Asnave niegdyś było piękną krainą, w której panowała zgoda i
harmonia, większość ziem pokrywały lasy, w których zamieszkiwały oswojone zwierzęta.
Miasta były niezwykle duże, ale żyjące w zgodzie z naturą. Kraina ta, była
wolna od niezgody, wojny czy chorób, znajdowała się pod władaniem rasy ludzkiej.
Ale każde imperium, nawet te najpiękniejsze i najbardziej
zgodne, w końcu upadnie.
Było to w roku pięćsetnym „Złotej Ery”, król miał już ponad
osiemdziesiąt lat, a jego ukochana żona przez całe swe życie nie powiła ani
jednego potomka. Raz urodziła synka, ale ten niestety zmarł po kilku dniach.
Mieszkańcy krainy uznawali to za zły omen i niestety… Nie pomylili się.
Był deszczowy wieczór,
król dostał gorączki, więc musiał odpoczywać. Pałac nie był zabezpieczony, gdyż
nikt nie spodziewał się tego, co miało zaraz się stać. Selan- królowa Asnave i
ukochana żona Aarona- siedziała przy łożu męża z delikatnym uśmiechem i
ściskała jego dłoń.
Wszystko działo się
niezwykle szybko, do skromnej komnaty wpadła horda demonów. Nim Selan zdążyła
zareagować długi miecz przeszył jej ciało, a jedyne co zdążyła zarejestrować
przed swą śmiercią, to głowa ukochanego trzymana w silnej dłoni demona i
radosny okrzyk.
Od tamtej pamiętnej nocy, ludzie stali się niewolnikami, a
Asnave zyskało nowego władcę. Był on bezwzględny, a jego okrucieństwo było
znane od morza Gene aż po pasma gór Agoli. Kraina zaczęła powoli obumierać, a
na jej kościach powstało imperium, zwane przez zagranicznych Jahanamu.
Samael podzielił Asnave na kasty. Oczywistym było, że na
najwyższym szczeblu znajdowały się demony. W pojedynkę były one niemal
bezbronne, gdyż wystarczyło stu ludzi, by je pokonać.
Zaraz pod demonami znajdywali
się czarownicy, byli oni obdarzeni niezwykle potężną magią. Od początku
działali w zmowie z piekielnymi istotami, ale nie kwapili się do przejęcia
władzy.
Inne stworzenia,
którymi były między innymi wilkołaki, elfy, nimfy i wampiry, byli normalnymi
obywatelami. Większość z nich była bardzo uboga, ale niektórzy posiadali majątek
większy niż niejeden czarownik.
Ostatnią kastą byli ludzie. Posiadali oni fizyczne cechy
większości istot żyjących w Asnave, dlatego po osiągnięciu dorosłości każdy z
nich był poddawany naznaczaniu. Plecy każdego dorosłego człowieka pokrywało
wyszyte słowo przedstawiające nazwę ich rasy. Po latach przestali oni być nawet
nazywani ludźmi, a zostali przez najwyższą kastę określeni mianem „Naznaczeni”.
W roku sześćdziesiątym „Ery Śmierci” Asnave przypominało
ogromny cmentarz, lasy jakby obumarły, a zwierzęta w nich mieszkające zamieniły
się w dzikie bestie. Niebo przez cały
czas było szare i od lat nie pozwoliło słońcu dotrzeć na ziemię.
W mieście Calvanos stał mały domek, który również został
dosięgnięty przez okrucieństwo Samaela.
Był on smutny, zbudowany z desek, które mogły pamiętać pradziada króla Aarona.
Mieszkał w nim elf wraz ze swoją żoną. Oboje bardzo pragnęli mieć dziecko, lecz
niestety odkąd na tronie zasiadł Samael, wiele istot nie mogło mieć dziecka,
przez co populacja znacznie się zmniejszyła. Xavier, tak miał na imię owy elf,
oraz jego małżonka Maria dwa miesiące wcześniej przyjęli pod swój dach
brzemienną kobietę, która błagała ich o ratunek maleństwa przed naznaczeniem.
Maria zareagowała niemal od razu i szybko ukryła ciężarną. Xavier chcąc nie chcąc
również się zgodził i oboje pielęgnowali kobietę oraz jej nienarodzone dziecko.
W końcu nadszedł czas
rozwiązania. Urodził się zdrowy i silny chłopiec, ale matka niestety zmarła.
Elfy przyrzekły sobie, że nigdy nie opuszczą dziecka i rzeczywiście tak było.
Pilnowali go cały czas, Xavier mimo swego sędziwego wieku uczył go walki i
samoobrony. Oboje wpajali mu najważniejsze prawdy oraz przedstawili historię
Asnave.
*********************************************************************************
-Tato!- krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha Valentine.-
Mama upiekła pyszne ciasto, wiesz, wiesz, wiesz?!- skakał radośnie po całym
pomieszczeniu czym wywołał u Xaviera śmiech. Siwy, pomarszczony elf wstał
powoli i podszedł do blondyna. Poczochrał jego włosy.
-No to trzeba koniecznie sprawdzić jak ono smakuje,
nieprawdaż? Ale to po lekcji. Dziś nauczysz się walki mieczem.
Niebieskie oczęta dziecka rozbłysły.
-Naprawdę?! Będę mógł potrzymać twój miecz?!
Staruszek zachichotał, podszedł do skromnego kominka i
ściągnął miecz.
-Nigdy go nie użyłem, ale wiem jedną rzecz o nim. Jest to
miecz, którym Samael zabił króla Aarona. Od teraz należy do ciebie. Chodźmy na
zewnątrz, tam poćwiczymy. Mama dostałaby zawał, gdyby zobaczyła co wyprawiamy.
Oboje założyli nieco cieplejsze ubrania i wyszli za domek, gdzie
Maria miała mały ogródek. Stało w nim potężne drzewo, które od lat służyło im
jako worek treningowy, co było widać po obdrapanej korze i licznych
nierównościach.
*Kilka lat później*
Blond młodzieniec obserwował ciało swojej matki, która
właśnie zasnęła wiecznym snem. Na ustach miała delikatny uśmiech, Valentine
trzymał delikatnie jedną jej dłoń, a Xavier drugą. Oboje nie byli w stanie
hamować łez, ogień w osmolonym Koninku powoli dogasał i tracił ciepło, podobnie
jak ciało leżącej na łożu kobiety.
-Jest teraz w lepszym miejscu.- przerwał ciszę siwowłosy.
Niebieskooki otworzył zaczerwienione oczy.
-Tego nie wiemy. Pozostaje nam wiara. – skwitował wypowiedź
ojca, delikatnie ucałował dłoń zmarłej i ułożył ją ostrożnie na jej ciele.
- Synu, muszę ci w końcu wyznać prawdę. Maria… błagała mnie
byś dowiedział się po jej śmierci, taka była jej wola. Mam nadzieję, że nas
zrozumiesz.
Chłopak uważnie obserwował ojca przenikliwym wzrokiem.
-Pamiętaj, nawet jeśli ta prawda będzie okropna. Nadal będę
was kochał. Co chcesz mi powiedzieć ojcze?
Mężczyzna zawahał się i westchnął. Zacisną powieki i odłożył
dłoń ukochanej. Valentine cierpliwie czekał. Nie czuł niepokoju, był wręcz
przerażająco spokojny, co tylko odbierało elfowi odwagę.
-Synu… Siedemnaście lat temu… Zawitała do naszego domu
przerażona kobieta. Była ona w zaawansowanej ciąży. Maria i ja… zajęliśmy się
nią. Ona… była twoją matką. –wyznał w końcu.
Chłopak tylko zadrżał i zacisnął zęby. Oddychał głęboko i
powoli.
-Jak miała na imię? Kim była?
Starzec wstał, dało się usłyszeć chrzęst zastanych kości,
podszedł do okna i zamknął okiennice.
-Miała na imię Florence. Była ludzką kobietą. Twój ojciec
został zabity przez demony, jej udało się uciec, ale… była zbyt słaba. Zmarła
podczas porodu. Jeśli chcesz… mam list, który napisała przed twoimi
narodzinami.
Chłopak uśmiechnął się i przytulił ojca:
-Uważam, że dobrze postąpiliście. Mam rodziców. A nie jakiegoś
Xaviera i jakąś Marię.
Mężczyzna uśmiechnął się i podał chłopakowi pożółkłą kopertę.
Następnego dnia wyprawili Marii pogrzeb, pochowali ją wśród
jej ukochanych kwiatów, siedzieli przy jej grobie do czasu aż nie zmarzli i
byli zmuszeni wracać do chatki.
Xavier zmarł dwa lata później. Umarł we śnie, tym samym
pozostawiając chłopaka samego sobie.
Valentine wiedział, że jak najszybciej musi znaleźć schronienie,
bo inaczej demony zrobią z niego niewolnika. Dziewiętnastolatek pochował
ostatnią bliską osobę i spakował wszystkie rzeczy do dużej walizki. Usiadł
przed kominkiem ze łzami w oczach i wyciągnął z kieszeni płaszcza list od swej
biologicznej matki.
-Wypełnię twą wolę.
*********************************************************************************
No i oto pierwszy rozdział "Human". Przepraszam cię Roszpunciu, w tym opowiadaniu chciałam by czytelnik sam wyłapał jacy są bohaterowie, jak wyglądają i tak dalej :c Ale jeśli bardzo chcesz to można zawsze mnie złapać na GG ^^ No dobra, a teraz spadam i mam szczerą nadzieję, że ktoś to przeczyta ;-; Kocham Was wiecie? ^^
Ozzy - chan :3 (Tak, te nazwy są beznadziejne, Góry Agoli powstały gdy spojrzałam na podręcznik od Biologii, kto bogatemu zabroni? x,D)
Hahaha! Ponownie wymieniasz mój nick ♥. Arigatou! A teraz co do opka, no cóż, pomysł mi się podoba i to bardzo,a le wszystko jest zbyt chaotyczne. Brakuje mi dokładniejszych opisów miejsc, postacie akurat są spoko, nie wyjustowałaś tekstu, a to źle, źle, źle! I jeszcze jedno, Moja Droga, wcięcia - gdzie się podziały?! I jeszcze - kto to jest Samael? Domyśliłam się później, gdy napisałaś, że zabił prawowitego władce i zasiadł na tronie, ale był fragment, gdzie powinnaś "wsadzić" jego imię. O, tutaj: "Od tamtej pamiętnej nocy, ludzie stali się niewolnikami, a Asnave zyskało nowego władcę. Był on bezwzględny, a jego okrucieństwo było znane od morza Gene aż po pasma gór Agoli. Kraina zaczęła powoli obumierać, a na jej kościach powstało imperium, zwane przez zagranicznych Jahanamu". Dobra, dość tych negatywów :D. Czas na zalety, a tych uważam, że jest sporo :). Po pierwszy, nazwy krain - podobają mi się, po drugie - imię głównego bohatera oraz jego rodziców adopcyjnych. Zresztą, biologiczna matka tez miała ładnie :D. Co jeszcze? Nowa nazwa rasy ludzkiej, pasuje do tego, co robią z nami demony. Następnie cieszę się, że Valentine nawiał, o tak! I chyba wiem, o jakie przeznaczenie chodzi :D. Czy coś jeszcze? Ach, tak! To będzie yaoi, co nie? Będą seksy? Powiedz, że będą! Powiedz! R uwielbia ♥. No i to chyba tyle ode mnie :D. Za wszelkie błędy w komentarzu przepraszam, piszę śpiąc :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Twoja R :D.
A! I jeszcze jedno, o czym zapomłam... Wyłącz, proszę, automatyczne odtwarzanie, dobrze? Z góry dziękuję :).
UsuńNo witaj ^^ Jeśli chodzi o chaos i brak imienia władcy... Było to celowe. Ten rozdział jest jak pierwszy odcinek anime- nie ogarniesz xD W kolejnych rozdziałach wszystko ma się wykazać. Mam nadzieję że rozumiesz. Wiem- nie wyjustowałam, nie ma wcięć, bo również marzę o śnie xc Co do odtwarzania, coś zdziałam ale nie dziś ^^
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZuziu...;-; jakie to świetne...naprawdę. Zaczęło się mega. Szczerze odebrało mi mowę. Od razu polubiłam głównego bohatera x'D tak po prostu x'D jest taki słodziutki i kochaniutki...:'3 Nie bój żaby, nazwy nie są koszmarne xD ojejuuu! Czekam na kolejny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kuro x3
No nareszcie przeczytałam na szczęście bo chciałam jeszcze z 2 bezsensowne komentarze wpisać a tylko dlatego że coś mi przyszło do głowy albo mam głupawkę ;p
OdpowiedzUsuńNo ale do reczy.. hmm... i co ja mam Ci tu napisać no? Nazwy nie jakieś straszne, w sumie nawet fajne XD Imiona nawet mi się podobają szczególnie Aaron (imię z książki "Dotyk Julii" kocham <3) ale niestety zmarło mu się a już miał być moją ulubioną postacią XD A Valentine ? Na razie nie moge się zorientować jaki jest ... za mało ;-; ale tak serio co myślałaś jak nadawałaś mu to imię? Nie że złe czy przeszkadza czy coś no ale po prostu ... co wtedy miałaś w glowie ? Amorów Ci się zachciało? XD No ale może być ciekawe ale tak jakoś szybko mi to przeleciało x3
~Laura >^ω^<