sobota, 30 stycznia 2016

Pięć nocy w Freadbear's Fright - noc piąta

Obudził się dość szybko, tym razem nie dręczyły go żadne koszmary, co przyjął z niebywałą ulgą. Zmierzwił swoje przydługie włosy z uśmiechem i w tym momencie odkrył, że leży na czymś miękkim, ale nieco chłodnym.


-Jak się czujesz? Wyspałeś się?- zapytało jego wygodne posłanie, a raczej Vincent. Widocznie był zaciekawiony swoim gościem i odezwał się w nim instynkt opiekuńczy… no na tyle opiekuńczy, na ile może być opiekuńczy seryjny morderca. Jeremy uniósł się lekko z jego klatki piersiowej, był lekko oszołomiony.- Musiałeś być nieźle wymęczony…


-Tak… wyspałem się. Masz rację, byłem trochę zmęczony…-odpowiedział niepewnie i nieco odruchowo. Wstał pospiesznie i zerknął na zegarek.- Już szesnasta? Mogłeś mnie obudzić…


-Nie chciało mi się… Uroczo wyglądasz gdy śpisz…- mruknął ciszej i mogło się mieć wrażenie, że zaraz się zarumieni, podobnie jak nocny stróż, którego twarz niemal od razu pokryła się wyrazistą czerwienią. Odwrócił się do niego tyłem i zakrył swoje policzki dłońmi. Złotowłosy poczuł jakąś dziwaczną satysfakcję po tym jak zareagował brązowowłosy.


-Uhm… dzięki?- powiedział cicho, ten mężczyzna tak strasznie go zawstydzał!


Uszasty podszedł go niego bliżej i objął go w pasie, zanurzył twarz w jego miękkich włosach i zaciągnął się ich świeżym, kwiatowym zapachem. Zaczął leniwie gładzić brzuch chłopaka, docierając dłonią aż do piersi, w której bardzo szybko biło serce.


-Bum… Bum Bum…- udawał rytm uderzeń mięśnia i pocałował ramie zasłonięte starą i zbyt dużą koszulą. Uśmiechnął się.- Moje serce też kiedyś żyło, wiesz? Jeśli cię zabiję dziś w nocy… już nigdy tego nie usłyszę…-wyszeptał łamiącym się głosem i ostrożnie pocałował go w szyję napawając się zapachem jego ciała.- Zastygniesz… nieruchomy… zaczniesz się rozkładać… twoje ciało zgnije tak, jak ciała tych dzieci… Przestaniesz pachnieć kwiatami i truskawkami… będziesz taki zimny jak ja…


Osiemnastolatek drżał przez słowa, które wydobywały się z ust Vincenta. Mówił je z takim żalem.


-Zawsze o północy… Robię rzeczy, których nigdy bym nie przypisał do swej osoby… Ale nie żałuję ich i w środku czuję szczęśliwy… Inni widzą czerwień… A jedyne co widzę ja, to fiolet… Dlatego jestem Purple Guy… To wszystko teraz staje się jasne, co nie Jeremy?- odwrócił go do siebie przodem, będąc pewien, że w jego oczach maluje się strach, ale przeżył niemały szok. Szatyn patrzył na niego z ufnością i czymś na kształt współczucia. Springtrap przytulił go mocno do swej piersi i usiadł z nim na podłodze i głaskał jego włosy drżącą dłonią. Siedział z nim tak przez kilka godzin. Żaden z nich się nie odzywał, oboje bez słów wzajemnie się pocieszali. Nagle starszy uniósł wzrok.- Nie boisz się śmierci? Ani trochę? Cały czas jesteś taki spokojny. Zachowujesz się jak masochista, wiesz?


-Wiem to Springi… eh… Pogodziłem się z tym, że nikogo już nie obchodzi czy żyję, czy w końcu zdechłem...Ba! Wielu by się z tego powodu cieszyło. Jestem sam na tym świecie zupełnie tak, jak ty…


Nie odzywali się aż do momentu, w którym Jeremy musiał udać się do biura. Złotowłosy cały czas trzymał chłopaka zaborczo w swoich ramionach.


-Żegnaj Jeremy… Byłeś trudnym przeciwnikiem… I… Chcę byś wiedział, że stałeś mi się bliski… mimo tak krótkiej znajomości…- mężczyzna jąkał się i przeczesywał delikatnie brązowe włosy.- Dziękuję…


-To ja dziękuję… Ale… wiedz, że to ja wygram!- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a Vincent zaśmiał się, nachylił niebezpiecznie nisko i pocałował szatyna czule w usta, a ten natychmiast oblał się rumieńcem.


-Ze mną nikt nie wygra… Zapamiętaj to… Żegnaj.- puścił go i od razu zniknął.


Jeremy patrzył pustym wzrokiem w głąb korytarza, ale nic nie ujrzał. Po jego policzku spłynęła jedna, jedyna łza. Po chwili obrócił się na pięcie i usiadł za biurkiem. Uderzył w nie pięścią.


-Nie dam ci wygrać! Tym razem to ja zostanę zwycięzcą!- uśmiechnął się do kamer i natychmiast zaczął szukać tych pięknych, złotych oczu.


12.00…
Tyle lat minęło odkąd widziałem tu twarz… Byłem samotny i zniszczony…


Pojawił się szybko na dziewiątce i wlepiał oczy w kamerę, wykorzystałem chwilę i zablokowałem szyb wentylacyjny, co okazało okazało się najlepszym co mogłem zrobić, gdyż po sekundzie uszasty już tam był. Stał się o wiele szybszy niż wcześniej. Jeremy szybko zwabił go na poprzednią pozycję.


-Dam radę! Springtrap! Wygram z tobą!- krzyczał ze łzami w oczach i trząsł się, cały czas z nim walczył, choć często był zmuszony resetować system, przez co uszasty zbliżał się na niebezpieczną odległość.


1.00…
W tym piekle od zawsze wołam dom…


Skoczył na niego spalony lis z wrzaskiem, który ogłuszył go na piętnaście minut i przez to robił wszystko skołowany i przerażony, miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi i samo odda się Springtrapowi machając białą flagą.


-To wszystko dzieje się w twojej głowie… Jeremy… One nie istnieją…- szeptał i nagle uświadomił sobie jedno. Wcale nie chce tak młodo umrzeć, nie teraz, nie tak! On chce jeszcze żyć!- Proszę Vincent zlituj się… obiecuję, że cię nie zostawię!
-Kłamiesz…- powiedział mu jakiś głos w głowie, a chłopak zaczął nią kręcić na boki, był coraz słabszy.


2.00…
Powinieneś zostawić mnie tu… bym się rozłożył…


-Musze stąd wyjść, Vincent! Jeszcze tyle rzeczy…- panikował i szybko oddychał, mimo swojego stanu wciąż dzielnie powstrzymywał Springtrapa. Ręce mu się trzęsły, a po czole spływały kropelki potu, wiedział, że popełnił kilka błędów, przez co raz widok zasłoniła mu głowa smutnej kukiełki.- To tylko moja wyobraźnia… to nie jest prawda…- powtarzał jak mantrę. Duchy przypominające animatroniki atakowały go coraz częściej, przez co popełniał wiele błędów i tracił cenny czas.


3.00…
Znalezienie mnie było najgorszym błędem…


-Vincent…- szepnął płaczliwie i uderzył się w twarz dla otrzeźwienia, na jego bladym ze strachu policzku powstał czerwony ślad.- Straszysz mnie… Boję się ciebie…- miał nadzieję, że to zadziała, ale przypomniał sobie słowa mężczyzny.- Ja widzę czerwień… a ty swój ukochany fiolet…- uśmiechnął się.- Muszę wrócić Springi… Ja jeszcze nie przegrałem swojego życia… uświadomiłeś mnie w tym…- miał nadzieję, że złotowłosy go usłyszy i rzeczywiście słyszał. Stał już za szybą , przez którą widział zrozpaczonego młodego mężczyznę, przez co jego martwe serce zadrżało i po raz pierwszy przy swojej ofierze poczuł, że nie chce jej zabić.


Ale musi.


4.00…
I teraz znalazłem nową obsesję…


-Vincent!- wrzasnął kiedy uniósł wzrok, a złotowłosy zmierzał już w stronę biura.- NIE! NIE!- wrzeszczał ze łzami w oczach.-Nie…- włączył się alarm, więc odruchowo chwycił tablet, na którym miał możliwość resetu systemu, słyszał tupot, a po chwili tablet został mu wyszarpnięty z rąk, złamany wpół i rzucony na ziemię, szatyn uniósł oczy pełne łez w górę na mężczyznę, który zrzucił go z krzesła i uderzył stanął na jego nodze. Oboje usłyszeli przerażający trzask, a po chwili wrzask młodszego przepełniony bólem i rozpaczą rozniósł się po pomieszczeniu.


-Vincent!- darł się i chwycił nogawkę zniszczonych spodni złotowłosego.


-Jestem Springtrap.- powiedział śmiertelnie poważnie i nachylił się nad swoją ofiarą.


-Jesteś Vincent…- wyszeptał, a po jego policzkach wreszcie pociekły łzy. Uświadomił sobie, że to już nie jest miły i czuły Vincent. Teraz to prawdziwy potwór, który zaraz odbierze mu życie, spojrzał na zegar z nadzieją, która zaraz zniknęła. Dwadzieścia minut. Do tego czasu na pewno zginie i nigdy już nie poczuje… nic.- Ja nie mogę umrzeć… Błagam… Naprawdę nie chcę… - wyciągnął do niego rękę i zacisnął ją na jego dłoni, dławił się własnymi łzami. To koniec. Tu zakończy swój żywot. Zginie na tej brudnej podłodze. Ale przynajmniej strach przyćmiewał ból, który odczuwał.


-To czas twojej śmierci.- nachylił się nad drobniejszym ciałem i przyłożył dłoń do piersi chłopaka.- Bum… Bum Bum…- powiedział cicho i wbił dłoń w pierś szatyna, który tylko jęknął, a po jego policzku spłynęła ostatnia łza.


-Vincent…- dławił się i w końcu wykrztusił krew. Patrzył mu w oczy, a jego ciało opuścił ostatni oddech i znieruchomiał, a Springtrap, trzymając w ręce ociekające krwią serce, wpatrywał się w martwe oczy, odrzucił mięsień i upadł na kolana przy ciele. Drżał i wyciągnął zakrwawioną dłoń w stronę bladej twarzy Jeremy'ego, pogłaskał ją, zostawiając na niej czerwone ślady.


-I znów widzę fiolet…

I teraz zostaliśmy tylko ty… i ja... 
****************************************************************************
No cześć. Teraz autorka ma depresje i umiera tonąc we własnych chusteczkach, To wygląda na koniec, co nie?
 To pa... :*
 

5 komentarzy:

  1. Ozzy!!!!!!!!!!!!!!!! Jak mogłaś go zabić, hę? Gdzie tu happy end, co? Ja, co prawda nie mam depresji, ale mocno się smutam. Przykro mi, że ta historia dobiegła końca, ale mam nadzieję, że za jakiś czas przygotujesz nam coś innego, równie mrocznego, bo ja, dzięki tej historii, przeżywałam chwile, w których moje serce łopotało w piersi ze strachu. Powiem Ci, że bardzo ładnie opisałaś to, co czuli nasi bohaterowie w każdej chwili mijającej nocy. Biedny Jeremy... Biedny Vincent... I to chyba wsio ode mnie. Mnóstwa weny i wielu tak epickich pomysłów, jak te, które już wykorzystałaś w swoich opkach :). Dobrej nocki!

    Pozdrawiam cieplutko,

    Twoja R ♥.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam ale uwielbiam draznic ludzi i musze zapytac.Czy Human bedzie teraz kontynuowany ? No a wracajac do Fnaf's fajnie sie skonczylo smierc jeremiego byla nieunikniona wiec .. nie wiem dla czego ale sie ciesze no to do nastepnego :D duzo weny zycze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Human będzie, nawet ostatnio napisałam troszku nowego rozdziału :3 Narazie chcę dokończyć Malarza, po którym będzie mała przerwa od SebaCiela, ale kreuje mi się nowy pomysł więc spokojnie ^^ Human będzie trochę poboczną serią, a narazie zajmę się Yutą, bo mam taki rozkaz xD

      Usuń