Kamerdyner pochylił się nad biurkiem i postawił
przede mną herbatę.
-A więc o co tym razem chodzi, paniczu?- spytał z
nieukrywaną ciekawością. Zerknąłem na niego z uśmiechem i podałem list.
Obserwowałem jak z każdym przeczytanym słowem, na jego twarzy maluje się
wyraźne zadowolenie.
- Znów ma panicz zamiar ubrać sukienkę?- uśmiechnął
się kpiąco.
-To było tylko raz! No... dwa razy. I to nie z mojej
woli! – obruszyłem się i schowałem szybko twarz, na którą wypłynął niepożądany
rumieniec.
Kamerdyner zaśmiał się z mojego zachowania, za co
obrzuciłem go chłodnym spojrzeniem. Mimo mojej wyćwiczonej do perfekcji miny
tak naprawdę lubiłem patrzeć jak się uśmiecha, to jest takie irytujące. Nie
powinienem nic czuć w stosunku do demona. Naszym celem jest wzniesienie mnie na
wyżyny i dokonanie zemsty na moich oprawcach, nie ma czasu na romanse.
Zwłaszcza, że to mój sługa, dużo starszy sługa. No i do tego oboje jesteśmy
mężczyznami. Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej zdając sobie sprawę z tego o
czym myślę.
Co
ze mną jest nie tak?- pomyślałem i żywo zacząłem kręcić
głową.
-…Paniczu?- zamarłem i spojrzałem na Sebastiana.-
Czemu…?- wyglądał jakby już dłużej nie mógł udawać powagi.
Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej.
-Wracajmy do pracy, Sebastianie- burknąłem pod
nosem, doskonale sobie zdając sprawę z tego, że demon i tak to usłyszał.
Wstałem i podrapałem w zamyśleniu brodę.- Porywane są młode dziewczęta i
kobiety. Są znajdywane po paru dniach, bez widocznych śladów na ciele. A na
dokładkę, każda z nich jest przebrana za postacie z baśni…
Założyłem ręce na plecy i zacząłem powoli krążyć po
gabinecie.
-Paniczu, w takiej sytuacji nie widzę potrzeby
odwiedzania rodzin ofiar.- powiedział uprzejmie Sebastian.
-Ale mogą nam powiedzieć jak zachowywały się ofiary
w dzień zniknięcia. To może być ważny trop.
-Ma panicz rację. Może Yard ma już jakieś zeznania
świadków i rodzin? To by pozwoliło na zaoszczędzenie czasu. Każda minuta może
być cenna.
Przytaknąłem niewyraźnie. Potem w głowie zaświtała
mi pewna myśl.
-Zdobądź odpowiednie dokumentu od Yardu i wyruszymy
do Londynu. Musimy skontaktować się z Undertakerem.
Mężczyzna w garniturze ukłonił się i szybko opuścił
pomieszczenie, ja w tym czasie pozwoliłem sobie na dokładnym przeanalizowaniu
listu i liście zaginionych. Daty porwań nie miały żadnego punktu zaczepienia,
co dało mi więcej do myślenia. W końcu doszedłem do wniosku, że musi atakować
upatrzone dziewczyny.
Muszę
obejrzeć ich ciała. Nie do końca ufam temu przebiegłemu grabarzowi. Może mnie
oszukać tak dla zabawy.- westchnąłem cierpiętniczo i
wypiłem herbatę, potarłem swoje skronie, gdyż zaczęła mnie boleć głowa.
Przyjrzałem się stercie papierów, na biurku i niemal
jęknąłem. Szybkim krokiem poszedłem do biblioteki, zacząłem przeglądać półki,
aż w końcu znalazłem grube tomiszcza z różnorakimi utworami przeznaczonymi dla
dzieci.
-Grimm… Andersen…- pokiwałem głową z aprobatą,
podstawiłem pod daną półkę drabinkę i zacząłem się po niej wspinać. Niestety,
gdy chwyciłem grubą księgę zachwiałem się i puściłem ją, a ta spadła na ziemię.
Zacząłem panicznie machać rękoma, krzyknąłem krótko, gdy moje stopy nie stał na
drabince, zasłoniłem twarz rękoma i skuliłem się, upadając uderzyłem się w
kolano i z impetem upadłem na lewą nogę. Poczułem ostry ból, jęcząc boleśnie
podszedłem o stolika w ogóle nie przejmując się leżącą na ziemi książką.
Usiadłem bardzo powoli i nieumiejętnie zdjąłem buta oraz zakolanówkę.
Westchnąłem ciężko obserwując napuchniętą kostkę, miała czerwony, ale powoli
przechodzący w przypominający fiolet, kolor. Miałem lekko obdartą od
niewygodnych butów skórę. Delikatnie dotknąłem kostki i jęknąłem z bólu.
Cholera,
Sebastianie potrzebuję cię. Nie dam sobie sam rady.-
od razu zbeształem się za swoje żałosne myśli i wstałem. Cholernie mnie bolało,
po paru krokach nie wytrzymałem i usiadłem na ziemi. Jakże żałośnie musiałem
wyglądać, Sebastian będzie miał ze mnie ubaw po pachy. Jak ja nienawidzę się
przed nim upokarzać.
Znów chciałem wstać, ale po chwili zrezygnowałem.
-Mey-Rin?!- krzyknąłem w stronę drzwi, ale nie
spotkałem się z żadnym dźwiękiem z drugiej strony. Od razu uderzyłem się dłonią
w czoło. Przecież była niedziela, służba miała wychodne i tylko Sebastian
pozostawał na miejscu.
Siedziałem na podłodze dość długo i żałośnie wołałem
o pomoc. W końcu usłyszałem jak drzwi biblioteki otwierają się, a w drzwiach
stanął Sebastian z różnymi dokumentami. Gdy mnie zobaczył przez ułamek sekundy
na jego twarzy malował się niepokój. Chwilę później demon szedł do stołu i
położył na nim wszystko co miał w rękach. Zaczął chichotać i uważnie mi się
przyglądać.
-Witaj mój drogi paniczu. Masz jakiś problem?-
spytał z wyraźną kpiną w głosie. Nie krył się z nią za bardzo, co tylko mnie
rozwścieczyło.
-Z czego rżysz?!- wrzasnąłem zły, w głębi duszy było
mi przykro, że ze mnie kpi, zamiast martwić się moim zdrowiem.
Najwyraźniej mój wrzask w jakim stopniu pomógł, gdyż
podszedł do mnie i wziął ostrożnie na ręce oraz posadził na kanapie przed kominkiem.
Poczułem jak dotyka mojej nogi, co obwieściłem jękiem.
-Idioto! To boli!- odepchnąłem jego ręce. Demon
chwilę milczał, obserwując moją nogę.
-Nic dziwnego, że boli. Masz zwichniętą kostkę. Nie
ruszaj nogą, bo pogorszysz jej stan, paniczu - szybkim krokiem opuścił
bibliotekę, a ja zostałem sam i patrzyłem na pusty kominek. Kamerdyner powrócił
po paru minutach z jakimś kawałkiem materiału, gąbką oraz miską wody. Podszedł
do mnie i uklęknął na jedno kolano. Bez słowa przemył moją opuchniętą nogę zimną
wodą. Od razu poczułem w jakimś stopniu ulgę.
Sebastian chwycił moją nogę dokładnie obwiązał ją
bandażem.
-A teraz paniczu… Opowiedz jak to się stało, że
siedziałeś w bibliotece i masz zwichniętą kostkę.
Spojrzałem prosto w jego oczy.
-Przyszedłem do biblioteki, by znaleźć jakąś książkę
z baśniami… No i znalazłem, ale była zbyt wysoko, więc wspiąłem się na
drabinkę. Była bardzo ciężka, przechyliłem się i straciłem równowagę- podczas
opowiadania o całym zdarzeniu, zarumieniłem się przez zażenowanie. Oczekiwałem
ze strony kamerdynera kpiny, którą kierował do mojej osoby, gdy tylko zrobiłem
coś głupiego.
-Musisz bardziej uważać, paniczu. Miałeś bardzo dużo
szczęścia, że to tylko zwyczajne zwichnięcie- mówił i pozbierał z podłogi
zakola nówkę oraz but, których pozbyłem się po upadku. Zaczął je ostrożnie
zakładać.- Nie zawsze będę mógł Ci pomóc, a w tedy wszystko może mieć miejsce.
Wzniosłem oczy ku sufitowi, który teraz wydawał się
być niezwykle interesujący. Starałem się ignorować obecność czarnowłosego, co
było niezwykle trudne, gdyż ten świdrował mnie wzrokiem. W końcu nie
wytrzymałem jego wzroku.
-Rozumiem. Przynieś mi jakieś ciasto i herbatę, a
następnie opowiesz co masz.- rzuciłem niby od niechcenia.
-Deser? Nie jadł panicz nawet obiadu. Ale mogę
zrobić mały wyjątek.- ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia, cierpliwie na
niego czekałem. Zrobiło mi się trochę zimno, zerknąłem przez okno i westchnąłem
głośno. Padał deszcz, co w Anglii nie było jakąś nowością, jednakże nie
przepadałem za taką pogodą, gdyż w rezydencji robiło się nieprzyjemnie chłodno.
Sebastian wrócił z małym talerzykiem i filiżanką
herbaty, położył wszystko na stoliku przede mną i widząc jak się trzęsę napalił
w kominku. Patrzyłem jak wykonuję tę czynność i chwyciłem jedno ciastko z
czekoladą, wgryzłem się w nie i łakomie oblizałem wargi.
-Więc? Co przyniosłeś?- spytałem z nieukrywaną
ciekawością.
Czarnowłosy podszedł do stołu i wziął papiery, które
ze sobą przyniósł. Stanął nad sofą, i podał mi wszystkie dokumenty, czytałem je
popijając powoli gorącą herbatę. Marszczyłem brwi niezadowolony tym co było tam
napisane.
-Tu nie ma żadnego punktu zaczepienia! Jedyną
poszlaką, jest to, że ofiary wychodzą z różnych przyczyn późnym wieczorem z
domu, nie ma żadnych świadków… nic! Jeszcze dziś musimy wybrać się do
Undertakera. Wypytamy go o stan ciał. Nie wierzę, że nie ma na nich żadnego
śladu. Coś musi być.
-Paniczu nie wiem czy to dobry pomysł. Zanosi się na
burzę. Powinniśmy przeczekać na poprawę pogody…
-Nie będziemy na nic czekać, do cholery jasnej! Chcę
jak najszybciej zakończyć tą sprawę.
Demon westchnął i ukłonił się nisko.
-Oczywiście, paniczu.
Wyszedł z pomieszczenia i przygotował powóz, po
dwudziestu minutach, przyszedł z moim kapeluszem, płaszczem i laską, która
obecnie była mi niezbędna. Ubrał mnie, a ja powoli- podpierając się laską
ruszyłem do wyjścia, kamerdyner podążał za mną, po jakimś czasie już
zmierzaliśmy do Londynu, by odwiedzić szurniętego grabarza i dowiedzieć się w
jakim stanie znajdowały się ofiary, gdy do niego trafiły. Wieczorem
znajdowaliśmy się już przed zakładem pogrzebowym. Musiałem parę razy odetchnąć,
wiedząc, że ciśnienie może mi bardzo podskoczyć przez infantylne i nieco
dziwaczne zachowanie grabarza.
Z pomocą Sebastiana wysiadłem z powozu i weszliśmy
do pustego zakładu. Panowała w nim ciemność, jedynie mała świeczka, stojąca na
jednej z trumien dawała nikłe światło, wyglądało tak, jakby nikogo nie było,
ale ja doskonale znałem zagrania Undertakera.
-Hraaaaaabioooo… Hihihi!- usłyszałem szaleńczy
chichot białowłosego, stałem wyprostowany i przygotowany na jego nagłe wyjście
z jednej z trumien.
Gdy poczułem dłoń na mojej klatce piersiowej, a
drugą na brzuchu, zaniepokojony spojrzałem na kamerdynera, ale ten obserwował
groźnie coś, co znajdowało się za mną. Po chwili ujrzałem, opadające na moje
policzki, białe włosy, a wzrok Sebastiana zdawał się zabijać grabarza, który
próbował wrzucić mnie do jednej z trumien. Czarnowłosy bardzo szybko odepchnął
grabarza i schował moją osobę za swoimi plecami. Gdy zerknąłem na białowłosego
miał przez parę chwil niezadowoloną minę, jednakże po chwili znów głupio się
uśmiechał. Odchrząknąłem i wyszedłem zza pleców demona.
-Witaj, grabarzu – poprawiłem niesforną grzywkę,
która postanowiła wpadać na moje oczy. Od razu zanotowałem w głowie, że
powinienem ją przyciąć. A raczej Sebastian powinien.-Sprowadzają mnie do Ciebie
pewne morderstwa, do których dochodzi w Londynie i jego okolicy. Zgaduję, że
nasze drogie ofiary trafiają do Ciebie.
-Chciaaaałbyyyś jakieeeś infooormaaacje o
ofiaaarach, hraaabio?- shinigami celowo przeciągał niektóre samogłoski, przez
co ciśnienie mi podskoczyło. To było takie irytujące.
-Właśnie, chcę wiedzieć wszystko o przyczynach
śmierci każdej z nich. Chcę znać każdy szczegół, którego nie zna Yard.
-Oczywiście hraaabiooo… Jest tylko jedna mała rzecz,
którą musisz zrobić. Musisz mnie rozśmieszyć, ale twój wierny pies musi wyjść.
Odwróciłem się w stronę Sebastiana, który mrużył
niebezpiecznie oczy i wyglądał jakby tylko jedna mała rzecz powstrzymywała go
od rzucenia się grabarzowi do gardła.
-Paniczu… uważam, że nie jest to najlepszy po…
-Wyjdź.-uciąłem krótko jego wypowiedź, czarnowłosy
tylko się ukłonił i wyszedł sztywnym krokiem, wyraźnie niezadowolony.
Gdy tylko drzwi za demonem zostały zamknięte,
Undertaker podszedł do mnie i najzwyczajniej w świecie zaczął mnie bez
jakiegokolwiek skrępowania dotykać. Czując jego dłonie na swoim ciele,
chwyciłem je i próbowałem odciągnąć od siebie.
-Puść mnie! Puszczaj!- krzyczałem głośno, a grabarz
wykonał moją prośbę, łapiąc się za brzuch i głośno śmiejąc. Musiałem przyznać,
że na chwilę spanikowałem, bojąc się o to co chce mi zrobić. Do zakładu wbiegł
Sebastian, ale dałem mu znak ręką, że wszystko ze mną w porządku.
Czekaliśmy cierpliwie, aż shinigami się uspokoi,
słyszałem jak na zewnątrz szaleje burza. Czułem, że ta rozmowa będzie długa.
Gdy w końcu białowłosy uspokoił się i wygiął usta w
typowy dla siebie uśmieszek, usiadłem na jednej z trumien.
-Powiedz Nam w jakim stanie trafiały do Ciebie
dziewczęta. Co było przyczyną ich śmierci?
Grabarz przyłożył swój długi paznokieć do ust i
przejechał po nich.
- Są tylko trzy- powiedział w końcu, więc wytężyłem słuch.- Snow White, Sleeping Beauty oraz Little Mermaid. Każda umarła w typowy
dla swojej postaci sposób. Pierwsza – zatrucie. Druga – ukłucie zatrutą igłą.
Trzecia – utopienie.
Zerknąłem na Sebastiana, lecz ten miał nieodgadniony
wyraz twarzy. Zacząłem się zastanawiać.
-Skoro trzecią utopili to powinny byś jakieś ślady
na ciele.- odezwał się w końcu kamerdyner.
-Niekoniecznie, demonie. Ofiara nie walczyła, a
zabójca niemal idealnie zatuszował ślady na jej ciele.- powiedział Undertaker poważnie,
a ja zszokowany spojrzałem na niego uważnie. Po chwili znów wrócił do swojego „ja”.-
To wszystko hraaabiooo?
Przytaknąłem i wstałem podpierając się laską,
skinąłem na kamerdynera głową, ruszając do wyjścia, byłem okropnie zmęczony tym
dniem, a zwichnięte kostka dawała się we znaki. Marzyłem o jak najszybszym
dotarciu do mojej rezydencji. Ta. Marzenia.
*********************************************************************************
Cześć! To znowu ja, nieznośna T :D. Nie no, żarcik :D. Dzisiaj nie będę się czepiać błędów, solennie obiecuję :). A teraz lecim!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że rozdział bardzo mi się podobał! Jego długość niezmiernie, a co za tym idzie, pozytywnie, mnie zaskoczyła :). Opisy jak zawsze ładne, dokładnie i widać, że nie pisałaś na "odwal się". Notkę stworzyłaś porządnie, ze smakiem i pomyślunkiem. Już samo wymyślenie kolejnego zlecenia było sporym wyczynem, a wplecenie najpiękniejszych bajek - epickością ponad wszelką miarę :). Ja przynajmniej odniosłam takie wrażenie :). Co jeszcze? Pomysł na rozśmieszenie Grabarza - sama bym na to nie wpadła! Wiedziałam od zawsze, że miał on niezdrowe ciągoty w kierunku Ciela, ale żeby aż takie? W każdym razie wyszło świetnie :). A całość bardzo ładnie się prezentuje :).
Pozdrawiam cieplutko,
R :D.
Obrazeczek na końcu zaczepisty (<.< Nie no wkurzające, po prostu zajebisty XD)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać że ten rozdział znacznie bardziej mnie zainteresował niż poprzedni *-* teraz z wieeelką ochotą przeczytam następny.
~Laura >^ω^<
A no tak! Pytanko: serio? Musiałaś już mu coś zrobić w drugim rozdziale ? I nie tylko w dodatku jeszcze był obmacywany?! XDD no cóż spodziewałam się x3
Aaaaa jednak nie idę czytać następnego ... trochę szkoda ale co zrobić? Głowa boli jak cholera (glupia ja trzeba było spać a nie się uczyć zwrotek. Baka! >.<) A z bolącą głową nie będę czytać, nie dam rady się skupić, będę miała gdzieś czy zrozumiem i będę wredna! ��
Usuń....
Chyba serio pójdę już spać. Bye~
~Laura >~ω~<