wtorek, 20 października 2015

Human - rozdział drugi

Samael zniecierpliwiony uderzył pięścią w stół.

- Jak to „nie znaleźliście go”?! Wyraziłem się niejasno? Miał klęczeć tu, przede mną!

Ten zniecierpliwiony demon, był mężczyzną o czerwonych jak krew oczach, oraz czarnych jak smoła włosach. Był to, rzecz jasna, władca Asnave. Morderca i najgorsze ścierwo tej krainy. Był znienawidzony nie tylko wśród ludzi, ale także członków innych kast. Obok groźnego mężczyzny stał bardzo młody demon, jego włosy miały kolor ognia, a oczy przypominały trawę, która rosła na łąkach jeszcze osiemdziesiąt lat wcześniej. Większość demonów po kątach naśmiewała się z przyszłego następcy, którym chłopak był.

-Fenir. Mój miecz.- powiedział zniecierpliwiony, a rudzielec przytaknął . Demon warknął zniecierpliwiony, a młodzieniec podreptał po miecz.

-Pójdziecie jeszcze raz. Macie mi go przyprowadzić. ŻYWEGO.- warknął i rzucił w jednego z demonów mieczem, który otrzymał właśnie od syna.- A to tak dla zasady. Jazda!

Zaatakowany rozsypał się na kawałki, a po chwili nie było po nim śladu. Pozostała dwójka w popłochu uciekła z sali tronowej.

-Tak kończą głupcy,  Fenir. Rozumiesz, że już niedługo mój czas się skończy.- westchnął.- I to ty będziesz władcą całego Asnave. Musisz im pokazać gdzie ich miejsce. Zostało zaledwie kilka miesięcy mojego panowania. Zmykaj, musisz jeszcze się pouczyć.

Rudzielec uśmiechnął się do ojca.

-Oczywiście tatku… pojedziemy na przejażdżkę konną?

Samael uśmiechnął się i kiwną głową na znak zgody. Młody demon w podskokach wrócił do swego nauczyciela.

Czarnowłosy westchnął i schował twarz w dłoniach. Wiedział, że rebelianci szkolą swoje niemałe wojska do wielkiej bitwy. Po stracie żony demon został sam ze swoim synkiem. Poświęcał mu tak dużo uwagi jak tylko mógł. Gdy przebywał sam na sam ze swoim dzieckiem, zmieniał się nie do poznania. Wszystkie złe uczynki, które popełniał były dla dobra rodziny.

 W tym samym czasie blondyn maszerował leśną drogą, zaczynało się ściemniać, a on nie wiedział jak sobie poradzić przez noc, jego wzrok co prawda był przyzwyczajony do ciemności, dzięki czemu miał jakieś szanse na przeżycie.  Niebo było już różowe, gdzieniegdzie przebijały się pomarańczowe akcenty. Droga nie była wydeptana, więc chłopak musiał pomagać sobie rękoma, by przedostać się przez gęstwinę. Nie raz musiał posłużyć się mieczem, gdyż drogę blokował mu trujący bluszcz lub jakieś niezidentyfikowane, kolczaste rośliny.

Po kilku kolejnych godzinach marszu poddał się. Usiadł pod drzewem i przeczesał włosy długimi palcami. Zamknął powieki, po chwili już sapał wymęczony podróżą.

Nie dane mu było jednak pospać długo, na wpół przytomny usłyszał jakieś krzyki:

-To on! Łap go! Ja go zwiążę! Nie ucieknie nam tym razem!

Nie rozumiał co się dzieje, rozeznał się w sytuacji dopiero, gdy ktoś złapał mocno jego ramiona i wykręcił na plecy. Po chwili wyczuł na swoich plecach gruby, szorstki sznur. Niebieskooki szarpnął się chcąc jakoś się uwolnić, ale trzymający go demon uderzył pomocno w tył głowy. Padł bezwładny i uderzył policzkiem o zimną ziemię.

Gdy na powrót otworzył oczy, znajdował się w jakimś chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. Od razu wyczuł, że nie jest sam. I nie pomylił się, bo w całym pomieszczeniu była około dwudziestka nagich, wychudzonych mężczyzn. Ci, którzy byli odwróceni od Valentina tyłem, na plecach mieli wyszyte tak dobrze znane mu, z opowieści rodziców, słowo.

Był przerażony, uniósł się gwałtownie i nagle wszyscy umilkli odwracając się w jego stronę, jeden z mężczyzn podszedł do Valentine’a i podniósł go.

-Musisz się pilnować… jesteś naszą nadzieją. Florence tak przepowiedziała. Uratujesz nas?- spytał szeptem ,a w jego przygaśniętych, smutnych oczach pojawił się cień nadziei. – Nie daj im się oszpecić.

Blondyn patrzył na nich zmieszany i zaskoczony. Przyjrzał się dokładniej rozmówcy. Miał on długie, kręcone włosy, które przez zaniedbanie i słabość, zmatowiały.  Mężczyzna był od niego nieco niższy, chociaż to nie było wielkie zaskoczenie, gdyż Valentine do niskich nie należał. Więcej nie było chłopakowi dane się przyglądać brązowowłosemu, gdyż do celi wtargnęły demony i chwyciły mocno ramiona chłopaka. Blondyn nie stawiał oporu, tylko patrzył na niemal płaczących mężczyzn i zastanawiał się dlaczego nie wstydzą się swoich łez, ale gdy zaczął przypominać sobie jak traktowani są ludzcy niewolnicy, aż zrobiło mu się głupio, że w ogóle o tym myślał.

W tej chwili poczuł, że to co jego matka przekazała mu w liście musi się spełnić. I to nie tylko dla jego własnej wygody, ale i dla tych wszystkich więzionych ludzi.
Demony prowadziły go bogato zdobionymi korytarzami, ale Valentine spoglądał na nie z obrzydzeniem. Wszystkie ściany ozdobione były pięknie namalowanymi freskami, ciężkie, czerwone kotary zasłaniały okna, a pod ich stopami leżał bordowy dywan, ze złotymi wzorkami. Gdzieniegdzie wisiały obrazy przedstawiające samego Samaela oraz jego rodzinę, ale chłopak oczywiście nie wiedział kim są ludzie z mijanych obrazów.

W końcu znalazł się przed ciężkimi, mahoniowymi drzwiami. Były pozłacane w niektórych miejscach. Jeden z demonów zapukał trzy razy.
-Wejść!- rozległ się głęboki, niski głos. Mężczyzna pchnął drzwi i wprowadził go do pomieszczenia. Było ono bardzo jasne, gdyż kotary w przeciwieństwie do tych na korytarzu, nie zasłaniały okien. Na niewysokim podwyższeniu  stał wielki fotel, w którym usadowiony był czarnowłosy mężczyzna. Gdy tylko ujrzał blondyna, uśmiechnął się półgębkiem.

-Pokłoń się przed litościwym władcą, człowieku.-ostatnie słowo wymówił z nieukrywaną pogardą i pewnie gdyby mógł splunąłby zaraz po wymówieniu go. Niebieskooki patrzył na niego hardo.

-Nie ma mowy bydlaku!- wykrzyczał. Czarnowłosy umilkł, a jeden z pilnujących dziewiętnastolatka demonów, uderzył chłopaka z pięści w twarz, a następnie „poprawił” waląc go w brzuch. Blondyn mimowolnie zgiął się wpół i kaszlnął, po chwili został powalony na kolana i przyciśnięty do marmurowej posadzki.
Czerwonooki wzruszył i zaśmiał się.

-Nie szczekaj tak, bo jeszcze się przestraszę.-westchnął- Nie chcesz po dobroci to nie. Oddawaj mój miecz. Wiem, że go masz.
-Nie wiem gdzie jest. Chociaż nawet gdybym wiedział, musiałbyś wyrwać go z moich martwych, zimnych ramion.

-W takim razie jesteś nieprzydatny. No zobacz.-zacmokał- A chciałem być miły. Zabierzcie mi go z oczu. Na jutro wyznaczam dzień jego naznaczenia. Tym razem Florence ci nie pomoże. Biedny dzieciak.- powiedział z kpiną i zaśmiał się.
Po chwili chłopak został wyprowadzony z pomieszczenia. Samael nie widział sensu, by ciągnąć tę rozmowę dłużej, nie chciał przypadkiem zabić tak cennego zakładnika w swojej trwającej osiemdziesiąt lat grze.

Podczas gdy władca prowadził konwersację z młodym człowiekiem, Fenir skrył się za jedną z kotar i wszystkiemu się przyglądał. Zaintrygował go blondyn o pięknych, niebieskich oczach. Zastanawiał się dlaczego jego ojcu tak bardzo zależało na głupim kawałku metalu. Westchnął i wybiegł zza ciężkiego materiału.

-Tato! Mogę iść na spacer po ogrodu?- uśmiechnął się, a demon zerknął na niego z ciepłym uśmiechem, który zupełnie nie pasował do stanu w jakim był jeszcze chwilę temu.

-Oczywiście, ale ostrożnie dobrze?- pogłaskał jego rude włoski.


-Oczywiście!- wybiegł z sali tronowej i pobiegł do swojej komnaty. 
*********************************************************************************
Witajcie! ^^ Rozdział pisany na szybko, niesprawdzony, brak sił i ogółem deprecha i rzyć do bani xD Także błagam o nie pisanie o mych licznych błędach ^^ No nic... z okazji, że wybiło 50 komentarzy i 2000 wyświetleń w niedalekiej przyszłości pojawi się one-shot Undertaker x Ciel :D A na razie macie o dzień wcześniej Humana ^^ Do zobaczonka w sobotę ^^

1 komentarz:

  1. Cześć! Przez Twój wpis myślałam, że pomyliłam se dni i mam jutro wolne. Ale, niestety, zapinkalam do pracy... A teraz do rzeczy! Fajnie, że notka pojawiła się wcześniej, bo na jutro zaplanowałam pracę bety, chociaż dzisiaj też się pobawię. W każdym razie znowu odbiegłam od tematu i mój komentarz nie ma ładu, ani składu, albo źle widzę. Nieważne. Zacznę w końcu pisać z sensem? Chyba nie przy dzisiejszej pogodzie :D. Dobra! Lecim! To tak, jak zawsze będę narzekać na niedobór opisów, bo wierz mi, mogłaś tutaj stworzyć opis samego lasu od runa leśnego, przez podszyt po drzewa wysokie, ale to tylko moje obiektywne zdanie :D. Nie kieruj się nim, serio :D. Co dalej? Podobała mi się notka, było dużo akcji, sporo nowych bohaterów, porwanie głównej postaci i, jeśli dobrze podejrzewam, zauroczenie nią syna samego diabła :D. Co jeszcze? podejrzewam, że Fenir pomoże uciec Valentine'owi, bo się w nim zakochał, albo blondyn po prostu sprzeda mocnego kuksańca swoim porywaczom i zwieje, a wtedy Syn Diabła ruszy w pogoń za uciekinierem, zakochają się w sobie, a co za tym idzie, nastanie pokój na świecie, o którym mówi każda kandydatka na Miss, Ziemia odżyje, ludziom wróci utracona pozycja i należny szacunek i.... Amen :D. Wybacz, ale tak to widzę, a że czasami zdarza mi się bawić we wróżkę - takie coś powstaje. A jeszcze jedno! A w zasadzie jeszcze jedno + jeszcze jedno :D. Czytałaś może "Les Bijoux"? Bo pomysł na opowiadanie cholernie przypomina mi fabułę LB :). Ale pewnie się mylę. Co prawda kolory bohaterów były odwrócone, albo prawie, bo żaden nie był rudy, ale wyglądało to podobnie, jeśli idzie o akcje z głównymi postaciami :D. Chociaż, jak dokładniej się przyjrzeć, to jednak nie. Ogólny zarys podobny, ale jednak całość się różni. Zresztą, zobaczymy co szykujesz dalej :). A! I to drugie coś - dzięki za wyłączenie automatycznego odtwarzania. I wiem, że powinnam kotowi między oczy kliknąć, ale po dodaniu komentarza i tak leciała muzyczka. Czy coś jeszcze? Chyba wsio :D. Alem się rozpisała!

    Pozdrawiam serdecznie,

    R :D.

    OdpowiedzUsuń