niedziela, 31 stycznia 2016

Pięć nocy w Freadbear's Fright - noc szósta

Wstał popołudniu i zjadł kanapki przygotowane przez młodą, piękną żonę. Wiele osób dookoła zazdrościło mu tego wspaniałego życia, on sam szanował to co miał. Dostał właśnie świetnie opłacalną propozycję pracy jako nocny stróż w jakimś domu strachów, który był już nieczynny od lat. Podobno ostatnimi czasy ktoś został tam brutalnie zamordowany, ale raczej mało go to obchodziło, bo pewnie ofiara miała zatargi z kimś i została pozbawiona życia.


-Uważaj na siebie, Bob. Nadal się obawiam co do tej pracy… Może lepiej zostań? Twój szef na pewno się nie połapie. Masz klucze… no i będziesz tu bezpieczny…- brunetka jak zwykle panikowała, robiąc niepotrzebne zamieszanie, ale mężczyzna starał się zrozumieć żonę. Na jej miejscu też, by się bał, ale na szczęście kobietą nie jest. Wstał z uśmiechem, objął ukochaną i złożył pocałunek na jej czole.


-Nie bój się. Obiecuję, że około siódmej będę jadł z tobą śniadanie, a potem położę się spać. A za pięć dni pojedziemy na weekend w góry… Pamiętaj, że nie możesz się denerwować, Lucy. Nosisz pod sercem nasze dziecko.- pogłaskał jej plecy i posprzątał po swoim posiłku.- Teraz masz czas na zakupy i plotki z koleżankami, bo jak skończę służbę… Bardzo mocno cię przytulę i pójdziemy na romantyczny spacer, tak jak kiedyś.


-Ufam ci. Napisz od czasu do czasu, okej? Będę się mniej denerwować, jak obudzę się w nocy i zobaczę wiadomość.- wydęła usta i usiadła przy stole popijając herbatę Mężczyzna zaśmiał się i pokręcił głową.


-Oczywiście kochanie. Postaram się. A tymczasem pozwól, że wezmę prysznic, a potem upieczemy jakieś pyszne ciasto.- zaśmiał się, widząc wzrok kobiety.


-Upieczemy? Żarłok. Wszyscy dobrze wiedzą, że ja upiekę.


Poszedł do łazienki ze śmiechem.


Po kilku godzinach, pożegnał się z czarnowłosą i wsiadł do samochodu, odpalił go i ruszył w stronę Freadbear's Fright . Gwizdał pod nosem jakąś melodię, a gdy zaparkował przed dawną pizzerią, przypiął do koszuli odznakę. Wysiadł i wszedł do budynku, w którym się zamknął. Wyciągnął telefon i spojrzał na godzinę. Za dwadzieścia minut zaczyna zmianę. Postanowił oswoić się ze swoim stanowiskiem pracy, a porozgląda się kiedy indziej.


Wszystko wokół mężczyzny wydawało się zgniłe i zielonkawe, co napawało lekkim obrzydzeniem.


-Ale tu syf. Bardziej im się przyda sprzątaczka, niż nocny stróż. Kto się zapuszcza w takie miejsca… Ugh!- wzdrygnął się i za pomocą mapki narysowanej przez pracodawcę, którą otrzymał wraz z kluczami, wszedł do pomieszczenia dla strażnika. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to zaschnięta krew, która „ozdabiała” kafelki.- Nawet nie posprzątali po tym gościu?


Usiadł za biurkiem i dostrzegł tablet oraz komputer, włączył obydwa. Na komputerze znajdował się obraz z kamer, odtwarzacz audio i opcja zamykania wentylacji. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Naprzeciw niego była ogromna szyba z widokiem na korytarz prowadzący do biura. W lewym rogu stał karton z kolorowymi maskami. Biuro nie miało drzwi, a zaraz za wyjściem stał manekin niedźwiedzia, wgapiający się w osobę w pomieszczeniu pustymi oczodołami.


-No dobrze. Czas zacząć najnudniejszą noc w moim życiu.- westchnął i wysłał jeszcze żonie sms, że wszystko jest w porządku.


„…12:00 
Oglądam cię…”


Przeskakiwał spokojnie z kamery na kamerę, nie zwracał na nic szczególnej uwagi. Raczej miał to gdzieś. Zaczął grać w jakąś nudną grę na telefonie. W pewnym momencie przestał oglądać obraz w kamerze i uciął sobie drzemkę. Nie zauważył więc, jak pewien złotooki mężczyzna powolnym krokiem, z szyderczym uśmiechem zbliża się do biura.


-Vincent.- szepnął znajomy mu głos, który sprawił, że jego ciało zesztywniało i napawało się cudownym dźwiękiem. Skubaniec miał go w garści. Nadal nie wiedział jak to możliwe, że teraz ma go na co dzień tylko dla siebie. I choć nocą staje się jego łańcuchem, lubił takie więzienie, przestał wołać dom w tym piekielnym miejscu.


„…1:00 
Zaczynam grę…”


W końcu dziwne uczucie zniknęło i znów mógł się ruszyć.


-Jestem Springtrap.- wyszczerzył zęby do niższego chłopaka o czarnych jak smoła oczach, ciemnobrązowych włosach ze złotymi pasemkami. Był blady i miał na sobie podobny strój do tego, który miał na sobie uszasty, z tym że jego był o wiele czystszy i niemal niezniszczony. Pod szyją miał fioletową muchę, a na głowie kapelusik w tym samym kolorze. Młodszy westchnął, złapał dłoń Vincenta, wspiął się i pocałował delikatnie.


-W taki razie, Springi, proszę cię, byś był miły dla naszego nowego gościa.- uśmiechnął się wesoło.


-Zmuś mnie, Freadbear! - zaśmiał się i zaczął biec do kolejnego pomieszczenia.


...2:00
Przemykam się…”


-Jesteś coraz bardziej dziecinny, Springi. Jak pierwszy raz się spotkaliśmy… byłeś ŚMIERTELNIE poważny.- ruszył za nim powoli.- Hello~


Uszasty jak na zawołanie wynurzył się z cienia i chwycił chłopaka w pasie, uniósł nad ziemie, by być z nim na równi. Zetknął się z nim czołem i patrzył mu w oczy. To ciało… wciąż takie żywe i ludzkie. Takie kruche i ciepłe, mimo wszystko wciąż żałował tego co zrobił, gdyż czuł cząstkę nienawiści w chłopaku.


-Wciąż mnie ignoruje co? Powinien teraz mnie wypatrywać i trząść portkami. Ja zaraz po niego pójdę.- odstawił chłopaka i ruszył szybko, a brązowowłosy wywrócił oczami, powoli nudziło go zachowanie mężczyzny.


„…3:00
Wypatruj mnie!...”


Złotowłosy biegł szybko w stronę biura, nie czuł, by Jeremy go ograniczał swoim niewytłumaczalnym darem. Nadal się cieszył, że tamtego dnia uciekł do ukrytej piwnicy, należącej do byłej lokacji. Znalazł tam złotego Freddy'ego. Pierwszy model, ten sam, który doprowadził do śmierci jego syna. Dzięki temu, teraz całymi dniami może trzymać w ramionach tego ślicznego, ciepłego chłopaka. To co, że nocą stają się przeciwnikami? Są razem i tylko to się liczy. Nie są już samotni, oboje mają na ustach uśmiech, siadają rankiem w piwnicy, Vincent opowiada o tym jak było kiedyś w pizzerii. Nic nie zakłóca ich nawiązującej się więzi. Tylko czasem, gdy Jeremy zasypia… budzą go koszmary. Mówi wtedy, że złote oczy są czerwone jak krew i zabijają go. Po każdym takim koszmarze, myśli, że jest żywy i chce wrócić do domu. Za każdym razem płacze, bo nie może wyjść. Mężczyzna wtedy jest niebywale smutny i ma nadzieję, że kiedyś chłopak zapomni o swoim ludzkim życiu.


„…4:00
Przesrane masz!...”


Brązowowłosy skoczył na plecy uszastego, objął mocno jego szyję i oplótł nogami w pasie. Pocałował go w kark i zmierzwił mu włosy.


-Mam nadzieję, że już się poddajesz kochaniutki!~ Troszkę znużyła mnie tak gra, a twoja rzekoma przyszła ofiara ma cię głęboko w czterech literach. Uśmiechnął się i zeskoczył z niego, skakał wokół jego postaci i śpiewał jakieś dziecięce piosenki, a on napawał się widokiem jego ciała. Uśmiechnął się po raz kolejny tej nocy, przeczesał włosy i kompletnie ignorując niemalże wszystko, złapał go, przechylił i mocno pocałował. Uwielbiał smak tych ust. Nadal był tak cudowny jak za życia. Podobnie było z zapachem włosów. Nadal był kwiatowy z nutką truskawki.


-Teraz mogę się poddać. I tak zaraz szósta. Dopadnę go innej nocy!- pogroził Jeremy'emu palcem.


„…5:00
Zasady znasz!...”


Bob opuścił budynek i wrócił do żony. Dwoje mężczyzn zeszło powoli do piwnicy śmiejąc się i rozmawiając o ich ulubionej muzyce, gdyż poprzedniego dnia znaleźli w piwnicy stare kasety. Nie przejmowali się przykrymi rzeczami i Vincent miał nadzieję, że zostanie już tak na zawsze. Pamiętał bardzo dobrze, jak myślał, że stracił wszystko już na wieki.


-Jeremy…- wstał i chwycił jeszcze ciepłe serce, wyszedł z pomieszczenia ostatni raz spoglądając na nieruchome ciało. Tulił do siebie mięsień i wszedł do dawno nieodwiedzanych przez siebie pomieszczeń, krążył bez celu, słyszał jak nad nim funkcjonariusze rozprawiają o brutalnym morderstwie.


I wtedy znalazł kostium złotego niedźwiedzia. Rozpruł go i włożył w niego serce ukochanego. Nie spodziewał się tego, co wydarzyło się dzień później, gdy wszedł nocą na górę i napotkał płaczącego w kącie chłopaka.


-Springi! Zamyśliłeś się…- uśmiechnął się wesoło chłopak.


-Przepraszam…- pocałował brązowowłosego w policzek i uśmiechnął się czule.- Już nigdy nie pozwolę ci mnie opuścić…


-Ja nie pozwolę ci zobaczyć fioletu…


-Nie chcę go widzieć… Mam ciebie…- zdjął mu fioletowy kapelusz i ułożył go na swoich kolanach.


Oboje myśleli, że dla takich jak oni nie ma szczęśliwych zakończeń. Jeden z nich zrobił coś wbrew sobie, by jego umęczona dusza zobaczyła upragniony fiolet. Mieli zostać bohaterami tragicznymi, ale przezwyciężyli okrutny los.




I znalazłem obsesję… Teraz jesteśmy tylko ty… i ja… Na wieki…


Tyle lat minęło odkąd widziałem tu twarz…


Byłem samotny i zniszczony, wciąż wołałem dom…


I wtedy przyszedłeś… Męczony duchami przeszłości…


Uruchomiłeś mnie… Poczułem jakby znów biło moje serce…

 
Ale teraz masz już nową obsesję… I jesteśmy tylko ty… i ja...

*****************************************************************************
To teraz pisać kto się zdziwił i przetarł kilkukrotnie oczy? xD Wasza Ozzy siedziała do czwartej nad ranem i reanimowała Jeremy'ego :D  

Powiem wam szczerze, że długo się zastanawiałam nad sensem tej krótkiej serii, ale stwierdziłam, że dam szansę sobie i swoim umiejętnościom. 

Kto z was nie zna gry i fabuły, polecam gorąco! Może gra sama w sobie nie jest jakaś wybitna, ale fabuła tajemnicza i osobom takim jak ja daje duże pole do manewru i jest to efekt tego, że fabuła w ogóle nie została wyjaśniona przez autora, a on sam jest bardzo tajemniczy i naprowadza nas na wszystko drobnymi gestami (teraz wyszła jego nowa gra związana z tą serią, ale usunął ją po kilku dniach i stwierdził, że musi ją dopracować i potem wydać za darmo dla wszystkich, co mnie niezmiernie ucieszyło). Cztery części gry, RPG na ich podstawie, książka i film w przygotowaniu. Czekam niecierpliwie aż wszystko się wyjaśni :D

Springtrap od zawsze był samotny, jest też moim ukochanym animatronikiem, który ma uśmiech typowego pedofila i stwierdziłam, że on aż się prosi o przywrócenie do świetności złotego Freddy'ego. W końcu nim Vincent ( jego imię wymyślił fandom xd) został zatrzaśnięty w kostiumie, animatronik był jednym z pierwszych w restauracji.

Jak dokładnie doszło do śmierci Purple Guy'a? To logiczne i spójne. Tak jak zginęło to dziecko w paszczy Freadbear'a, chociaż w tym przypadku łzy sprawiły, że w szczęce endoszkieletu powstało zwarcie, które doprowadziło do zaciśnięcia się ich na głowie chłopca. W przypadku Vincenta wiele zdziałało wątpliwe bezpieczeństwo kostiumu Spring Bonnie'go i przeciekający dach. Sprężyny puściły i wbiły z ogromną mocą w ciało.

Może troszkę wam rozjaśniłam jak doszło do śmierci Vincenta. I mam nadzieję, że nie zawiedliście się tym rozdziałem, a wręcz cieszycie się, że jednak nadeszła noc szósta, która wszystko kończy. Tak, teraz możemy pożegnać się z Jeremy'm oraz Vincentem. I uważam, że dobrze postąpiłam znów łącząc na wieki kultowe animatroniki z pierwszych lokacji. Nie uważacie, że dopełniają się idealnie? Springtrap idzie zabić, a Freadbear powstrzymuje go i chroni jego niczego nieświadome ofiary.

Tak więc może zrobimy coś szalonego? Wiem, że komentują dwie, w porywach trzy osoby, ale możecie zadać pytanie bohaterom. Jakie chcecie ^^ Do zobaczenia, biegnę pisać historię naszego chudego grubaska <3

Żegnajcie!~

      

sobota, 30 stycznia 2016

Pięć nocy w Freadbear's Fright - noc piąta

Obudził się dość szybko, tym razem nie dręczyły go żadne koszmary, co przyjął z niebywałą ulgą. Zmierzwił swoje przydługie włosy z uśmiechem i w tym momencie odkrył, że leży na czymś miękkim, ale nieco chłodnym.


-Jak się czujesz? Wyspałeś się?- zapytało jego wygodne posłanie, a raczej Vincent. Widocznie był zaciekawiony swoim gościem i odezwał się w nim instynkt opiekuńczy… no na tyle opiekuńczy, na ile może być opiekuńczy seryjny morderca. Jeremy uniósł się lekko z jego klatki piersiowej, był lekko oszołomiony.- Musiałeś być nieźle wymęczony…


-Tak… wyspałem się. Masz rację, byłem trochę zmęczony…-odpowiedział niepewnie i nieco odruchowo. Wstał pospiesznie i zerknął na zegarek.- Już szesnasta? Mogłeś mnie obudzić…


-Nie chciało mi się… Uroczo wyglądasz gdy śpisz…- mruknął ciszej i mogło się mieć wrażenie, że zaraz się zarumieni, podobnie jak nocny stróż, którego twarz niemal od razu pokryła się wyrazistą czerwienią. Odwrócił się do niego tyłem i zakrył swoje policzki dłońmi. Złotowłosy poczuł jakąś dziwaczną satysfakcję po tym jak zareagował brązowowłosy.


-Uhm… dzięki?- powiedział cicho, ten mężczyzna tak strasznie go zawstydzał!


Uszasty podszedł go niego bliżej i objął go w pasie, zanurzył twarz w jego miękkich włosach i zaciągnął się ich świeżym, kwiatowym zapachem. Zaczął leniwie gładzić brzuch chłopaka, docierając dłonią aż do piersi, w której bardzo szybko biło serce.


-Bum… Bum Bum…- udawał rytm uderzeń mięśnia i pocałował ramie zasłonięte starą i zbyt dużą koszulą. Uśmiechnął się.- Moje serce też kiedyś żyło, wiesz? Jeśli cię zabiję dziś w nocy… już nigdy tego nie usłyszę…-wyszeptał łamiącym się głosem i ostrożnie pocałował go w szyję napawając się zapachem jego ciała.- Zastygniesz… nieruchomy… zaczniesz się rozkładać… twoje ciało zgnije tak, jak ciała tych dzieci… Przestaniesz pachnieć kwiatami i truskawkami… będziesz taki zimny jak ja…


Osiemnastolatek drżał przez słowa, które wydobywały się z ust Vincenta. Mówił je z takim żalem.


-Zawsze o północy… Robię rzeczy, których nigdy bym nie przypisał do swej osoby… Ale nie żałuję ich i w środku czuję szczęśliwy… Inni widzą czerwień… A jedyne co widzę ja, to fiolet… Dlatego jestem Purple Guy… To wszystko teraz staje się jasne, co nie Jeremy?- odwrócił go do siebie przodem, będąc pewien, że w jego oczach maluje się strach, ale przeżył niemały szok. Szatyn patrzył na niego z ufnością i czymś na kształt współczucia. Springtrap przytulił go mocno do swej piersi i usiadł z nim na podłodze i głaskał jego włosy drżącą dłonią. Siedział z nim tak przez kilka godzin. Żaden z nich się nie odzywał, oboje bez słów wzajemnie się pocieszali. Nagle starszy uniósł wzrok.- Nie boisz się śmierci? Ani trochę? Cały czas jesteś taki spokojny. Zachowujesz się jak masochista, wiesz?


-Wiem to Springi… eh… Pogodziłem się z tym, że nikogo już nie obchodzi czy żyję, czy w końcu zdechłem...Ba! Wielu by się z tego powodu cieszyło. Jestem sam na tym świecie zupełnie tak, jak ty…


Nie odzywali się aż do momentu, w którym Jeremy musiał udać się do biura. Złotowłosy cały czas trzymał chłopaka zaborczo w swoich ramionach.


-Żegnaj Jeremy… Byłeś trudnym przeciwnikiem… I… Chcę byś wiedział, że stałeś mi się bliski… mimo tak krótkiej znajomości…- mężczyzna jąkał się i przeczesywał delikatnie brązowe włosy.- Dziękuję…


-To ja dziękuję… Ale… wiedz, że to ja wygram!- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a Vincent zaśmiał się, nachylił niebezpiecznie nisko i pocałował szatyna czule w usta, a ten natychmiast oblał się rumieńcem.


-Ze mną nikt nie wygra… Zapamiętaj to… Żegnaj.- puścił go i od razu zniknął.


Jeremy patrzył pustym wzrokiem w głąb korytarza, ale nic nie ujrzał. Po jego policzku spłynęła jedna, jedyna łza. Po chwili obrócił się na pięcie i usiadł za biurkiem. Uderzył w nie pięścią.


-Nie dam ci wygrać! Tym razem to ja zostanę zwycięzcą!- uśmiechnął się do kamer i natychmiast zaczął szukać tych pięknych, złotych oczu.


12.00…
Tyle lat minęło odkąd widziałem tu twarz… Byłem samotny i zniszczony…


Pojawił się szybko na dziewiątce i wlepiał oczy w kamerę, wykorzystałem chwilę i zablokowałem szyb wentylacyjny, co okazało okazało się najlepszym co mogłem zrobić, gdyż po sekundzie uszasty już tam był. Stał się o wiele szybszy niż wcześniej. Jeremy szybko zwabił go na poprzednią pozycję.


-Dam radę! Springtrap! Wygram z tobą!- krzyczał ze łzami w oczach i trząsł się, cały czas z nim walczył, choć często był zmuszony resetować system, przez co uszasty zbliżał się na niebezpieczną odległość.


1.00…
W tym piekle od zawsze wołam dom…


Skoczył na niego spalony lis z wrzaskiem, który ogłuszył go na piętnaście minut i przez to robił wszystko skołowany i przerażony, miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi i samo odda się Springtrapowi machając białą flagą.


-To wszystko dzieje się w twojej głowie… Jeremy… One nie istnieją…- szeptał i nagle uświadomił sobie jedno. Wcale nie chce tak młodo umrzeć, nie teraz, nie tak! On chce jeszcze żyć!- Proszę Vincent zlituj się… obiecuję, że cię nie zostawię!
-Kłamiesz…- powiedział mu jakiś głos w głowie, a chłopak zaczął nią kręcić na boki, był coraz słabszy.


2.00…
Powinieneś zostawić mnie tu… bym się rozłożył…


-Musze stąd wyjść, Vincent! Jeszcze tyle rzeczy…- panikował i szybko oddychał, mimo swojego stanu wciąż dzielnie powstrzymywał Springtrapa. Ręce mu się trzęsły, a po czole spływały kropelki potu, wiedział, że popełnił kilka błędów, przez co raz widok zasłoniła mu głowa smutnej kukiełki.- To tylko moja wyobraźnia… to nie jest prawda…- powtarzał jak mantrę. Duchy przypominające animatroniki atakowały go coraz częściej, przez co popełniał wiele błędów i tracił cenny czas.


3.00…
Znalezienie mnie było najgorszym błędem…


-Vincent…- szepnął płaczliwie i uderzył się w twarz dla otrzeźwienia, na jego bladym ze strachu policzku powstał czerwony ślad.- Straszysz mnie… Boję się ciebie…- miał nadzieję, że to zadziała, ale przypomniał sobie słowa mężczyzny.- Ja widzę czerwień… a ty swój ukochany fiolet…- uśmiechnął się.- Muszę wrócić Springi… Ja jeszcze nie przegrałem swojego życia… uświadomiłeś mnie w tym…- miał nadzieję, że złotowłosy go usłyszy i rzeczywiście słyszał. Stał już za szybą , przez którą widział zrozpaczonego młodego mężczyznę, przez co jego martwe serce zadrżało i po raz pierwszy przy swojej ofierze poczuł, że nie chce jej zabić.


Ale musi.


4.00…
I teraz znalazłem nową obsesję…


-Vincent!- wrzasnął kiedy uniósł wzrok, a złotowłosy zmierzał już w stronę biura.- NIE! NIE!- wrzeszczał ze łzami w oczach.-Nie…- włączył się alarm, więc odruchowo chwycił tablet, na którym miał możliwość resetu systemu, słyszał tupot, a po chwili tablet został mu wyszarpnięty z rąk, złamany wpół i rzucony na ziemię, szatyn uniósł oczy pełne łez w górę na mężczyznę, który zrzucił go z krzesła i uderzył stanął na jego nodze. Oboje usłyszeli przerażający trzask, a po chwili wrzask młodszego przepełniony bólem i rozpaczą rozniósł się po pomieszczeniu.


-Vincent!- darł się i chwycił nogawkę zniszczonych spodni złotowłosego.


-Jestem Springtrap.- powiedział śmiertelnie poważnie i nachylił się nad swoją ofiarą.


-Jesteś Vincent…- wyszeptał, a po jego policzkach wreszcie pociekły łzy. Uświadomił sobie, że to już nie jest miły i czuły Vincent. Teraz to prawdziwy potwór, który zaraz odbierze mu życie, spojrzał na zegar z nadzieją, która zaraz zniknęła. Dwadzieścia minut. Do tego czasu na pewno zginie i nigdy już nie poczuje… nic.- Ja nie mogę umrzeć… Błagam… Naprawdę nie chcę… - wyciągnął do niego rękę i zacisnął ją na jego dłoni, dławił się własnymi łzami. To koniec. Tu zakończy swój żywot. Zginie na tej brudnej podłodze. Ale przynajmniej strach przyćmiewał ból, który odczuwał.


-To czas twojej śmierci.- nachylił się nad drobniejszym ciałem i przyłożył dłoń do piersi chłopaka.- Bum… Bum Bum…- powiedział cicho i wbił dłoń w pierś szatyna, który tylko jęknął, a po jego policzku spłynęła ostatnia łza.


-Vincent…- dławił się i w końcu wykrztusił krew. Patrzył mu w oczy, a jego ciało opuścił ostatni oddech i znieruchomiał, a Springtrap, trzymając w ręce ociekające krwią serce, wpatrywał się w martwe oczy, odrzucił mięsień i upadł na kolana przy ciele. Drżał i wyciągnął zakrwawioną dłoń w stronę bladej twarzy Jeremy'ego, pogłaskał ją, zostawiając na niej czerwone ślady.


-I znów widzę fiolet…

I teraz zostaliśmy tylko ty… i ja... 
****************************************************************************
No cześć. Teraz autorka ma depresje i umiera tonąc we własnych chusteczkach, To wygląda na koniec, co nie?
 To pa... :*
 

piątek, 29 stycznia 2016

Pięć nocy w Freadbear's Fright - noc czwarta

Obudził się równo piętnaście minut przed budzikiem. Rozprostował kości, które nieprzyjemnie strzelały z każdym ruchem. Wstał powoli i westchnął, nie wiedział ile mogło mu zostać do końca życia, ale tak bardzo chciał się skontaktować z rodziną… chociaż nie. Nie ma już rodziny.


Poszedł do kuchni i zaparzył sobie mocną kawę. Może to jego ostatnia?


W jego głowie wciąż tkwił ten dziwny, mechaniczny głos. Zwiastun jego rychłej śmierci. Gdy zaczął odczuwać przerażenie, do jego umysłu napływały wspomnienia chłodnych ramion mężczyzny, które go delikatnie obejmowały całą drogę do wyjścia z Freadbear's Fright. Gdyby chciał go zabić – zrobiłby to. Ale nie zrobił. A miał na to kilka okazji.


Nim się spostrzegł z jego oczu wypłynęły słone krople, które natychmiast starł. Mimo łez, miał wrażenie, że w środku, jest kompletnie pusty. Springtrap wycierpiał o wiele więcej, wróć, cierpi od trzydziestu lat zamknięty w gnijącym, popsutym animatroniku. Z dala od kogokolwiek, a w umyśle zaprogramowane było jedno słowo. „ZABIJ”. Nie jego wina, że chce to zrobić, przecież… gdyby w końcu mógł opuścić swoje małe, prywatne piekło mógłby osiągnąć wolność. Eh.


Strażnik postawił sobie za cel rozmowę z mężczyzną. Musi wiedzieć wszystko. Nawet jeśli miałby za to zapłacić najwyższą cenę. Chociaż sam nie uważał, że jego życie jest wiele warte, to religia nakazywała mu myśleć inaczej. Życie to dar, a o dar trzeba dbać. On nie zadbał, więc teraz ma za swoje. Głupi, młody Jeremy. Tak powie większość. Mimo wszystko Jeremy miał nieodparte wrażenie, że o tajemniczym króliku myślano podobnie. Oboje przegrali życie, oboje byli samotni. Różnił ich wygląd, charakter, czas… i to czy żyją. Jeden był martwy, chociaż czuł się żywy, a drugi żywi, ale już dawno pogodził się ze śmiercią i wciąż o niej myślał. Szczęśliwe zakończenia nie są dla niego, są one tylko dla pięknych, sztucznych i złych ludzi.


Westchnął i ubrał mundur. Idealnie wyprasowana koszula i eleganckie spodnie, odznaka, legitymacja… Jak umierać, to przynajmniej trzeba wyglądać. Ciekawe jak umrze? Będzie miał poderżnięte gardło? Wyrwane serce? Zmiażdżoną głowę?


-Jestem chory.- wyszeptał i dopił kawę.- Gadam od rzeczy.- chwycił rogalika z marmoladą i zjadł go szybko co jakiś czas nucąc pod nosem. Bardzo nie chciał opuszczać swojego małego mieszkania, a gdy już musiał to zrobić, przełknął ślinę i wyszedł zamykając dom na cztery spusty.


Szedł bardzo szybko. Targały nim sprzeczne emocje. Z jednej strony chciał porozmawiać ze swoim przyszłym zabójcą, a z drugiej uciec jak najdalej od tej nawiedzonej miejscówki. Od tej umęczonej duszy.


Gdy dotarł na miejsce jak zwykle powitał go nieprzyjemny zapach zgnilizny. Z resztą… wszystko wyglądało w tym miejscu na zgniłe, zielone, chłodne, wilgotne… Szedł powoli do swojego biura nucąc, co tego dnia robił zbyt często. Oglądał podłogę wyłożoną brudnymi, niegdyś czarno-białymi kafelkami. Nagle coś zmusiło go, by wszedł do pomieszczenia, gdzie trzymano Spring Bonnie'go.


-Co tu robisz?!- rzucił ostro metaliczny głos mężczyzny o włosach w kolorze złotym, który miał w sobie coś zgniłego, co pasowało do miejsca. Jeremy zadrżał, ale uśmiechnął się do martwego mężczyzny.


-Teraz się nie obawiam. Mam jakieś pół godziny i chcę…


-Gówno mnie obchodzi co chcesz!- wrzasnął i przyparł niższego do ściany. Jeremy skrzywił się, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. W jego głowie krążyła tylko jedna myśl. „Zabij mnie szybko… bym nie czuł zbyt dużego bólu”. Zacisnął powieki, a gdy minęło kilka minut i nic się nie stało, powoli je rozchylił. Mężczyzna przyglądał mu się nieco zaciekawiony.- Tyle lat minęło… odkąd widziałem tu żywego człowieka. Nawet podczas mojej śmierci otaczały mnie maszyny i dusze. ALE NIE ŻAŁUJĘ! I MAM ZAMIAR ZABIJAĆ DALEJ, WIESZ?!- wydarł się i uniósł rękę. Był zmienny, trochę jak szaleniec. Jeremy miał wrażenie, że zaraz zostanie uderzony, ale pięść Springtrapa uderzyła w ścianę.- Szybko. Do biura. To byłoby zbyt łatwe. Mam cię odprowadzić?!- podniósł głos, widząc brak reakcji z mojej strony, chciałem już iść, ale postanowiłem zrobić coś, czego mężczyzna się nie spodziewał. Odsunął się powoli i wyciągnął przed siebie rękę. Był blady ze strachu, ale rozszerzył usta w miłym uśmiechu.


-Jeremy jestem.- czekał na gest uszastego, który przez chwilę patrzył na niego zdziwiony, po chwili strażnik miał wrażenie, że dostrzegł w złotych oczach łzy, które natychmiast zostały otarte.


-Jeremy…- wyszeptał ledwie słyszalnie, wyglądał na niezwykle ludzkiego, spojrzał prosto na chłopaka i uścisnął jego dłoń, zrobił to niezwykle delikatnie, jakby bał się ją zgnieść.- Ja jestem Vincent… Znaczy.- zakłopotany odwrócił wzrok.- Dla wszystkich pracowników jestem Purple… Purple Guy. Proszę Jeremy… Idź do biura.


Uśmiech zniknął z jego twarzy, wycofał się i powoli poszedł do pomieszczenia ochrony. Usiadł za biurkiem. Springtrap jest taki samotny, ale… on zabijał jeszcze gdy żył. Teraz odbywał swoją osobistą karę boską.


12.00…
Kolejna noc, lecz łatwiej nie będzie…


Springtrap, był bardzo agresywny. Atakował bardzo szybko, a dźwięk audio zbyt wolno się ładował, by można było go użyć. Wentylacja padała bardzo szybko, podobnie jak kamery. Nagle wszystkie kamery przysłoniła twarz jakiejś dziwnej kukły, która po chwili ruszyła na mnie z wrzaskiem, co zaowocowało resetowaniem całego systemu. Jeremy czuł na karku zimne krople potu, ukazujące jego strach.


1.00…
Słyszę jak oddychasz w swoim pokoju…




Uspokoił się powoli. Nie będzie tak źle. I tak w końcu zginie, bo dla takich jak on nie ma szczęśliwych zakończeń.


No i w końcu przez jego nieuwagę uszasty stanął za szybą i wgapiał się w niego. Chłopak szybko uruchomił efekt audio, a jego serce wybijało szalony rytm. Przerażająca postać wciąż stała, teraz wściekła.


2.00…
Byłem tak blisko, ale teraz słyszę echo słowa „Hello”…


Całe szczęście zniknął.


-Nie mogę sobie pozwolić na taką nieuwagę!


Brązowowłosy westchnął uspokojony i zablokował wentylację, przez co zrobiło mu się nieco duszno, kaszlnął, czując nieprzyjemne klejenie w gardle. Przydałoby mu się trochę wody. Odkaszlnął i otarł czoło rękawem, osłabł nieco. Nagle za szybą zarysował się kształt ogromnego niedźwiedzia w kapeluszu, który zmierzał w stronę biura, wymachując mikrofonem. Stróż pomyślał tylko, że to koniec, niedźwiedź wyskoczył szybko, sycząc i wrzeszcząc prosto w jego twarz, zbladł jeszcze bardziej i zresetował system, zaganiając Springtrapa na kamerę dziewiątą. Co to do cholery?!


3.00…
Czyżbym sprawiał, że wariujesz?…


Nie bał się. Była już czwarta. Teraz wystarczy, że…


Wrzask.


Osiemnastolatek nawet nie wiedział z której strony dobiegł. Zapewne kolejne omamy, znów dał się przechytrzyć, ale… czemu nawet jego umysł współpracuje z tym potworem.


-Springi… błagam… skończ już…- wyszeptał ze łzami w oczach, miał wrażenie, że Vincent robi sobie z niego żarty, bawi się z nim.


4.00…
Czyżbym żerował na twym umyśle?…


Słaby z niego zawodnik. Wiedział to, ale przecież osoba z taką przeszłością jak on, nie raz już dawno skończyłaby z zakrwawionymi nadgarstkami w łazience.


Jeszcze troszkę. Musi wytrzymać, musi mieć satysfakcję i poznać bliżej Vincenta. To był bodziec, który nakazywał mu przetrwać.


5.00…
Myślisz, że masz szansę przetrwać, mimo duchów z twojej przeszłości?…


-Vincent?- wyszedł z biura szczęśliwy, że udało mu się przetrwać do końca. Uśmiechał się wesoło.


-Czego chcesz?- mruknął znudzonym głosem złotooki, objął go mocno i posadził na swoich kolanach, przodem do siebie, gdyż odkrył, że lubi patrzeć na tą młodą, żywą twarz.


-Opowiesz mi wszystko? Jak się… tu znalazłeś?- wyszeptał Jeremy spokojnym głosem. Uniósł wzrok na mężczyznę, którego oczy najpierw zabłyszczały ze złości, a po chwili stały się smutne i puste.


-To było około… trzydzieści lat temu, Jeremy. Miałem szczęśliwą rodzinę, dobrą pracę i to przez nią wszystko straciłem. Pracowałem w Freadbear's Family Diner, w oddziale, który należał do mnie. Posiadaliśmy wtedy dwa animatroniki, Goledn Bonnie' go i Golden Freddy'ego. Robiły furorę, podobnie jak późniejsze modele, które na początku były jedynie dołączanymi do pizzy pluszakami. Nie wiem czemu, ale mój syn zawsze się bał tych maszyn, szczególnie Freadbeara. Eh… Starszy zawsze sobie z niego żartował i razem ze znajomymi cały czas go straszyli. Wtedy były to dla mnie tylko niewinne psoty, więc dałem mu tylko reprymendę… ale… Pewnego dnia wszystko się rozpoczęło. Młodszy syn obchodził siódme urodziny w pizzerii, nie bawił się zbyt dobrze, cały czas był wystraszony. Spuściłem go z oka tylko na chwilę… a potem usłyszałem trzask. Goleden Freddy, ten sam, do którego pluszowej wersji przytulał się co noc i zwierzał… zmiażdżył jego malutką… główkę…- w oczach Vincenta lśniły łzy.- Przez pięć dni był w śpiączce… lekarze nie dawali rady, coś go blokowało… a potem umarł. W ten sam dzień, w który przywieziono cztery nowe animatroniki. Od razu Zamknąłem Spring Bonnie'ego i Freadbeara w schowku. Po pogrzebie… byłem wściekły… i zabiłem czwórkę dzieci i ukryłem w czterech nowiutkich animatronikach. Z marionetką, która rozdawała dzieciom prezenty zaczęło się coś dziać. Wychodziła z pudełka i w nocy krążyła po pomieszczeniu. Podobnie jak te nowe animatroniki, dlatego zniszczyłem i opracowałem zabawkowe, bardziej przyjazne dzieciom wersje… Ale i one się poruszały. To nie było dobre… Pewnej deszczowej nocy musiałem zostać w pizzerii do późna, pozanosić jakieś kartony… I wtedy. Wtedy pojawiły się. Śledziły i zmusiły do założenia Spring Bonnie'go, przystosowanego do takich manewrów. A potem… Umierałem przed kilka godzin w okropnych męczarniach, spalono pizzerie. Resztę pewnie znasz.


-Płaczesz Vin…- wyszeptał smutnym głosem strażnik i objął większego.- Nie masz się już czego bać…


-Nie rozumiesz, co? Coś mi każe zabijać. Widzę te postaci, wszystko do mnie wraca wraz z wybiciem północy. Słuchaj, zmykaj do domu…


-Nie.- przerwał mu i ścisnął go mocniej w pasie.- Zostaję tu. W końcu jutro nasza ostatnia noc. Dobranoc.


Purple Guy siedział nieruchomo, z szeroko otwartymi oczami, po chwili uśmiechnął się. Ciepłe ramiona otulały go tak ciasno, ale nie pozwoli, by jego gość spał w tak niedogodnych warunkach.
-Śpij. Obudzę cię na czas…Ale i tak cię zabiję, wiesz?- wyszeptał mu do ucha z z wahaniem pocałował je, co zostało nagrodzone zadowolonym pomrukiem.


-Wiem Springi… A ja i tak ci na to nie pozwolę…- zasnął i nie poczuł jak na jego ustach składany jest delikatny pocałunek.


Nie przetrwasz tej nocy!

****************************************************************
No i napisałam wreszcie! ;-; Pewnie gówno mi wyszło, ale co mi tam xD 

Dziękuję za komentarze :3 No i witam zacnego Pokemona ^^
Pozdrawiam Was, Ozzy :3
I pamiętajcie, gdyby nie NateWantsToBattle, nie byłoby tego, większość zielonego tekstu to teksty jego piosenki o Springtrapczaku xD Dla zainteresowanych: Tutaj