Całą
noc w moim śnie widziałem szare tęczówki, w których malowała
się pogarda oraz donośny śmiech mojej pierwszej i jedynej miłości.
Ta scena, sprzed sześciu lat była moim najgorszym koszmarem. Nic
nie było gorsze. Nawet widok ukochanej matki powieszonej w łazience.
Możecie
mnie nazwać teraz wyrodnym synem, bo przecież to musi być moją
największą zmorą. Niestety nie, to tylko element całej układanki,
tego jak przytyłem, cierpiałem i zacząłem się odchudzać.
Potrzeba mi było wielkiej miarki akceptacji, którą ktoś umyślnie
wysypał na kafelki łazienki w dniu śmierci mojej matki. Cierpiałem
także przez swoją naiwność. Zaufałem, że skoro ja szczerze
kocham, droga mi osoba pokocha także mnie. Ale przez niego jedynie
zamknąłem się w moim pokoju na pół roku, a jego twarz nawiedza
mnie co noc. To było okropniejsze. Matki już nigdy nie zobaczę
powieszonej w łazience, bynajmniej nie na żywo, a chłopaka, który
zgniótł resztkę mojego pękniętego serca mogę spotkać na co
dzień.
Westchnąłem
ciężko i przetarłem zmęczoną twarz dłońmi, zwlokłem się
jedną nogą na chłodne ciemnobrązowe panele, a po chwili
dołączyłem drugą nogę, ostrożnie ją prostując i rozciągając
ramiona nad głową czekając na znajomy trzask, oznajmiający, że
są dostatecznie rozciągnięte. Zamlaskałem cicho i ziewnąłem
ocierając łzę z kącika prawego oka. Wstałem i powolnym krokiem
poszedłem do okna odsłaniając żaluzje. Na dworze było
najwyraźniej ciepło i słonecznie. Ale i tak ja nie pozwoliłbym
sobie na szorty i koszulkę na krótki rękaw. Otworzyłem swoją
torbę i wyciągnąłem z niej czarny sweter, w którym i spodnie z
szerokimi nogawkami o takim samym kolorze.
-Chyba
nie zamierzasz się w to ubrać. Na zewnątrz jest upał!-
podskoczyłem zaskoczony niespodziewanym gościem, którym okazała
się moja bratowa, ubrana w zieloną zwiewną sukienkę, która
sięgała jej za kolana, była wyraźnie czymś oburzona, czym jak
się domyśliłem z jej wypowiedzi były ubrania, jakie miałem iść
założyć. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale ona uniosła
dłoń do góry.- Milcz, kiedy mówi kobieta!- rzuciła żartobliwie.-
Zaufaj mi okej? Ubierz to bez marudzenia.- podała mi szorty i cienką
koszulkę, oba w kolorze czarnym.- Żebyś nie marudził zbytnio są
czarne… Ale na Boga! Nie ubieraj tych swetrów kiedy jest taki
piekarnik.
Nie
pozostało mi nic innego jak ubranie się w, otrzymane od kobiety,
rzeczy. Nie żebym się cieszył i pogodził z tym. Co to, to nie.
Ale wiedziałem, ze ona nie ubrałaby mnie w coś, w czym wyglądałbym
okropnie. Wszedłem powoli do dość przestronnej łazienki i ubrałem
się niespiesznie. Starałem się wszystko przeciągnąć w czasie,
więc dopiero po dwudziestu minutach wyszedłem z łazienki i udałem
się na dół, gdzie przeżyłem walkę z Haną o to, czy zjem
śniadanie. Ostatecznie wygrałem. Rudowłosa z warknięciem odłożyła
talerz do lodówki i wyszliśmy z domu. Całą drogę czułem się
dość nieswojo. Ludzie patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem, który
wyrażał strach. Matki odciągały dzieci i tłumaczyły im coś o
zdrowym odżywianiu. Jestem aż tak gruby?
W
końcu zatrzymaliśmy się przed niby sławną kliniką, którą, jak
mi powiedziała po drodze Hana, prowadzi bardzo młody lekarz.
Weszliśmy do nieskazitelnie białego budynku, wokoło którego rosła
soczyście zielona trawa, a kobieta żartem rzuciła, że ma sukienkę
eko, uszytą z trawy rosnącej przed kliniką. Nie umiałem się nie
zaśmiać. Zawsze rzucała, kiepskimi żartami, ale w jej ustach
brzmiały one niezwykle zabawnie. Uśmiechnąłem się nieznacznie,
ale po chwili moja twarz znów była bez wyrazu. Weszliśmy do
przytulnej poczekalni, ale nie umiałem się jej lepiej przyjrzeć,
gdyż mój żołądek przewracał się ze stresu. Moja twarz pewnie
była bledsza niż zazwyczaj, a dłonie i nos lodowate.
-W
czym mogę służyć?- zapytała młoda, czarnowłosa dziewczyna
siedząca za kontuarem, przyjrzałem się jej twarzy, która była
delikatnie opalona, na nosie miała duże okulary, które dodawały
jej uroku, a jej oczy były koloru mlecznej czekolady i wesoło
błyszczały w świetle jarzeniówek.
-Jesteśmy
umówieni z doktorem Asashi… - odpowiedziała z uśmiechem
rudowłosa. Kobieta postukała coś na klawiaturze i uśmiechem
wskazała gabinet, każąc nam od razu wejść.- Yuu… zostawiam cię
tutaj. Idź z nim pogadać, ja będę cały czas w poczekalni. Nie
bój się do lekarz. Wiele osób uratował.
Bałem
się cholernie tego, że w tym momencie wymagano ode mnie
samodzielności i otwarcia się przed obcym, przytaknąłem powoli i
zapukałem, nie czekając na odpowiedź wszedłem do środka ze
spuszczoną głową.
-Proszę
zająć miejsce…- usłyszałem ciepły, łudząco znajomy głos.
Zastygłem w bezruchu, a gdy odzyskałem władzę nad swym ciałem
uniosłem gwałtownie głowę. Nie zgadniecie co się stało. Moje
obawy były słuszne. Przede mną siedział znany mi bardzo dobrze
osobnik. Drżąc podszedłem do burka zrobionego z ciemnego drewna,
zająłem wskazane mi miejsce.- Z czym Pan do mnie przychodzi?-
usłyszałem jak opiera ręce o biurko.
-Mój
brat…- odważyłem się unieść głowę do góry.- Mój brat i
jego żona twierdzą, że jestem chory i …- nie chciałem się z
nim dzielić tym wszystkim. ZWŁASZCZA Z NIM.
-Spokojnie.
Nikt cię nie będzie oceniał… chodzi o twoją wagę?-
przytaknąłem, puszczając mimo uszu to, co powiedział o ocenianiu.
W końcu to jego wina, że tu jestem… prawda?- No dobrze. Rozbierz
się i podejdź do mnie jak będziesz gotowy.- wstał i niespiesznie
podszedł do wagi, którą odpowiednio ustawił, ja szybko się
rozebrałem do bielizny z lekkim rumieńcem na twarzy i podszedłem
do niego, z jego pomocą stanąłem na wadze.- Hmm… wzrost… sto
siedemdziesiąt osiem centymetrów…- zapisał coś w swoim notesie
i zaczął gmerać coś przy wadze.- Waga… trzydzieści osiem i
siedem dziesiątych.- spojrzał na mnie, a ja z bólem zatopiłem się
w jego cudownych, stalowych tęczówkach. Milczałem, a on delikatnie
mną kierując postawił przed lustrem.- Opisz siebie. To bardzo
ważne.
Spojrzałem
w lustro. Rozpoznał mnie i teraz się ze mnie nabija, bym popadł w
jeszcze większy dołek?!
-Jestem
gruby. Za gruby. Muszę schudnąć. Koniecznie muszę schudnąć
jeszcze kilka kilogramów.
Nie
widziałem jego reakcji i szczerze mówiąc nawet nie chciałem
widzieć. Usłyszałem jedynie jak szybko wciąga powietrze i cicho
nakazuje się ubrać. Ubrałem się i ponownie zasiadłem na miejscu
naprzeciw niego.
-Twój
brat oraz jego żona mają racje. Jesteś poważnie chory i
najprawdopodobniej spowodowane jest to otaczającymi cię ludźmi,
bądź przeszłością. Wysłuchaj mnie teraz uważnie. Nikt nie każe
ci się na to zgadzać. Ta klinika to miejsce, w którym ludzie z
różnymi schorzeniami „odpoczywają” i leczą się. Nazywaj to
jak chcesz. Są to osoby, które bardzo nie chcą mieć więcej
problemów. Niektórzy leczą tu głęboką depresje, a inni swoje
fobie. Ty z kolei musisz uleczyć nie tylko umysł, ale także duszę
i ciało. Powtarzam. Nie zmuszam cię do tego, ale jak się zgodzisz
odwrotu nie ma. Proponuję Ci byś przeniósł się tutaj na kilka
tygodni. Ostrzegam cię, że jeśli nic nie będziesz ze sobą robił,
możesz trafić do szpitala psychiatrycznego, a nawet umrzeć.
Patrzyłem
na niego osłupiały. Przenieść się… w sensie mieszkać tu kilka
tygodni? Nie ma mowy! Już chciałem odmówić, ale przypomniałem
sobie słowa mojego brata. „Rób wszystko co będzie kazał”.
Co
mam robić?
***********************************************************************************
Witajcie! Postanowiłam wstawić drugi rozdział. To wszystko dzięki Wam. Pod koniec opowiadania zdradzę Wam kilka rzeczy, które go dotyczą. A tymczasem... postanawiam sobie małą zasadę. Mają być komentarze inaczej rzuca wszystko i jadę w Bieszczady! xD
Dziękuję, że podzieliłyście się kawałkiem siebie ^^ Julio, nie martw się, każdy ma prawo popełniać błędy. Dziękuje, że w ogóle komentujesz. :3
Roszpunciu, dziękuję za komentarz, w którym opisujesz coś, co sama przeżyłaś. Nigdy nie wolno ci myśleć, że możesz być brzydka, za chuda czy co tam jeszcze. Piękno mamy w sobie. Zobaczyć je mogą jedynie osoby, które są "koneserami sztuki", że tak to nazwę. ^^ Sądząc po twoich komentarzach w stu procentach w środku jesteś piękna. Wspierasz jak nikt.
Kuro Neko, tobie nie odpisuję na komentarz, bo piszemy do siebie non stop xD
Witaj, Kochana!
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę fajny! Widzę, że doktorek nie poznał swojej ofiary. Och! Opisz dokładnie jego minę, gdy dowie się, że Yuu jest tym, który wyznał mu miłość i którego tak perfidnie zbluzgał. Ach! Już się jaram tym, co dopiero się pojawi :D. A swoją drogą, cieszę się, że mi tak nie odbiło i nie wpadłam w anoreksję, jak główny bohater. Naprawdę siebie lubię i cieszę, że piszesz o mnie takie miłe słowa. Dziękuję :*. To naprawdę budujące :D. No i chyba tyle w temacie :D.
A! I jeszcze jedno! Wybacz, Julio, ale ja już tak mam: bo ja uwielbiam pisać, rozmawiać, dyskutować, dlatego z reguły moje komentarze są obszerne ;).
Pozdrawiam Ciebie, Ozzy, oraz wszystkie czytające i komentujące duszyczki! Do następnego!
:) Rozdział świetny choć moim zadniem troszke za krotki.Ale to moje zdanie czekam na kolejny rozdzialik Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie ma kontynuacji :c
OdpowiedzUsuń