Znalazłam dosłownie chwilę, by wstawić. Nawet nie wiecie jak bardzo wszystko sprzeciwiało się temu rozdziałowi, mam tylko nadzieję, że sprawię wam moim małym powrotem przyjemność. Już niedługo pojawi się Malarz i Human. Nie wiem kiedy- kiedyś x,D Chyba założę drugiego bloga, gdyż mam w chuj pomysłów, ale nie chcę zbyt odbiegać od SebaCiela ^^ Baaaardzo dziękuję teraz już trzem czytelniczkom, które tak komentują <3 Normalnie kocham. No nic. Lecę nadrabiać w pisaniu, muszę jak na razie pisać z telefonu. Błędy są, wiem, nie sprawdziłam, ale mówię, chwila na wstawienie.
**********************************************************************************
**********************************************************************************
Wszedł do biura powoli. Tego dnia była Wigilia, a on
zamiast spędzać czas z rodziną lub przyjaciółmi… znów był TU. Zresztą on i tak
nie miał rodziny. Wszyscy się od niego odwrócili, inni umarli lata temu, a
niektórych nigdy nie było.
Ale to nie czas na użalanie się nad sobą. Ma misję. Ma
cel. Musi się dowiedzieć co się tu dzieje. Musi rozwikłać zagadkę. MUSI
powstrzymać Springtrapa.
Powoli niszczył swój umysł. Umierał z każdym dniem,
czuł się niczym maszyna.
Zaśmiał się gorzko do swoich myśli i podciągnął rękawy
brzydkiej, starej koszuli, służącej mu jako mundur, zapalił papierosa i
zaciągnął się dymem. Od czasów liceum nie potrzebował tego uzależniającego
dymu, a to, że teraz go łaknął tylko potwierdziło jego załamanie. Westchnął
cicho i wypuścił dym z ust, uśmiechnął się krzywo do masek leżących w
kartoniku, podszedł do okropnej „lampy”, która wyglądała jak Freddy i zgasił na
niej papierosa, śmiał się szaleńczo i szczerzył śnieżnobiałe zęby. Dla kogoś
kto nie wie o tym co przeżył przez dwa ostatnie dni, wyglądałby w tym momencie
jak psychopata.
Powolnym krokiem poszedł do miejsca, gdzie powinien
być zamknięty animatronik, otworzył powoli drzwi, był niepewny, lecz
wystarczyła mu sekunda… pchnął stalowe drzwi i splótł palce na piersi, podszedł
do zielonkawego kostiumu, chichotał pod nosem. Mógłby teraz wszystko skończyć,
lecz nie wiedział jak pozbyć się mechanicznego prześladowcy. Uklęknął przy
kupie złomu. Zajrzał przez lekko rozwarte szczęki i zasłonił sobie usta. Czuł
jak jego ostatni posiłek domaga się uwolnienia. Podparł się ręką i kaszlał. W
środku było ciało. Ciało mężczyzny. Widać było, że przed śmiercią musiał być
przystojny i młody. Strażnik otarł pot z czoła i delikatnie dotknął „policzka”
animatronika. Uświadomił sobie pewien jeszcze bardziej przerażający fakt. To
był ON. POTWÓR.
Teraz wyglądał inaczej, to było niewytłumaczalne. On w
nocy wygląda zupełnie inaczej. Cało jest poranione, usiane bliznami… ale całe.
-Co jest kurwa?!- wrzasnął i kopnął nogę mechanicznego
królika. Usiadł zdegustowany na stole i oparł się o brudną ścianę.- Nie dam ci
się zabić dupku. Jestem lepszy niż ty… Zrozum. NIE ŻYJESZ!- śmiał się głośno i
rzucił w animatronika jakimiś papierami.
Jeden z nich przykuł jego uwagę. Podszedł powoli, podniósł pożółkłą
kartkę z ziemi i przyjrzał się dokumentowi, a raczej instrukcji, która
zawierała wskazówki używania Spring Bonniego. Było opisane dokładne działanie
nietypowego kostiumu. Młodzieniec poczuł jak żółć podchodzi mu do gardła. Jeśli
właśnie tak zginął ten mężczyzna… Te sprężyny z ogromną prędkością wwierciły
się w ciało, zgniotły je.
Przymknął powieki i otarł pot z czoła, był blady i
zgarbiony. Odrzucił kartkę i chwycił zniszczoną łapę mechanicznego zwierzaka,
pogłaskał ją delikatnie i zadrżał. Zaczynał współczuć mężczyźnie, który był
zatrzaśnięty w środku. Miał wrażenie, że to martwe ciało nadal czuje ból sprzed
trzydziestu lat.
Wstał powoli i odszedł co jakiś czas zerkając w tył.
Tej nocy również nie pozwoli się zabić. Przechytrzy tego… mężczyznę? Wszedł do
znienawidzonego biura i westchnął cicho, ostatnio często wzdychał. Ale to było
pewnie skutkiem ostatnich wydarzeń i tego dziwacznego wrażenia, że brakuje mu
tlenu. To miejsce działało na niego okropnie. Chciał w życiu w końcu wyjść na
prostą po tym jak rodzice wywalili go z domu informując jedynie, że wynajęli mu
„przytulne mieszkanko” w mieście oraz o tym, że musi znaleźć pracę do końca
miesiąca. Przyczyną całego incydentu była jego orientacja. Przez wiele lat
ukrywał to, a gdy w końcu zebrał się na odwagę, by wyznać to najbliższym…
wszyscy go zostawili samego sobie. Gdy poznał historię, krążącego po
korytarzach dawnej pizzerii, mężczyzny zrozumiał, że są podobni. Oboje przecież
cierpią. Nie mają nikogo. Nikt ich nie przytuli i nikt nie powie, że wszystko
jest w porządku.
Ukrył twarz w dłoniach i nawet nie dostrzegł, że zegar
dawno wybił północ. Siedział i bił się ze swoimi myślami, wydawać się mogło, że
nie obchodziła go już niebezpieczna gra, którą zaczął Springtrap. Szczupłe
ciało drżało, a z jego ust wydobywał się cichy szloch. Tak łatwo pozwolił się
złamać. Nie. On był złamany już dawno, stało się to zapewne w tedy, gdy rodzice
dość delikatnie wywalili go ze swojego życia.
-Chodź po mnie Springi…- powiedział spokojnie,
nazywając POTWORA w sposób niezwykle pieszczotliwy. Przestał go widzieć jako
swojego wroga, a nawet zaczął w nim dostrzegać materiał na przyjaciela… no
oczywiście gdyby to nie było… ciało.
12.00…
Straciłeś czujność…
Oderwał dłonie od twarzy, zaczesał przydługie końcówki
do tyłu i uniósł wzrok.
Jego serce przyspieszyło, tak samo jak oddech.
Znajdował się twarzą w twarz ze Springtrapem. Co prawda, byli oddzieleni szybą,
ale jednak. Blady, szczupły, wysoki, dość umięśniony. Byłby męskim ideałem naszego
bohatera, gdyby nie pewien istotny fakt. Był martwy. A teraz jego martwe, złote
oczy wgapiały się w niego z czymś na wzór współczucia. O BOŻE. Czy TO w ogóle może
patrzeć na kogoś ze współczuciem? To chyba niewykonalne. Spierzchnięte, sine
usta wygięły się z delikatnym uśmiechu, a z ran, które szpeciły najprawdopodobniej
całe jego ciało wypłynęło odrobinę krwi, która miała dziwaczny, rudy kolor.
Gdyby nie te wszystkie przerażające szczegóły… NIE. Obiecał sobie, że nie
zginie, a to coś najwyraźniej chciało odwrócić jego uwagę i dopaść po cichu.
NIE DZIŚ.
1.00…
Nie rób ze mnie potwora…
Jedynym co przyszło mu do głowy, by przeżyć był trik z
zagonieniem go do innego miejsca. Szybko
przeniósł wzrok na kamery i włączył nagranie audio na kamerze dziewiątej. To
było zbyt oczywiste, co? Kamera ta znajdowała się najdalej biura, w którym się
znajdował. Uniósł wzrok i uśmiechnął się wrednie. Springtrap stał jeszcze
chwilę i obserwował go uważnie, miał teraz poważną minę. Wydawało się jakby
próbował przekazać chłopakowi, że wie co się dzieje, ale odszedł powolnym
krokiem do w stronę wyjścia.
2.00…
Dałem Ci jeszcze jedną szansę…
Było dziwacznie cicho. Na żadnej kamerze nie ujrzał
Springtrapa, niepokoiło go to.
3.00…
Działam delikatnie…
Pojawił się. Na dziewiątce, wpatrywał się świecącymi
oczami wprost w kamerę. Stróż nocny szybko zablokował wentylacje, ale w tym momencie
kamery przestały działać i pojawiła się na nich obraz zniszczonej kukły,
przedstawiającej okrąglutkiego chłopca. Po chwili przed twarzą chłopaka pojawił
się ów chłopie rozwierając ciężkie, metalowe szczęki i wrzeszcząc dziwacznym metalicznym głosem. Zniknął zaraz
po wrzasku, Jeremy widział przed oczami ciemność, ale musiał zareagować bardzo
szybko, gdyż włączył się alarm, musiał szybko naprawić wentylację i kamery.
Odwrócił się i zresetował cały system.
4.00…
Nie używaj zbyt często JEGO głosu…
Spojrzał na zegarek.
Była prawie piąta, a on wciąż nie mógł
się uspokoić po tym dziwnym… spotkaniu? Gdy już myślał, że zakończy swe krótkie
życie w paszczy tego zwęglonego robota, ten zniknął i zostawił go w spokoju. To
musiały być już omamy. Dziwne, że nie pomyślał tak samo, gdy za szybą, która
znajdowała się centralnie naprzeciw niego stał ten martwy mężczyzna. Odganiał
Springtrapa co jakiś czas, to zapewne była kolejna sztuczka mająca uśpić jego
czujność. Zaśmiał się. Już nie pozwoli się podejść.
5.00…
Usunę się w cień, nie ujrzysz mnie…
Drrrrryń! Drrrrryń!
Budzik. Zbawienie. Dom.
Już chciał wstać i wyjść, ale nogi odmówiły
posłuszeństwa i zaprowadziły go prosto do pomieszczenia, w którym znajdował się
animatronik i tam… stał ON. Jeremy chciał krzyczeć, ale widział, że ten się nie
ruszał jakby sam się bał. Chłopak podszedł powoli, bał się tego co miał zamiar
zrobić, ale nie potrafił się powstrzymać. Ta noc był zdecydowanie najcięższa
dla jego psychiki.
Padł w zimne ramiona mężczyzny i rozpłakał się niczym
dziecko. Dawno nie płakał, musiał coś z siebie wyrzucić i jedyną osobą, której
mógł się wypłakać był jego przyszły morderca. Bo Jeremy wiedział, że zginie,
był zbyt słaby, by przetrwać. Ale jego śmierć nikogo nie obejdzie.
-Nie idź…- szepnął słabo, zganił się za swoje
zachowanie. On jest mężczyzną. Nie może płakać do cholery!
-Zabiję cię…- powiedział mężczyzna i objął go,
poprowadził do drzwi, gdzie zostawił go, a chłopak ruszył do domu, gdzie padł
zmęczony na łóżko i zasnął.
…LECZ DOPIERO W PIĄTĄ NOC!
Hej! No nareszcie coś dodałaś! Już się bałam, że Cię wcięło :D. A teraz do rzeczy! Rozdział bardzo mi się podobał i w zasadzie tyle mogę napisać, bo bym się chyba powtarzała :). Ale dodam, że ładnie opisałaś uczucia i zachowaniu obu stron, zgrabnie przechodziłaś od jednego do drugiego momentu, który właśnie nam przedstawiałaś. Zostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy :). Ślę mnóstwo weny i ściskam mocno :*. Życzę udanego Sylwestra i oby nadchodzący rok, był lepszy od mijającego, no i żebyś pozyskała więcej komentatorów :).
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno,
R :).
już trzecia noc niedługo wszystko spłonie hahaha *śmiech psychopaty* wszystko ze mną w porządku jakby ktoś pytał :3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzi mi się spodobał fajnie opisalaś zachowanie obu bohaterów i ich uczucia :D czekam na następny rodział ślę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńKlepię miejsce! :3
OdpowiedzUsuń~STrzyga