Rozdział pierwszy. Poznajcie moja historię
ŚWINIA…
GRUBAS…
OBLEŚNY
WIEPRZ…
SALCESON…
JEBANY
TŁUŚCIOCH…
SPAŚLAK…
PULPET…
ZARŻNĄĆ
ŚWINIAKA!
NORMA. Zaczynam
kolejny dzień w ten sam bolesny sposób. Nauczyciele udają, że
tego nie słyszą, niektórzy unikają mojego wzroku, ukrywając swój
wstyd. Są zbyt słabi, by stanąć w mojej obronie i zachwiać swoją
„cenną” popularność. Bo to przecież takie logiczne, że
poświęcamy psychikę innego człowieka, po to, by być „na fali”!
Tak,
wiem, że jestem gruby. EKHEM! Przy kości, jak to określa łagodnie
mój starszy brat. Tak, to prawda, że jem tyle co pięć osób! Ale
to nie jest moja wina. To nie ja chciałem, by tak było. Jedzenie
zagłusza ból. Tłumi go, ale nie do końca. Cały czas kryje się w
moim umyśle.
Może
powinienem się przedstawić. Mam na imię Yuta,
oznacza to delikatny oraz duży. Hah. Ironia co nie? Grubas, którego
imię oznacza delikatnego, wielkiego człowieka*. Wracając. Mam
siedemnaście lat i chodzę do pierwszej liceum. Mimo mojego
japońskiego imienia, jestem niemal w stu procentach Anglikiem. Mój
brat urodził się w Anglii, ale moi rodzice dostali w spadku dom w
Tokio po jakiejś dalekiej kuzynce taty, która nie miała innej
rodziny. No i po przeprowadzce okazało się, że moja mama drugi
raz jest w ciąży. Postanowili, że nadadzą mi japońskie imię,
bym miał wygodniej w przyszłości. Nadal
nie rozumiem po co. Ugh. Może to przez zachwyt mej mamy japońską
kulturą? Heh. Była cudowna.
Opowiem
wam również jak doprowadziłem się do tego… stanu. Zaczęło się
dziesięć lat temu. Mój tata zaczął zdradzać mamę z jaką laską
z pracy, która szczerze mówiąc, rozkładała nogi przed każdym.
Co prawda wtedy byłem jeszcze za mały, by cokolwiek zrozumieć.
Wracałem
ze szkoły z bratem, który trzymał mnie mocno za rękę, bym nie
wpadł pod samochód.
-Braciszku!
Dostałem dzisiaj piątkę i pani pochwaliła mnie przed klasą!-
wyszczerzyłem się w szczerbatym uśmiechu.
Chłopak
o czarnych włosach spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem.
-Gratuluję
Yuu! Jestem taki dumny! - powiedział czternastolatek.
Weszliśmy
powoli do dość dużego domu, a od progu usłyszeliśmy wrzaski
rodziców.
-Jak
mogłeś John?! Ufałam Ci! Ty świnio!- krzyczała zrozpaczona mama,
a Mike, mój brat, pociągnął mnie do pokoju i zamknął się w nim
razem ze mną.
-Mike,
co się stało mamusi…?- byłem przestraszony, a on mnie tylko
przytulił.
Tak
się zaczęło. Codziennie w domu były długie, zacięte kłótnie.
Po trzech latach, gdy ja skończyłem lat dziesięć, wróciłem ze
szkoły wcześniej. W domu była tylko mama, która gotowała obiad.
Dawno nie widziałem jej tak elegancko ubranej. Podała obiad do
stołu, zjadła go ze mną, a potem wyszliśmy na spacer. Gdy
wróciliśmy do domu, ucałowała mnie, powiedziała, że kocha i
poszła do łazienki. Nie wyszła z niej. Przestraszony, że nie
wychodzi od trzech godzin, ani się nie odzywa, otworzyłem drzwi
nożem, jak nauczył mnie kiedyś Mike. Potem
wrzasnąłem. Tak głośno i przeraźliwie, że przybiegł nasz
sąsiad. Ciało mojej ukochanej matki, wisiało na lampie. Pamiętam
jak podbiegłem do nie i zacząłem ciągnąć za bladą nogę,
płacząc.
Zacząłem
jeść coraz więcej, nie przejmując się swoim szybkim tyciem.
Jadłem to co lubię, by tłumić swoja rozpacz. Mój brat, stał się
moim jedynym oparcie, ponieważ ojciec, nie wracał czasem przez
kilka dni, a gdy już wracał przyprowadzał młode kochanki, wtedy
alkohol lał się litrami. Sąsiedzi przestali reagować po jakimś
czasie, po prostu się przyzwyczajając. Tak po raz pierwszy
zetknąłem się ze znieczulicą. Jadłem więcej i więcej. Gdy
byłem w drugiej gimnazjum ważyłem już około dziewięćdziesiąt
kilo, co przy moim małym wzroście było nieodpowiednią wagą.
Docinki zaczęły się na początku gimnazjum. Na początku były
delikatne, ale po jakimś czasie stały się bardziej brutalne.
Nadszedł
moment kulminacyjny. Ojciec jechał wieczorem samochodem, był
kompletnie naćpany i wjechał prosto do rzeki. Jego ciało wyłowiono
po tygodniu poszukiwań. Ja oraz mój brat zostaliśmy sami. Stało
się to gdy uczęszczałem do ostatniej klasy gimnazjum. Mój brat
przeją firmę ojca, dzięki czemu pieniędzy nam nie brakowało, ale
ja uparcie nie zgadzałem się, by iść do psychologa.
Więcej
jedzenia, więcej kilogramów. Do tego odkryłem jeszcze, że jestem
gejem, co bardzo szybko rozniosło się po szkole, gdyż ktoś
przyłapał mnie na podglądaniu innych kolegów. Idąc do liceum
miałem szczerą nadzieję na to, że stosunek innych do mnie się
zmieni. Niestety. Jest tylko gorzej. Czasami nawet oberwę w ryj za
to, że spojrzę na kogoś.
Jednym
z moich dręczycieli jest Asashi
Shuji. Dobre sobie! Życzliwy*? Phi! Jasne. Może dla wszystkich
pseudo idealnych. Ale dla mnie nie. To jest jeden z moich koszmarów,
najbardziej bolesne jest to, że bardzo mi się podoba. Wiele łez
wylanych przez ze mnie w poduszkę, było mu dedykowanych.
Teraz
gdy szedłem szarym korytarzem, jak zwykle obrzucany obelgami,
popychany i kopany, myślałem, że jestem odporny. Odporny na to
wszystko. Chyba w snach.
Dwa
lata później...
Stałem wśród innych absolwentów
i czekałem na swój dyplom. Byłem taki uradowany, gdy mogłem
wyjść, ale postanowiłem zrobić coś jeszcze nim pożegnam się ze
swymi „kolegami” na zawsze. Podszedłem do Asashi'ego i spuściłem
głowę. Miał czarne włosy, kwadratową szczękę i lekki zarost,
który był niezwykle seksowny. Jego oczy miały stalowy, zimny
kolor, ale przyciągały wzrok, zwłaszcza, że okalane były
ciemnymi, gęstymi, długimi rzęsami. Ideał faceta.
-Czego chcesz jebany tłuściochu?-
rzucił zdenerwowany i zacisnął pięć, przez co skuliłem się i
objąłem ramionami.
-Asashi… ja… podobasz mi się!-
krzyknąłem i zacisnąłem powieki. Po moich policzkach spłynęły
łzy, gdy usłyszałem donośny śmiech.
-Ty?! Haha! Leć wpierdalać boczek,
grubasie. Nara!- odszedł, pokazując mi jeszcze środkowy palec.
To co mi powiedział złamało mnie
kompletnie. Wiedziałem, że tak będzie, ale nie umiałem się z tym
pogodzić. Gdy wróciłem do domu, rzuciłem torbę w kąt pokoju i
zszedłem do kuchni. Z szafki wyciągnąłem środki przeczyszczające
i uśmiechnąłem się. Po głowie krążyła mi jedna myśl. „BĘDĘ
SZCZUPŁY!”
W toalecie spędziłem kilka godzin
wymiotując, chyba wszystkim co dane mi było zjeść przez ostatni
tydzień. Na początku trochę się przestraszyłem, że tyle
wymiotuję, ale zignorowałem te myśli.
Szukałem różnorodnych diet, aż
wreszcie trafiłem na forum, gdzie różne dziewczyny oraz chłopacy
opisywali jak schudli w bardzo szybkim czasie. Zacząłem stosować
różne diety. Wciąż jadłem, ale potem zmuszałem się do
wymiotów.
Sześć lat później…
-Yuu…?- usłyszałem zmartwiony
głos brata, który wszedł do mojego pokoju, podczas gdy ja
ćwiczyłem.- Jest już trzecia nad ranem, a ty dalej ćwiczysz?
Cholera, bracie…- zacisnął palce na swoim nosie.- Wyglądasz jak
kościotrup do cholery! Znów się głodzisz?! Nie wystarczy ci to,
że ostatnio trafiłeś do szpitala przez wycieńczenie?- podszedł
szybkim krokiem i chwycił mnie za moje tłuste ramiona.
-Przestań pieprzyć Mike.
Wyprowadziłem się i jestem na swoim. Czemu nachodzisz mnie w moim
własnym domu, co? Hana na pewno nie jest zadowolona.- mężczyzna
spojrzał na mnie zmrużonymi oczami i zaciągnął do łazienki,
gdzie postawił na wadze przed wielkim lustrem. Zacisnąłem powieki.
Moje ciało było takie obrzydliwe. Tłuste. - Wyglądam jak
salceson. Jestem za gruby.-rzekłem dobitnie, a Mike westchnął
ciężko i przeczesał włosy zdenerwowany. Nie musiałem mieć
otwartych oczu. Znałem go jak własną kieszeń.
-Ważysz czterdzieści kilo do kurwy
nędzy!- odetchnął niespokojnie kilka razy.- Rozmawiałem dziś z
Haną. Siedzi w samochodzie i czeka. Jedziesz do nas na kilka dni.
Potem zdecydujemy co z tobą. Zrozum Yuu… jesteś chory… i to nie
tak jak myślisz. Jesteś chorobliwie chudy. Hana się trochę na tym
zna.-przytulił mnie mocno, poczułem jak jego łzy moczą moją
koszulkę, wtuliłem się w niego ufnie. On i jego żona, byli
jedynymi osobami, którym potrafiłem zaufać, dlatego już po
dwudziestu minutach siedziałem z nimi w samochodzie i jechałem do
ich domu.
-Yuu… pewnie jesteś zmęczony…
ale to sprawa niecierpiąca zwłoki i chcemy z tobą porozmawiać
zaraz jak dojedziemy.- odezwała się rudowłosa kobieta i odwróciła
się do mnie. Miała na twarz szczery, ciepły uśmiech. Chodziła z
moim bratem jeszcze jak byli w liceum, więc traktowałem ją jak
siostrę, a może nawet matkę. Przed oczami pojawiło mi się
dyndające ciało kobiety i zadrżałem. Mimo powrotu wspomnień
uśmiechnąłem się do niej słabo.
Dojechaliśmy do domu bez wszelakich
przygód i usiedliśmy przy stole w nowocześnie urządzonej kuchni.
Meble były w kolorze kości słoniowej, a podłoga była czarna, co
idealnie kontrastowało. Za oknem było ciemno, i widać było piękny
ogród. Usiedliśmy we trójkę przy stole.
-Yuuta…-mój brat zwrócił się
do mnie pełnym imieniem i objął żonę.- Wiem, że nie chcesz
przyjąć do siebie tego, że jesteś poważnie chory… ale chcemy
ci pomóc i dobrze o tym wiesz.- wyciągnął świstek papieru, który
okazał się wizytówką jakiejś kliniki.- To jest najlepszy lekarz
w mieście. Proszę, idź do niego jutro razem z Haną. I zrób
wszystko co będzie kazał. On naprawdę ci pomoże.
Westchnąłem cicho. Lekarz.
Wiedziałem, że w końcu to zrobią. Nie jestem zadowolony, ale nie
chcę by martwili się dodatkowo. Z wahaniem chwyciłem wizytówkę i
przyjrzałem się jej.
„Asashi” To jedno przyciągnęło
moją uwagę, wiązało się z bardzo bolesnymi wspomnieniami. To nie
on...prawda?
-...Dobrze. Pójdę.- uniosłem
ostrożnie głowę, oboje byli uśmiechnięci, a na ich twarzach
malowała się ulga.-Pozwólcie, ze teraz pójdę wziąć prysznic i
się położę.
Pożegnali się ze mną, poszedłem
do łazienki i obejrzałem w lustrze swoją twarz. Przydługie,
nierówno obcięte blond włosy, duże, niebieskie oczy, różowe
usta. I tusza. Jestem strasznie gruby. Wszyscy tak mówili. Wszyscy.
Po moich policzkach płynęły łzy.
A przed oczami pojawiła się tak znienawidzona osoba, która
towarzyszyła mi nawet gdy położyłem się i zasnąłem,
powtarzając wykutą na blachę formułkę.
-Jutro będzie inny dzień, Yuu…
********************************************************************************
*Yuuta,
chociaż
poprawnie Yuta. W zapisie Kanji (優太)
oznacza delikatny, duży (gruby)
*Shuji
w zapisie Kanji (秀仁)
oznacza doskonały oraz życzliwy/dobry
Witajcie.
Oto ja z maleńką próbką tego, co chcę pisać po skończeniu
Freadbearsów. Postanowiłam zacząć to pisać, bo… poczułam, że
muszę. Muszę w jakiś sposób pokazać do czego mogą doprowadzić
niewinne, szkolne docinki. Przedstawiłam to jak najdelikatniej
umiałam. Mam nadzieję, że usiądziecie do sprawy poważnie i nie
potraktujecie opowiadania, jako kolejnego yaoi, bo nie chodziło mi
tu o to, by zrobić z uke biedną ciotę, która nie umie się
bronić. Pokazuję prawdę. Smutną, bolesną, przerażającą.
Mogłabym jeszcze godzinami pisać, ale zastopowałam. Pewnie seria
nie będzie wyjątkowo długa. Zapraszam was do komentowania.
Chciałabym poznać wasze skryte odczucia. Otworzyć serca na takie
osoby jak Yuta. Poznać je, a nie obgadywać za ich plecami, bądź
dowalać prosto w ryj. Ferie się zbliżając, więc pewnie będę
dużo pisać.
Kocham
was bardzo mocno. Moi czytelnicy to wielkie wsparcie nie tylko w
pisaniu, ale i w życiu. Komentujcie zatem, zapraszajcie do czytania
innych. Chciałabym kiedyś stworzyć własną armię. Pogadać z
wami. Nie tylko czytając komentarze, ale normalnie. Znać odczucia,
o których nie chcecie pisać tutaj.
Do
zobaczenia moi mili!
Kochana Ozzy!
OdpowiedzUsuńWitam Cię bardzo serdecznie! Zacznę od tego, że bardzo cieszy mnie poruszona tematyka. Kiedyś, dawno temu, miałam podobne problemy jak Yuu. Nie, ja nie byłam gruba, ja po prostu nie byłam patykiem, jak reszta moich koleżanek, bo wyobraź sobie pierwszoklasistkę, której konieczny jest stanik! Przecież ja nawet nie miałam dziesięciu lat! Wiem, jak okropnie potrafią ranić słowa z ust dzieciaków, których przecież psychika jest nie do końca rozwinięta, przez co nie zdają sobie sprawy, że kogoś w ten sposób krzywdzą i zapewniają mu traumę do końca życia. Ja, mimo wylanych wiele lat temu łez, po pewnym czasie przestałam pokazywać jak mnie to boli. Nie pamiętam, co wtedy robiłam, żeby zagłuszyć ból. Pewnie zdobywałam przyjaciół, gdyż jestem osobą, która przyciąga ludzi do siebie. Cieszyłam się, że istnieją normalni przedstawiciele naszego gatunku, którzy widzą moje piękne wnętrze, a na skórkę zwracają mała uwagę. Już właściwie w czasach gimnazjum, epitety w moim kierunku przestały płynąć, albo ja zwyczajnie ich nie zauważałam. Aż byłam w szoku, kiedy spostrzegłam, że chłopcy się mną interesują, a patyczakowate koleżanki idą w odstawkę. Ale nie powiem, cieszyło mnie to bardzo, jednakże ja każdego odprawiałam z kwitkiem. Zwyczajnie nie wierzyłam, że mogę się komuś podobać. Później przyszło liceum. Ludzie byli już dojrzali emocjonalnie i wiedzieli, że każdy jest inny i nie wolno nikogo wyśmiewać, dlatego czułam się w miarę dobrze w ich towarzystwie. Jedynie swego rodzaju trauma pozostała gdzieś we mnie i nie potrafiłam spojrzeć w lustro i zobaczyć, że jestem ładna, że mam ładne oczy, że po prostu siebie lubię. Moja samoocena była na poziomie podpodłogowym, ale od kilku lat sama siebie podbudowuje. Uczy mnie tego Pani Beata Pawlikowska swoimi książkami o „Podświadomości”. Zawsze, gdy widzę swoje odbicie, powtarzam: „kocham cię”, gdyż jestem swoim najlepszym przyjacielem i dopóki ja siebie nie przyjmę z całym zestawem wad i zalet, nikt tego nie zrobi, albo zrobi połowicznie. I najważniejsze zdanie, które powtarza bardzo często: „Każdy człowiek jest tak samo wartościowy”. Już sam fakt, że moja przyjaciółka, która jest nią od niedawna, zaznaczę, że bardzo ładna z niej dziewczyna, gdy zaczęłyśmy się wzajemnie odwiedzać, dowiedziałam się od jej chłopaka, że uważa ona, iż mam śliczną twarz. Podbudowała mnie, i to bardzo! Nie sądziłam, że są osoby, ba!, że są kobiety, które mówią innym dziewczynom, że są śliczne. Dzięki niej zaczęłam inaczej patrzeć na siebie i teraz mogę powiedzieć, że naprawdę siebie lubię i częściowo akceptuję, ale to i tak więcej niż marzyłam. Jak widzisz rozpisałam się :). Ale powiem jeszcze jedno: bez naszej zgody, nikt nie może zrobić z nas ofiary! I proszę, by każdy z Was, każdy, kto jest uciśniony, małymi kroczkami zaczął siebie akceptować, bo jest to jedyna droga do sukcesu. Dzięki niej zwiększymy poczucie własnej wartości :). Wiem coś o tym :D.
No a teraz kilka słów o notce. Bardzo mi się podobała! I mam nadzieję, że już niedługo będzie nam dane czytać ciąg dalszy :). Co prawda, miałam już od jakiegoś czasu spać, ale jak zawsze mi się przedłużyło. Poza tym dodałaś rozdział, dlatego wypadało skomentować, bo później mogłam zapomnieć :). I to chyba tyle ode mnie ;).
Ściskam mocno,
Twoja R ♥.
Ja napiszę ci tylko że się popłakałam ;-; wisisz mi paczkę chusteczek;v; Jako że w dyskusjach jestem beznadziejna, nie umiem przekazać poprawnie swojego zdania, swoich odczuć...pozostawiam mój komentarz w takiej postaci c;
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kuro Neko ;3
PS.Czekam na kontynuację :)
I przypomnialas mi podstawowke dzieki ;-; ale opowiadanie ciekawe tylko wstawiaj czesciej (pisze to bo uwazam ze komentarz bedzie za krotki) bo mi żołądek sie przekreca na drugą strone .O wstawianiu to ja moge sobie mowic a ty rob co chcesz bo trzeba sie do czegos przyczepic,Prawda?
OdpowiedzUsuńza ortografie przepraszam (dyslekcja i dysortografia robia swoje juz nie mowiac nic o dysgrafii) Pozdrawiam duzo weny i czekam na kolejne cuda z pod twojej reki <-*to zdanie nie ma sęsu* Pierwszy raz dodalam tak dlugi kometarz ale kolezanki Raszpunci i tak nie przebije