poniedziałek, 18 stycznia 2016

Malarz - rozdział siódmy (obie perspektywy)

~Ciel~


Gdy ponownie się obudziłem na zewnątrz było już ciemno. Czułem, że jest mi przyjemnie ciepło i bardzo wygodnie, a ból nie jest aż tak dokuczliwy jak kilka godzin temu. Uświadomiłem sobie, że to wszystko dzięki Sebastianowi, zabrał mnie z zimnego korytarza i opatrzył.


-Obudziłeś się! Dzięki Bogu!- usłyszałem rozradowany głos i uniosłem się ostrożnie, w czym bardzo szybko mi pomógł czarnowłosy, ponieważ byłem bardzo obolały.- Upiekłem ciastka i ugotowałem rosół. Słuchaj, muszę na chwilkę wyjść.- podał mi kubek letniej wody z miodem, a ja szybko wypiłem jego zawartość.- Dam ci rosół. Lubisz, prawda?- kiwnąłem głową, a jego twarz rozpromieniła się, pobiegł do kuchni i po kilku minutach wrócił z miską i łyżką.- Uważaj, gorące…- pogłaskał moje włosy i pobiegł do drzwi.- Za kilka minut wracam!


Usłyszałem trzask drzwi i stukot butów, podczas gdy schodził po schodach. Uniosłem łyżkę do góry i ostrożnie podmuchałem na parującą zupę. Pachniała cudownie. Głupio mi było, że sprawiam mu problemy i specjalnie dla mnie gotuje, bym lepiej się poczuł. Ale… nie wytrzymałbym w tamtym miejscu ani chwili dłużej. Bałem się tak bardzo. O nie! Co jeśli zaczną mnie szukać i trafią na Sebastiana? Będzie po nim. Mój ojciec jest przebiegły. Oskarży malarza o to, że ten mnie porwał i zrobił mi to… wszystko. Nie mogę go tak narażać. Jaki ja jestem głupi! Z resztą… on nie ma tyle pieniędzy, bym mógł żyć razem z nim. I do tego na pewno nie chce mnie pilnować. Sam jest starszy ledwie trzy lata, chce się wyszaleć i założyć rodzinę. Nie mam prawa mu zawadzać. Zjadłem powoli i odłożyłem miskę na podłogę, objąłem się ramionami. Co mam teraz zrobić? Może powinienem komuś to zgłosić i pojechać do szpitala. Nikt się tym nie zainteresuje. W końcu jestem tylko dzieckiem.


-Ciel, to jest Anna Crawford, jest lekarzem. Musi cię zbadać, ale nie martw się, cały czas będę przy tobie.- spojrzałem na niewysoką, czarnowłosą kobietę, która na oko mogła mieć czterdzieści lat. Włosy miała upięte w wysoki, elegancki kok, który ozdobiła spinką, która pasowała do jej ciemnoniebieskich oczu. Miała na sobie czarny płaszcz ze złotymi guzikami, a na dłoniach skórzane rękawice. W lewej ręce trzymała torbę lekarską, która wyglądała na dość wiekową, ale najwyraźniej miała do niej duży sentyment.


-Witaj kochaniutki, cóż się stało, co?- uśmiechnęła się miło, dzięki czemu rozluźniłem się i odwzajemniłem uśmiech. Nie czułem się na siłach, by wszystko wyjaśniać, co od razu zrozumiała i wręcz zdawała się powiedzieć entuzjastycznie „AHA!”. Pokręciła głową i z pomocą Sebastiana zdjęła płaszcz oraz rękawice.- Powiedz w takim razie cóż cię boli kochaniutki…- zacmokała zabawnie i przysiadła obok mnie, a w jej ślady poszedł również Sebastian, który zajął miejsce po drugiej stronie.


-Najbardziej plecy… i mam tam oparzenie… Pieką i dziwacznie ciągnie mnie skóra… Ogólnie to… dostałem… kilka…- szepnąłem z wahaniem.- Kilka razy skórzanym paskiem… bynajmniej tyle pamiętam.


Pokiwała głową ze zrozumieniem i nakazała malarzowi zdjąć mi koszulę. Po jakimś czasie obrócili mnie na brzuch i ułożyli. Usłyszałem świst powietrza.


-Ktokolwiek mu to zrobił jest potworem.- wyszeptała lekarka. Kątem oka dostrzegłem jak wyciąga białe rękawiczki i wciąga je na dłonie.- Sebastianie, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie może tu zostać. Jest zbyt zimno i ten grzyb. Ty też powinieneś zostawić przeszłość i się stąd wynieść. Będziemy musieli szyć, Ciel. Podam ci coś. Powinno być ci lepiej, ale nie jestem pewna. To jakiś najnowszy środek znieczulający.


Uklęknęła przy mnie i delikatnie wkuła strzykawkę w moje ramię. Poczułem się nieco senny, ciepła dłoń zacisnęła się na mojej. Sebastian. Czułem się taki lekki i spokojny. Nagle wszystko odeszło na chwilę. Czułem jedynie jak coś ciągnięcie i od czasu do czasu jakieś kłucie, ale nie było one zbyt nieprzyjemne. Wokół nastała ciemność.


~Sebastian~


Byłem tak cholernie zmartwiony i wciąż zastanawiało mnie czego to jest wina. Dlaczego tak szybko polubiłem tego chłopaka i chciałem mu pomóc za wszelką cenę? Przecież wiedziałem o nim tyle co nic. Podejrzewałem, że to wina jego delikatności, piękna i wdzięku.


Anna skończyła cały zabieg po godzinie, posprzątała i podparła ręką swoje biodro.


-Nie pozwolę mu tutaj zostać. Ma trudności z oddychaniem, a poza tym jest tutaj jak w piwnicy. Zabieram go do siebie. A ty? Czy to cię przekona do opuszczenia tego miejsca?- westchnąłem słysząc jej słowa. Znów chce mi matkować.- Nie możesz żyć przeszłością, zrozum w końcu. Wszyscy twoi przyjaciele chcą ci pomóc. Mam wystarczająco duży dom, byście oboje w nim żyli. Nie chcę zmuszać ciebie, ale tego chłopaka muszę stąd zabrać.


Anna wychowała się w tej okolicy, ale dzięki swojej nieprzeciętnej wiedzy udało jej się dostać na uczelnię i skończyć szkołę po to, by zostać jednym z lepszych londyńskich lekarzy. Pomagała wszystkim ze swych rodzinnych okolic. Sama kiedyś przyznała, że ona musi ratować ludzi z tej dzielnicy, inaczej sobie nie wybaczy i będzie błagać, o miejsce w piekle. Nie miała zbytnio czasu na jakiekolwiek związki, dlatego wciąż pozostawała panną.


-Anno… Mówiłem ci tyle razy, ze już dawno nie myślę o tym co się wtedy wydarzyło.- westchnąłem zmęczony.- Dobrze. Jutro go przeniesiemy do ciebie.


-A ty? Zostawisz wreszcie to wszystko? Wybacz mi, wiem że to miejsce jest dziełem twojej rodziny. Ale oni już tu nie wrócą. Ty też nie masz po co tu zostawać. Obiecałam twojej ciotce na łożu śmierci, ze wreszcie cię stąd wyciągnę, a ty wszystko tak utrudniasz! Uh… młodzi mężczyźnie sią strasznie skomplikowani i dziwaczni. Słuchaj mnie uważnie. Sprzedaj dom. Zamieszkaj u mnie. Maluj, rysuj… co chcesz. Sprzedawaj obrazy. Nie wnikam w twój interes. Zarobisz coś i znajdziesz własne kąty. A ja ci chętnie pomogę. Tak samo jak temu chłopcu. A poza tym! Gotujesz genialnie, a ja wracam do domu nocami i nigdy nie mam czasu na przygotowywanie posiłków.


Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową.


-Dobrze. Zgadzam się. Będę się zajmować domem, w zamian za mieszkanie, a w wolnych chwilach zajmę się malowaniem. Musze zadbać o Ciela.- uśmiechnąłem się i pogłaskałem jego włosy, gdy podniosłem wzrok, ujrzałem na ustach czarnowłosej nikły uśmiech.


-W takim razie jutro przyjdę i przeniesiemy was. Żegnaj!- nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć zniknęła z drewnianymi drzwiami.


Siedziałem przy chłopaku kilkanaście minut. Następnie wstałem i poszedłem do łazienki, z której wyszedłem umyty i przygotowany do snu. Zgasiłem świece i niepewnie ułożyłem się obok drobnego ciała, był zwrócony do mnie twarzą, miał na policzkach delikatny rumieniec, co wyglądało przecudownie.


Teraz nikt cię nie skrzywdzi, książę.
***********************************************************************************
Ja wam to zostawiam... Mam nadzieję, że czekaliście na rozdział :D
Oczywiście bardzo dziękuję Roszpunci i Julii za komentarze ^^ Kocham was normalnie, no! :D Dziś podczas pisania rozdziału wpadałam na kolejny pomysł na opowiadanie. Three Days Grace takie cudne i pomagające wątłej wenie autorki ;-; 



2 komentarze:

  1. Robię przerwę w trakcie remontu, włączam bloggera i co widzę? Ozzy dodała kolejny rozdział! Jupi! Dlatego od razu zasiadłam do czytania i komentowania :). Co prawda jakieś dziesięć razy sprawdzałam, czy nie mam przywidzeń, ale jednak oczy się nie mylą :D. No to wracając do notki: bardzo mi się podobała! Moje gardło aż ścisnął strach, gdy pomyślałam sobie, że Vincent może zareagować i sielanka, która przecież dosłownie przed chwilą się rozpoczęła, pryśnie jak mydlana bańka. Oby nie, kochana Ozzy, daj im jeszcze pożyć w spokoju, bardzo ładnie proszę :). Co więcej, doktor Anna bardzo przypadła mi do gustu i jeśli mam być szczera, jest moją ulubienicą w tym opku :D. Kochana kobieta! A ten tekst z tym piekłem, był epicki! Hahaha! Kto normalny prosi o przeniesienie do Łez Padołu, co? Ona chyba nie jest normalna :D. Co jeszcze? Na temat notki to chyba wsio. Chociaż nie! Sebuś-doskonałykucharz ma u mnie etat jak nic :D. Będziemy razem gotować, bo sama uwielbiam siedzieć w kuchni, dlatego takich trzech jak nas dwoje, nie ma ani jednego :D. I tym optymistycznym akcentem kończę swój nieco bezsensowny wywód :D.

    Ślicznie pozdrawiam
    i masę weny zostawiam!

    Twoja R ♥.

    Ps. My Ciebie też kochamy :*.

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko... to jest super *O* Mega mnie wciągnęło to opowiadanie ^^ Pisz dalej :D Mam wrażenie że teraz inaczej będę się odnosić do Vincenta, mimo że te wszystkie niezbyt przyjemne sceny z nim w roli głównej były tylko wymyślone... no ale tam, przeżyję xD Powiem tylko jedno: Twoje opowiadania są ZA-JE-BIS-TE! ♥♥♥ (chociaż przeczytałam tylko te z pairingiem Sebaciel, ale trudno xD) nie waż mi się z tym zaprzestać bo potnę się masłem! (moja kol to wymyśliła, ale może się da? xD)

    OdpowiedzUsuń