środa, 9 września 2015

Rozdział szósty

 Następnego dnia wstałem około godziny dziewiątej. W spokoju zjadłem śniadanie, wypiłem poranną herbatę i przeczytałem poranną gazetę. Dzień jak co dzień.
Zaraz po całym porannym „rytuale” nakazałem kamerdynerowi sprawdzić jeszcze kilka miejsc, podczas gdy ja przeczytałem kilka baśni, które mogły przydać się do zadania poleconego przez Królową.
Westchnąłem i przeczesałem palcami włosy.
-Chyba zaraz będę Śpiącą Królewną.- ziewnąłem i przeciągnąłem się. Położyłem policzek na biurku i wtuliłem go w zimne drewno.
-Znów zasypiasz przy biurku, paniczu?- usłyszałem rozbawiony głos kamerdynera.
-Jak tak mówisz, to mam kolejny powód, by to zrobić.- podniosłem się powoli i otaksowałem go uważnie. Jak zwykle jego włosy były schludnie ułożone, mimo iż od dawna ich nie ścinał. Właściwie to nigdy nie widziałem, by jego włosy zmieniły długość, a przecież patrzę na niego dzień w dzień.
Czarny garnitur jak zwykle idealnie podkreślał jego ciało, strasznie mu zazdrościłem umięśnienia. Prychnąłem cicho pod nosem. Jestem tak zbudowany, że jedynie moja droga kuzynka się mną interesuje pod względem wyglądu. Ciekawe co bym musiał zrobić, żeby choć trochę… Ciel, jesteś głupi! Przestań myśleć o tak „potrzebnych” do życia sprawach i zajmij się czymś pożyteczniejszym.
-Przeczytałem parę baśni, które mogą się przydać.
-I przy okazji o mało co nie został panicz Śpiącą Królewną.- zachichotał, a ja tylko obrzuciłem go nienawistnym spojrzeniem.
-Zamknij się. Nie moja wina, że ktoś napisał coś tak beznadziejnego! Pocałunek prawdziwej miłości.- warknąłem.-Coś takiego nie istnieje, nie znam nikogo, kto szczerze kocha. Zawsze coś za tym stoi. Pieniądze, uroda, pozycja wśród szlachty.
Kamerdyner patrzył na mnie chwilę i pokręcił głową.
-Ja również nie znam nikogo o tak szczerym sercu, ale… To nie oznacza, że taka miłość nie istnieje. Po prostu ty nie chcesz w nią uwierzyć, mój Panie.
Zaśmiałem się gorzko i spojrzałem na niego jakby był niespełna rozumu.
- I tego typu rzeczy mówi mi nie kto inny jak demon z krwi i kości.- wytknąłem mu.
-Czy to, że jestem demonem wyklucza to, iż posiadam jakieś uczucia?
Nie zastanawiałem się ani chwili tylko palnąłem:
-Oczywiście, że tak. Demony są złe. Zawarłem pakt z tobą, tylko dla tego, że byłem zrozpaczonym dzieciakiem, który widział śmierć rodziców i sam umierał powoli wykańczany przez głód i pragnienie! Wy nie macie żadnych uczuć!
Kamerdyner patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, widziałem jak wstrzymał powietrze.
Przesadziłem? Może on jednak ma uczucia? Tego typu pytania krążyły po mojej głowie, a ja nie byłem wstanie wypowiedzieć ani słowa więcej i oczekiwałem na nie odpowiedzi. 
Po kilku minutach wypuścił z płuc całe powietrze i uśmiechnął się kpiąca.
-Chyba jednak masz rację, paniczu. Przygotuję obiad.
Ha! Czyli jednak mam stuprocentową rację! Demony nie mają uczuć, a Sebastian jest na to czystym dowodem. Ale… mimo iż mam rację moje serce ściska dziwny ból.
To naprawdę niewygodne.
Machnąłem na czarnowłosego ręką i wróciłem do czytania jakże ciekawych baśni. Słyszałem jak kamerdyner zamyka za sobą drzwi. Zamknąłem kolejną książkę i wziąłem ją do ręki. Zżerały mnie głupie wyrzuty sumienia, co było dla mnie absurdem, skoro Sebastian sam przyznał  mi rację.
Wziąłem w dłoń przepięknie oprawioną „Alicję w Krainie Czarów” i zacząłem czytać, a w mojej głowie powoli naradzał się plan.
*Sebastian*
Gdy tylko wyszedłem z gabinetu, ruszyłem sztywnym krokiem w stronę kuchni, z jakiegoś chorego powodu z moich oczu wypływały łzy. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałem, z dwa tysiące lat temu? Trzy?
Słowa mojego panicza były dla mnie niesamowicie bolesne. Tak wiele lat starałem się, by miał we mnie również oparcie, troszczyłem się o jego zdrowie i wygodę, nie tylko z powodu kontraktu. A on … nazywa mnie bezuczuciowym potworem.
Dobrze, mógł nie wiedzieć jakie tak naprawdę mam intencje, ale powinien być na tyle spostrzegawczy, by zauważyć, że nie tylko dzięki jego smakowitej duszy chcę się nim opiekować.
Westchnąłem i uspokoiłem się, zacząłem przygotowywać rybę z pieczonymi ziemniakami. Nie chciałem zaprzątać sobie głowy tym, że jakiś nastolatek zarzucił mi brak uczuć. Nie mogę się tym przejmować. W końcu nie istnieję dwudziestu lat,  a o wiele dłużej. Przyprawiałem ziemniaki i rozmyślałem. Gdy skończył, ułożył wszystko na talerzu i zaniosłem do gabinetu panicza. Chłopiec siedział zaczytany. Zerknąłem na tytuł czytanej przez niego książki i uśmiechnąłem się. Podszedłem do niego, odchrząknąłem.
-Czas na obiad paniczu.- gdy zerknął na mnie wyrwany znad lektury, miałem wrażenie, że w jego oczach maluje się poczucie winy, ale… w końcu to Phantomhive.
Gdy już zrobiłem miejsce i położyłem talerz oraz sztućce, Ciel zabrał się do jedzenia.
-Smakuje paniczowi?- zapytałem grzecznie.
-Taaa… - wydawał się być jakiś nieobecny, więc już o nic więcej nie pytałem, tylko uważnie go obserwowałem. Gdy skończył, zabrałem talerz i wyszedłem.
*Ciel*
W mojej głowie kiełkował być może genialny plan. Jeśli bym poprosił Ninę o zaprojektowanie odpowiedniego stroju, opracował wraz z Sebastianem okolicę, w której porywane są dziewczęta, mógłbym zrobić dobrą prowokację i złapać przestępcę.
Wstałem szczęśliwy swoim pomysłem.
-Sebastian! Wiem już co musimy zrobić!- wybiegłem z gabinetu i podszedłem szybkim krokiem, do zmierzającemu już ku mnie demonowi.
-Paniczu o co…- zaczął, ale ja szybko go uciszyłem i podałem kartkę, na której wszystko starannie spisałem.
Michaelis zabrał mi ją i zaczął czytać. Widziałem, że chce coś powiedzieć, ale pokazałem mu, że ma być cicho.
-Idę na spacer po ogrodzie. Chcę odpocząć sam.
Czarnowłosy westchnął cierpiętniczo, ale przytaknął. Ubrał mnie i podał moją laskę. Ruszyłem z jej pomocą do ogrodu. Usiadłem na pięknej, drewnianej ławce i patrzyłem na bialutkie chmurki, które przesuwał się po niebie. Elizabeth zawsze miała głupią zabawę z wymyślaniem jakiego kształtu jest dana chmura.
Mimo, że zawsze wydawało mi się to bezsensowne, teraz sam wymyślałem im kształty. Czułem się jakbym znów był normalnym dzieckiem. I chyba sprawiało mi to niemałą przyjemność.
Rozejrzałem się po już jesiennej scenerii, krzewy róż traciły swe liście, podobnie jak drzewa. Lubiłem jesień, miała w sobie jakiś charakter. Wszystko obumierało, ale w taki sposób, że jesienią zawsze było najwięcej owoców. Wstałem powoli i nabrałem powietrze w płuca, czując w nich przyjemny chłód ruszyłem wzdłuż chodnika.
Spacerowałem i napawałem się widokiem  znikającego za horyzontem słońca. Gdy zaczęło się ściemniać, wróciłem do domu.
Sebastian otworzył mi, jego mina niczego nie wyrażała.

-Paniczu. Musimy pilnie porozmawiać.- zdjął mój płaszcz i buty, a ja ruszyłem w stronę salonu i nakazem mu, by szedł za mną. Byłem okropnie ciekaw co ma mi do powiedzenia.
*********************************************************************************
Hejka ^^  Oto kolejny rozdział :3 Znów pisany na szybko., więc musicie mi wybaczyć za błędy ;-; Jestem naprawdę styrana. Bardzo dziękuję Rozszpunci na te wszystkie komentarze, mam nadzieję, że takich czytelników jak ty będzie więcej ^^ Do zobaczenia! ^^

3 komentarze:

  1. Hej! Jak miło w środku tygodnia przeczytać yaoi w Twoim wykonaniu :). Serio :D. Cóż ja mogę napisać? Wiedziałam, że Ciel wymyśli coś z "Alicją" :D. W końcu tak słodko wyglądał w tej uroczej sukieneczce ♥. Nie ma co - pasowała mu ta charakteryzacja :D. Reakcja Sebusia na to, że nie ma uczuć, pasowała jak ulał, bo przecież on się nigdy nie złości :). Jednakże słowa Ciela były, jakby to napisać, nie na miejscu... Powinien się czuć, a nie pleść, co mu ślina język przyniesie. Ale płaczący Michaelis był czymś, czego nie mogę sobie wyobrazić! Serio :D. Ciężko mi to zrobić :). Co do błędów, wybaczamy, rozumiemy i czekamy na ciąg dalszy :D.

    Pozdrawiam cieplutko,

    wspomniana wyżej R :D.

    Ps. Heh, nie ma za co :). W ten sposób pokazuję jak bardzo doceniam pracę innych :). Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. o Boziu... aż mi się szkoda zrobiło Sebcia :c Ciel debilu... przez ciebie się popłakał :'(

    OdpowiedzUsuń