środa, 30 września 2015

Rozdział dziewiąty

Oparłem się o miękkie siedzenie i patrzyłem na czarnowłosego.

-Jednakże… to byłoby… za proste. Ten przestępca, który nawet tobie sprawiał problemy, to właściciel księgarni? Do tego kładący się nam na talerzu? Uważam to za dość absurdalne.- spojrzałem przez okienko, na niebie była gruba zapora szarych chmur, które nie pozwalały promieniom słońca przedostać się i ogrzać szary, brudny Londyn. Przeniosłem wzrok na pięknie wykończone kamienice i różnokolorowe wystawy sklepowe.

-Masz stuprocentową rację, paniczu. To aż niemożliwe.

Założyłem ręce na pierś.

-Musimy jechać do tej biblioteki teraz. Następnie do domu… A wieczorem dokładnie przeanalizujemy cały plan i ewentualne zachowania wroga.- oznajmiłem, byłem wytrącony z równowagi.

-Oczywiście paniczu, zrobię wszystko byś był bezpieczny.- pogłaskał moje włosy opuszkami palców i uśmiechnął się delikatnie. Na moje zwykle blade policzki wstąpił rumieniec.

-W-w końcu to twoje zadanie.- gdy wypowiadałem to zdanie mój głos delikatnie zadrżał. Cały czas w moich myślach był incydent mający miejsce w nocy. Wspomnienie było tak żywe, że miałem wrażenie iż ponownie jestem obejmowany przez kamerdynera, a jego ciepły oddech łaskocze moje ucho. Z moich ust wydostało się ciche westchnięcie.

-To nie jedyny powód dla którego chcę byś był bezpieczny… to mój własny kaprys.- gdy czarnowłosy wyprostował się, odetchnąłem z ulgą i opanowałem rumieniec. Zawsze w takich momentach udowadniał mi słabość, ale teraz obserwował z delikatnym uśmiechem widoki i nie wyglądało na to, by miał zamiar mnie wyśmiać. Ten demon naprawdę potrafił zadziwiać. Cóż… przynajmniej reszta mojego jakże krótkiego życia będzie ciekawa.

Gdy tylko powóz się zatrzymał, Sebastian wysiadł szybko i podał mi dłoń, znaleźliśmy się przed małą, jasną kamienicą, pierwsze co rzucało się w oczy to czerwony szyld z białym napisem „Księgarnia”. Cały napis był pięknie przyozdobiony i swoim wyglądem oraz ciepłym, pomarańczowym światłem wypadającym zza okien sklepu, zapraszał, by do niego wejść i przenieść się do magicznego świata książek.

Powoli wkroczyliśmy do księgarni. W środku wyglądała równie przytulnie co z zewnątrz. Meble z ciemnego drewna, choć w cale nie wyglądały na masywne, poukładane równo encyklopedie, powieści, romanse, tragedie i inne dzieła oraz zapach łagodnej wody kolońskiej zmieszany z zapachem świeżo wydrukowanych książek.

W  środku było niezwykle ciepło, co moje ciało od razu odczuło i rozluźniło się. Zza lady patrzył na nas mężczyzna w średnim wieku o szpakowatej twarzy, był już w połowie łysy, a jedyne co się ostało to resztka siwych włosów. Jego łysina wesoło błyszczała w świetle świec. Miał duże błękitne oczy, które zapewne jako jedyne nie zmieniły się od czasów jego młodości.

-Witam panów. W czym mogę służyć?- uśmiechnął się miło, od razu poczułem do tego człowieka zaufanie, ale nie mogę dać się zwieść. Nawet uśmiech, który wygląda na szczery, tak naprawdę może okazać się zdradziecki.

Sebastian odezwał się pierwszy:

-Witam. Mój panicz słyszał wiele dobrego o tym miejscu i przybył z zamiarem kupna ciekawej powieści.- demon odwzajemnił uśmiech.

Mężczyzna ożywił się i wyszedł do nas zza lady, klasnął w dłonie.

- A więc pan…

-Phantomhive.- powiedział czarnowłosy.

-A więc pan Phantomhive szuka dla siebie idealnej powieści. Co zwykle czytuje pan?- zwrócił się do mnie, a ja w końcu spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się uroczo, aczkolwiek sztucznie.

-Szukam baśni. Baśnie są idealne przed snem…- zaśmiałem się w duchu, przypominając sobie sytuacje sprzed dwóch dni, gdy zasypiałem nad „Śpiącą Królewną”.

Siwowłosy uśmiechnął się.

-Baśnie to idealny wybór. Ostatnimi czasy przyszedł do nas nowy nakład „Alicji w Krainie Czarów”.
Obserwowałem chwilę pomieszczenie i znów spojrzałem w jego oczy.

-Poproszę.- uśmiechałem się w jego stronę. Mężczyzna odszedł od nas na chwilę, podszedł do jednej z półek i chwilę coś mruczał pod nosem. Postukał palcem w brodę i wykrzyknął cicho coś w stylu „Aha!”. Chwycił jedną z książek, które stały na półce i podszedł do nas.- Jest to według mnie jedno z piękniejszych wydań. Nie jest jednakże najtańsze, ale chętnie spuszczę z ceny jeśli to problem.

Wziąłem do ręki książkę w twardej oprawie, na okładce była dziewczynka w sukni, przechodząca przez ciemny las, a przed  nią narysowany był biały zając. Okładka nieco mnie zdziwiła. Była wykonana bardzo nowocześnie.

-Ile będzie mnie ona kosztować?- oglądałem okładkę z każdej strony z niekrytym zachwytem.
-Sześćdziesiąt funtów. Więc jak, kupuje pan?

Zerknąłem na Sebastiana i kiwnąłem głową, zapłacił i po chwili wyszliśmy z księgarni.

Odezwałem się do niego:

-Gdy Nina będzie szyła strój, ty będziesz śledził tego sprzedawcę.- wsiadłem z jego pomocą do powozu. Ruszyliśmy w stronę rezydencji.- Jak będziemy na miejscu upiecz mi jakieś ciasto.- wymamrotałem.

-Nie powinieneś jeść słodyczy przed obiadem, ale dziś wyjątkowo przygotuję obiad na słodko. Co o tym myślisz, paniczu?

Patrzyłem na niego chwilę.

-Nie najgorszy pomysł, Sebastianie. W takim razie co proponujesz?

-Placuszki z jabłkami i karmelem. – patrzyłem na niego chwilę i uśmiechnąłem się.

-No dobrze, ale jutro coś konkretnego i deser.

-Oczywiście, paniczu.

Zaśmiałem się i spojrzałem przez okno. Po godzinie siedziałem już w swoim salonie, piłem powoli herbatę i grzałem się przed kominkiem. Do salonu wszedł mój kamerdyner.

-Paniczu. Panna Nina przybyła i…- nie zdążył dokończyć, gdyż młoda kobieta wbiegła do pomieszczenia.

-Haraabio!~ Przybyłam, by uszyć ci prze-śli-czne wdzianko!

Przez chwilę pożałowałem, że kazałem ją wezwać do swojego domu.

-Panno Nino.- powiedział powoli demon i poczekał aż kobieta, która z jakiegoś powodu za nim nie przepadała, odwróciła się do niego.-Potrzebujemy kobieca suknię dla panicza. Oczywiście jest to jedynie na potrzeby pewnej sprawy.

-Chce wyglądać jak… Alicja w Krainie Czarów.

Kobieta przytaknęła z poważniejsza już miną, zawsze jej twarz stawała się poważna, gdy szło o sprawy królewskie. Została przez Sebastiana zaprowadzona do pomieszczenia, w którym zawsze szyła. Odprowadziłem ich wzrokiem i zacząłem czytać zakupioną książkę. Historia nie była tak banalna jak inne opowieści, których przez ostatnie dni naczytałem się bardzo dużo. Cała fabuła była prosta, ale autor idealnie starał się ją ukryć, wprowadzając czytelnika w błąd. Ja sam nie potrafiłem do końca rozgryźć o co w książce chodzi.

-Paniczu…- dotknął mojego ramienia Sebastian, a ja odłożyłem książkę.- Musimy omówić szczegóły twojego planu. Wybierzesz się do księgarni i zakupisz książkę, z tego co przeanalizowałem z zeznań rodziców Lily i Dorothy obie księgarnię odwiedziły w sobotę. Będziesz się długo rozglądać, musisz porozmawiać ze sprzedawcą. Być może ma syna i to on będzie naszym „Księciem”. I najważniejsze paniczu…


-Mów mi po imieniu gdy tylko jesteśmy sami…- przerwałem mu z ciepłym uśmiechem.
*********************************************************************************
Witajcie! Oto rozdział dziewiąty! ^^ Przyznam, że mam coraz mniej czasu w tygodni, dlatego w sobotę również pojawi się rozdział i będą się one pojawiać właśnie w ten dzień. Przy okazji ferii i w ogóle, rozdziały będą dwa razy w tygodniu ^^ Dziękuję wam, że jesteście, najbardziej dziękuję Roszpunci, gdyż nie ukrywam, że ona jedyna komentuje wszystko regularnie i to dzięki niej jestem w stanie cokolwiek napisać. Ale podziękowania należą się oczywiście innym, którzy mnie czytają, ale naprawdę proszę byście komentowali rozdziały, bo nie chcę, by blog stał w miejscu i nie rozwijał się. :D Dziękuję wam z całego serca <3 Do soboty moi mili i nie zapomnijcie o swojej decyzji dotyczącej nowego opowiadania :3

sobota, 26 września 2015

Trochę ględzenia autorki :D

 Witajcie! Jak obiecałam, wstawiam post, w którym wspólnie zadecydujemy o przyszłości tego bloga ^^ Od razu bardzo przepraszam Roszpuncię za moje skąpstwo do opisów, ale myślę, że mam coś idealnego dla ciebie ^^

 Pierwsza kwestia, którą chcę poruszyć to one-shoty. Mam kilka pomysłów co mogę napisać, ale obiecałam, że decyzja należy do Was :D Będą się one pojawiać z początku tylko na jakieś okazje (Następny będzie przy 50 komentarzu jeśli go w ogóle zechcecie :3), a potem zobaczymy załogo! xD
A oto paringi, z których możecie „cuś” wybrać ^^:

Nezumi x Shion (No.6)

Shizuo x Izaya (Durarara!)

Szalony Kapelusznik x 89 Alicja (z mangi Are You Alice?)

Undertaker x Ciel (Kuroshitsuji)

William x Grell (Kuroshitsuji)

Will x Jem (z książki Diabelskie Maszyny)

Sleeping Ash x Mahiru (z mangi SerVamp)

Sebastian x Ciel (Kuroshitsuji)

Dantalion x William (Makai Ouji)

Dantalion x Sytry (Makai Ouji)

Uriel (Kevin) x William (Makai Ouji)

Freddy x Bonnie (FnaF)

Foxy x Bonnie (FnaF)

Freddy x Stróż nocny (FnaF)

Bonnie x Toy Bonnie (FnaF)

Freddy x Toy Freddy (FnaF)

Na razie tylko tyle, ale niedługo pewnie pojawi się zakładka, w której stopniowo będę dodawać paringi :D

Kolejna sprawa to dzień dodawania nowych rozdziałów. Mam zamiar zamienić go na sobotę, gdyż jest mi tak po prostu wygodniej, ale oczywiście decyzja należy do Was. Jeśli takowa zmiana miałaby miejsce, opublikowałabym w tygodniu dwa rozdziały (W środę i sobotę). Czyli w sumie wyszłoby na plus dla osób, które lubią mnie czytać ^^
Następna sprawa to nowe opowiadanie. Powoli zbliżamy się do końca naszej „Bajki”(jak to sobie nazywam xD), więc czas wybrać, które z ty opowiadań chcecie :D Pomysły tworzyłam typowo pod SebaCiela, ale jeśli chcecie mogę wymyślić własnych bohaterów ^^ (Choć tego typu opowiadania również planuję :D )

A oto moje propozycje:

v  Sebastian jest wpływowy i bogaty, skrywa wiele mrocznych, które nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne. Jest szczególnie wyczulony na ludzi, którzy „przeszkadzają”. Ciel z kolei to sierota zamieszkująca w ruinach domu, jest dobry i zawsze postępuje według sumienia. By nie być wygłodzonym, utrzymuje porządek w kościołach i na najbardziej zaludnionych ulicach Londynu, za co dostaje skromną opłatę. Pewnego dnia, gdy Sebastian spaceruje po swoim ukochanym Londynie, w celu załatwienia kilku spraw. Ciel nieszczęśliwie, wpada na niego i powoduje upadek. Od razu w oczach bogacza zyskuje miano „przeszkadzajki” i „głupiego bachora”.

v  W tym pomyśle następuje mała zmiana miejsc. Ciel jest zabójczo przystojnym hrabią, o którego walczy każda młoda dama, jego życie jest monotonne i wypełnione obowiązkami. Pewnego dnia, chcąc oderwać się od nudy udaje się do piwnicy, gdzie znajduje dziennik swojego pradziada, który praktykował czarną magię. Postanawia przyzwać potężnego demona i związać się z nim kontraktem. Gdy mu się to udaje, chce jak najszybciej pozbyć się… „tego czegoś”, czyli młodego i niedoświadczonego jeszcze demona, Sebastiana.

v  Kolejny jest moim ulubionym i myślę, że ilość opisów, usatysfakcjonuje Roszpuncię ^^ Ciel to wiecznie smutny trzynastolatek. Jego matka zmarła przy porodzie, był wychowywany przez niańki, a jego ojciec wyżywał się nad nim, oskarżając o śmierć ukochanej kobiety. W końcu Vincent poślubia jedną z nianiek syna. Kobieta widzi w nastolatku tylko przeszkodę do szczęścia i obiera sobie za cel pozbycie się go. Chłopak co sobotę wychodzi z domu, wiedząc, że Nikt nie będzie go szukał i siada nad stawem w jednym z londyńskich parków, zawsze ma smutną minę i patrzy w niebo. Sebastian to ubogi, uliczny malarz, który powoli zaczyna coś znaczyć w świecie sztuki. Ma również swoją muzę, dla której co sobotę chadza do parku i maluje.

v  Do następnego zainspirował mnie filmik na YouTube ukazujący rzekomą historię Sebastiana. Poznajemy Sebastiana gdy ten jest człowiekiem. Koty to jego jedyna rodzina, którą w bestialski sposób odbiera Ciel, nienawidzący tych zwierząt. Sebastian pogrążony w żalu i kierowany chęcią zemsty zawiera pakt z samym Lucyferem, oferując mu swoją duszę za demoniczną moc. Ale dopiero po dokonaniu zemsty na znienawidzonym mężczyźnie. Zabija Ciela i zamyka jego duszę w ciele małego chłopca, chcąc zrobić z nim to, co on z jego „rodziną”. Ale… coś pójdzie nie tak.

Kolejną kwestią, którą pragnę poruszyć jest wygląd bloga. Mam go zamiar zmienić. Pojawi się licznik wyświetleń, kontakt do mnie i ogólnie pojawią się zakładki, jedna będzie kryła opowiadania, kolejna one-shoty, a ostatnia miejsce na moje wyżycie się, czyli dzieła, które sobie kiedyś tam narysowałam. Mam nadzieję, że będziecie je oglądać, komentować itd. Nie jestem Leonardem, więc bądźcie delikatni w krytyce, błagam ;-;

Ostatnią sprawą jest obserwowanie bloga. Proszę, byście obserwowali mnie z bloggera ^^ Po prostu szybciej się o tym dowiaduję niż z dodawania do okręgów  :D

Myślę, że to już wszystko co chciałam wam przekazać ode mnie. W komentarzach piszcie, co myślicie o tym wszystkim i koniecznie, co wpierw chcecie. W przyszłości szykuję się do czegoś o wiele większego, co będzie pojawiać się sporadycznie, ale będzie naprawdę długie ^^Jeszcze raz proszę Was o komentarze, bo chcę byście to wy czerpali przyjemność z czytania :D Jesteście najlepsi :3

Hej! To jeszcze ja! ^^ Jeśli chcecie dzielić się opinią gdzieś, gdzie jestem dostępna zawsze, rzucam wam moje GG: 34138961.
Pozdrowionka,
Ozzy-chan :3

środa, 23 września 2015

Rozdział ósmy

Usłyszałem, jak drzwi cicho się otwierają, a u progu pojawia się znajoma sylwetka odzianego w czerń mężczyzny.

Przerażenie, połączyło się z ogromną radością. Jednak mnie nie zignorował! Przyszedł i pocieszy mnie.

-Zły sen?- podszedł do mnie, a ja przytaknąłem nadal lekko się trzęsąc.-Nie masz się czego bać… Ciel…- zamarłem, gdy odezwał się do mnie po imieniu. On nigdy, by sobie na to nie pozwolił. Mimo że powinienem być wściekły za to, że odpowiednio się do mnie nie zwraca… po prostu nie potrafiłem. Moje imię wypowiedziane przez niego brzmiało zupełnie inaczej, wręcz pięknie.

Kilka razy próbowałem coś z siebie wydusić, ale kończyło się to jedynie ponownym zamknięciem ust.

-Dlaczego… mówisz do mnie po imieniu?- zapytałem w końcu.

Kamerdyner przez chwilę stał w bezruchu. Jakież było moje zdziwienie, gdy usiadł przy mnie i przytulił tak, że moja twarz była wtulona w jego klatkę piersiową.

-Przepraszam, paniczu… nie mogłem się powstrzymać. Nieważne. Co ci się śniło?

-… Jesteś na mnie zły…? – zignorowałem jego pytanie.

-Nie… choć muszę przyznać, że byłem wściekły. Twój plan jest zbyt ryzykowny… ale jeśli bardzo Ci na tym zależy… zrobię wszystko, by nie stała Ci się krzywda, paniczu.

Czyli był na mnie zły. Mimo to nadal chciałem wcielić swój plan w życie. Może i nie jest on szczególnie bezpieczny, ale nie pozwolę, by przestępca tak długo był bezkarny.

-W takim razie, z samego rana udamy się do Yardu i poprosimy Jeremy’ego o pomoc. Sprawdzimy dokładnie wszystkie miejsca i wspólnie poszukamy jakiegoś punktu zaczepienia, czyli miejsca lub jakiegoś szczególnego znaku, który decydował o tym, że dana dziewczyna została zamordowana. Pojedziemy również do domu pierwszej i ostatniej ofiary. Być może ich bliscy nie udzielili wszystkich potrzebnych informacji. Następnie zawiadomisz Ninę, by tu przybyła, a ona uszyje odpowiedni strój. W czasie, gdy będzie to robić, ty dyskretnie zrobisz obchód po całym Londynie i odszukasz jakiejś specyficznej osoby, która może być naszym… „Księciem”.

Czarnowłosy tylko przytaknął.

-Oczywiście paniczu…

Nieznacznie się uśmiechnąłem i wtuliłem w jego pierś. Był ciepły i usłyszałem słabe bicie serca, które nie mogło należeć do mnie.

-Przeprasza Sebastianie… Za to, że powiedziałem iż nie posiadasz uczuć. Posiadasz je… i potrafisz je okazywać lepiej niż ludzie. Zostańmy tak chwile, uspokaja mnie to…- uśmiechnąłem się, byłem dumny. Po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy przeprosiłem go. Przeprosiłem kogokolwiek. Szczerze i bez żadnego ukrytego pod tym celu.

Siedziałem tak, wtulony w ciepłe ciało, do momentu gdy poczułem zmęczenie, ułożyłem się w jego ramionach wygodniej i zasnąłem. Czułem się naprawdę bezpiecznie, a resztę nocy moje sny były spokojne i przyjemne.

Z rana obudził mnie ciepły głos kamerdynera:

-Pora wstawać, paniczu… czeka nas dużo pracy…- potarłem oczy, a wspomnienia z poprzedniej nocy zalały mój umysł. Moje policzki stały się purpurowe. Czarnowłosy podał mi filiżankę herbaty, ze szczerym uśmiechem, który był u niego rzadkością.

Wiedziałem jak bardzo ostatnie dni Nas zmieniły i w efekcie tego, zbliżyły do siebie. Bałem się trochę, że przerodzi się to w coś nieodpowiedniego… ale przecież sam od jakiegoś czasu marzyłem o tym, że przekroczymy, postawione przez siebie granice. I wszystko zmierzało właśnie w tym kierunku.

Zabrałem od niego herbatę i upiłem łyk.

-Doskonały… mocny Assam… - powiedziałem do niego cicho.

-Idealny, by pozostać w pełni sił przez cały dzień. Przygotowałem paniczowi na śniadanie naleśniki i muś jabłkowy.- ukłonił się i poszedł do szafy.

- Skąd wziąłeś jabłka? Sezon na nie skończył się miesiąc temu…- zmarszczyłem brwi.

-Gdybym nie potrafił zdobyć jabłek na mus dla swojego panicza, nie byłbym kamerdynerem rodziny Phantomhive.- mrugnął do mnie, a ja nie dowierzałem. Widać było, że jest w mojej obecności rozluźniony, ale on… On do mnie mrugnął! Moje serce przyspieszyło, a ja ponownie spiekłem raka. Ciel musisz się ogarnąć!

Gdy zjadłem śniadanie i zostałem przebrany, ruszyliśmy na dół, powóz stał już przed rezydencją, z pomocą demona wsiadłem do niego. Po kilkunastu minutach byliśmy już w mieście.

-Zawiadomiłeś Ninę, by dziś się pojawiła?- zapytałem Sebastiana, a on skinął głową.

-Oczywiście paniczu, pojawi się około trzeciej.

-To dobrze, wpierw do siedziby Yardu.- ruszyliśmy i po jakimś byliśmy już w biurze Jeremy’ego.
-Witaj hrabio!- uśmiechnął się.- Jak sprawa?

-Ruszyła tylko odrobinę, ale czuję, że wkrótce  znajdziemy sprawcę. Potrzebujemy, pana pomocy, panie Morton. Przyszliśmy jeszcze raz dokładnie przejrzeć, wszystko czego dowiedzieliśmy się od samego początku. Poszukamy Punktu zaczepienia. Jeśli nic nie znajdziemy, ja wraz z Sebastianem pojedziemy do domów ofiar i wypytamy rodziny dziewcząt.

Morton tylko przytaknął i wyciągnął wszystkie dokumenty, usiedliśmy i podzieliliśmy się obowiązkami. Jeremy i ja czytaliśmy każdy dokument, a Sebastian spisywał wszystkie szczególnie zwracające naszą uwagę informacje. Około południa skończyliśmy, pożegnaliśmy się z rudzielcem.
-Nic szczególnego, jedynie potwierdziło się to, że każda zginęła w parku. Ale nie tam były porwane, gdyż żadna z nich nie zapuszczała się w takie miejsca, gdy było już ciemno, do tego ostatnio były widywane w zupełnie innej części Londynu.

-Nie pozostaje nam nic innego jak udanie się do ich domów.

Westchnąłem ciężko.

W końcu znaleźliśmy się pod domem pierwszej, czarnowłosy zapukał do drzwi, dom nie wyglądał jakoś szczególnie, a rodzina w nim mieszkająca najwidoczniej nie była ani bogata, ani biedna.

Otworzyła nam kobieta około trzydziestego roku życia, miała puste, napuchnięte od płaczu oczy.
-Witam… w czym mogę pomóc?- spytała cicho.

-Witam. Nazywam się Ciel Phatomhive i zajmuję się sprawa morderstw, do których ostatnio dochodzi.

Patrzyła na mnie chwilę jakby z nadzieją.

-Wejdźcie.- przepuściła nas, weszliśmy i udaliśmy się za nią do skromnego salonu.- Co chcielibyście wiedzieć? Błagam, znajdźcie tego potwora, który zabił moją Lily… moje jedyne dziecko… Niech dostanie najsurowszą karę, na którą zasługuje…

-Chcemy wiedzieć więcej o ostatnich dniach życia Lily.

-Oczywiście… moja córeczka skończyła właśnie szesnaście lat i dostała pieniądze na książkę, której tak długo wyczekiwała, była w księgarni, znajdującej się w samym centrum… Zachowywała się zupełnie normalnie… Jak zawsze… nie mam nic więcej do powiedzenia.- wytarła oczy białą chusteczką.

Przytaknąłem i wstałem.

-Dziękujemy bardzo. Zrobię wszystko, by morderca dostał odpowiednią karę.

Wyszedłem lekko przygnębiony, wiedziałem jak bardzo ta kobieta cierpiała. Przeżyłem to samo.
-Udamy się do domu ostatnie ofiary.

Rodzice Dorothy mówili oczywiście to samo. Że dziewczyna zachowywała się normalnie, ale uciekła, gdy matka znalazła listy. Słuchałem już praktycznie znudzony.

-Problemy z nią zaczęły się od wizyty w księgarni.- rzekł wąsaty mężczyzna.

Ożywiłem się nieco.

-W jakiej?

- Jakaś mała księgarnia w centrum. Często tam chadzała.- odpowiedziała matka dziewczyny tuląc śpiące niemowlę do piersi.-Kochała książki… Chciała zostać pisarką.

-To wszystko co chcieliśmy wiedzieć.- wtrącił się uprzejmie Sebastian.- Do widzenia.
Szybko znaleźliśmy się w powozie.

-Ta księgarnia to klucz, w centrum nie ma żadnej innej.


-Zbliżamy się do końca, paniczu.- powiedział Sebastian z uśmiechem.
*********************************************************************************
Witajcie! ^^ Ostatnio przeszliście samych siebie, jest mi niezmiernie miło ze statystyk :3 To naprawdę pomaga mi w napisaniu kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję, że nie jest tak źle, gdyż jestem chora już drugi tydzień, a przy mojej astmie, choroby takie jak ta, potrafią być śmiertelne w skutkach, więc... czuję się jak gówno ;-; Ale mam nadzieję, że wynagrodzicie mi moje zmęczenie paroma komentarzami :D Nudny, bo nudny, ale jest, nie? xD No nic. Jak mówią ostatnie słowa Sebusia, małymi kroczkami zbliżamy się do końca opowiadania. Po tym opowiadaniu pewnie napiszę kolejne, na które mam pomysłów masę, ale mogą być odrobinę krótsze i bez jakiejś głębokiej i skomplikowanej fabuły. W sobotę pewnie pojawi się post, w którym będę Was prosić o napisanie, które chcecie najpierw ^^ Napisze w nim również plany co do one-shotów, które nie będą związane z Kuroszem. Mam kilka par, z których będziecie mogli sobie coś wybrać. Więc w sobotę oczekujcie tego postu i błagam! Napiszcie, co chcecie. Myślę również o podaniu tutaj swojego numeru GG, dzięki, któremu mogłabym z Wami porozmawiać, informować o nowych postach i tak dalej. Kolejną sprawą jest przeniesienie dnia,  w którym publikuję rozdziały... ale myślę, że z korzyścią dla Was. Więc do zobaczenia w sobotę około godziny 20 ^^ 

środa, 16 września 2015

Rozdział siódmy

Usiadłem na kanapie i skrzyżowałem nogi, na stoliku czekała już na mnie filiżanka herbaty oraz talerzyk z ciastkami.

-Więc? Cóż jest dla ciebie takie ważne, Sebastianie?- wskazałem mu miejsce przede mną. Zwykle nigdy bym mu nie pozwolił usiąść w moim towarzystwie, ale dziś miałem dzień dobroci.

Czarnowłosy westchnął i potarł palcami grzbiet nosa. Obserwowałem go tak uważnie, jak tylko mogłem. Po kilkuminutowej ciszy, chrząknąłem.

-Masz zamiar dalej marnować mój czas, czy może powiesz mi łaskawie o co Ci chodzi?- wstałem i założyłem ręce na pierś.

-Paniczu… ja naprawdę… mi…- jąkał się. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, to było do niego zupełnie niepodobne. Zawsze wypowiadał się nawet bez jednego zająknięcia, a o przekręcaniu słów nie było nawet mowy! Jego wypowiedzi były perfekcyjne i nie raz czułem się zawstydzony, gdy mnie poprawiał.

-Dobrze się czujesz? –zmartwiłem się odrobinę, ale nie chciałem po sobie tego pokazać.- Czy demony mogą chorować na grypę, a może przeziębienie?

Zacząłem się niespokojnie kręcić po pomieszczeniu i rozmyślać. To chyba niezbyt możliwe, by demony chorowały, prawda? A jeśli on naprawdę zachorował?

Strasznie dużo pytań krążyło po mojej głowie, spojrzałem kamerdynerowi w oczy, dostrzegłem cień uśmiechu, ale równie dobrze mogło mi się to wydawać. Szybkim krokiem podszedłem do czarnowłosego i położyłem na jego czole dłoń. Ani trochę nie znam się na medycynie, przecież nie jest mi to w żadnym stopniu potrzebne, prawda?

-Tak paniczu… czuję się dobrze… -zmarszczył brwi, a ja zarumieniłem się ze wstydu. Ośmieszyłem się przy nim, a tak bardzo starałem się, by tego nie zrobić. Odwróciłem od nie wzrok i usiadłem na miejscu.
-No to skoro czujesz się dobrze, mów, a nie bawisz się w podchody!

Skłonił lekko głowę.

-Zapoznałem się z… PLANEM panicza i muszę okazać moje niezwykłe niezadowolenie.- mówił aż zbyt spokojnie, zadrżałem lekko.

-To jest bardzo dobry plan, Sebastianie i na tą chwilę nie widzę lepszego wyjścia.

-Nie ma mowy, by pozwolił paniczowi na coś tak… szalonego! To jak trzymanie ostrego noża za zły koniec i nie zakończy się to dobrze. Nie pozwolę Ci na to paniczu. Jeśli nie zdążę cię uratować…
-Ale zdążysz.-przerwałem mu.- W końcu tak mówi nasz kontrakt, pamiętasz? Czy może mam Ci wydać stosowny rozkaz i przypomnieć o tym?

Demon wstał i mierzył mnie przymrużonymi oczami, które zaczęły dziwnie błyszczeć. W tym momencie wyglądał, jakby był na mnie wściekły. Po raz pierwszy dostrzegłem w jego burgundowych oczach wściekłość skierowaną wprost do mnie. Nie uciekłem wzrokiem, byłaby to dla mnie hańba i znak tego, że poddałem się w tej niemej bitwie.

W końcu kamerdyner odpuścił i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Był wściekły, a ja po raz pierwszy bałem się, że coś mi zrobi.

Chwilę jeszcze siedziałem w bezruchu na sofie, dopiero po jakimś czasie dopiłem herbatę i wstałem. Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do sypialni, ostatnio czułem się pogubiony. Moja codzienna monotonia i chłód ustępowały jakimś dziwnym zachowaniom, zarówno moim, jak i Sebastiana.

Powoli czułem się w tym wszystkim zagubiony, ale jakoś nie chciałem, by wróciło to , co było przed tymi… „anomaliami”.

Nie wiedziałem jak przekonać czarnowłosego do mojego planu, nie spodziewałem się, że mi pomoże, a tym bardziej pozwoli działać na własną rękę.

W takim razie jutrzejszego dnia pojadę z Sebastianem do miasta, wyślę go na poszukiwania ważnych dla mnie wskazówek, z których skorzystam później, a sam wybiorę się do Niny. Jestem pewien, że ona mi pomoże bez gadania, a zapłacę jej przy najbliższej okazji.

Z lepszymi perspektywami dla swojego planu ruszyłem do sypialni i przebrałem się w koszulę nocną. Tak. Zrobiłem to SAM. Chciałem jak najbardziej pokazać demonowi, że jestem na niego wściekły. Może i zachowywałem się, jak obrażony bachor… ale w końcu mam trzynaście lat i jestem rozpieszczonym paniczykiem.  Ułożyłem się na łóżku i naburmuszyłem, czekając aż mój chwilowy nemezis przyjdzie oraz zabierze świecznik, bym mógł spokojnie zasnąć.

Czekałem, godzinę… może dwie, ale nie przychodził. Czułem lekki ból w sercu. Czyżby nawet nie zainteresował się tym, że nie jestem w salonie? Nie szukał mnie? Zdmuchnąłem świece i ułożyłem głowę na poduszce. Nie mogłem zasnąć, przerażał mnie każdy cień i dźwięk, który docierał do mych uszu.
W końcu udało mi się zasnąć… ale koszmary znów mnie nawiedziły.

Widziałem moich oprawców, trzymali mnie, a kilku z nich powoli zbliżało się z czymś, co przypominało mi pogrzebacz, ale na sto procent nim nie było. Wyrywałem się rozpaczliwie i krzyczałem, po moich policzkach spływały łzy. Nagle zostałem odwrócony na brzuch i brutalnie przyciśnięty do ziemi otworzyłem szeroko oczy. Czułem się jakby podali mi jakieś narkotyki. Błagałem o pomoc, ale dzieci w klatkach jedynie posyłały mi przerażone spojrzenia, a inne krzyczały do mężczyzn, którzy najwidoczniej chcieli mi coś zrobić. Nagle usłyszałem przeraźliwy wrzask i dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że to mój krzyk, a to co trzymali moi oprawcy, wypala mi coś na plecach. Ból był niesamowity. Zacząłem powoli mdleć, co było dla mnie zbawienne, nagle metalowy przedmiot oderwał się od mojej skóry z głośnym syknięciem.

Zerwałem się z łóżka, po moich policzkach spływały łzy, a blizna jakby na nowo zaczęła mnie piec. Opatuliłem się szczelnie kołdrą, by jak najbardziej odgrodzić się od świata zewnętrznego. Drżałem i łkałem, błagałem w myślach, by Sebastian przyszedł i mi pomógł. Ale przez cały czas byłem sam liczyłem w myślach sekundy, minuty… ale on nie przyszedł. Nie uklęknął przede mną i nie powiedział, że to był tylko sen. Przed oczami stanęło mi kolejne wspomnienie.

Była późna noc. Od tygodnia znów byłem w domu razem z moim nowym sługą- demonem Sebastianem Michaelis. Najtrudniejsze były noce. Miałem ciągłe koszmary i budziłem się w nocy z krzykiem, za każdym razem kryłem się pod pierzyną i płakałem cicho, by nie obudzić czarnowłosego. Ale on zawsze słyszał. Przychodził i pomagał mi uporać się z nieprzyjemnymi marami. Tak było i tej nocy.
Drzwi mojej sypialni otworzyły się ze skrzypem nienaoliwionych zawiasów.
-Paniczu? – rzekł z wrogiej ciemności ciepły i stroskany głos.
-Odejdź…- wyszeptałem i skuliłem się bardziej, a on podszedł i ukucnął przede mną i delikatnie pogłaskał pierzynę, pod którą się skryłem.
-Wiesz paniczu… to żaden wstyd, że się czegoś boisz… a wiesz? Mam świetny pomysł jak odgonić koszmary.- i od tego momentu za każdym razem gdy miałem zły sen, Sebastian przynosił mi ciepłe mleko z miodem oraz pomagał zasnąć.

Westchnąłem i patrzyłem na drzwi, cały czas mając nadzieję, że przyjdzie i… pomoże mi.

*Sebastian*

Cały czas stałem pod drzwiami i myślałem nad tym, czy powinienem wejść do jego sypialni. Słysząc jego płacz, moje pozornie martwe serce ściskało się boleśnie.

Nie. Koniec tego dobrego, nie pomogę mu w niczym, póki nie zrozumie, że to co ma zamiar zrobić jest dla niego zbyt niebezpieczne, a nasz przeciwnik jest zbyt silny, by bawić się z nim w takie podchody. Nie pomogę mu. Muszę przezwyciężyć tą chęć… Ale to jest takie trudne.
*********************************************************************************
Hejka^^ Obecnie leże chora w domu, więc naskrobałam coś... ale mam smutną wiadomość. 
Nie, nie mam zamiaru zawieszać bloga, ani bawić się z Wami w chowanego i po prostu sobie zniknąć na jakiś czas, jednakże ostatnio stało się coś co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi i myślałam, że chłopak mojej mamy będzie pił własną krew. Wyobraźcie sobie, że ten "znawca" stwierdził, iż mamy na laptopie wirusy i zaczął sobie go czyścić, bez uprzedniego sprawdzenia CO DOKŁADNIE PROGRAM MA ZAMIAR USUNĄĆ. Tak więc straciłam całe dotychczas napisane już rozdziały oraz konspekt na całą historię, a jak wiem- co raz zrobione i stracone, nigdy tak świetnie nie przywrócone. Przez to straciłam kompletnie zapał do pisania. Mało tego straciłam wszystkie moje materiały potrzebne do szkoły. Tak to jest jak nie patrzysz, że usuwasz wszystko z dysku C. Nigdy nie chciałam żebrać od czytelników... Ale potrzeba mi motywacji. Porządnej motywacji. Tak naprawdę do napisania tego rozdziału zmotywował mnie, zapewne znany Wam Daniel aka Shadow. Gdyby nie to, że uświadomił mnie, iż poddanie się nie jest rozwiązaniem, tego rozdziału, by nie było, a blog... no cóż... sami pewnie dobrze wiecie. Już nie przynudzam, pewnie niewiele osób przeczyta informację pod rozdziałem, a skomentuje rozdział również niewiele... jednak zapraszam Was (może) za tydzień. Oraz myślę również nad niespodzianką na 1000 wyświetleń, które niedługo mi wybiją ^^  Pozdrawiam Was ~

środa, 9 września 2015

Rozdział szósty

 Następnego dnia wstałem około godziny dziewiątej. W spokoju zjadłem śniadanie, wypiłem poranną herbatę i przeczytałem poranną gazetę. Dzień jak co dzień.
Zaraz po całym porannym „rytuale” nakazałem kamerdynerowi sprawdzić jeszcze kilka miejsc, podczas gdy ja przeczytałem kilka baśni, które mogły przydać się do zadania poleconego przez Królową.
Westchnąłem i przeczesałem palcami włosy.
-Chyba zaraz będę Śpiącą Królewną.- ziewnąłem i przeciągnąłem się. Położyłem policzek na biurku i wtuliłem go w zimne drewno.
-Znów zasypiasz przy biurku, paniczu?- usłyszałem rozbawiony głos kamerdynera.
-Jak tak mówisz, to mam kolejny powód, by to zrobić.- podniosłem się powoli i otaksowałem go uważnie. Jak zwykle jego włosy były schludnie ułożone, mimo iż od dawna ich nie ścinał. Właściwie to nigdy nie widziałem, by jego włosy zmieniły długość, a przecież patrzę na niego dzień w dzień.
Czarny garnitur jak zwykle idealnie podkreślał jego ciało, strasznie mu zazdrościłem umięśnienia. Prychnąłem cicho pod nosem. Jestem tak zbudowany, że jedynie moja droga kuzynka się mną interesuje pod względem wyglądu. Ciekawe co bym musiał zrobić, żeby choć trochę… Ciel, jesteś głupi! Przestań myśleć o tak „potrzebnych” do życia sprawach i zajmij się czymś pożyteczniejszym.
-Przeczytałem parę baśni, które mogą się przydać.
-I przy okazji o mało co nie został panicz Śpiącą Królewną.- zachichotał, a ja tylko obrzuciłem go nienawistnym spojrzeniem.
-Zamknij się. Nie moja wina, że ktoś napisał coś tak beznadziejnego! Pocałunek prawdziwej miłości.- warknąłem.-Coś takiego nie istnieje, nie znam nikogo, kto szczerze kocha. Zawsze coś za tym stoi. Pieniądze, uroda, pozycja wśród szlachty.
Kamerdyner patrzył na mnie chwilę i pokręcił głową.
-Ja również nie znam nikogo o tak szczerym sercu, ale… To nie oznacza, że taka miłość nie istnieje. Po prostu ty nie chcesz w nią uwierzyć, mój Panie.
Zaśmiałem się gorzko i spojrzałem na niego jakby był niespełna rozumu.
- I tego typu rzeczy mówi mi nie kto inny jak demon z krwi i kości.- wytknąłem mu.
-Czy to, że jestem demonem wyklucza to, iż posiadam jakieś uczucia?
Nie zastanawiałem się ani chwili tylko palnąłem:
-Oczywiście, że tak. Demony są złe. Zawarłem pakt z tobą, tylko dla tego, że byłem zrozpaczonym dzieciakiem, który widział śmierć rodziców i sam umierał powoli wykańczany przez głód i pragnienie! Wy nie macie żadnych uczuć!
Kamerdyner patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, widziałem jak wstrzymał powietrze.
Przesadziłem? Może on jednak ma uczucia? Tego typu pytania krążyły po mojej głowie, a ja nie byłem wstanie wypowiedzieć ani słowa więcej i oczekiwałem na nie odpowiedzi. 
Po kilku minutach wypuścił z płuc całe powietrze i uśmiechnął się kpiąca.
-Chyba jednak masz rację, paniczu. Przygotuję obiad.
Ha! Czyli jednak mam stuprocentową rację! Demony nie mają uczuć, a Sebastian jest na to czystym dowodem. Ale… mimo iż mam rację moje serce ściska dziwny ból.
To naprawdę niewygodne.
Machnąłem na czarnowłosego ręką i wróciłem do czytania jakże ciekawych baśni. Słyszałem jak kamerdyner zamyka za sobą drzwi. Zamknąłem kolejną książkę i wziąłem ją do ręki. Zżerały mnie głupie wyrzuty sumienia, co było dla mnie absurdem, skoro Sebastian sam przyznał  mi rację.
Wziąłem w dłoń przepięknie oprawioną „Alicję w Krainie Czarów” i zacząłem czytać, a w mojej głowie powoli naradzał się plan.
*Sebastian*
Gdy tylko wyszedłem z gabinetu, ruszyłem sztywnym krokiem w stronę kuchni, z jakiegoś chorego powodu z moich oczu wypływały łzy. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałem, z dwa tysiące lat temu? Trzy?
Słowa mojego panicza były dla mnie niesamowicie bolesne. Tak wiele lat starałem się, by miał we mnie również oparcie, troszczyłem się o jego zdrowie i wygodę, nie tylko z powodu kontraktu. A on … nazywa mnie bezuczuciowym potworem.
Dobrze, mógł nie wiedzieć jakie tak naprawdę mam intencje, ale powinien być na tyle spostrzegawczy, by zauważyć, że nie tylko dzięki jego smakowitej duszy chcę się nim opiekować.
Westchnąłem i uspokoiłem się, zacząłem przygotowywać rybę z pieczonymi ziemniakami. Nie chciałem zaprzątać sobie głowy tym, że jakiś nastolatek zarzucił mi brak uczuć. Nie mogę się tym przejmować. W końcu nie istnieję dwudziestu lat,  a o wiele dłużej. Przyprawiałem ziemniaki i rozmyślałem. Gdy skończył, ułożył wszystko na talerzu i zaniosłem do gabinetu panicza. Chłopiec siedział zaczytany. Zerknąłem na tytuł czytanej przez niego książki i uśmiechnąłem się. Podszedłem do niego, odchrząknąłem.
-Czas na obiad paniczu.- gdy zerknął na mnie wyrwany znad lektury, miałem wrażenie, że w jego oczach maluje się poczucie winy, ale… w końcu to Phantomhive.
Gdy już zrobiłem miejsce i położyłem talerz oraz sztućce, Ciel zabrał się do jedzenia.
-Smakuje paniczowi?- zapytałem grzecznie.
-Taaa… - wydawał się być jakiś nieobecny, więc już o nic więcej nie pytałem, tylko uważnie go obserwowałem. Gdy skończył, zabrałem talerz i wyszedłem.
*Ciel*
W mojej głowie kiełkował być może genialny plan. Jeśli bym poprosił Ninę o zaprojektowanie odpowiedniego stroju, opracował wraz z Sebastianem okolicę, w której porywane są dziewczęta, mógłbym zrobić dobrą prowokację i złapać przestępcę.
Wstałem szczęśliwy swoim pomysłem.
-Sebastian! Wiem już co musimy zrobić!- wybiegłem z gabinetu i podszedłem szybkim krokiem, do zmierzającemu już ku mnie demonowi.
-Paniczu o co…- zaczął, ale ja szybko go uciszyłem i podałem kartkę, na której wszystko starannie spisałem.
Michaelis zabrał mi ją i zaczął czytać. Widziałem, że chce coś powiedzieć, ale pokazałem mu, że ma być cicho.
-Idę na spacer po ogrodzie. Chcę odpocząć sam.
Czarnowłosy westchnął cierpiętniczo, ale przytaknął. Ubrał mnie i podał moją laskę. Ruszyłem z jej pomocą do ogrodu. Usiadłem na pięknej, drewnianej ławce i patrzyłem na bialutkie chmurki, które przesuwał się po niebie. Elizabeth zawsze miała głupią zabawę z wymyślaniem jakiego kształtu jest dana chmura.
Mimo, że zawsze wydawało mi się to bezsensowne, teraz sam wymyślałem im kształty. Czułem się jakbym znów był normalnym dzieckiem. I chyba sprawiało mi to niemałą przyjemność.
Rozejrzałem się po już jesiennej scenerii, krzewy róż traciły swe liście, podobnie jak drzewa. Lubiłem jesień, miała w sobie jakiś charakter. Wszystko obumierało, ale w taki sposób, że jesienią zawsze było najwięcej owoców. Wstałem powoli i nabrałem powietrze w płuca, czując w nich przyjemny chłód ruszyłem wzdłuż chodnika.
Spacerowałem i napawałem się widokiem  znikającego za horyzontem słońca. Gdy zaczęło się ściemniać, wróciłem do domu.
Sebastian otworzył mi, jego mina niczego nie wyrażała.

-Paniczu. Musimy pilnie porozmawiać.- zdjął mój płaszcz i buty, a ja ruszyłem w stronę salonu i nakazem mu, by szedł za mną. Byłem okropnie ciekaw co ma mi do powiedzenia.
*********************************************************************************
Hejka ^^  Oto kolejny rozdział :3 Znów pisany na szybko., więc musicie mi wybaczyć za błędy ;-; Jestem naprawdę styrana. Bardzo dziękuję Rozszpunci na te wszystkie komentarze, mam nadzieję, że takich czytelników jak ty będzie więcej ^^ Do zobaczenia! ^^

środa, 2 września 2015

Rozdział piąty

-Mam rozumieć, że głównym punktem zaczepienia są miejsca, które przyśniły Ci się w nocy, paniczu?- mój lokaj wyglądał na zbitego z tropu.
-N-no tak… -westchnąłem. Teraz, gdy myślałem trzeźwiej… to wydawało się irracjonalne i bezsensowne.- Uważam, że MUSIMY to sprawdzić.
Sebastian westchną i zamknął oczy.
- No dobrze paniczu… Sprawdzimy to jutro. Teraz powinieneś iść spać…- gdy tylko to powiedział, poczułem jak bardzo jestem zmęczony. Ziewnąłem i powłóczystym krokiem ruszyłem za demonem.
Gdy już byliśmy w sypialni dosłownie padłem twarzą na materac. Wyjęczałem coś niezadowolony, ponieważ kamerdyner wziął mnie na ręce i położył na łóżku poprawnie. Było mi wyjątkowo wygodnie, od razu usnąłem.
-Pora wstać paniczu. Musimy ruszać do Londynu. Letnia rezydencja jest już przygotowana na twój przyjazd.- usłyszałem głos demona. Powoli uchyliłem powieki, otarłem oczy i przeciągnąłem się.
-Już ranek?
-Wczorajszej nocy bardzo szybko usnąłeś, paniczu. Pamiętasz wygląd tych miejsc?- spytał z ciekawością i podał mi filiżankę z parującą herbatą. Wziąłem ją do ręki i powąchałem ją.
-Earl Gray z dodatkiem pomarańczy.
-Jak zwykle odgadłeś.- zaśmiał się miło i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej ciemnoniebieski komplet.
Szybko wypiłem zawartość filiżanki i zjadłem rogalika z marmoladą, następnie Sebastian mnie ubrał oraz uczesał.
Po jakimś czasie siedzieliśmy już w powozie, dyskutowałem z Nim zawzięcie o miejscach, które widziałem w śnie.
-Teoretycznie… teoretycznie są znane przypadki ludzi z takimi umiejętnościami.- powiedział czarnowłosy.- Są w stanie podać wiele faktów z czyjegoś życia, sposób w jaki dana osoba zmarła… Więc musimy koniecznie to sprawdzić. Muszę przyznać, ze to zadanie sprawia mi ogromny problem.
-Chyba twojej dumie.- mruknąłem i zaśmiałem się z kpiną.- Nareszcie jest coś, czego nie wiesz demonie.
-Satysfakcjonuje to panicza?- ujrzałem błysk w jego burgundowych oczach.
Zamyśliłem się na chwilę.
-Owszem. Rzekłbym, że to cholernie satysfakcjonujące.
Zaśmialiśmy się oboje, przez resztę drogi poruszaliśmy mało ważne tematy, docinaliśmy sobie i żartowaliśmy.
Wieczorem udaliśmy się w pierwsze miejsce, które ujrzałem w śnie. Był to park św. Jakuba. Leżał na wschód od pałacu Buckingham, w dzielnicy City of Westminster.
Stałem na brzegu stawu i wpatrywałem się uparcie w swoje odbicie na tafli wody.
Zacząłem się rozglądać, poleciłem Sebastianowi, by uczynił to samo co ja.
-Paniczu. Znalazłem coś ciekawego.- odwróciłem się w jego stronę i szybko do niego podszedłem. W dłoni trzymał złoty, otwierany łańcuszek. Wziąłem go do ręki i otworzyłem.
-Przecież to Nasza Little Mermaid… - oglądałem wisiorek z każdej strony. W oczy rzuciły mi się literka.- „P”? Co to może oznaczać?
-Wracajmy do rezydencji. Przyjrzymy się naszyjnikowi. To może być kolejna ważna poszlaka.
Przytaknąłem. W posiadłości znaleźliśmy się stosunkowo szybko. Przez długi czas przyglądałem się wisiorkowi.
Był złoty, na bardzo cienkim łańcuszku, a zawieszka była w kształcie serca. W środku znajdowało się czarno-białe zdjęcie młodej dziewczyny o długich, ciemnych włosach. Z tyłu zawieszki była ozdobna litera „P” oraz nazwisko autora naszyjnika.
-Sebastianie, ustal w jak najszybszym czasie kto to jest.- wskazałem nazwisko. Westchnąłem, byłem już naprawdę zmęczony tą sprawą, upiłem łyk czarnej herbaty, którą właśnie przyniósł kamerdyner.- został Nam jeszcze ten zaułek, o którym Ci wspominałem w powozie.
Demon u kłonił się.
-Oczywiście, paniczu. Proponuję udać się tam z rana.
-Tak zrobimy, oraz odwiedzimy Jeremy’ego. Trzeba się z nim podzielić znaleziskiem. Skoro na dziś koniec pracy, przygotuj mi ciepłą kąpiel… marzę tylko o tym…
Po około pół godzinie siedziałem już w gorącej wodzie, na moje usta wypełzł leniwy, zadowolony uśmiech. Czułem jak wszystkie moje mięśnie odprężają się pod wpływem ciepłej wody. Mojej głowy nie zaprzątało nic, ani nikt. Palce kamerdynera przyjemnie masowały skórę mojej głowy, wcierając we włosy szampon, o przyjemnym, lawendowym zapachu. Nieświadomie zamruczałem, ale Sebastian nie skomentował tego.
*Sebastian*
Delikatnie wcierałem w jego włosy szampon, to było bardzo przyjemne uczucie, gdyż jego włosy były miękkie, przyjemne w dotyku.  Klęczałem przed wanną  i myłem jego włosy, gdy usłyszałem mruczenie.
Otworzyłem szeroko oczy, byłe niezwykle zszokowany, że mój panicz… mruczał. Jednakże mimo ogromu doznanego szoku kontynuowałem swoją czynność. Chwyciłem stojący obok mnie kubełek z ciepłą wodą i zacząłem zmywać pianę z jego głowy.
Uniosłem go powoli, co skomentował tylko niezadowolonym pomrukiem. Już o własnych siłach stanął na dywaniku i uniósł ręce, sprawnie wytarłem ciało panicza i ubrałem na nie koszulę nocną.
-Pójdę do biblioteki… mam ochotę poczytać coś przed snem…
Przytaknąłem i odprowadziłem go wzrokiem. Musiałem na niego uważać. Po raz pierwszy tak bardzo się o niego… bałem. Nasz przeciwnik jest wyjątkowo sprytny, inteligentny i niebezpieczny. Jeden fałszywy ruch i może skrzywdzić MOJEGO panicza. Mimo swojej codziennej maski wiedziałem kim tak naprawdę jest Ciel Phantomhive.  Potrzebuje ciągłej ochrony i opieki. Śpi na ulubionej poduszce, bez której ani rusz, uwielbia słodycze.
Muszę to w końcu przyznać. Mój panicz jest niewiarygodnie uroczy i zdaję sobie sprawę z tego, że wielu ludzi zechce to wykorzystać do swoich celów. Zadrżałem, mimowolnie przed oczami stanął mi obraz Undertakera, który bezczelnie dotykał Ciela. Przecież on nawet nie wiedział do czego ten stary zboczeniec zmierza!
Nowy Plan na życie.
Za wszelką cenę chronić mojego małego panicza.
*Ciel*
Chwyciłem książkę, która mnie zaciekawiła. Poe… lubiłem tego autora, lecz jego dzieła niespecjalnie pomagały mi w zaśnięciu. Z książką pod pachą ruszyłem do sypialni i położyłem się na łóżku, otworzyłem na pierwszej stronie. Książka mówiła o trzech rozbitkach, dwóch z nich zamordowało i zjadło towarzysza niedoli. Ta historia mi coś mówiła, ale nie byłem na tą chwilę w stanie sobie przypomnieć skąd ją kojarzę. Dzieło odrobinę mnie obrzydziło, więc odłożyłem książkę czym prędzej na szafkę nocną. Westchnąłem ciężko i zakopałem się pod kołdrę. Może pokusić się o jeszcze jeden spacer do biblioteki? Rozmyślałem, po paru minutach usłyszałem jak drzwi otwierają się. Wiedziałem doskonale, że to Sebastian.  Otworzyłem oczy i spostrzegłem, że trzyma w dłoni książkę, którą przed chwilą czytałem.
-Poe? To chyba nie jest najlepsza lektura do poduszki…
Usiadłem powoli i przytuliłem swoją ulubioną poduszkę.
-Taaa… z resztą, nie kojarzysz tej sytuacji? Mam wrażenie, że gdzieś o niej słyszałem…
-O jakiej sytuacji mówisz, paniczu?
- O tych trzech rozbitkach z książki… Zjedli swojego przyjaciela. –zaśmiałem się gorzko.- z tego co wiem o naszej sprawie… jest łudząco podobna. Książę zaskarbia sobie zaufanie dziewcząt, a potem zdradza je i zabija… Jednakże to nie to do czego piję.
Sebastian na chwilę zamyślił się.
-Masz całkowitą rację, Paniczu. Sytuacja opisana w książce wydarzyła się naprawdę. Co więcej, było to rok po wydaniu książki, a zjedzony miał to samo imię i nazwisko jak w książce… Ale teraz czas spać. Dobranoc.

-Dobranoc Sebastianie. Położyłem się i okryłem kołdrą, po chwili kamerdyner opuścił pokój, a ja zasnąłem.
*********************************************************************************
Witajcie ^^ Przybywam z piątym rozdziałem. Ostatni tydzień był dla mnie niezwykle ciężki i to nie przez szkołę. Dziękuję, nowym czytelnikom za wspaniałe komentarze, naprawdę podniosły mnie na duchu. Do zobaczenia za tydzień! ^^