~Ciel~
Gdy
ponownie się obudziłem na zewnątrz było już ciemno. Czułem, że
jest mi przyjemnie ciepło i bardzo wygodnie, a ból nie jest aż tak
dokuczliwy jak kilka godzin temu. Uświadomiłem sobie, że to
wszystko dzięki Sebastianowi, zabrał mnie z zimnego korytarza i
opatrzył.
-Obudziłeś
się! Dzięki Bogu!- usłyszałem rozradowany głos i uniosłem się
ostrożnie, w czym bardzo szybko mi pomógł czarnowłosy, ponieważ
byłem bardzo obolały.- Upiekłem ciastka i ugotowałem rosół.
Słuchaj, muszę na chwilkę wyjść.- podał mi kubek letniej wody z
miodem, a ja szybko wypiłem jego zawartość.- Dam ci rosół.
Lubisz, prawda?- kiwnąłem głową, a jego twarz rozpromieniła się,
pobiegł do kuchni i po kilku minutach wrócił z miską i łyżką.-
Uważaj, gorące…- pogłaskał moje włosy i pobiegł do drzwi.- Za
kilka minut wracam!
Usłyszałem
trzask drzwi i stukot butów, podczas gdy schodził po schodach.
Uniosłem łyżkę do góry i ostrożnie podmuchałem na parującą
zupę. Pachniała cudownie. Głupio mi było, że sprawiam mu
problemy i specjalnie dla mnie gotuje, bym lepiej się poczuł. Ale…
nie wytrzymałbym w tamtym miejscu ani chwili dłużej. Bałem się
tak bardzo. O nie! Co jeśli zaczną mnie szukać i trafią na
Sebastiana? Będzie po nim. Mój ojciec jest przebiegły. Oskarży
malarza o to, że ten mnie porwał i zrobił mi to… wszystko. Nie
mogę go tak narażać. Jaki ja jestem głupi! Z resztą… on nie ma
tyle pieniędzy, bym mógł żyć razem z nim. I do tego na pewno nie
chce mnie pilnować. Sam jest starszy ledwie trzy lata, chce się
wyszaleć i założyć rodzinę. Nie mam prawa mu zawadzać. Zjadłem
powoli i odłożyłem miskę na podłogę, objąłem się ramionami.
Co mam teraz zrobić? Może powinienem komuś to zgłosić i pojechać
do szpitala. Nikt się tym nie zainteresuje. W końcu jestem tylko
dzieckiem.
-Ciel,
to jest Anna Crawford, jest lekarzem. Musi cię zbadać, ale nie
martw się, cały czas będę przy tobie.- spojrzałem na niewysoką,
czarnowłosą kobietę, która na oko mogła mieć czterdzieści lat.
Włosy miała upięte w wysoki, elegancki kok, który ozdobiła
spinką, która pasowała do jej ciemnoniebieskich oczu. Miała na
sobie czarny płaszcz ze złotymi guzikami, a na dłoniach skórzane
rękawice. W lewej ręce trzymała torbę lekarską, która wyglądała
na dość wiekową, ale najwyraźniej miała do niej duży sentyment.
-Witaj
kochaniutki, cóż się stało, co?- uśmiechnęła się miło,
dzięki czemu rozluźniłem się i odwzajemniłem uśmiech. Nie
czułem się na siłach, by wszystko wyjaśniać, co od razu
zrozumiała i wręcz zdawała się powiedzieć entuzjastycznie
„AHA!”. Pokręciła głową i z pomocą Sebastiana zdjęła
płaszcz oraz rękawice.- Powiedz w takim razie cóż cię boli
kochaniutki…- zacmokała zabawnie i przysiadła obok mnie, a w jej
ślady poszedł również Sebastian, który zajął miejsce po
drugiej stronie.
-Najbardziej
plecy… i mam tam oparzenie… Pieką i dziwacznie ciągnie mnie
skóra… Ogólnie to… dostałem… kilka…- szepnąłem z
wahaniem.- Kilka razy skórzanym paskiem… bynajmniej tyle pamiętam.
Pokiwała
głową ze zrozumieniem i nakazała malarzowi zdjąć mi koszulę. Po
jakimś czasie obrócili mnie na brzuch i ułożyli. Usłyszałem
świst powietrza.
-Ktokolwiek
mu to zrobił jest potworem.- wyszeptała lekarka. Kątem oka
dostrzegłem jak wyciąga białe rękawiczki i wciąga je na dłonie.-
Sebastianie, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie może tu zostać.
Jest zbyt zimno i ten grzyb. Ty też powinieneś zostawić przeszłość
i się stąd wynieść. Będziemy musieli szyć, Ciel. Podam ci coś.
Powinno być ci lepiej, ale nie jestem pewna. To jakiś najnowszy
środek znieczulający.
Uklęknęła
przy mnie i delikatnie wkuła strzykawkę w moje ramię. Poczułem
się nieco senny, ciepła dłoń zacisnęła się na mojej.
Sebastian. Czułem się taki lekki i spokojny. Nagle wszystko odeszło
na chwilę. Czułem jedynie jak coś ciągnięcie i od czasu do czasu
jakieś kłucie, ale nie było one zbyt nieprzyjemne. Wokół nastała
ciemność.
~Sebastian~
Byłem
tak cholernie zmartwiony i wciąż zastanawiało mnie czego to jest
wina. Dlaczego tak szybko polubiłem tego chłopaka i chciałem mu
pomóc za wszelką cenę? Przecież wiedziałem o nim tyle co nic.
Podejrzewałem, że to wina jego delikatności, piękna i wdzięku.
Anna
skończyła cały zabieg po godzinie, posprzątała i podparła ręką
swoje biodro.
-Nie
pozwolę mu tutaj zostać. Ma trudności z oddychaniem, a poza tym
jest tutaj jak w piwnicy. Zabieram go do siebie. A ty? Czy to cię
przekona do opuszczenia tego miejsca?- westchnąłem słysząc jej
słowa. Znów chce mi matkować.- Nie możesz żyć przeszłością,
zrozum w końcu. Wszyscy twoi przyjaciele chcą ci pomóc. Mam
wystarczająco duży dom, byście oboje w nim żyli. Nie chcę
zmuszać ciebie, ale tego chłopaka muszę stąd zabrać.
Anna
wychowała się w tej okolicy, ale dzięki swojej nieprzeciętnej
wiedzy udało jej się dostać na uczelnię i skończyć szkołę po
to, by zostać jednym z lepszych londyńskich lekarzy. Pomagała
wszystkim ze swych rodzinnych okolic. Sama kiedyś przyznała, że
ona musi ratować ludzi z tej dzielnicy, inaczej sobie nie wybaczy i
będzie błagać, o miejsce w piekle. Nie miała zbytnio czasu na
jakiekolwiek związki, dlatego wciąż pozostawała panną.
-Anno…
Mówiłem ci tyle razy, ze już dawno nie myślę o tym co się wtedy
wydarzyło.- westchnąłem zmęczony.- Dobrze. Jutro go przeniesiemy
do ciebie.
-A
ty? Zostawisz wreszcie to wszystko? Wybacz mi, wiem że to miejsce
jest dziełem twojej rodziny. Ale oni już tu nie wrócą. Ty też
nie masz po co tu zostawać. Obiecałam twojej ciotce na łożu
śmierci, ze wreszcie cię stąd wyciągnę, a ty wszystko tak
utrudniasz! Uh…
młodzi mężczyźnie sią strasznie skomplikowani i dziwaczni.
Słuchaj mnie uważnie. Sprzedaj dom. Zamieszkaj u mnie. Maluj,
rysuj… co chcesz. Sprzedawaj obrazy. Nie wnikam w twój interes.
Zarobisz coś i znajdziesz własne kąty. A ja ci chętnie pomogę.
Tak samo jak temu chłopcu. A poza tym! Gotujesz genialnie, a ja
wracam do domu nocami i nigdy nie mam czasu na przygotowywanie
posiłków.
Zaśmiałem
się cicho i pokiwałem głową.
-Dobrze.
Zgadzam się. Będę się zajmować domem, w zamian za mieszkanie, a
w wolnych chwilach zajmę się malowaniem. Musze zadbać o Ciela.-
uśmiechnąłem się i pogłaskałem jego włosy, gdy podniosłem
wzrok, ujrzałem na ustach czarnowłosej nikły uśmiech.
-W
takim razie jutro przyjdę i przeniesiemy was. Żegnaj!- nim zdążyłem
cokolwiek odpowiedzieć zniknęła z drewnianymi drzwiami.
Siedziałem
przy chłopaku kilkanaście minut. Następnie wstałem i poszedłem
do łazienki, z której wyszedłem umyty i przygotowany do snu.
Zgasiłem świece i niepewnie ułożyłem się obok drobnego ciała,
był zwrócony do mnie twarzą, miał na policzkach delikatny
rumieniec, co wyglądało przecudownie.
Teraz
nikt cię nie skrzywdzi, książę.
***********************************************************************************
Ja wam to zostawiam... Mam nadzieję, że czekaliście na rozdział :D
Oczywiście bardzo dziękuję Roszpunci i Julii za komentarze ^^ Kocham was normalnie, no! :D Dziś podczas pisania rozdziału wpadałam na kolejny pomysł na opowiadanie. Three Days Grace takie cudne i pomagające wątłej wenie autorki ;-;
Robię przerwę w trakcie remontu, włączam bloggera i co widzę? Ozzy dodała kolejny rozdział! Jupi! Dlatego od razu zasiadłam do czytania i komentowania :). Co prawda jakieś dziesięć razy sprawdzałam, czy nie mam przywidzeń, ale jednak oczy się nie mylą :D. No to wracając do notki: bardzo mi się podobała! Moje gardło aż ścisnął strach, gdy pomyślałam sobie, że Vincent może zareagować i sielanka, która przecież dosłownie przed chwilą się rozpoczęła, pryśnie jak mydlana bańka. Oby nie, kochana Ozzy, daj im jeszcze pożyć w spokoju, bardzo ładnie proszę :). Co więcej, doktor Anna bardzo przypadła mi do gustu i jeśli mam być szczera, jest moją ulubienicą w tym opku :D. Kochana kobieta! A ten tekst z tym piekłem, był epicki! Hahaha! Kto normalny prosi o przeniesienie do Łez Padołu, co? Ona chyba nie jest normalna :D. Co jeszcze? Na temat notki to chyba wsio. Chociaż nie! Sebuś-doskonałykucharz ma u mnie etat jak nic :D. Będziemy razem gotować, bo sama uwielbiam siedzieć w kuchni, dlatego takich trzech jak nas dwoje, nie ma ani jednego :D. I tym optymistycznym akcentem kończę swój nieco bezsensowny wywód :D.
OdpowiedzUsuńŚlicznie pozdrawiam
i masę weny zostawiam!
Twoja R ♥.
Ps. My Ciebie też kochamy :*.
o matko... to jest super *O* Mega mnie wciągnęło to opowiadanie ^^ Pisz dalej :D Mam wrażenie że teraz inaczej będę się odnosić do Vincenta, mimo że te wszystkie niezbyt przyjemne sceny z nim w roli głównej były tylko wymyślone... no ale tam, przeżyję xD Powiem tylko jedno: Twoje opowiadania są ZA-JE-BIS-TE! ♥♥♥ (chociaż przeczytałam tylko te z pairingiem Sebaciel, ale trudno xD) nie waż mi się z tym zaprzestać bo potnę się masłem! (moja kol to wymyśliła, ale może się da? xD)
OdpowiedzUsuń