Witajcie! Oto pierwszy rozdział fanficka "Five Nights at Freddy's 3" ^^
*********************************************************************************
Rok 2020. Stał przed dużym lustrem w swojej łazience. Ze zdenerwowaniem
próbował ułożyć swoje przydługie, brązowe włosy, co chwilę warczał
zdenerwowany. W końcu się poddał i opuścił ręce wzdłuż smukłego ciała.
Odetchnął kilka razy i poprawił błękitną koszulę, którą otrzymał od nowego
szefa. Zastanawiało go, czemu miał na niej wyszyte nie swoje imię.
Prawdopodobnie, tak jak podejrzewał, miejscówka, którą jego szef zamknął, nie
dawała zbyt dużych dochodów i szukał tylko idioty takiego jak on, który
przypilnuje, by nikt nie ukradł żadnej atrakcji za marne grosze. I dlatego ten
idiota ma teraz koszulę sprzed trzydziestu lat starannie włożoną w czarne,
wyprasowane spodnie.
Wsunął tylko na nogi wypastowane, eleganckie buty i czarną marynarkę oraz
błękitną czapkę nocnego stróża, na której widniały jakieś brunatne plamy.
Jeszcze raz obejrzał się w lustrze i zerknął na zegarek, obliczając, ile czasu
potrzebuje, by zdążyć na swoją nocną zmianę
22... idealnie. Chciał się jeszcze rozejrzeć po całym „Domu Strachów”. Gdy
był mały, słyszał różne historie o tym budynku. Podobno spłonęło w latach 80'…
albo 90'? W sumie i tak nic go to nie obchodziło. Musiał jak najszybciej
zarobić. A to były łatwe pieniądze. Posiedzi pięć nocy i będzie żył dalej. Nic
szczególnego. Przecież to tylko pilnowanie, by nikt niczego nie ukradł. Więc…
czemu się tak boi? Czemu przypominają mu się najokropniejsze historie związane
z tym miejscem? Potrząsnął głową i ruszył żwawym krokiem do dawnej pizzerii.
Gdy tam dotarł, przywitał się z szefem, który rozglądał się wyraźnie
zdenerwowany. Poklepał go po ramieniu i rzucając krótkie, ciche „żegnaj”,
niemal wybiegł z budynku. Chłopak westchnął i wzruszył ramionami. Rozejrzał się
zaciekawiony. Jego buty stukały o brudną posadzkę, a złowieszcze echo zdawało
się docierać do każdego zakątka domu strachów. Strzelił szyją oraz palcami,
zatrzymał się na chwilę i popatrzył prosto w działającą kamerę. Poszedł dalej,
docierając do biura ochrony. Było to miejsce przestronne, ale mrugające lampki
nadawały mu przerażającej, zielonkawej poświaty. Kolejną rzeczą, która mu nie
pasowała, był niedźwiedź wgapiający się w niego z korytarza. Miał wielkie
opory, by obok niego przejść, ale w końcu przebiegł i ruszył dalej. Do jego
uszu docierało jakieś dziwaczne stukanie, ale przecież był w domu strachów. To
równie dobrze mogła być jedna z atrakcji. Pewnie do tego nieudana, tak jak cały
ten interes.
Popatrzył na zegarek. Niemalże
biegiem wrócił do biura. Usiadł na wygodnym, czarnym fotelu i zerknął na
kamery. Szef kazał sprawdzać je co piętnaście minut, do tego wspomniał coś o
odłączaniu pokoi od wentylacji i używaniu nagrań audio w pomieszczeniach
oddalonych od biura. Szatyn nie bardzo wiedział, co mężczyzna miał na myśli.
Może próbował nastraszyć nowego, młodego, niedoświadczonego ochroniarza? Około
godziny 00.01 użył dźwięku audio na kamerze siódmej i od razu zablokował wlot
wentylacyjny na kamerze dwunastej. Siedział i spokojnie przeskakiwał z kamery na
kamerę.
„…12:00…
Oglądam cię…”
Szatyn co jakiś czas sprawdzał godzinę na zegarku, który otrzymał na
osiemnaste urodziny. Postanowił zerknąć na kamerę dziewiątą i zamarł
przerażony. Prosto w kamerę wgapiały się, ludzkie, świecące oczy. Ekran zaczął
śnieżyć i po chwili nie był w stanie nic zobaczyć, usłyszał jedynie ciężkie
kroki. Przełknął ślinę i obserwował pusty korytarz. Machinalnie przeszedł na
widok z kamery siódmej, gdzie uruchomił audio. Wgapiał się w ekran, całe jego
ciało drżało. Myślał, że to tylko omamy, że te wszystkie legendy namieszały mu
w głowie… ale gdyby ktoś go zapytał czy działo się na jego zmianie coś
nadzwyczajnego, bez wahania odpowiedziałby „TAK”.
Na ekranie pojawiło się ostrzeżenie o problemie z kamerami, obrócił się o
dziewięćdziesiąt stopni i zresetował system. Gdy wszystko wróciło do normy,
zerknął na siódmą kamerę. Ręka. Zauważył najprawdziwszą rękę. Poszarpaną,
przerażającą rękę. Wcześniej jej tam nie było. Policzył do dziesięciu, mając
nadzieję na uspokojenie oddechu i przeszedł do kamer w wentylacji. Nie było nic
ciekawego, dlatego powrócił do obserwowania pomieszczeń, ręka wciąż tam była.
Wgapiał się tępo w dziwaczną kończynę, gdy ekran znów zaczął śnieżył. Kiedy
powrócił do poprzedniego stanu… nie było po ręce śladu.
„…1:00…
Zaczynam grę…”
Przerażony ocierał pot z czoła i
przeskakiwał z kamery na kamerę w poszukiwaniu tego dziwacznego ludzkiego
kształtu, po jego policzkach ciekły niekontrolowane łzy strachu. Błagał o to,
by czas jakimś cudem przyspieszył, bezpiecznie wrócił do domu, poszedł spać i …
no właśnie… Wrócił ponownie następnego dnia. Cała ta sytuacja byłaby dla niego
absurdalna jeszcze kilka godzin wcześniej, ale to, co się działo, nie mogło być
snem. Choć powinno.
„Za mało mi płacą, bym umierał ze strachu!” - wrzeszczał w myślach. Znów
znalazł się na kamerze siódmej. Ta była dla niego zbawieniem. Użył dźwięku
audio, a po chwili ON się tam pojawił. Tym razem znalazł się po lewej stronie
widzianego obrazu. Kształt przypominał ogromnego, zniszczonego „królika” o typowo
męskich aparycjach. Na pewno wydawał się większy od strażnika. Ten, odkrywając
to, przełknął ślinę i zacisnął powieki. Wentylacja na kamerze dwunastej
zamknięta. Był uratowany. Gdy wrócił do widoku pomieszczeń, kształt zniknął.
Stróż nocny otworzył szeroko oczy i zaczął gorączkowo go szukać, lecz jego
zmęczone, błękitne oczy nie dojrzały „królika”. Wrócił do punktu wyjścia, czyli
kamery obok zamkniętej wentylacji. Kamery szóstej. Znajdowała się w tym samym
pomieszczeniu, co siódma. Był tam. Te dziwaczne oczy znów wgapiały się wprost
na niego. Szybko użył dziecięcego śmiechu na kamerze dziewiątej. Po kilku
sekundach już tam stał, na końcu korytarza, a oczy pobłyskiwały jakby śmiał się
z przerażonego chłopaka. Młodzieniec miał wrażenie, że postać świetnie się
bawi.
„...2:00…
Przemykam się…”
Włączył się alarm, który oznajmiał, że ktoś niepożądany dostał się do
wentylacji, co było bardzo niebezpiecznie, przy tak starej budowli. Szybko
zablokował ją na kamerze czternastej. To był dobry ruch, bo już po chwili
oglądał przerażającą twarz. Te oczy… nieludzkie, a zarazem wyglądające na
należące do człowieka. Rany. Niemal całą twarz pokrywały rany. Wyglądały na
lekko zgnite, podobnie jak reszta ciała widoczna na kamerze. Po kilkunastu
minutach wycofał się i znów mógł go ujrzeć na kamerze dziewiątej. Wiedział.
Wiedział, że jeśli go nie zatrzyma, to on po niego przyjdzie. Wiedział, że
ostatnie godziny jego zmiany mogą być ostatnimi godzinami jego życia.
„…3:00…
Wypatruj
mnie!...”
Ma kłopot. Dobrze o tym wie i gorączkowo
stara się powstrzymać potwora, który z szyderczym uśmiechem przemyka się po
całej pizzerii. Już wyczuł, gdzie jest ofiara. Już wie, po kogo ma iść,
sprawdził go. Teraz liczy się tylko to, czy chłopak zrozumie jego małą gierkę i
będzie chciał się z nim dłużej zabawić, czy podda się od razu i pozwoli sobie
na wyzionięcie ducha. Jego poprzednicy szybko się poddawali, ale ten wydawał
się być nieświadomy tego, z kim ma do czynienia. To było na swój sposób urocze.
Chłopaczek zwabił „królika” na szóstkę i zablokował wentyl. Wiedział, że się
powtarza, ale to ułożenie potwora było dla niego najbardziej korzystne. Alarm
uruchomił się ponownie tej nocy, szybko się obrócił i naprawił system audio
oraz wentylację, która jak na złość zaczęła się resetować.
„…4:00…
Przesrane
masz!...”
Chłopak powoli rozumiał mechanizm
działania potwora. Wabił go ludzki głos. Co więcej - dziecięcy. To po to był
system audio. Ale dlaczego przyspieszył, dlaczego poruszał się tak szybko?!
Szyderczy uśmiech, błyszczące w ciemności oczy, poszarpane ciało, wystające
kable.
Blokował wentylację, by nie mógł przejść. Uśmiechał się coraz szerzej do
ekranu. Myślał, że wygrywa. Poznał się przez te cztery godziny na
„króliku”. Chichotał szaleńczo. Co jakiś czas szeptał „Wygram, wygram,
wygram!”. Wciągnął się. Miał wrażenie, że to trochę zmodyfikowana gra w
chowanego, choć stawką było jego życie.
Rozprostował nogi, „królik” zagnany został właśnie do pomieszczenia z maską
jakiegoś lisa. Zblokował odpowiedni wentyl i zrestartował system kamer, który
ogłosił „Error”. Już się nie bał, czuł się pewnie, bo to przecież tylko
godzina.
„…5:00…
Zasady
znasz!...”
Wszystko ustało. Potwór zniknął, a budzik oznajmił, że to koniec jego
zmiany. Zaczesał brązowe kosmyki do tyłu i wyszedł z „Freadbear’s Fright”. Gdy
wrócił do kawalerki, zamarł, a jego serce znów przyspieszyło, tak jak wtedy,
gdy myślał, że to już koniec. To nie była gra na jedną noc.
„IT’S TIME TO DIE!”
Droga Ozzy!
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam ten rozdział i powiem Ci, że ta historia w połączeniu z tą godziną, robi wrażenie. Przyznam szczerze, że były momenty, w których pikawa zaczęła mi szybciej bić. Napisałaś to po prostu epicko! Bardzo mi się podobało i chcę więcej! Ej, ale Ty weź najpierw skończ "Humana", co? Bo dajesz nam tak dużo różnych historii naraz, a to niedobrze, bo zaczniemy chcieć kolejnych i jeszcze nam się pomiesza :D. A tak w ogóle zapomniałam ostatnio napisać, że fajne zmiany zaszły na blogu :). Te piórka w tle są epickie! Czy coś jeszcze? Tak! Mnóstwa weny :). Liczę, że jeszcze przed sobotą ukaże się kolejna notka :D. Nieważne czy będzie dotyczyła Kurosza, Humana czy Pięciu nocy :). Ja chcę coś od spod Twojej ręki!
Pozdrawiam cieplutko,
Twoja R :D.
Zajebiste w chuj! Pamiętam czasy jak pogrywaliśmy z bratem w tą gierkę. Wydawała nam się co najmniej śmieszna, ponieważ każdy jumpscear wywoływał na naszych twarzach rozbawienie.
OdpowiedzUsuńKocham te opowiadanie i zabieram się za kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
jumpscare*
OdpowiedzUsuńKlepię miejsce! :3
OdpowiedzUsuń~Strzyga