niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział pierwszy. Poznajcie moja historię

ŚWINIA…

GRUBAS…

OBLEŚNY WIEPRZ…

SALCESON…

JEBANY TŁUŚCIOCH…

SPAŚLAK…

PULPET…

ZARŻNĄĆ ŚWINIAKA!

NORMA. Zaczynam kolejny dzień w ten sam bolesny sposób. Nauczyciele udają, że tego nie słyszą, niektórzy unikają mojego wzroku, ukrywając swój wstyd. Są zbyt słabi, by stanąć w mojej obronie i zachwiać swoją „cenną” popularność. Bo to przecież takie logiczne, że poświęcamy psychikę innego człowieka, po to, by być „na fali”!


Tak, wiem, że jestem gruby. EKHEM! Przy kości, jak to określa łagodnie mój starszy brat. Tak, to prawda, że jem tyle co pięć osób! Ale to nie jest moja wina. To nie ja chciałem, by tak było. Jedzenie zagłusza ból. Tłumi go, ale nie do końca. Cały czas kryje się w moim umyśle.


Może powinienem się przedstawić. Mam na imię Yuta, oznacza to delikatny oraz duży. Hah. Ironia co nie? Grubas, którego imię oznacza delikatnego, wielkiego człowieka*. Wracając. Mam siedemnaście lat i chodzę do pierwszej liceum. Mimo mojego japońskiego imienia, jestem niemal w stu procentach Anglikiem. Mój brat urodził się w Anglii, ale moi rodzice dostali w spadku dom w Tokio po jakiejś dalekiej kuzynce taty, która nie miała innej rodziny. No i po przeprowadzce okazało się, że moja mama drugi raz jest w ciąży. Postanowili, że nadadzą mi japońskie imię, bym miał wygodniej w przyszłości. Nadal nie rozumiem po co. Ugh. Może to przez zachwyt mej mamy japońską kulturą? Heh. Była cudowna.


Opowiem wam również jak doprowadziłem się do tego… stanu. Zaczęło się dziesięć lat temu. Mój tata zaczął zdradzać mamę z jaką laską z pracy, która szczerze mówiąc, rozkładała nogi przed każdym. Co prawda wtedy byłem jeszcze za mały, by cokolwiek zrozumieć.



Wracałem ze szkoły z bratem, który trzymał mnie mocno za rękę, bym nie wpadł pod samochód.


-Braciszku! Dostałem dzisiaj piątkę i pani pochwaliła mnie przed klasą!- wyszczerzyłem się w szczerbatym uśmiechu.


Chłopak o czarnych włosach spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem.


-Gratuluję Yuu! Jestem taki dumny! - powiedział czternastolatek.


Weszliśmy powoli do dość dużego domu, a od progu usłyszeliśmy wrzaski rodziców.


-Jak mogłeś John?! Ufałam Ci! Ty świnio!- krzyczała zrozpaczona mama, a Mike, mój brat, pociągnął mnie do pokoju i zamknął się w nim razem ze mną.


-Mike, co się stało mamusi…?- byłem przestraszony, a on mnie tylko przytulił.


Tak się zaczęło. Codziennie w domu były długie, zacięte kłótnie. Po trzech latach, gdy ja skończyłem lat dziesięć, wróciłem ze szkoły wcześniej. W domu była tylko mama, która gotowała obiad. Dawno nie widziałem jej tak elegancko ubranej. Podała obiad do stołu, zjadła go ze mną, a potem wyszliśmy na spacer. Gdy wróciliśmy do domu, ucałowała mnie, powiedziała, że kocha i poszła do łazienki. Nie wyszła z niej. Przestraszony, że nie wychodzi od trzech godzin, ani się nie odzywa, otworzyłem drzwi nożem, jak nauczył mnie kiedyś Mike. Potem wrzasnąłem. Tak głośno i przeraźliwie, że przybiegł nasz sąsiad. Ciało mojej ukochanej matki, wisiało na lampie. Pamiętam jak podbiegłem do nie i zacząłem ciągnąć za bladą nogę, płacząc.


Zacząłem jeść coraz więcej, nie przejmując się swoim szybkim tyciem. Jadłem to co lubię, by tłumić swoja rozpacz. Mój brat, stał się moim jedynym oparcie, ponieważ ojciec, nie wracał czasem przez kilka dni, a gdy już wracał przyprowadzał młode kochanki, wtedy alkohol lał się litrami. Sąsiedzi przestali reagować po jakimś czasie, po prostu się przyzwyczajając. Tak po raz pierwszy zetknąłem się ze znieczulicą. Jadłem więcej i więcej. Gdy byłem w drugiej gimnazjum ważyłem już około dziewięćdziesiąt kilo, co przy moim małym wzroście było nieodpowiednią wagą. Docinki zaczęły się na początku gimnazjum. Na początku były delikatne, ale po jakimś czasie stały się bardziej brutalne.

Nadszedł moment kulminacyjny. Ojciec jechał wieczorem samochodem, był kompletnie naćpany i wjechał prosto do rzeki. Jego ciało wyłowiono po tygodniu poszukiwań. Ja oraz mój brat zostaliśmy sami. Stało się to gdy uczęszczałem do ostatniej klasy gimnazjum. Mój brat przeją firmę ojca, dzięki czemu pieniędzy nam nie brakowało, ale ja uparcie nie zgadzałem się, by iść do psychologa.


Więcej jedzenia, więcej kilogramów. Do tego odkryłem jeszcze, że jestem gejem, co bardzo szybko rozniosło się po szkole, gdyż ktoś przyłapał mnie na podglądaniu innych kolegów. Idąc do liceum miałem szczerą nadzieję na to, że stosunek innych do mnie się zmieni. Niestety. Jest tylko gorzej. Czasami nawet oberwę w ryj za to, że spojrzę na kogoś.


Jednym z moich dręczycieli jest Asashi Shuji. Dobre sobie! Życzliwy*? Phi! Jasne. Może dla wszystkich pseudo idealnych. Ale dla mnie nie. To jest jeden z moich koszmarów, najbardziej bolesne jest to, że bardzo mi się podoba. Wiele łez wylanych przez ze mnie w poduszkę, było mu dedykowanych.


Teraz gdy szedłem szarym korytarzem, jak zwykle obrzucany obelgami, popychany i kopany, myślałem, że jestem odporny. Odporny na to wszystko. Chyba w snach.


Dwa lata później...


Stałem wśród innych absolwentów i czekałem na swój dyplom. Byłem taki uradowany, gdy mogłem wyjść, ale postanowiłem zrobić coś jeszcze nim pożegnam się ze swymi „kolegami” na zawsze. Podszedłem do Asashi'ego i spuściłem głowę. Miał czarne włosy, kwadratową szczękę i lekki zarost, który był niezwykle seksowny. Jego oczy miały stalowy, zimny kolor, ale przyciągały wzrok, zwłaszcza, że okalane były ciemnymi, gęstymi, długimi rzęsami. Ideał faceta.


-Czego chcesz jebany tłuściochu?- rzucił zdenerwowany i zacisnął pięć, przez co skuliłem się i objąłem ramionami.


-Asashi… ja… podobasz mi się!- krzyknąłem i zacisnąłem powieki. Po moich policzkach spłynęły łzy, gdy usłyszałem donośny śmiech.


-Ty?! Haha! Leć wpierdalać boczek, grubasie. Nara!- odszedł, pokazując mi jeszcze środkowy palec.


To co mi powiedział złamało mnie kompletnie. Wiedziałem, że tak będzie, ale nie umiałem się z tym pogodzić. Gdy wróciłem do domu, rzuciłem torbę w kąt pokoju i zszedłem do kuchni. Z szafki wyciągnąłem środki przeczyszczające i uśmiechnąłem się. Po głowie krążyła mi jedna myśl. „BĘDĘ SZCZUPŁY!”


W toalecie spędziłem kilka godzin wymiotując, chyba wszystkim co dane mi było zjeść przez ostatni tydzień. Na początku trochę się przestraszyłem, że tyle wymiotuję, ale zignorowałem te myśli.


Szukałem różnorodnych diet, aż wreszcie trafiłem na forum, gdzie różne dziewczyny oraz chłopacy opisywali jak schudli w bardzo szybkim czasie. Zacząłem stosować różne diety. Wciąż jadłem, ale potem zmuszałem się do wymiotów.


Sześć lat później…


-Yuu…?- usłyszałem zmartwiony głos brata, który wszedł do mojego pokoju, podczas gdy ja ćwiczyłem.- Jest już trzecia nad ranem, a ty dalej ćwiczysz? Cholera, bracie…- zacisnął palce na swoim nosie.- Wyglądasz jak kościotrup do cholery! Znów się głodzisz?! Nie wystarczy ci to, że ostatnio trafiłeś do szpitala przez wycieńczenie?- podszedł szybkim krokiem i chwycił mnie za moje tłuste ramiona.


-Przestań pieprzyć Mike. Wyprowadziłem się i jestem na swoim. Czemu nachodzisz mnie w moim własnym domu, co? Hana na pewno nie jest zadowolona.- mężczyzna spojrzał na mnie zmrużonymi oczami i zaciągnął do łazienki, gdzie postawił na wadze przed wielkim lustrem. Zacisnąłem powieki. Moje ciało było takie obrzydliwe. Tłuste. - Wyglądam jak salceson. Jestem za gruby.-rzekłem dobitnie, a Mike westchnął ciężko i przeczesał włosy zdenerwowany. Nie musiałem mieć otwartych oczu. Znałem go jak własną kieszeń.


-Ważysz czterdzieści kilo do kurwy nędzy!- odetchnął niespokojnie kilka razy.- Rozmawiałem dziś z Haną. Siedzi w samochodzie i czeka. Jedziesz do nas na kilka dni. Potem zdecydujemy co z tobą. Zrozum Yuu… jesteś chory… i to nie tak jak myślisz. Jesteś chorobliwie chudy. Hana się trochę na tym zna.-przytulił mnie mocno, poczułem jak jego łzy moczą moją koszulkę, wtuliłem się w niego ufnie. On i jego żona, byli jedynymi osobami, którym potrafiłem zaufać, dlatego już po dwudziestu minutach siedziałem z nimi w samochodzie i jechałem do ich domu.


-Yuu… pewnie jesteś zmęczony… ale to sprawa niecierpiąca zwłoki i chcemy z tobą porozmawiać zaraz jak dojedziemy.- odezwała się rudowłosa kobieta i odwróciła się do mnie. Miała na twarz szczery, ciepły uśmiech. Chodziła z moim bratem jeszcze jak byli w liceum, więc traktowałem ją jak siostrę, a może nawet matkę. Przed oczami pojawiło mi się dyndające ciało kobiety i zadrżałem. Mimo powrotu wspomnień uśmiechnąłem się do niej słabo.


Dojechaliśmy do domu bez wszelakich przygód i usiedliśmy przy stole w nowocześnie urządzonej kuchni. Meble były w kolorze kości słoniowej, a podłoga była czarna, co idealnie kontrastowało. Za oknem było ciemno, i widać było piękny ogród. Usiedliśmy we trójkę przy stole.


-Yuuta…-mój brat zwrócił się do mnie pełnym imieniem i objął żonę.- Wiem, że nie chcesz przyjąć do siebie tego, że jesteś poważnie chory… ale chcemy ci pomóc i dobrze o tym wiesz.- wyciągnął świstek papieru, który okazał się wizytówką jakiejś kliniki.- To jest najlepszy lekarz w mieście. Proszę, idź do niego jutro razem z Haną. I zrób wszystko co będzie kazał. On naprawdę ci pomoże.


Westchnąłem cicho. Lekarz. Wiedziałem, że w końcu to zrobią. Nie jestem zadowolony, ale nie chcę by martwili się dodatkowo. Z wahaniem chwyciłem wizytówkę i przyjrzałem się jej.


„Asashi” To jedno przyciągnęło moją uwagę, wiązało się z bardzo bolesnymi wspomnieniami. To nie on...prawda?


-...Dobrze. Pójdę.- uniosłem ostrożnie głowę, oboje byli uśmiechnięci, a na ich twarzach malowała się ulga.-Pozwólcie, ze teraz pójdę wziąć prysznic i się położę.


Pożegnali się ze mną, poszedłem do łazienki i obejrzałem w lustrze swoją twarz. Przydługie, nierówno obcięte blond włosy, duże, niebieskie oczy, różowe usta. I tusza. Jestem strasznie gruby. Wszyscy tak mówili. Wszyscy.


Po moich policzkach płynęły łzy. A przed oczami pojawiła się tak znienawidzona osoba, która towarzyszyła mi nawet gdy położyłem się i zasnąłem, powtarzając wykutą na blachę formułkę.


-Jutro będzie inny dzień, Yuu…


********************************************************************************

*Yuuta, chociaż poprawnie Yuta. W zapisie Kanji (優太) oznacza delikatny, duży (gruby)

*Shuji w zapisie Kanji (秀仁) oznacza doskonały oraz życzliwy/dobry


Witajcie. Oto ja z maleńką próbką tego, co chcę pisać po skończeniu Freadbearsów. Postanowiłam zacząć to pisać, bo… poczułam, że muszę. Muszę w jakiś sposób pokazać do czego mogą doprowadzić niewinne, szkolne docinki. Przedstawiłam to jak najdelikatniej umiałam. Mam nadzieję, że usiądziecie do sprawy poważnie i nie potraktujecie opowiadania, jako kolejnego yaoi, bo nie chodziło mi tu o to, by zrobić z uke biedną ciotę, która nie umie się bronić. Pokazuję prawdę. Smutną, bolesną, przerażającą. Mogłabym jeszcze godzinami pisać, ale zastopowałam. Pewnie seria nie będzie wyjątkowo długa. Zapraszam was do komentowania. Chciałabym poznać wasze skryte odczucia. Otworzyć serca na takie osoby jak Yuta. Poznać je, a nie obgadywać za ich plecami, bądź dowalać prosto w ryj. Ferie się zbliżając, więc pewnie będę dużo pisać.


Kocham was bardzo mocno. Moi czytelnicy to wielkie wsparcie nie tylko w pisaniu, ale i w życiu. Komentujcie zatem, zapraszajcie do czytania innych. Chciałabym kiedyś stworzyć własną armię. Pogadać z wami. Nie tylko czytając komentarze, ale normalnie. Znać odczucia, o których nie chcecie pisać tutaj.


Do zobaczenia moi mili!

3 komentarze:

  1. Kochana Ozzy!

    Witam Cię bardzo serdecznie! Zacznę od tego, że bardzo cieszy mnie poruszona tematyka. Kiedyś, dawno temu, miałam podobne problemy jak Yuu. Nie, ja nie byłam gruba, ja po prostu nie byłam patykiem, jak reszta moich koleżanek, bo wyobraź sobie pierwszoklasistkę, której konieczny jest stanik! Przecież ja nawet nie miałam dziesięciu lat! Wiem, jak okropnie potrafią ranić słowa z ust dzieciaków, których przecież psychika jest nie do końca rozwinięta, przez co nie zdają sobie sprawy, że kogoś w ten sposób krzywdzą i zapewniają mu traumę do końca życia. Ja, mimo wylanych wiele lat temu łez, po pewnym czasie przestałam pokazywać jak mnie to boli. Nie pamiętam, co wtedy robiłam, żeby zagłuszyć ból. Pewnie zdobywałam przyjaciół, gdyż jestem osobą, która przyciąga ludzi do siebie. Cieszyłam się, że istnieją normalni przedstawiciele naszego gatunku, którzy widzą moje piękne wnętrze, a na skórkę zwracają mała uwagę. Już właściwie w czasach gimnazjum, epitety w moim kierunku przestały płynąć, albo ja zwyczajnie ich nie zauważałam. Aż byłam w szoku, kiedy spostrzegłam, że chłopcy się mną interesują, a patyczakowate koleżanki idą w odstawkę. Ale nie powiem, cieszyło mnie to bardzo, jednakże ja każdego odprawiałam z kwitkiem. Zwyczajnie nie wierzyłam, że mogę się komuś podobać. Później przyszło liceum. Ludzie byli już dojrzali emocjonalnie i wiedzieli, że każdy jest inny i nie wolno nikogo wyśmiewać, dlatego czułam się w miarę dobrze w ich towarzystwie. Jedynie swego rodzaju trauma pozostała gdzieś we mnie i nie potrafiłam spojrzeć w lustro i zobaczyć, że jestem ładna, że mam ładne oczy, że po prostu siebie lubię. Moja samoocena była na poziomie podpodłogowym, ale od kilku lat sama siebie podbudowuje. Uczy mnie tego Pani Beata Pawlikowska swoimi książkami o „Podświadomości”. Zawsze, gdy widzę swoje odbicie, powtarzam: „kocham cię”, gdyż jestem swoim najlepszym przyjacielem i dopóki ja siebie nie przyjmę z całym zestawem wad i zalet, nikt tego nie zrobi, albo zrobi połowicznie. I najważniejsze zdanie, które powtarza bardzo często: „Każdy człowiek jest tak samo wartościowy”. Już sam fakt, że moja przyjaciółka, która jest nią od niedawna, zaznaczę, że bardzo ładna z niej dziewczyna, gdy zaczęłyśmy się wzajemnie odwiedzać, dowiedziałam się od jej chłopaka, że uważa ona, iż mam śliczną twarz. Podbudowała mnie, i to bardzo! Nie sądziłam, że są osoby, ba!, że są kobiety, które mówią innym dziewczynom, że są śliczne. Dzięki niej zaczęłam inaczej patrzeć na siebie i teraz mogę powiedzieć, że naprawdę siebie lubię i częściowo akceptuję, ale to i tak więcej niż marzyłam. Jak widzisz rozpisałam się :). Ale powiem jeszcze jedno: bez naszej zgody, nikt nie może zrobić z nas ofiary! I proszę, by każdy z Was, każdy, kto jest uciśniony, małymi kroczkami zaczął siebie akceptować, bo jest to jedyna droga do sukcesu. Dzięki niej zwiększymy poczucie własnej wartości :). Wiem coś o tym :D.

    No a teraz kilka słów o notce. Bardzo mi się podobała! I mam nadzieję, że już niedługo będzie nam dane czytać ciąg dalszy :). Co prawda, miałam już od jakiegoś czasu spać, ale jak zawsze mi się przedłużyło. Poza tym dodałaś rozdział, dlatego wypadało skomentować, bo później mogłam zapomnieć :). I to chyba tyle ode mnie ;).

    Ściskam mocno,

    Twoja R ♥.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja napiszę ci tylko że się popłakałam ;-; wisisz mi paczkę chusteczek;v; Jako że w dyskusjach jestem beznadziejna, nie umiem przekazać poprawnie swojego zdania, swoich odczuć...pozostawiam mój komentarz w takiej postaci c;
    Pozdrawiam Kuro Neko ;3



    PS.Czekam na kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I przypomnialas mi podstawowke dzieki ;-; ale opowiadanie ciekawe tylko wstawiaj czesciej (pisze to bo uwazam ze komentarz bedzie za krotki) bo mi żołądek sie przekreca na drugą strone .O wstawianiu to ja moge sobie mowic a ty rob co chcesz bo trzeba sie do czegos przyczepic,Prawda?
    za ortografie przepraszam (dyslekcja i dysortografia robia swoje juz nie mowiac nic o dysgrafii) Pozdrawiam duzo weny i czekam na kolejne cuda z pod twojej reki <-*to zdanie nie ma sęsu* Pierwszy raz dodalam tak dlugi kometarz ale kolezanki Raszpunci i tak nie przebije

    OdpowiedzUsuń