastiana.
W
końcu na horyzoncie zamajaczył mi bardzo dobrze znany budynek.
Widziałem w oknach mdłe światło, zapewne pochodzące od świec.
Nie mogłem się doczekać. Czułem jak niewiele mi zostało, by go
zobaczyć. Był tak cholernie blisko mnie.
Zacząłem
walić w drzwi, ciężko oddychając i płacząc ze szczęścia.
Dotarłem, to nie był sen, byłem pod drzwiami i czekałem aż mi
otworzą.
~Sebastian~
Usłyszeliśmy
z Ann szaleńcze pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie zszokowani,
była godzina trzecia w nocy. Jedyną osobą, która mogła pukać o
tej porze, był sam Szatan.
-Ann.
Ja otworzę.- rzuciłem twardo, widząc, że kobieta wstaje. Zerwałem
się i szybkim krokiem ruszyłem do drzwi frontowych. Gwałtownie je
otworzyłem, gotowy atakować i… no właśnie nic. Zamarłem. Ale
zaraz się zreflektowałem i porwałem chłopaka w swoje ramiona.
Wszystkie zmartwienia, nagle odeszły jakby nigdy ich nie było.
Wystarczyło
mi jedynie to, że trzymam te ciepłe ciało w swoich ramionach.
Oddychając tym samym powietrzem co on.
-Ciel
jesteś cały przemar….
Chciałem
dokończyć, ale zostałem pozbawiony tej możliwości, gdy tylko
poczułem jego delikatne wargi na tych, które należały do mnie.
Uśmiechnąłem się. To było tak subtelne i nieumiejętne. Tak
bardzo urocze i przepełnione tęsknotą.
-Bałem
się Sebastian, bałem się, że nie zdążę się chociaż
pożegnać.- szeptał gorączkowo w moje usta, uchylił lekko
powieki, dzięki czemu widziałem łzy w jego pięknych oczach.
-Nigdy
tak nie mów… zawsze cię ratuję, rozumiesz? Zawsze…- wplotłem
palce w jego włosy i delikatnie je przeczesywałem. Były wilgotne
od potu i bardzo zimne.- Zaraz się przeziębisz…- podniosłem go i
zamknąłem drzwi. Gdy chciałem z nim ruszyć do salonu, dostrzegłem
Ann stojąca z dumnym uśmiechem w drzwiach.
-Ciel,
słoneczko… martwiłam się, że cię więcej nie ujrzę…-
podeszła do niego i przytuliła mocno, całując oba jego policzki.
-Jak
się tu dostałeś?- zapytałem spokojnie i poprowadziłem go na
sofę, gdzie szybko go otuliliśmy kocem, wcześniej ściągając
jego ubrania.
-Uciekłem
z domu. Przez okno…- wymamrotał. Widziałem, że jest już
zmęczony i wcale mu się nie dziwiłem.
-Ann
wezmę go na górę… zobacz jaki jest zmęczony. Ty też idź już
spać…-westchnąłem i wziąłem chłopaka na ręce.
-Dobrze,
masz rację, jest środek nocy. Dobranoc kochani.- ruszyła do swojej
sypialni, a ja poczułem jak Ciel wtula się w moje ramię. Po chwili
zasypiał, a ja wchodziłem po schodach.
-Sebastian?-
wyszeptał cicho, jednak zwrócił moją uwagę.
-Hm?-mruknąłem
i pogłaskałem jego włosy, ruszyłem korytarzem do naszego pokoju.
-...Chciałem
ci tylko coś wyznać…-słyszałem, jak się waha, a jego głos
przy ostatnim słowie zadrżał. Otworzyłem drzwi łokciem, ponieważ
obie ręce były zajęte, a zamknąłem je za nami nogą. Wciąż
czekałem na kontynuację, ułożyłem Ciela na łóżku i okryłem
go szczelnie kołdrą, nawet nie ubierając na niego koszuli nocnej.
Usiadłem przy nim i uśmiechnąłem się. Złapał niepewnie moją
dłoń.
-Bo
ja… chyba cię pokochałem, wiesz?
Kocha
mnie.
*********************************************************************************
No i dwunasty. A zaraz idę pisać kolejny (który zaczęłam dziś w nocy). Czeka nas pechowa trzynastka moi drodzy. Nie wiem ile nam zostało do końca, ale mam zaplanowany ostatni rozdział i epilog. Jest tylko jedna osoba, która zna cały mój plan i... a z resztą jeszcze się domyślicie xD Nie wykluczam tego, że uwinę się z Malarzem do poniedziałku. Obecnie na dworze jest piękna pogoda, a ja siedzę i piszę ;_; W sumie nie żałuję. No dobrze, proszę tylko o to, by czytelnicy dawali znać, że są. Komentarze napędzają do roboty, serio, wczoraj, gdy Roszpuncia skomentowała posty, uwinęłam się z tym rozdziałem o wiele szybciej, niż z jedenastym. Także, proszę, komentujecie. Będę wdzięczna i będę wiedzieć ile osób tak na naprawdę czyta.
Skoro mówisz, że komentarze napędzają to ja także zostawię ślad. Tak więc, naprawdę bardzo wciągnęła mnie ta historia i z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały :) Życzę duuuuużo weny i wolnego czasu :)
OdpowiedzUsuńEj, ja Ci tu dam, pechowa trzynastka! Nigdy tak nie pisz, kiedy wsio czyta osoba urodzona trzynastego o trzynastej w piątek, bo się zwyczajnie pogniewa, ot co! A teraz, co do rozdziału, no nie! Ciel wreszcie się przemógł! Nie sądziłam, że pokaże, iż ma jaja :D. Serio! Scena tulenia z Sebusiem i opis nieporadnego pocałunku - no cudo, no! Niezmiernie się cieszę, że mój komentarz dodał Ci skrzydeł. Ja mam podobnie, a teraz, najnowszy epizod skomentowało siedem osób... Wiem, to i tak dużo, ale Czytelnicy rozpieścili mnie na tyle, że przyzwyczaili mnie do minimum dziesięciu osób :D. A ja znowu o sobie... Dobra! Koniec ględzenia! Weny, uśmiechu i radości w sercu, no i żebyś dotrwała do końca i ujawniła przed nami całą resztę pomysłów.
OdpowiedzUsuńTwoja R ♥.