sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział pierwszy.

Ogień…
Ogień jest wokół mnie…
Czerwone płomienie powoli skradały się w moim kierunku, a ja mimo, że tak bardzo chciałem przed nim uciec… nie poruszyłem żadną kończyną.
Po prostu obserwowałem jak się do mnie zbliża, na początku polizał czubki moich butów, po chwili one oraz zakolanówki płonęły tak samo jak wszystko inne dookoła. Po moich policzkach spłynęły łzy i w tym momencie sceneria się zmieniła. Ogień nie zniknął, ale znajdowałem się w salonie, jego ojciec stał przy fotelu, na którym siedziała matka.
-Mamo! Tato! Uciekajcie! Przecież się pali! Uciekajcie! Uciekaaaaajcie!- wyłem i podbiegłem do nich, z ulgą przyjmując fakt, że się poruszyłem. Chwyciłem rękaw marynarki ojca i szarpnąłem mocno.
-Tato! Zabierz mamę i uciekajcie stąd! Tu są Ci źli ludzie! Pan Tanaka…- byłem tak spanikowany i przerażony, że kompletnie zapomniałem o chorobie, o dziwo mimo dużego stresu i wysiłku, nie zacząłem nawet ciężej oddychać. Mężczyzna przede mną powoli zaczął się odwracać, gdy stałem z nim twarzą w twarz, zakryłem usta, by tylko nie zwymiotować. Mój… Właściwie to… TO COŚ co wyglądało jak mój ojciec… jego twarz była sina, gdzieniegdzie odpadały z niej to większe, to mniejsze płaty skóry, widziałem na jego koszuli zaschniętą krew. Brak warg u „ojca” przeraził mnie tak bardzo, że zacząłem uciekać no i pech chciał, że wywróciłem się o stopę matki, o której niemal zapomniałem. Zacząłem powoli sunąć wzrokiem po jej obdartej i zakrwawionej sukni, wrzasnąłem przeraźliwie widząc, że trzyma w dłoni własną żuchwę. Ona tak samo jak tata była sina, a z jej pozostałości twarzy schodziła skóra. Trupy, którymi niewątpliwie byli, zaczęli się śmiać w moim kierunku, a ja krzyczeć przeraźliwie wołając o pomoc. Matka wyciągnęła w moją stronę rękę, charcząc przerażająco.
-To twoja wina! Gdybym nie urodziła takiego bachora jak ty…! Gdyby twoja ciotka zgodziła się dokonać aborcji!- wrzasnęła i w momencie gdy miała mnie złapać za kark, po prostu nastała ciemność.
Obraz, który widziałem zmienił się ponownie. Siedziałem w klatce, trzymając kurczowo jej pręty. Nerwowo się rozejrzałem.
„Tylko… nie to…”- przeleciało mi przez myśl. W klatce, w której się znajdowałem siedział inny chłopiec, miał szeroko otwarte puste oczy i był przeraźliwie blady, przysunąłem się do niego ostrożnie.
-O co tu chodzi? Co się tutaj dzieje?- spytałem drżącym głosem i chwyciłem delikatnie jego ramię. Zamarłem i niedowierzając dotknąłem jego policzków oraz czoła. Chłopiec był martwy. Zasłoniłem sobie usta, słyszałem zawodzenie innych dzieci, zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Pomocy… Pomocy… - szeptałem i odsunąłem się od ciała jak najdalej mogłem, podkuliłem nogi, głos uwiązł mi w gardle w momencie gdy ktoś otworzył klatkę i chwycił za kark…
Zerwałem się z łóżka, byłem spocony i ciężko oddychałem. Odgarnąłem swoje włosy z oczu i schowałem twarz w dłoniach.
-Znowu to samo?- podskoczyłem wystraszony, słysząc głęboki głos swojego kamerdynera. Spojrzałem na niego i westchnąłem cierpiętniczo powoli przytakując.
-Tym razem zaatakowały o wiele silniej…- powiedziałem i zadrżałem. Odchrząknąłem i wyprostowałem się, unosząc dumnie głowę.-Możesz już od…
-Nie mogę tego zrobić, paniczu.- przerwał mi spokojnym głosem.- Najpierw muszę cię uspokoić i pomóc Ci zasnąć. Jeślibym teraz wyszedł, zawinąłbyś się w kołdrę i nie spał do rana, a na to pozwolić nie mogę. Pójdę przygotować paniczowi mleko z miodem.- czarnowłosy uśmiechnął się cieplej niż zazwyczaj, najwyraźniej chcąc dodać mi otuchy. Ale ja przecież nie jestem przestraszony i mogę zostać sam. Dałbym sobie radę.
- Pójdę razem z tobą.
Tak. Jestem cholernie odważny.
Sebastian najwyraźniej zdziwiony uniósł wysoko brwi.
-Oczywiście paniczu.- założył mi kapcie na stopy i zarzucił na mnie szlafrok bym nie zmarzł, zapalił świeczkę i uniósł w jedną dłoń kandelabr i otworzył dla mnie drzwi. Spojrzałem niepewnie na płomień, ale mimo wahania wstałem i wyszedłem z sypialni. Korytarz w nocy wydawał się nieskończony i przerażający, zadrżałem mimowolnie przypominając sobie „rodziców” ze snu.
Szedłem na równi z Sebastianem i zaszliśmy do kuchni, usiadłem przy stole i obserwowałem jak kamerdyner przygotowuje mleko. Po krótkim czasie, trzymałem w dłoniach parującą filiżankę, upiłem łyk.
-Dodałem cynamon i troszeczkę kakao dla smaku. Lubi je panicz.
Spojrzałem na niego i przytaknąłem, po dwóch minutach oddałem mu pustą filiżankę i ziewnąłem. Wspomnienie koszmaru było już tak odległe, że prawie niczego nie pamiętałem, za to byłem znużony i myślałem tylko o pójściu spać.
-Zanieś mnie do sypialni…- ziewnąłem ponownie i wyciągnąłem do niego ramiona, uniósł mnie i ułożył, czułem, że nie wytrzymam i zasnę. Mimowolnie wtuliłem się i zamknąłem oczy. Tylko na chwilkę.
Taaa… Nim Sebastian doszedł do mojej sypialni, ja już sobie smacznie spałem.
-Paniczu czas wstawać.- otworzyłem jedno oko i byłem zdziwiony.
-Już ranek?
-Przespał panicz całą noc bez żadnych koszmarów?- spytał najwyraźniej ciekaw odpowiedzi.
-Ta…- chwyciłem gazetę, którą mi podał i zacząłem ją spokojnie czytać, popijając bardzo mocny Assam. Co jakiś czas parskałem śmiechem, widząc jakie głupie sytuacje przydarzają się różnym ludziom, a oni płaczą i błagają o pomoc, mimo, że sami doprowadzali do takich sytuacji.
Jak co ranek, Sebastian ubrał mnie, uczesał i zaprowadził do jadalni na śniadanie, widząc wędliny na stole mimowolnie pomyślałem o swoim nocnym koszmarze. Zrobiło mi się niedobrze, na myśl o zjedzeniu po tym mięsa. Wstałem od stołu ignorując nawoływanie Sebastiana i poszedłem szybkim krokiem w stronę swojego gabinetu. Usiadłem za biurkiem i od razu zacząłem wypełniać dokumenty, chcąc odgonić swoje nocne mary.
Oczywiście jak na złość nie dane mi było się skupić na pracy, gdyż kamerdyner wszedł do gabinetu z talerzem. Był widocznie zmieszany, zapewne dlatego, że nigdy jeszcze nie postąpiłem w taki sposób jak przy dzisiejszym śniadaniu.
-Czego chcesz?- warknąłem zły, że mi przeszkodzono.
 -Paniczu. Musisz zjeść śniadanie. Przyniosłem tost francuski.
Spojrzałem na niego i odetchnąłem ciężko, odsunąłem papiery. Kamerdyner podszedł do biurka i postawił przede mną talerz. Zjadłem powoli, a po posiłku kazałem mu zrobić herbatę, lecz gdy Sebastian miał już wychodzić usłyszeliśmy pukanie.
-Hę? Nikogo nie zapraszałem…
-To pewnie listonosz, za chwilę wrócę, paniczu.- machnąłem na niego ręką i wróciłem do pracy.
Sebastian wrócił po paru minutach, miał swój zwyczajny kpiący uśmieszek na twarzy.
-Zdaje się paniczu, że Pies Królowej otrzymał kolejne zadanie.- podał mi kopertę z królewską pieczęcią, pospiesznie złamałem pieczęć i otworzyłem ją. Wyciągnąłem z niej list. Był napisany bardzo schludnym pismem na ozdobnym papierze. Zacząłem go pospiesznie czytać. Leniwy uśmiech wypłynął na moje usta.
-Mamy sprawę, Sebastianie. Iście… Bajeczną sprawę.
*********************************************************************************
Witajcie, cieszę się, że mam tak dużo odsłon ^^ Zaczynam swoją pierwszą serię z paringiem SebaCiel. Mam nadzieję, że się spodoba!  Wiem, że to nie jest jakiś powalająco długi rozdział, ale to dopiero wstęp :D

5 komentarzy:

  1. Nawet jak nie jest długi, już sama akcja mi się podoba! Jestem strasznie ciekawa co stanie się dalej, ah i jeszcze z ukochanym paringiem na czele. No ładnie, ładnie, podpisuję się, że zyskałaś nową czytelniczkę. :) Lecę do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jaki mam dzięki tobie humor ^^ Ocknęłam się i dostałam wiadomość, że moja siostro-przyjaciółka jest już w Polsce, a wchodzę tutaj i taka milutka niespodzianka :3 Bardzo Ci dziękuję za tak motywujące słowa :D I mam nadzieję, że spodobają Ci się kolejne rozdziały. Pozdrawiam Cię bardzo gorąco ( Temperatura na zewnątrz to potwierdza xD) i jeszcze raz Ci dziękuję ^^

      Usuń
  2. Cześć! To znowu ja :D. Od dzisiaj Twoja zmora :D. Przybyłam przeczytać i skomentować, dlatego lecimy z tym koksem :D.

    Rozdział podobał mi się. Szczególnie makabryczny opis równie tragicznego wyglądu rodziców naszego hrabiego. Cieszę się, że cofnęłaś się nieco i ukazałaś ze swojej perspektywy odczucia Phantomhive’a. Dodałaś też coś od siebie i to Ci się chwali. Opisy, jak we wcześniejszej notce, też są ładne, spójne, zrozumiałe. Brakuje jedynie kropek w kilku miejscach, ale to się z czasem wyrobi w człowieku. W każdym razie jak na początek jest bardzo dobrze :). Przyczepię się do jeszcze kilku rzeczy odnośnie wyglądu notki. Przydałyby się wcięcia w tekście, będzie on wyglądał przejrzyście i schludnie. I jeszcze coś, zaczynaj dialogi od pauz, albo półpauz, bo dywizy, które stosujesz, nie służą do rozpoczynania dialogów. A teraz kilka uwag, bo ja, jako beta, nie mogę przejść obojętnie obok błędów :). Owszem, nie jestem alfą i omegą, ale coś tam wiem i myślę, że w ten sposób pomagam piszącym. Jeśli nie, wystarczy jedno słowo, a przestanę zwracać uwagę. A teraz lecim! Kiedy masz „mimo że” i „pomimo że” w zdaniu, nie ma przecinka przed „że”. Zapamiętałam to dokładnie z lekcji polskiego, bo pani bardzo zwracała nam na to uwagę :). W tym zdaniu: ” znajdowałem się w salonie, jego ojciec” powinno być raczej „mój ojciec”, bo w końcu Ciel opowiada w pierwszej osobie od samego początku :). Niepotrzebnie piszesz „Ci” wielka literą. Takiej formy używa się w listach, podaniach itepe. Tutaj nie ma konieczności, by stosować je w opowiadaniu. Chyba, że wpleciesz list czy coś, wtedy jak najbardziej używaj wielkich liter, by podkreślić grzecznością formę pisanego tekstu. Tutaj: „z miodem.- czarnowłosy”, „czarnowłosy” powinien być napisany wielką literą. Tutaj, jak wyżej: „paniczu.- założył”. I po kilku innych myślnikach też powinnaś użyć wielkiej litery, ale wybacz, pora późna, a ja chcę przeczytać i skomentować notkę, dlatego wszystkiego nie wypiszę. Tutaj jest powtórzenie, które źle wygląda: ” podał mi kopertę z królewską pieczęcią, pospiesznie złamałem pieczęć i otworzyłem ją” – lepiej będzie: ”podał mi kopertę opatrzoną królewską pieczęcią. Pospiesznie ją złamałem i opróżniłem kopertę z zawartości”. Co prawda, nie musisz się stosować do tego, co napisałam. Jednakże robię to w dobrej wierze i pragnę pomóc. Jak pisałam wcześniej, jeśli Ci to przeszkadza, napisz, a przestanę :). Mimo że wypisałam tyle uwag, piszesz bardzo ładnie, a to cieszące! I to chyba tyle ode mnie :).

    Pozdrawiam cieplutko,

    R, która zmyka śpiochać :).


    Ps. Mam nadzieję, że nie zjadłam żadnej literki, jak to się stało w poprzednim komentarzu... Dobranoc :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się, bo nie zmieniłaś ich charakterów i lekko piszesz :3 Lecę czytać dalej ~~

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcąc nie chcąc muszę napisać ten komentarz, w końcu miały być trzy XD a poza tym po prostu chcę pod każdym postem jakiś komentarzyk dodawać ^^ taka już jestem, będziesz wiedzieć że byłam Ozzy x3
    A co do rozdziałku to zaczyna się dość ciekawie, ale nie jakoś tak że nie mogę wytrzymać, i już muszę lecieć do następnego (przynajmniej dla mnie) ale ma się tą chęć przeczytania dalej. ~.* cóż .... ode mnie chyba tyle XD czasami tak mam że zasypie cię moją głupotą w komentarzach, ale dziś mi się nie chce, nie mam weny ani niczego innego (a mogłam pisać w autobusie, ale znowu byś mi usunęła bo niepotrzebne to T-T) no nic no nic no nic XD aleee nareszcie pan Tanaka! Mimo że był tylko wymieniony, to ważne że wgl był! XD
    Dobra dobra ja spadam ~ Laura >^ω^<

    OdpowiedzUsuń