niedziela, 6 grudnia 2015

Pięć nocy w Freadbear's Fright - Noc pierwsza

Witajcie! Oto pierwszy rozdział fanficka "Five Nights at Freddy's 3" ^^
*********************************************************************************





Rok 2020. Stał przed dużym lustrem w swojej łazience. Ze zdenerwowaniem próbował ułożyć swoje przydługie, brązowe włosy, co chwilę warczał zdenerwowany. W końcu się poddał i opuścił ręce wzdłuż smukłego ciała. Odetchnął kilka razy i poprawił błękitną koszulę, którą otrzymał od nowego szefa. Zastanawiało go, czemu miał na niej wyszyte nie swoje imię. Prawdopodobnie, tak jak podejrzewał, miejscówka, którą jego szef zamknął, nie dawała zbyt dużych dochodów i szukał tylko idioty takiego jak on, który przypilnuje, by nikt nie ukradł żadnej atrakcji za marne grosze. I dlatego ten idiota ma teraz koszulę sprzed trzydziestu lat starannie włożoną w czarne, wyprasowane spodnie.

Wsunął tylko na nogi wypastowane, eleganckie buty i czarną marynarkę oraz błękitną czapkę nocnego stróża, na której widniały jakieś brunatne plamy. Jeszcze raz obejrzał się w lustrze i zerknął na zegarek, obliczając, ile czasu potrzebuje, by zdążyć na swoją nocną zmianę

22... idealnie. Chciał się jeszcze rozejrzeć po całym „Domu Strachów”. Gdy był mały, słyszał różne historie o tym budynku. Podobno spłonęło w latach 80'… albo 90'? W sumie i tak nic go to nie obchodziło. Musiał jak najszybciej zarobić. A to były łatwe pieniądze. Posiedzi pięć nocy i będzie żył dalej. Nic szczególnego. Przecież to tylko pilnowanie, by nikt niczego nie ukradł. Więc… czemu się tak boi? Czemu przypominają mu się najokropniejsze historie związane z tym miejscem? Potrząsnął głową i ruszył żwawym krokiem do dawnej pizzerii.

Gdy tam dotarł, przywitał się z szefem, który rozglądał się wyraźnie zdenerwowany. Poklepał go po ramieniu i rzucając krótkie, ciche „żegnaj”, niemal wybiegł z budynku. Chłopak westchnął i wzruszył ramionami. Rozejrzał się zaciekawiony. Jego buty stukały o brudną posadzkę, a złowieszcze echo zdawało się docierać do każdego zakątka domu strachów. Strzelił szyją oraz palcami, zatrzymał się na chwilę i popatrzył prosto w działającą kamerę. Poszedł dalej, docierając do biura ochrony. Było to miejsce przestronne, ale mrugające lampki nadawały mu przerażającej, zielonkawej poświaty. Kolejną rzeczą, która mu nie pasowała, był niedźwiedź wgapiający się w niego z korytarza. Miał wielkie opory, by obok niego przejść, ale w końcu przebiegł i ruszył dalej. Do jego uszu docierało jakieś dziwaczne stukanie, ale przecież był w domu strachów. To równie dobrze mogła być jedna z atrakcji. Pewnie do tego nieudana, tak jak cały ten interes.

 Popatrzył na zegarek. Niemalże biegiem wrócił do biura. Usiadł na wygodnym, czarnym fotelu i zerknął na kamery. Szef kazał sprawdzać je co piętnaście minut, do tego wspomniał coś o odłączaniu pokoi od wentylacji i używaniu nagrań audio w pomieszczeniach oddalonych od biura. Szatyn nie bardzo wiedział, co mężczyzna miał na myśli. Może próbował nastraszyć nowego, młodego, niedoświadczonego ochroniarza? Około godziny 00.01 użył dźwięku audio na kamerze siódmej i od razu zablokował wlot wentylacyjny na kamerze dwunastej. Siedział i spokojnie przeskakiwał z kamery na kamerę.

„…12:00…
 Oglądam cię…”

Szatyn co jakiś czas sprawdzał godzinę na zegarku, który otrzymał na osiemnaste urodziny. Postanowił zerknąć na kamerę dziewiątą i zamarł przerażony. Prosto w kamerę wgapiały się, ludzkie, świecące oczy. Ekran zaczął śnieżyć i po chwili nie był w stanie nic zobaczyć, usłyszał jedynie ciężkie kroki. Przełknął ślinę i obserwował pusty korytarz. Machinalnie przeszedł na widok z kamery siódmej, gdzie uruchomił audio. Wgapiał się w ekran, całe jego ciało drżało. Myślał, że to tylko omamy, że te wszystkie legendy namieszały mu w głowie… ale gdyby ktoś go zapytał czy działo się na jego zmianie coś nadzwyczajnego, bez wahania odpowiedziałby „TAK”.

Na ekranie pojawiło się ostrzeżenie o problemie z kamerami, obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni i zresetował system. Gdy wszystko wróciło do normy, zerknął na siódmą kamerę. Ręka. Zauważył najprawdziwszą rękę. Poszarpaną, przerażającą rękę. Wcześniej jej tam nie było. Policzył do dziesięciu, mając nadzieję na uspokojenie oddechu i przeszedł do kamer w wentylacji. Nie było nic ciekawego, dlatego powrócił do obserwowania pomieszczeń, ręka wciąż tam była. Wgapiał się tępo w dziwaczną kończynę, gdy ekran znów zaczął śnieżył. Kiedy powrócił do poprzedniego stanu… nie było po ręce śladu.

„…1:00…
 Zaczynam grę…”

 Przerażony ocierał pot z czoła i przeskakiwał z kamery na kamerę w poszukiwaniu tego dziwacznego ludzkiego kształtu, po jego policzkach ciekły niekontrolowane łzy strachu. Błagał o to, by czas jakimś cudem przyspieszył, bezpiecznie wrócił do domu, poszedł spać i … no właśnie… Wrócił ponownie następnego dnia. Cała ta sytuacja byłaby dla niego absurdalna jeszcze kilka godzin wcześniej, ale to, co się działo, nie mogło być snem. Choć powinno.

„Za mało mi płacą, bym umierał ze strachu!” - wrzeszczał w myślach. Znów znalazł się na kamerze siódmej. Ta była dla niego zbawieniem. Użył dźwięku audio, a po chwili ON się tam pojawił. Tym razem znalazł się po lewej stronie widzianego obrazu. Kształt przypominał ogromnego, zniszczonego „królika” o typowo męskich aparycjach. Na pewno wydawał się większy od strażnika. Ten, odkrywając to, przełknął ślinę i zacisnął powieki. Wentylacja na kamerze dwunastej zamknięta. Był uratowany. Gdy wrócił do widoku pomieszczeń, kształt zniknął. Stróż nocny otworzył szeroko oczy i zaczął gorączkowo go szukać, lecz jego zmęczone, błękitne oczy nie dojrzały „królika”. Wrócił do punktu wyjścia, czyli kamery obok zamkniętej wentylacji. Kamery szóstej. Znajdowała się w tym samym pomieszczeniu, co siódma. Był tam. Te dziwaczne oczy znów wgapiały się wprost na niego. Szybko użył dziecięcego śmiechu na kamerze dziewiątej. Po kilku sekundach już tam stał, na końcu korytarza, a oczy pobłyskiwały jakby śmiał się z przerażonego chłopaka. Młodzieniec miał wrażenie, że postać świetnie się bawi.

„...2:00…
 Przemykam się…”

Włączył się alarm, który oznajmiał, że ktoś niepożądany dostał się do wentylacji, co było bardzo niebezpiecznie, przy tak starej budowli. Szybko zablokował ją na kamerze czternastej. To był dobry ruch, bo już po chwili oglądał przerażającą twarz. Te oczy… nieludzkie, a zarazem wyglądające na należące do człowieka. Rany. Niemal całą twarz pokrywały rany. Wyglądały na lekko zgnite, podobnie jak reszta ciała widoczna na kamerze. Po kilkunastu minutach wycofał się i znów mógł go ujrzeć na kamerze dziewiątej. Wiedział. Wiedział, że jeśli go nie zatrzyma, to on po niego przyjdzie. Wiedział, że ostatnie godziny jego zmiany mogą być ostatnimi godzinami jego życia.

„…3:00…
Wypatruj mnie!...”

 Ma kłopot. Dobrze o tym wie i gorączkowo stara się powstrzymać potwora, który z szyderczym uśmiechem przemyka się po całej pizzerii. Już wyczuł, gdzie jest ofiara. Już wie, po kogo ma iść, sprawdził go. Teraz liczy się tylko to, czy chłopak zrozumie jego małą gierkę i będzie chciał się z nim dłużej zabawić, czy podda się od razu i pozwoli sobie na wyzionięcie ducha. Jego poprzednicy szybko się poddawali, ale ten wydawał się być nieświadomy tego, z kim ma do czynienia. To było na swój sposób urocze. Chłopaczek zwabił „królika” na szóstkę i zablokował wentyl. Wiedział, że się powtarza, ale to ułożenie potwora było dla niego najbardziej korzystne. Alarm uruchomił się ponownie tej nocy, szybko się obrócił i naprawił system audio oraz wentylację, która jak na złość zaczęła się resetować.

„…4:00…
Przesrane masz!...”

 Chłopak powoli rozumiał mechanizm działania potwora. Wabił go ludzki głos. Co więcej - dziecięcy. To po to był system audio. Ale dlaczego przyspieszył, dlaczego poruszał się tak szybko?! Szyderczy uśmiech, błyszczące w ciemności oczy, poszarpane ciało, wystające kable.

Blokował wentylację, by nie mógł przejść. Uśmiechał się coraz szerzej do ekranu. Myślał, że wygrywa.  Poznał się przez te cztery godziny na „króliku”. Chichotał szaleńczo. Co jakiś czas szeptał „Wygram, wygram, wygram!”. Wciągnął się. Miał wrażenie, że to trochę zmodyfikowana gra w chowanego, choć stawką było jego życie.

Rozprostował nogi, „królik” zagnany został właśnie do pomieszczenia z maską jakiegoś lisa. Zblokował odpowiedni wentyl i zrestartował system kamer, który ogłosił „Error”. Już się nie bał, czuł się pewnie, bo to przecież tylko godzina.

„…5:00…
Zasady znasz!...”


Wszystko ustało. Potwór zniknął, a budzik oznajmił, że to koniec jego zmiany. Zaczesał brązowe kosmyki do tyłu i wyszedł z „Freadbear’s Fright”. Gdy wrócił do kawalerki, zamarł, a jego serce znów przyspieszyło, tak jak wtedy, gdy myślał, że to już koniec. To nie była gra na jedną noc.
„IT’S TIME TO DIE!”

4 komentarze:

  1. Droga Ozzy!

    Właśnie przeczytałam ten rozdział i powiem Ci, że ta historia w połączeniu z tą godziną, robi wrażenie. Przyznam szczerze, że były momenty, w których pikawa zaczęła mi szybciej bić. Napisałaś to po prostu epicko! Bardzo mi się podobało i chcę więcej! Ej, ale Ty weź najpierw skończ "Humana", co? Bo dajesz nam tak dużo różnych historii naraz, a to niedobrze, bo zaczniemy chcieć kolejnych i jeszcze nam się pomiesza :D. A tak w ogóle zapomniałam ostatnio napisać, że fajne zmiany zaszły na blogu :). Te piórka w tle są epickie! Czy coś jeszcze? Tak! Mnóstwa weny :). Liczę, że jeszcze przed sobotą ukaże się kolejna notka :D. Nieważne czy będzie dotyczyła Kurosza, Humana czy Pięciu nocy :). Ja chcę coś od spod Twojej ręki!

    Pozdrawiam cieplutko,

    Twoja R :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste w chuj! Pamiętam czasy jak pogrywaliśmy z bratem w tą gierkę. Wydawała nam się co najmniej śmieszna, ponieważ każdy jumpscear wywoływał na naszych twarzach rozbawienie.
    Kocham te opowiadanie i zabieram się za kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń