wtorek, 29 grudnia 2015

Pięć nocy w Freadbear's Fright - Noc trzecia

Znalazłam dosłownie chwilę, by wstawić. Nawet nie wiecie jak bardzo wszystko sprzeciwiało się temu rozdziałowi, mam tylko nadzieję, że sprawię wam moim małym powrotem przyjemność. Już niedługo pojawi się Malarz i Human. Nie wiem kiedy- kiedyś x,D Chyba założę drugiego bloga, gdyż mam w chuj pomysłów, ale nie chcę zbyt odbiegać od SebaCiela ^^ Baaaardzo dziękuję teraz już trzem czytelniczkom, które tak komentują <3 Normalnie kocham. No nic. Lecę nadrabiać w pisaniu, muszę jak na razie pisać z telefonu. Błędy są, wiem, nie sprawdziłam, ale mówię, chwila na wstawienie.
**********************************************************************************

Wszedł do biura powoli. Tego dnia była Wigilia, a on zamiast spędzać czas z rodziną lub przyjaciółmi… znów był TU. Zresztą on i tak nie miał rodziny. Wszyscy się od niego odwrócili, inni umarli lata temu, a niektórych nigdy nie było.



Ale to nie czas na użalanie się nad sobą. Ma misję. Ma cel. Musi się dowiedzieć co się tu dzieje. Musi rozwikłać zagadkę. MUSI powstrzymać Springtrapa.




Powoli niszczył swój umysł. Umierał z każdym dniem, czuł się niczym maszyna.




Zaśmiał się gorzko do swoich myśli i podciągnął rękawy brzydkiej, starej koszuli, służącej mu jako mundur, zapalił papierosa i zaciągnął się dymem. Od czasów liceum nie potrzebował tego uzależniającego dymu, a to, że teraz go łaknął tylko potwierdziło jego załamanie. Westchnął cicho i wypuścił dym z ust, uśmiechnął się krzywo do masek leżących w kartoniku, podszedł do okropnej „lampy”, która wyglądała jak Freddy i zgasił na niej papierosa, śmiał się szaleńczo i szczerzył śnieżnobiałe zęby. Dla kogoś kto nie wie o tym co przeżył przez dwa ostatnie dni, wyglądałby w tym momencie jak psychopata.




Powolnym krokiem poszedł do miejsca, gdzie powinien być zamknięty animatronik, otworzył powoli drzwi, był niepewny, lecz wystarczyła mu sekunda… pchnął stalowe drzwi i splótł palce na piersi, podszedł do zielonkawego kostiumu, chichotał pod nosem. Mógłby teraz wszystko skończyć, lecz nie wiedział jak pozbyć się mechanicznego prześladowcy. Uklęknął przy kupie złomu. Zajrzał przez lekko rozwarte szczęki i zasłonił sobie usta. Czuł jak jego ostatni posiłek domaga się uwolnienia. Podparł się ręką i kaszlał. W środku było ciało. Ciało mężczyzny. Widać było, że przed śmiercią musiał być przystojny i młody. Strażnik otarł pot z czoła i delikatnie dotknął „policzka” animatronika. Uświadomił sobie pewien jeszcze bardziej przerażający fakt. To był ON. POTWÓR.




Teraz wyglądał inaczej, to było niewytłumaczalne. On w nocy wygląda zupełnie inaczej. Cało jest poranione, usiane bliznami… ale całe.




-Co jest kurwa?!- wrzasnął i kopnął nogę mechanicznego królika. Usiadł zdegustowany na stole i oparł się o brudną ścianę.- Nie dam ci się zabić dupku. Jestem lepszy niż ty… Zrozum. NIE ŻYJESZ!- śmiał się głośno i rzucił w animatronika jakimiś papierami.  Jeden z nich przykuł jego uwagę. Podszedł powoli, podniósł pożółkłą kartkę z ziemi i przyjrzał się dokumentowi, a raczej instrukcji, która zawierała wskazówki używania Spring Bonniego. Było opisane dokładne działanie nietypowego kostiumu. Młodzieniec poczuł jak żółć podchodzi mu do gardła. Jeśli właśnie tak zginął ten mężczyzna… Te sprężyny z ogromną prędkością wwierciły się w ciało, zgniotły je.




Przymknął powieki i otarł pot z czoła, był blady i zgarbiony. Odrzucił kartkę i chwycił zniszczoną łapę mechanicznego zwierzaka, pogłaskał ją delikatnie i zadrżał. Zaczynał współczuć mężczyźnie, który był zatrzaśnięty w środku. Miał wrażenie, że to martwe ciało nadal czuje ból sprzed trzydziestu lat.




Wstał powoli i odszedł co jakiś czas zerkając w tył. Tej nocy również nie pozwoli się zabić. Przechytrzy tego… mężczyznę? Wszedł do znienawidzonego biura i westchnął cicho, ostatnio często wzdychał. Ale to było pewnie skutkiem ostatnich wydarzeń i tego dziwacznego wrażenia, że brakuje mu tlenu. To miejsce działało na niego okropnie. Chciał w życiu w końcu wyjść na prostą po tym jak rodzice wywalili go z domu informując jedynie, że wynajęli mu „przytulne mieszkanko” w mieście oraz o tym, że musi znaleźć pracę do końca miesiąca. Przyczyną całego incydentu była jego orientacja. Przez wiele lat ukrywał to, a gdy w końcu zebrał się na odwagę, by wyznać to najbliższym… wszyscy go zostawili samego sobie. Gdy poznał historię, krążącego po korytarzach dawnej pizzerii, mężczyzny zrozumiał, że są podobni. Oboje przecież cierpią. Nie mają nikogo. Nikt ich nie przytuli i nikt nie powie, że wszystko jest w porządku.




Ukrył twarz w dłoniach i nawet nie dostrzegł, że zegar dawno wybił północ. Siedział i bił się ze swoimi myślami, wydawać się mogło, że nie obchodziła go już niebezpieczna gra, którą zaczął Springtrap. Szczupłe ciało drżało, a z jego ust wydobywał się cichy szloch. Tak łatwo pozwolił się złamać. Nie. On był złamany już dawno, stało się to zapewne w tedy, gdy rodzice dość delikatnie wywalili go ze swojego życia.




-Chodź po mnie Springi…- powiedział spokojnie, nazywając POTWORA w sposób niezwykle pieszczotliwy. Przestał go widzieć jako swojego wroga, a nawet zaczął w nim dostrzegać materiał na przyjaciela… no oczywiście gdyby to nie było… ciało.




12.00…


Straciłeś czujność…




Oderwał dłonie od twarzy, zaczesał przydługie końcówki do tyłu i uniósł wzrok.


Jego serce przyspieszyło, tak samo jak oddech. Znajdował się twarzą w twarz ze Springtrapem. Co prawda, byli oddzieleni szybą, ale jednak. Blady, szczupły, wysoki, dość umięśniony. Byłby męskim ideałem naszego bohatera, gdyby nie pewien istotny fakt. Był martwy. A teraz jego martwe, złote oczy wgapiały się w niego z czymś na wzór współczucia. O BOŻE. Czy TO w ogóle może patrzeć na kogoś ze współczuciem? To chyba niewykonalne. Spierzchnięte, sine usta wygięły się z delikatnym uśmiechu, a z ran, które szpeciły najprawdopodobniej całe jego ciało wypłynęło odrobinę krwi, która miała dziwaczny, rudy kolor. Gdyby nie te wszystkie przerażające szczegóły… NIE. Obiecał sobie, że nie zginie, a to coś najwyraźniej chciało odwrócić jego uwagę i dopaść po cichu. NIE DZIŚ.



1.00…


Nie rób ze mnie potwora…




Jedynym co przyszło mu do głowy, by przeżyć był trik z zagonieniem go do innego miejsca.  Szybko przeniósł wzrok na kamery i włączył nagranie audio na kamerze dziewiątej. To było zbyt oczywiste, co? Kamera ta znajdowała się najdalej biura, w którym się znajdował. Uniósł wzrok i uśmiechnął się wrednie. Springtrap stał jeszcze chwilę i obserwował go uważnie, miał teraz poważną minę. Wydawało się jakby próbował przekazać chłopakowi, że wie co się dzieje, ale odszedł powolnym krokiem do w stronę wyjścia.




2.00…


Dałem Ci jeszcze jedną szansę…




Było dziwacznie cicho. Na żadnej kamerze nie ujrzał Springtrapa, niepokoiło go to.




3.00…


Działam delikatnie…




Pojawił się. Na dziewiątce, wpatrywał się świecącymi oczami wprost w kamerę. Stróż nocny szybko zablokował wentylacje, ale w tym momencie kamery przestały działać i pojawiła się na nich obraz zniszczonej kukły, przedstawiającej okrąglutkiego chłopca. Po chwili przed twarzą chłopaka pojawił się ów chłopie rozwierając ciężkie, metalowe szczęki i wrzeszcząc  dziwacznym metalicznym głosem. Zniknął zaraz po wrzasku, Jeremy widział przed oczami ciemność, ale musiał zareagować bardzo szybko, gdyż włączył się alarm, musiał szybko naprawić wentylację i kamery. Odwrócił się i zresetował cały system.




4.00…


Nie używaj zbyt często JEGO głosu…




Spojrzał na zegarek. Była prawie piąta, a on wciąż  nie mógł się uspokoić po tym dziwnym… spotkaniu? Gdy już myślał, że zakończy swe krótkie życie w paszczy tego zwęglonego robota, ten zniknął i zostawił go w spokoju. To musiały być już omamy. Dziwne, że nie pomyślał tak samo, gdy za szybą, która znajdowała się centralnie naprzeciw niego stał ten martwy mężczyzna. Odganiał Springtrapa co jakiś czas, to zapewne była kolejna sztuczka mająca uśpić jego czujność. Zaśmiał się. Już nie pozwoli się podejść.


5.00…


Usunę się w cień, nie ujrzysz mnie…




Drrrrryń! Drrrrryń!




Budzik. Zbawienie. Dom.




Już chciał wstać i wyjść, ale nogi odmówiły posłuszeństwa i zaprowadziły go prosto do pomieszczenia, w którym znajdował się animatronik i tam… stał ON. Jeremy chciał krzyczeć, ale widział, że ten się nie ruszał jakby sam się bał. Chłopak podszedł powoli, bał się tego co miał zamiar zrobić, ale nie potrafił się powstrzymać. Ta noc był zdecydowanie najcięższa dla jego psychiki.




Padł w zimne ramiona mężczyzny i rozpłakał się niczym dziecko. Dawno nie płakał, musiał coś z siebie wyrzucić i jedyną osobą, której mógł się wypłakać był jego przyszły morderca. Bo Jeremy wiedział, że zginie, był zbyt słaby, by przetrwać. Ale jego śmierć nikogo nie obejdzie.




-Nie idź…- szepnął słabo, zganił się za swoje zachowanie. On jest mężczyzną. Nie może płakać do cholery!




-Zabiję cię…- powiedział mężczyzna i objął go, poprowadził do drzwi, gdzie zostawił go, a chłopak ruszył do domu, gdzie padł zmęczony na łóżko i zasnął.




…LECZ DOPIERO W PIĄTĄ NOC!




4 komentarze:

  1. Hej! No nareszcie coś dodałaś! Już się bałam, że Cię wcięło :D. A teraz do rzeczy! Rozdział bardzo mi się podobał i w zasadzie tyle mogę napisać, bo bym się chyba powtarzała :). Ale dodam, że ładnie opisałaś uczucia i zachowaniu obu stron, zgrabnie przechodziłaś od jednego do drugiego momentu, który właśnie nam przedstawiałaś. Zostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy :). Ślę mnóstwo weny i ściskam mocno :*. Życzę udanego Sylwestra i oby nadchodzący rok, był lepszy od mijającego, no i żebyś pozyskała więcej komentatorów :).

    Ściskam mocno,

    R :).

    OdpowiedzUsuń
  2. już trzecia noc niedługo wszystko spłonie hahaha *śmiech psychopaty* wszystko ze mną w porządku jakby ktoś pytał :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzi mi się spodobał fajnie opisalaś zachowanie obu bohaterów i ich uczucia :D czekam na następny rodział ślę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń